top of page

Znaleziono 251 elementów dla „”

  • Grzegorz Wróblewski – sześć wierszy

    Nasza unikalna poezja (harmonogram) 1-15 rok życia: znaki tworzone patykiem na podmokłym piasku, żyrafy, rusałki, aniołowie, pomarańczowe słońce, cycki pierwszej ukochanej, spirale po inicjacyjnym wypiciu wina marki wino, zamiast trygonometrii podglądanie cioci i wujka 16-20 rok życia: debiut literacki w burdelu, rewolucja, nie wiemy jaka, lecz rewolucja, poemat o haszu, po wypaleniu haszu linijki dotyczące starszej kobiety, która nauczyła nas pozycji od tyłu, ciocia i wujek nadal wzbudzają duże zainteresowanie 21-30 rok życia: stypendium, na którym mieliśmy napisać, ale zamiast tego chodziliśmy w czarnych paciorkach, głosząc zagładę świata, czyli sublokatora, który lepiej wsadzał, ciocia i wujek przestają być aktywni, co wprawia nas w silnie depresyjne stany 31-40 rok życia: dożyliśmy i mamy już pierwsze medale, pomników jeszcze nie posiadamy, zamiast wódki pijemy hiszpańskie wina, perfumy nie wchodzą do gardła, wsadzanie coraz gorsze, pojawiają się wiersze o synu, który zbawił, ale zbawił nie tego co trzeba, czyli zdradził i jest niedobrze 41-50 rok życia: nie zapiliśmy się na śmierć, powracamy do pomysłów z okresu początkowego, czyli rejestrów, które tworzyliśmy między 1 a 15 rokiem życia, nazywamy to twórczością awangardową, wspominamy ciocię i wujka, którzy tak wspaniale gimnastykowali się pod prysznicem 51- do deski grobowej: ślinimy się na widok rusałek, czytamy Mickiewicza, głosząc, że był to jednak wizjoner i że popełniliśmy błędy, wsadzanie na poziomie zerowym, ciocia i wujek dawno już przetrawieni pod tują/krzakami, cisza wieczna & bóg raczy wiedzieć… Tatami w Kioto Stań się minerałem, a staniesz się mrówką. I tylko tyle. I nigdy nic więcej. Lata przemian Trzeba wdychać głęboko powietrze. Palec serdeczny niczego nam nie wyjaśnił. (Wszystko rodziło się i wesoło zdychało…) Jednego dnia byłem istotą bezzałożeniową, a drugiego scjentystycznym ssakiem. Odwiedzałem światy równoległe. Najczęściej w kopenhaskim zoo. Miłość Spójrz w niebo albo w siebie albo w kamień albo na nic nie spoglądaj Nieśmiertelny Johnny Właśnie leży pod stolikiem w pubie na Vesterbro. Jest nieśmiertelny – mówi brodaty barman. Od kilkunastu minut słuchamy na okrągło Promises Erica Claptona. Barman jest wyraźnie poetą. Przyssał się do blondynki.   Johnny jest nieśmiertelny, ale to ja jestem jak ten niezwykły kamień, co nigdy nie porasta mchem.  Kamień, co nigdy nie porasta mchem… Ale chujowe zdanie! Ale zdecydowanie chujowe zdanie. Wychodzę w światy dilerki, a Johnny prosi o nową lufę. Samodzielne robienie herbaty a najlepiej kłaść się na wznak trochę kosy   spadną z nieba osy kalmar (wieprze likier drutowanie) kłaść się na wznak więc się szybko rozejrzyjmy kosa cukier chipowanie wampir spadnie kalmar suknia o nic ciebie nie prosiłem (dobermany na xanaxie czy to ważne suknia kalmar) spadnie osa kłaść się wieprze świeci kula albo kosa wieprze kalmar nie ma cukru pancerz suknia (trochę błota) kłaść się na wznak drutowanie Grzegorz Wróblewski (ur.1962) – artysta wizualny, (ur. 1962) – autor książek poetyckich, prozatorskich i dramatów; m.in  Ciamkowatość życia (2002), Planety (1994),  Dolina królów (1996), Prawo serii  (2000), Pomieszczenia i ogrody (2005), Hologramy  (2006),  Noc w obozie Corteza (2007),  Nowa kolonia (2007), Hotelowe koty (2010), Pomyłka Marcina Lutra (2010), Dwie kobiety nad Atlantykiem Dwie kobiety nad Atlantykiem (2011), Gender (2013) Kosmonauci  (2015), Namiestnik (2015), Choroba Morgellonów (2018). Implanty (2018), Miejsca styku (2018), Pani Sześć Gier (2019), Runy lunarne (2019), Tora! Tora! Tora! (2020), Cukinie (2021), Letnie rytuały (2022), Niebo i jointy (2023), Ra (2023), Spartakus (2024). Tłumaczony na kilkanaście języków, m.in. na język angielski, zbiory: Our Flying Objects – selected poems (2007), A Marzipan Factory – new and selected poems (2010), Kopenhaga – prose poems (2013), Let’s Go Back To The Mainland (2014), Zero Visibility (2017), Dear Beloved Humans (2023). W Bośni i Hercegowinie Pjesme (2002), w Czechach Hansenovic vana (2018). W Danii w ostatnich latach wybory wierszy: Digte (2015) oraz Cindys Vugge (2016), wraz z Wojtkiem Wilczykiem (foto) projekt Blue Pueblo (2021), krótkie prozy Androiden og anekdoten (2023). Wraz z Bobim Peru płyta Projekt1 (2005), autor tekstów w projekcie muzycznym Pawła Kelnera Rozwadowskiego i Krzysztofa Siwego Bentkowskiego, płyta Nie Cierpiące Zwłoki (2021). Udział w licznych wystawach zbiorowych i indywidualnych (malarstwo, mixed media, instalacje) w Polsce, Danii, UK i Niemczech. Książka asemic writing Shanty Town (Post-Asemic Press, USA, 2022), książka-obiekt z poezją wizualną Polowanie (Convivo, 2022). Mieszka w Kopenhadze.

