top of page

Znaleziono 424 elementy dla „”

  • Maciek Bielawski – portrety 

    Portret jest kolejnym etapem mojej fotograficznej pasji. Wcześniej były koncerty, fotografowałem je ponad dwadzieścia lat. Przejście do portretu odbyło się płynnie: po koncertach czasami prosiłem muzyków o zapozowanie do zdjęcia. Zwykle były to dwie-trzy klatki. Spodobało mi się. W ten sposób z fotografowania ludzi na scenie wyszedłem poza scenę. Zwykle sam zapraszam do zdjęcia. Albo spotykam kogoś znajomego i pytam, czy miałby ochotę na portret. Warunki zastane, kilka klatek. Dwie minuty. Gdy dłużej - czuję się zmęczony i wydaje mi się, że osoba fotografowana również. Fotografowanie osoby pozującej wymaga ode mnie skupienia, wejścia w decydujący moment. Sztuką jest go wyczuć. Dlatego najlepiej fotografuje mi się osoby, które, choćby przelotnie, znam. Większość prezentowanych poniżej fotografii to wynik kilku ujęć tego samego kadru, ale są i takie, gdzie tylko raz nacisnąłem spust migawki (Jan Emil Młynarski, Karol Maliszewski, Olga Wróbel). Moje zdjęcia, nie tylko portretowe, można obejrzeć na stronie www.maciekbielawski.pl  oraz www.cosnasciane.pl Łukasz Plata, Kuba Majchrzak (Przepych) Tadeusz Rolke Urszula Honek Igor Pudło Hubert Kostkiewicz Ilona Witkowska Olga Wróbel Karol Maliszewski Konrad Góra Darek Foks Iwona Jarosz Marta Szumna-Mitek Paweł Sołtys Jan Emil Młynarski Agnieszka Bykowska Marcin Świetlicki Maciek Bielawski  – opublikował powieść Twarde parapety  (2016), zbiór Doktor Bianko i inne opowiadania  (2019) oraz Doctor Bianco and other stories  w przekładzie Scotii Gilroy (nominacja do EBRD Prize). W 2024 ukazała się powieść Ostatni . Obecnie pracuje nad minipowieścią o fotografii. Laureat Międzynarodowego Festiwalu Opowiadania w 2017 roku. Jego zdjęcia znajdują się w książkach, czasopismach, na albumach muzycznych i plakatach. Mieszka we Wrocławiu.

  • Zuzanna Marciniak – Rybie oko i inne wiersze

    Rybie oko wiadomość że ktoś uczy się latać na Golden Gate Bridge pojawiła się w przerwie między reklamami most zaliczył swoją próbę w wywiniętym rybim oku dziecko liże palcem zakrzywienie przęsła i wchodzi w załamanie trajektorii szuka błędów które nie dopłynęły do brzegu Bunt zbuntował się i teraz ma tatuaż z Escobarem na pośladku w cenie miesięcznej pensji samotnej matki znawca sztuki twierdzi że twórca posiadał dobrą kreskę tusz wpasował się w klienta twarz prawidłowo uwypuklona wąsy na swoim miejscu (Putin jest zaniepokojony – nie identyfikuje się z wąsatymi ale do odważnych świat należy) najbardziej dotkliwa konsekwencja że ponoć z tego już nie wyrośnie nic śmiesznego Zabawki uciekł z domu z siną twarzą przypomniała mu że ma jedno płuco nigdy nie połykał tak łapczywie dziewczyn bez ojców przestał bać się dinozaurów na piżamie miał plecak z psim patrolem dźwigał wszystkie oddechy porzuconych figurek Biały kołnierzyk podnosząc ciało zakładał warstwy zapach krochmalu skórzany pasek w kolorze koniecznych butów między nozdrzami a przeponą studnia na bezdechu widziana przez dziurkę guzika w kieszeni papieros lakmusowy wciągał kwaśny pot gdy materia wypierała się niepoukładanych atomów piętrzy się w kwadraturze łóżka nagi grzbiet wyplutych butelek Tabletka pod wkłada mi język pod język chropowatą strukturą stara się prawidłowo wyrównać ciśnienie w najbardziej nabrzmiałym miejscu zetknięcia przeciwnych warstw powietrza nie wie że zaszyłam ślinę w bliznach do wielokrotnego przełykania Zuzanna Marciniak (ur. 1992) – absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Łódzkim. Autorka zbiorów wierszy Przeźrocze (2021) oraz Zbliżenia (2023). Publikowała w „Akancie”, „Ypsilonie”, „e-eleWatorze”, „Babińcu Literackim”, „Poezji na każdy dzień” i „Bezkresie” oraz antologiach Fundacji Poetariat. Jej wiersze były czytane w audycji „Szara strefa poezji” w Radiu Plus. Interesuje się fotografią, muzyką etniczną i literaturą faktu.