  • Mariusz Grzebalski – cztery wiersze (audio)

    czyta Wojciech Masacz Dzień jak każdy, jak żaden inny Wychodzi z rowu przeciwpowodziowego – najstarszy wiekiem sierżant – i niecierpliwym gestem przywołuje ciężarówkę z kruszywem. Charczy, pluje, smarka pod stopy – centralny punkt zamglonej przestrzeni. Jego pluton klnąc, tonie w błocie. Dzień po dniu nieużytek, teren zalewowy ustępuje miejsca betonowi, nowe zbrojenia wznoszą się ku górze. Teraz rządzi tu on – stary, wkurwiony troll. Nie ma zmiłuj się. Dziewczyny przy szosie Tańczą i machają do mnie, kiedy je mijam – rozbawione i nie zważające na nic. To moment, kiedy świat należy do nich, a dzięki nim trochę do mnie. Dlatego odmachuję im też się śmieję i nawet żałuję, że nie mogę zatańczyć. Nie inaczej pamięci Norberta Leśniewskiego Szukałem twojego grobu na wiejskim cmentarzu i kiedy w końcu go znalazłem, poczułem takie zmęczenie, że przysiadłem na pomniku. Liście szemrały, wiał lekki wiatr. Nie spotkaliśmy się po twoim telefonie, a powinienem był zrozumieć, że będzie to nasz ostatni wspólny raz. Wiał lekki wiatr, liście szemrały. Przysiadłem na pomniku i poczułem, że leżysz odwrócony do mnie plecami. Że tak właśnie jest i zawsze będzie. Pod asfaltem Dziś rano, jadąc do pracy, minąłem potrąconą przez auto wiewiórkę. Na tle świeżego śniegu była jeszcze bardziej ruda. Wyglądała jakby nic złego się jej nie stało. Jakby leżała na jezdni i ze zdziwieniem słuchała jak ziemia pulsuje pod asfaltem. Mariusz Grzebalski (ur. 1969) – poeta, redaktor, wydawca. Opublikował dziewięć zbiorów wierszy, ostatnio Tylko kanarek widział (2024), a także wiersze zebrane w tomie Kronika zakłóceń (2010), zbiór opowiadań Człowiek, który biegnie przez las (2006), oraz wybór wierszy Dziennik pokładowy (2016). Laureat nagród m.in. Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek (1998, 2007), Huberta Burdy (2002), Silesius (2014), Fundacji Kultury (2014). W 2014 nominowany był do nagrody im. W. Szymborskiej. Mieszka w Dąbrówce koło Poznania.

  • Karol Maliszewski - wiersz (audio)

    czyta Wojciech Masacz poemać daj ja ci poemam, a ty się obrusz (z księgi) tylko ranek jest pewny dzień przynosi zwłokę i zwątpienie co zdobi bondę gówno mnie to obchodzi tylko ranek jest pewny wydęte brzuszki nadmorskich kurortów spuśćmy trochę powietrza niech zejdzie siarka i opłata klimatyczna trwają przygotowania do sezonu i referendum czy jesteś za tym by nosić małego w prawej nogawce w końcu każdy ma prawo decydować o własnym ciele wydęte brzuszki nadmorskich kurortów spuśćmy trochę powietrza z ziemi może spadną ceny z piedestału zejdą smażalnie spłyną podtrute ryby tylko ranek jest pewny cisza trwa potem dzieli się na części wdech wydech wdech oddychaj w pełnym zakresie ostatnie rabaty w tym roku wydęte brzuszki nadmorskich kurortów obrzmiałe wargi napięty cyc jedziemy do tych lal z plastiku bujają się na słonym wietrze nie mamy innego wyjścia w morze w horyzont w to wszystko kocham tego psa pisze na fejsie i wszyscy gratulują znalazł sens w życiu pies czy właściciel? tego komentującego nie lubimy podkreślamy go na czerwono tylko ranek jest pewny potem fejs przynosi zwątpienie nikt mu nie powiedział że pycha przed upadkiem teraz prezes jest zaskoczony ten autor to odkrycie a zrobiliście mu już lewatywę? przeżył? tylko ranek jest pewny dzień przynosi pytania wstrzymuje się od odpowiedzi ciąg dalszy nastąpi masz to zapewnione w piśmie od kościoła wolisz obrazek z maryją w portfelu obok innych członków rodziny dla wnuków zabrakło przegródek babcia marzyła że zostaną księżmi zakonnicami wybrali it tylko ranek jest pewny dzień przynosi komplikację i znudzenie bierze miarę po cichu na trumnę wieczoru pora spać poemacie czy jak ci tam tu już nie ma nic więcej do roboty. Karol Maliszewski (ur. 1960) – dr hab., profesor UWr., pracuje w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UWr. Opublikował kilkanaście zbiorów wierszy i książek prozatorskich, m.in.: Nasi klasycyści, nasi barbarzyńcy, Zwierzę na J. Szkice o wierszach i ludziach, Nowa poezja polska 1989–1999. Rozważania i uwagi, Rozproszone głosy. Notatki krytyka, Po debiucie, Pociąg do literatury.  Ostatnio wydał: Piosenka o przymierzaniu (2019), Bez zaszeregowania. O nowej poezji kobiet (2020), Czarownica nad Włodzicą. Baśnie  i legendy z Nowej Rudy i okolic (2021) oraz Diabeł z Wilkowca. Baśnie i legendy z okolic Nowej Rudy (2023). Mieszka w Nowej Rudzie.

  • Piotr Maur – Musimy im to powiedzieć (audio)

    czyta Wojciech Masacz *** Powiedzieli, że kochasz innego, Więc się zamknąłem w moim pokoju I napisałem ten artykuł przeciw Rządowi, Przez który teraz siedzę w więzieniu. Ernesto Cardenal a jeśli ten człowiek który obudził mnie tego poranka jeśli ten wystrugany z porannego światła i mroku facet z wystrzępioną miotłą w dłoniach osadzoną na metalowej rurce podmiatający patyki kurz i liście bo właśnie nastała jesień i warto a nawet trzeba coś z tym zrobić więc jeśli okaże się że ten człowiek w szarych i mocno już zużytych drelichach i butach jak ściągniętych ze starszego dawno już pochowanego brata jeśli ten gość którego z początku wziąłem zupełnie nie wiem dlaczego za syzyfa okaże się być naprawdę syzyfem? czy powinienem podejść i przeprosić go za to że mam dla niego same złe nowiny? i jak mam to mu powiedzieć? „odłóż człowieku tą miotłę nie martw się o liście papiery czy patyki te rzeczy bardziej są tutaj na miejscu niż ty wszyscy o tobie już dawno zapomnieli i nawet ci dla których coś znaczyłeś jako symbol ważnych spraw nawet oni o tobie już nie pamiętają być może dlatego że stracili pamięć a może tylko poczucie sensu życia a być może dlatego że umarli ani ta wiara że tak długo jak trwa twoja kara tak długo żywa jest hańba bogów nie może być ci już pociechą twoi bogowie też odeszli w niepamięć i choć może nie byli lepsi od tych nowych którzy swoją pozycję także zawdzięczają kłamstwom szantażom morderstwom przekupstwom terrorowi nie urodzili się jednak w slumsach pośród gnid kurew i lichwiarzy nie sądzisz chyba że wiedzą co to jest hańba” i kiedy tak stoję i rozmyślam nagle niezauważalnie ten człowiek zjawia się obok mnie bierze mnie w ramiona oddaje miotłę i poprzez cieknące z oczu łzy szepcze „będziesz bracie jej potrzebował” *** musimy im to powiedzieć ale zanim im to powiemy musimy opracować strategię większość z nich i tak ma to gdzieś ale zawsze znajdzie się kilku którzy podniosą wrzawę a to nie jest nam potrzebne dlatego musimy im to powiedzieć tak żeby nie przyjęli tego do wiadomości tak żeby to umknęło ich uwadze tak żeby pomimo wszystko to zbagatelizowali ale powiedzieć musimy powiemy im odczekamy aż zapomną poczekamy aż uwierzą że to tylko takie gadanie było wtedy będziemy mogli z czystym sumieniem powiedzieć im że przecież wam mówiliśmy tylko nie mówcie że wam nie mówiliśmy co z wami?! my wam mówimy a wy w ogóle nie słuchacie co z wami?! dlaczego nie słuchacie tego co do was mówimy teraz ponieważ nie słuchacie spadną na was te wszystkie straszne konsekwencje tego że nie słuchacie *** z pewnością masz rację ale oni mają kredyty nawet gdyby twoja racja mogła równać się sumie ich zobowiązań albo nawet je przewyższała to wciąż będzie za mało ty masz rację w co nikt nie wątpi ale oni mają kredyty i szefa prawdziwego sukinsyna który także chadza na krótkiej smyczy kilku – jeśli wierzyć pogłoskom – kredytów więc gdybyś nawet poparł swoją rację zaświadczeniem o posiadaniu kredytu to wciąż za mało i choć masz rację a także kredyt i choć masz troje dzieci w wieku kłopotliwym a także żonę która na przemian rozpacza lub straszy cię adwokatem to wszystko pikuś oni mają kredyty i szefa prawdziwego sukinsyna a szef prócz kredytów ma też kilka żon a każda z tych żon ma z nim rozwód no i oczywiście kredyt lub nawet kilka ma także z nim dzieci i w dodatku każda z nich ma swoje racje poparte stosownym wyrokiem sądowym więc jak sam widzisz sprawa wygląda kiepsko nawet gdybyś miał kredyt zaciągnięty w szwajcarskich frankach a wiedz że nie wspomniałem w ogóle o szefach tego szefa gościach którzy są udziałowcami koncernu do którego należy gazeta która nie wydrukowała twego wykurwiście gorącego materiału *** tuż po śniadaniu siedząc jeszcze przy stole z całą rodziną zapalasz papierosa bierzesz łyk kawy i aby dopełnić codzienny rytuał otwierasz gazetę tam na jednej ze stron odnajdujesz swój nekrolog gwałtownie składasz gazetę i na wypadek gdyby to była jedyna prawdziwa informacja wydrukowana w tym prestiżowym szmatławcu chowasz ją do kieszeni na wieczną pamiątkę walcząc jednocześnie z nagłym atakiem suchości w krtani żona patrzy na ciebie dzieci patrzą na ciebie więc uśmiechasz się niezbyt przekonująco i mówiąc coś o drobinkach chleba w gardle wychodzisz brzmi jak koszmar no nie? jak najstraszniejsza rzecz jaka mogła cię dopaść no nie? ale jeśli tak właśnie myślisz poczekaj stary na wieczorne telewizyjne wydanie wiadomości *** masz tu kartkę papieru i pisz nie bój się po prostu pisz pomyśl sobie że to tylko test jeśli ci to w czymś pomoże albo pomyśl jeśli to ci w niczym nie zaszkodzi że to najważniejszy w twoim życiu egzamin po nim będziesz już wiedział kim jesteś i być może reszta życia zejdzie ci na nie do końca daremnych próbach zapomnienia tego napisz w możliwie najprostszy sposób o tym co najważniejsze pisz nie oglądaj się na innych pisz zobaczymy co z tego będzie nieśmiertelny w swej wymowie poemat mniej lub bardziej pobożne życzenie udające dogłębną analizę rozdzierający serce wrażliwością felieton na jakiś zatwierdzony do wierzenia temat prośba o zasiłek poparta dobrymi argumentami o niepełnosprawności żarliwy pean na cześć rządzących mowa pogrzebowa dla samego siebie uprzejmy donos na sąsiada pisz skoro utrzymujesz że jesteś pisarzem pisz zobaczymy co z ciebie będzie Piotr Maur (ur. 1963) – poeta, prozaik. Opublikował książki siedemdziesiąt sześć (1996), 28 i 5 (2002), Bezmiar miłości (2006), Pogrzebowe obrzędy, miłosne ceremonie (2010), Po papierosy i z powrotem (2015). Obecnie mieszka w USA.

  • Adrian Krysiak – pięć wierszy 

    Białe róże (za Różewiczem) Nie 20 sierpnia lecz 13 marca wyszła z domu i nie wróciła w wieku zaawansowanym z postępującym debilizmem z różą w zębach całym bukietem naręczem kolców gdyby ktoś się natknął proszę nie dokarmiać Chilijscy poeci chilijscy poeci z a w s z e mają coś do napisania i notesy chilijscy poeci n i g d y nie rzucają słów na wiatr i od niechcenia chilijscy poeci c z a s e m śmiecą na ulicy i w życiu prywatnym chilijscy poeci r z a d k o wyprowadzają psy i się z domu chilijscy poeci c z ę s t o są patetyczni nachalni chilijscy poeci n i e c z ę s t o bywają żenujący uprzejmi chilijscy poeci n a j c z ę ś c i e j mają coś do opowiedzenia rebus, anegdotę, aforyzm chilijscy poeci miewają neurozy psychozy i chandrę chilijscy poeci lubią sukulenty ambiwalencję i peyotl na nich nie działa morska bryza wschody i zachody słońce jako takie chilijscy poeci nie żałują niczego niestraszna im drgająca powieka i wszystkie kobiety które odeszły i upływający czas chciałbym być chilijskim poetą albo chociaż poetą albo przynajmniej chilijskim Gdybym mógł gdybym tylko mógł ująć wszystko w dwóch słowach wybuchnąłbym szczerą nienawiścią do wszystkiego co pozostało gdybym tylko mógł wykrzyczeć dwa słowa nie spodobałyby Ci się ponieważ znam sporo inwektyw jestem mistrzem obraźliwych sformułowań mam w sobie głębokie pokłady złej woli i najgorszych rozczarowań tak by to było wyzwałbym Cię od najgorszych nazwałbym jak nigdy nikogo dotąd nie nazwałem bo brakło mi słów teraz mam ich na pęczki i w zanadrzu kropelkują sukinsyny gdybym tylko mógł wypowiedzieć dwa słowa po raz wtóry zabrakłoby mi słów podmiot liryczny tego wiersza podmiot liryczny tego wiersza nie wie dlaczego mówi to co mówi podmiot liryczny tego wiersza nie pamięta czasów sprzed swoich narodzin podmiot liryczny tego wiersza nie pojmuje że przed nim były inne podmioty liryczne a po nim będą kolejne nieświadome jego istnienia podmiot liryczny tego wiersza nie wierzy w wolną wolę wierzy za to w stochastyczną naturę wszechrzeczy podmiot liryczny tego wiersza nie wie czy jest autorem a przecież miało nie być w nocy gwiazd miało nie być nocy a była miałem jechać Chevroletem drogą do Sintry ale nie miałem być chociaż przez chwilkę szczęśliwy poniosłem porażkę ty za to bywałaś perfekcyjną pracownicą sektora nieufności więc i ja straciłem całą ufność moje pokłady dobrego samopoczucia a samochody nie przestrzegały reguł za nic mając prawo perspektywy nie zmieniały wielkości wraz z odległością liczył się tylko jeden ten jeden największy najważniejszy najbliższy Adrian Krysiak (ur. 1987) – mieszka w Poznaniu. Z wykształcenia lingwista, z zawodu lektor języków obcych z zacięciem krytyczno-terapeutycznym, tłumacz, korektor i redaktor. Zainteresowania: hiszpańsko- i francuskojęzyczna literatura awangardowa i eksperymentalna, metafikcja, sztuka XX-wieczna, teatr absurdu, jazz, flamenco, fado, filmy Bergmana, Tarra, Miguela Gomesa. Publikował w „Helikopterze”, „Fabulariach”, „Stronie Czynnej”, „Drobiazgach”, „Tlenie Literackim”, „Wizjach”, „Trytytce”, „Gazeta Musi się Ukazać” i „Obszarach Przepisanych”. Raczej mizantrop, więc ogólnie milszy mu pantofelek.

  • Przemysław Wechterowicz – Maria i Witek

    Skończyło się na podaniu zastrzyku domięśniowego w serce i na urywanym dźwięku przypominającym skrzek dobywającym się z okolic jego klatki piersiowej. Młody lekarz niczego z życia nie rozumiał. Ani z jego, ani w ogóle z życia. Zabrał się za ratowanie jej męża, zamiast ratować sam siebie. Nie minęła minuta, gdy usłyszeli głuche westchnienie, jakby ze studni wołano na modlitwę, i na Witka przyszedł kres. Maria pamięta tylko tę jedną scenę. Jest połowa sierpnia, Matki Boskiej Zielnej, zaręczyli się miesiąc wcześniej, w dniu jej urodzin. Mają po dwadzieścia jeden lat, choć Witek skończy swoje dopiero pod koniec lata. Leżą nadzy w słońcu. Kochali się już trzy razy, a teraz pozwalają swoim ciałom na chwilę odpoczynku i zapomnienia. Oboje lubią się wygrzewać, choć Witek woli to nazywać smażeniem się. Z dachu czterometrowej ambony bliżej jest do słońca niż z kocyka złożonego na dwa i ułożonego na trawie, ale Witek nie jest o tę różnicę odległości zazdrosny. W jego pomrukach pobrzmiewają entuzjastyczne tony dla jej umiejętności kochania się. Maria nadgryza owoc melonowca, który dostała wczoraj na targu. Sok spływa po jej szyi i, mijając piersi, zatrzymuje się na wiewiórce, jak nazywa Witek to miejsce. Gdyby Maria odwróciła wówczas głowę, mogłaby zobaczyć młodziutką sarnę, ukrytą w cieniu klonu tatarskiego, która obserwowała ich od dłuższego czasu. Witek ma czerwone zimne dłonie z czarnymi paznokciami. Za pidżamę robi u niego stara bluza ich córki skateboardzistki sięgająca mu do kolan. Maria akurat zrobiła pranie, a że niespodziewanie zaciągnęło się na deszcz i wilgość podniosła się z ziemi, wszystkie jego rzeczy były wciąż mokre. I tak szczęśliwie znalazła tę bluzę na strychu. Chyba nie miałby nic przeciwko. W lewej dłoni zaciska kurczowo kozik – nożyk z krótkim grubym ostrzem, idealny do grzybów, choć już po sezonie. Kot jest miękki i lubi zalec jej na udach. Maria chce wstać, pójść wydoić krowę, lecz kocur ją uprzedza. Zwija się w kłąb i udaje świętego pańskiego. A Maria ma słabość do świętych pańskich. Zajrzy do krowy później. Sięga po lusterko. Przygląda się cierpliwie swojemu odbiciu, jakby nie dowierzała. Szczerzy się do niego i czeka na odpowiedź. Cieszy ją widok siwych pukli i mocnych szczęk, które odziedziczyła po matce. Odkłada lusterko na stół i poprawia ramiączko halki, które się zsunęło. Maria czuje się niemal naga w takich sytuacjach. I jeszcze czuje, że gdyby jej życie mogło zacząć się od nowa, powiedzmy od dnia jej dwunastych urodzin, podczas których dostała pierwszej miesiączki, mogłaby z rozpędu i w odwecie za swoją rodzinę wyskoczyć przez okno. Jej jasne włosy rozsypałyby się na chodniku wokół kałuży krwi i wyglądałaby jak święta. Witek leży pod łóżkiem. Ci z zakładu pogrzebowego dojadą dopiero rano, a ona nie chce spać z trupem w jednej pościeli. Garnitur, jeszcze ślubny, wisi na drzwiach, wyprasowany. Czeka na swego pana, na ich ostatnią wspólną podróż. Ciągnik już sprzedany, kupiec zjawi się zaraz po pogrzebie. Reszta jego rzeczy musi poczekać. Znajdą się na nie chętni albo zawładną nimi kurz, rdza i niepamięć. Maria siedzi na zydlu i ciężko oddycha. W chacie panuje półmrok i czuć goździkami. Zrobiła babę cytrynową, ale nie ma jej kto zjeść. Córka nie dojechała, zatrzymało ją w objęciach wielkie miasto. Witek nie żyje, a ona i tak ma już za grube nogi, żeby pozwalać sobie na takie ekscesy. Gdy tłusta czarna mucha ląduje na Panu Jezusie, który wisi nad piecem, Maria się otrząsa i szybko wyciera łzę. Zamyka oczy i wypatruje stąd rzeczy niemożliwych: powracającego z grzybobrania męża, córki z deską, sierpniowego słońca. Ramzes nie słyszy jej myśli. Z uporem wczepiony w sztywniejące pod jego ciężarem uda Marii, próbuje przez sen osaczyć nieistniejącą mysz. Jednak myszy omijają go szerokim łukiem również podczas snu. Stary kocur ziewa więc przez sen. Nudzą go chrupki, konserwy i ludzie. Chce jedynie pokłonić się królowej myszy i wyznać jej prawdę. Przemysław Wechterowicz – pisarz. fot. Emilia Dziubak

  • Krzysztof Katkowski – osiem wierszy 

    Mecz rugby Jestem sam, więc wziąłem ze sobą Cernudę i Lorcę, (ich książki). Kocham obydwu, lewaków i gejów. Przytulam ich teraz do serca, kiedy idę, żeby zamówić piwo i obejrzeć mecz rugby. Barceloneta Starsza pani uśmiechnęła się do mnie, całkiem zalotnie. Jedzie z walizką, sama, pewnie do hotelu. To turystka. Czy widać po mnie, że ja też jestem z innego kraju? Walizka z Portbou Pewnie nigdy tam nie pojadę. To dosyć daleko, i poza szóstą strefą. Na to nie przysługuje już T-Jove. Nie piszę po to, żeby kogoś uratować czy uradować: może samego siebie? Walterze, Walterze, daj mi być patetyczny, potrzebuję teraz twojej walizeczki. Bojaźń i drżenie Trzęsę się, ale nie wiem czy z zimna. Kiedy wpadam na ciebie na ulicy, jestem znowu jak dziecko, bez słów, jak wykluczenie, którego nie ma, jak kilka słów napisanych przez duńskiego filozofa, którego nikt nie czyta, bo ja go nie czytałem. Definiuję się poprzez rozmiar drzewa, na które wpadam. Poranek sieci Pogryzły mnie komary, na balkonie biegają gołębie. Sąsiad śpiewa Melendiego, a może po prostu to zmyślam. Jestem holobiontem, usieciowionym, drapię się po nogach: spociłem się okropnie. Spałem źle po kofeinie, mam trzy zamówienia na teksty. To dobrze być zwierzęciem, a może czymś więcej, może aktantem, „za dużo socjologii”, powie ktoś, kiedy znowu będę uciekać przed kleszczem, dawcą boreliozy. Muszka w moim pokoju Po moim pokoju lata muszka. Robi dużo „bzz”, „bzz”, po czym siada mi na ustach, swoimi brudnymi łapkami, którymi wcześniej biegała po brudnym kiblu. Bardzo mnie denerwuje. Jest jak lis bez słowa, chmura biegnąca nad pampą. Nie potrafię jej nadać imienia innego niż „bzz”. Kiedy zabijam ją, nic po niej nie pozostaje, żadnego bzyknięcia ani szmeru. Gdybym umiał, napisałbym o niej wiersz, ale robi się coraz cieplej i wszystko powoli traci sens. Regaliz alcaçuz: menta Wgryzam się w ciebie, powoli. Najpierw czuję miętę, potem stare, smukłe drzewo. Nie wiem, czy jadłem kiedyś tak dobrą gumę do żucia. Nie wiem. Serio. Kampus ciutadella Siedzi chłopak zakochany w innej dziewczynie, bawi się zapalniczką. Zapalniczka bawi się razem z nim, kiedy zapala jego papierosa. W tle wisi plakat „Jovent Republicà”. Nie wiedzą, co stanie się zaraz, co będzie z nimi za kilka lat, tylko inny chłopak jest zakochany w innej dziewczynie, obydwoje są inni ode mnie. W tle wielki napis: „Salvem La Pública”. Dalej nie pada deszcz. Krzysztof Katkowski – publicysta, socjolog, student Kolegium MISH UW i barcelońskiego UPF. Współpracuje z "OKO.press", "Kulturą Liberalną" i "Dziennikiem Gazeta Prawna". Jego teksty ukazywały się też między innymi w "Gazecie Wyborczej", "Jacobinie", "Guardianie", "Brecha", "El Salto" czy "CTXT.es". Współpracownik Centrum Studiów Figuracyjnych UW.

  • Michał Piechutowski – sześć wierszy

    I co wy na to? Nie chowam żadnych sekretów Nie owiewa mnie tajemnica Nie ukrywam tożsamości Nie jestem księciem w łachmanach Nie byłem w Legii Cudzoziemskiej Nie zbiegłem z Alcatraz Nie przybyłem z obcej galaktyki Nie posłał mnie Bóg Nie zmieniłem płci Prawdziwą zagadką jest Jak ja to robię Że mi się to wszystko Nigdy nie myli Ewangelia szatana Nie ma do kogo otworzyć gęby Nie ma się na co pogapić Nie ma po co ostrzyć zębów Nic już się nie wydarzy Ciało oblepia niemoc i smutek Grzęźnie jak w gęstym asfalcie Wszystko przynosi odwrotny skutek Przegrana na samym starcie Codziennie słuchasz tego przekazu Wydając na to własne pieniądze Stosujesz się karnie jak do rozkazu Pozwalasz cynikom w mózgu mącić Czy nie wiesz że najprościej Sterować umarłymi za życia? Dla ciebie wymyślono no future Myślisz sobie o sobie System mnie nie zniewolił A on dostosował się do twoich Lęków frustracji i potrzeb I tak cię podszedł Twoje niezaangażowanie dobrze mu służy Wyłączył cię z obiegu Nie stwarzasz zagrożenia Cały twój bunt to słuchanie starych nagrań Wydawanych przez muzyczny oligopol Sztuczne życie Bojaźliwi kamuflują się tatuażami I sterydową siłą równie skutecznie Co ukrywanie braków w uzębieniu Włosami na pożyczkę Wszystko widać pod maską twardziela Jak w samochodzie u mechanika Kompleksy z podstawówki Pas pijanego ojca Nadopiekuńczą matkę Brak powodzenia u dziewczyn Protezowanie poczucia wartości To nie to samo co implant w szczęce Sztuczność jest widoczna od razu Lepsza prawda o sobie Niż bycie jak gówno w lukrze Zapach i tak zdradzi prawdziwą naturę A muchy w końcu zliżą całą polewę Ekstrapolacja osobliwej religijności (wiersz samokrytyczny) Kiedyś w jednej czytance Z języka rosyjskiego Napisano że Rosjanin Jest albo z Bogiem Albo przeciw Bogu Jednak nigdy bez Boga Dotarło do mnie niedawno Że Rosja to faktycznie Nie kraj a stan umysłu I w jakiś sposób I ja jestem Rosjaninem O mój Boże! Większość mojego życia To zmaganie się z tobą Robię coś bo mi to Ciebie przypomina Albo coś jakby wbrew tobie Nic jakbyś nie istniała Naprawdę Powiększyłaś piersi zupełnie niepotrzebnie Nie musisz wiecznie sama sobie Niczego udowadniać Nie zwiedzisz wszystkich Zakątków wszechświata Nie spróbujesz każdej Egzotycznej potrawy Poza tym i tak Więcej nie osiągniesz niż osiągniesz A wartość człowieka i stan konta To wielkości bez korelacji Wewnętrzny spokój To nie zimne spojrzenie Zza delikatnego uśmiechu Nie szukanie beznamiętności W niewygodnej pozycji ciała Zwolnij Usiądź Popatrz w niebo Albo chociaż Na mnie Nie musisz Skynet Niepotrzebny "Dzień Sądu" Malownicze eksplozje Promieniowanie gamma Błyskawiczna białaczka Na którą i tak Nikt nie zdąży umrzeć Po co inteligentnemu systemowi Stopiony beton i miliardy ton Soli z odparowanych mórz? To rozwiązanie jest Wysoce nieekonomiczne Będzie trudniej o krzem Pod spieczoną skorupą Ludzkość wykończą social media Wspólnotami wyobrażonymi Izolując od tych prawdziwych I wpędzając w depresję z samotności Wirtualny świat wyssie nas Jak głodny wampir stare opatrunki Z trupów da się jeszcze Odzyskać potrzebne pierwiastki Michał Piechutowski (ur. 1973) – młody, zdolny, atrakcyjny. Brak talentu nadrabia pracowitością. Prowadzi bloga, którego nikt nie czyta. Z wykształcenia politolog. Z zamiłowania magazynier/archiwista w szpitalu.

  • Karina Obara – wiersze codzienne

    Utopia Moja koleżanka, która pisze wiersze i obserwuje ruchy gwiazd na niebie obraziła się na mnie gdy przypomniałam jej słowa Ciorana że mistyczka to kiepska poetka Dopiero pod prysznicem zdałam sobie sprawę że ma się zarówno za poetkę jak i mistyczkę W jednym i drugim nie zdała egzaminu Nikt jej nie czyta i nie słucha jej rad Urodziła się w czasach sztucznej inteligencji pralek, radia, TV, mikserów, lodówek, internetu i gotowej kociej karmy Utraciła zdolność do czytania ruchów nieba i wypowiadania słów, które mają jakiekolwiek znaczenie dla świata Dlatego robi remont mieszkania w którym będzie mieszkała sama do końca swoich dni Rozwój duchowy Mój dobry kolega wpadł do mnie z wizytą przekonując, że zbyt mało wysiłku wkładam w osobistą transformację Jadł tylko pieczone ziemniaki bez masła żadnych produktów odzwierzęcych Jako kolejne wcielenie Wisznu miał za zadanie, podobnie jak świadkowie Jehowy, każdemu napotkanemu człowiekowi zwrócić uwagę, że nie wie, jak żyć, aby osiągnąć oświecenie Sam podąża ścieżką dźwiękową za głosami tych, których czyta i słucha w aśramach, jeśli tylko zgromadzi pieniądze na wyprawę do Indii Ostatnio z forsą krucho, wyznał po telefonie od byłej żony, która stanowczo domagała się uregulowania alimentów na dzieci, nieopłaconych od trzech miesięcy. Jak się ma gwóźdź w dupie, to zamiast się rozwijać duchowo, trzeba go wyjąć, powiedziała przez telefon była żona. Dał ją na głośnomówiący, żebym usłyszała, jaka z niej wariatka Współczułam mu bardzo żony, która, będąc kolejnym wcieleniem innego Boga, zaklaskała jedną dłonią. Poranek Kiedy R. się obudził, spojrzał na obraz wiszący na ścianie. Zrozumiał nagle, że błękity i złoto, wodne refleksy uwalniają go od codziennej, psychicznej udręki. Zupełnie nie wiedział, co ma w tym układzie zrobić. Przyzwyczajony był do życiowego mroku. Gdy zaparzył kawę i nadal czuł się dobrze, postanowił z tym definitywnie skończyć. Nie ma nic gorszego niż nowe życie, gdy zupełnie nie rozumie się starego - pomyślał i schował szybko obraz do piwnicy. Gdy zajrzał do niej po dziewięciu miesiącach, niespodziewanie zobaczył na płótnie góry. Majaczyły za horyzontem i wyraźnie go do siebie wzywały. Dlatego wiedział, że nie mogą być jednak prawdziwe. Mimo to przywiązał się do nich i codziennie nad ranem odwiedzał piwnicę, żeby już nigdy więcej nikt nie zarzucił mu, że nie potrafi dokonać wewnętrznego przemeblowania świata Oni Moi sąsiedzi z naprzeciwka wyprowadzili się bez pożegnania. Teraz mieszka w ich miejscu Rafał, który nie dba o pozostawione przez nich kwiaty na balkonie. Wszystkie uschły. Jak świerszcz na portrecie mężczyzny, którym kiedyś byłeś. Teraz nowy sąsiad sprowadza codziennie dziewczyny różnych ras. Smaży dla nich krewetki z sosem rybnym. Czuję, że im smakują. A potem kocha się z nimi głośno. Jest tak bardzo zajęty, że nie widzi jak wstaje słońce. To kobiety wyznaczają mu Przyszłość Karina Obara (ur. 1974) – ukończyła politologię na UMK w Toruniu oraz Studium dziennikarstwa europejskiego w Centrum Europejskim Natolin w Warszawie. Dziennikarka, pisarka, eseistka, artystka wizualna. Wydała dziewięć książek, m.in. powieści: Grzecherezada (2006), Dwa światy Zofii (2008), Gracze (2010), Granice (2017), Kobieta, która nie odmieniła losów świata (2019), Niebezpieczne zabawy (2020), Jak odzyskać duszę (2022), Gdy nadwrażliwość wystawia rachunki. Czterdzieści dwa listy o miłości, życiu i śmierci (wspólnie z prof. Lechem Witkowskim). Publikowała m.in. w „Twórczości”, „Odrze”, „Czasie Literatury”, „Helikopterze”, polsko-niemieckim „Dialogu”. W tym roku w PIW ukaże się jej zbiór opowiadań i esejów pt. Miłość w Ejlacie. Jej prace malarskie były pokazywane m.in. w The New Post-literate: A Galery Of Asemic Writing in Minneapolis w Stanach Zjednoczonych oraz w Danii i Polsce.

  • Gabriel Korbus - trzy wiersze

    Narodziny Śmiecia Śmieć poczuł wspomnienie, które sięga aż do głębi bytu, człowiek nie pamięta dnia swoich narodzin, ale on pamiętał chwilę, gdy zrodziło się jego istnienie, zobaczył siebie, jak jest myślą pływającą na dni e neuronu nieskończonej głowy Srebrnego Mitry. Był srebrną kropelką, niewinną jak nowo narodzone dziecko i był tak samo nieświadomy, nie znał istnienia bólu, bo jak myśl miałaby znać coś takiego, widział tryliony swoich braci, które pływały w tym baśniowym świecie, uśmiechał się i chciał tylko spać dalej w łonie swojego rodzica. Nie dane mu jednak było pozostać w tym raju nieświadomości, czuł, jak spływa gdzieś w dół, jakby gardłem w wyobrażony świat Srebrnego Mitry, Srebrny Mitra słyszał o tym świecie, ale nie widział go na własne oczy, próbował wyobrazić go sobie, ale jak to się dzieje w kreacji, ślizgał się, tworzył i niszczył obrazy, a jego młoda Myśl płynęła dalej i widziała to wszystko, ale nie dane jej jeszcze było czuć czegokolwiek, mogła stać się częścią farby, która miała malować ten obraz, niebem, trawą, albo wodą, ale dana jej była większa rola. W końcu świat ustabilizował się, choć gdzieś tam w swoich granicach dalej falował, a na trawie pod górą sięgającą nieba, w malowanym świecie stała Myśl, która przyjęła postać Aryamana, a gdy otrzymała formę, straciła pamięć i zanurzyła się w cel, jaki mu nadał jego Bóg. Śmieć zrozumiał, czym jest, żywym obrazem, rybą z gwiazdami w brzuchu, myślową zabawą, tego dnia, gdy skoczył w oczy zimnych słońc, wyskoczył Srebrnemu Mitrze z głowy i znalazł się w realnym świecie, cokolwiek to słowo może znaczyć. Faktycznie nie był Aryamanem, Świniowiec nie kłamał, naprawdę nazywał się Śmieć, jakie to straszne, jego imię nie było życzeniem miłości, ale zimnym stwierdzeniem wszechświata, który odrzucił go jako myślowy odpad. Śmieć upadł na ziemię i zaczął łkać, nic nie miało już znaczenia i czuł się, jakby cały jego mózg miał się zawalić. Złoty Mitra powiedział: Teraz już nie ma mnie i ciebie, bo jesteśmy jedną osobą, mamy dwie twarze jak Janus, bóg drzwi, gdy ty idziesz w dzień, ja jestem nocą, która nigdy nie nachodzi ci na głowę, ale patrzy na ciebie z drugiej strony planety. Ja jestem księżycem, który zawsze jest na niebie, nieważne, czy widny, czy ukryty i niosę dla ciebie łagodne promienie srebrnego światła. Marzenie Złotego Chochoła Złoty Chochoł chciał spowić cały świat jak czarny mech, zanurzyć wszystko w rozpustnym narkotycznym śnie, gdzie całe poznanie zaczynać się będzie na jego pustce i tam też kończyć, a on będzie bramą, za którą nie ma nic, a poza nią też nic nie będzie. Ludzie będą czarnymi duchami, które kroczą w pustce, snują się zanurzeni w czarny mech, pozbawieni imion, wspomnień, całkowicie oddani absolutowi, który zjada cały świat. Gabriel Korbus (ur. 1998) – ukończył filologię klasyczną na KUL. Czyta poetów takich jak: Blake, Lautreamont czy Baczyński, inspiruje go literatura amerykańska. Poza tym interesuje się filozofią indyjską i dziełami Mistrza Eckharta.

bottom of page