  • Tomasz Hrynacz – trzy wiersze 

    Rajskie życie Wciąż czeka. Jeden chuch ożywi palce.  To stwarza jakąś szansę. Epitafium Pawła N. be, niedobre biurko! zabiło ptaszka! zabić biurko! Ostana litera  Nazywa się żal. Nazywa się żałoba.  Ona już z nami się nie liczy.  Ona jest świadkiem nieboskiej próżni. Próżno wymówić niebo.  Prezentowane wiersze pochodzą z tomu Corto muso, który ukaże się w Wydawnictwie „Forma” w 2025 r. fot. Katarzyna Hrynacz Tomasz Hrynacz (ur. 1971) – poeta. Autor tomów wierszy: Zwrot o bliskość  (1997), Partycje oraz 20 innych wierszy miłosnych  (1999), Rebelia  (2001), Enzym  (2004), Dni widzenia (2005), Praski raj  (2009), Prędka przędza  (2010), Przedmowa do 5 smaków  (2013), Noc czerwi  (2016), Dobór dóbr  (2019), Pies gończy  (2021), Emotywny zip  (2021), Lallen (2023). Tłumaczony m. in. na  język angielski, chorwacki, czeski, kataloński, maced oński, niemiecki, serbski i ukraiński. Mieszka w Świdnicy.

  • Miłka O. Malzahn – Dziennik Zmian (14)

    Czy świat jest szary ? Wierzysz w to? Naprawdę? Och, wiem, że mamy bardzo wczesną wiosnę, ale... Kiedy wracam do tych wierszy, nagranych z Jacaszkiem w 2008 roku, a był to  alternatywny, niezrozumiany wówczas, oraz nigdy – niewydany album, to zachwyca mnie intensywność muzycznych i fabularnych barw. Napisałam szary mary świat  - żeby odczarować to przekonanie. Ale dopiero teraz, dopiero teraz widzę, że nam się udało. Sprawdź:    https://open.spotify.com/album/1ZusT91MZdcZjaHD3iyxZ2?si=yQP8_7hFQRG1WFCCZ29Zcw P.S. Swoją drogą to nauka już wie od dawna, że rzeczywistość wcale nie jest szara. Nigdy. To nasze postrzeganie bywa zmienne. Nasze oczy i mózgi, interpretują kolory i to jest niezwykle skomplikowane. Nauka o optyce przypomina, że kolory są falami świetlnymi o różnych długościach, a słońce dostarcza pełne spektrum światła, które jest odbierane przez nasze oczy jako różne barwy. Świat jest tak naprawdę pełen kolorów, o każdej porze, lecz indywidualnie odczuwane nastroje i perspektywy mogą sprawić, że widzimy go w bardziej stonowanych odcieniach. Zatem, jeśli czujesz, że Twoja rzeczywistość jest szara, przekieruj uwagę. I słuchaj nie-szarej strefy brzmień. Miłka O. Malzahn  – zajmuje się filozofią oraz dźwiękiem. Jest dziennikarką, pisze książki z pogranicza gatunków, tworzy i publikuje piosenki, wykłada na uczelniach, prowadzi warsztaty. Łączy nieoczywiste nauki o myśli ludzkiej z oczywistymi ścieżkami dedukcyjnymi. Tworzy kanał podkastowy „Dziennik Zmian”, moderuje spotkania z artystami, podróżnikami, pisarzami, a najbardziej regularnie – prowadzi muzyczne programy w Radiu Białystok.

  • Radosław Wiśniewski – Bany Ukraińskie (14)

    7 maja 2022 . Słowo o czołgach z Polski (Ban pierwszy) Brytyjskie źródła wywiadowcze mówią o tym, że jedna czwarta związków taktycznych kacapskiej armii poniosła na Łuku Donbasu takie straty, że utraciła zdolności bojowe.  To jedna czwarta już zmniejszonej o jedną czwartą pierwotnej armii inwazyjnej.  Czyli obrazowo rzecz ujmując - ze 117-119 Batalionowych Grup Taktycznych zostało na początku kwietnia w linii około 90, z których przytłaczająca większość została skierowana na Łuk Donbasu i z tej liczby znowu około 25% już się do niczego nie nadaje.   Oczywiście można powiedzieć - chwilowo. Ludzi, w rozumieniu armatniego mięsa rosjanie mogą uzupełnić chociażby ogłaszając powszechną lub częściową mobilizację, ale ludzi trzeba mieć w co uzbroić. Oczywiście trupami i złomem można próbować zasypać przeciwnika i tak i tak, ale jak zwrócił uwagę jeden z komentatorów pilnie śledzący prasę w mordorze, Marcin Strzyżewski - na razie pogrzeby, te oficjalne gierojów operacji specjalnej odbywały się głównie w najbardziej ubogich częściach rosji kacapskiej.  A to już trzeci zacny Marcin, którego warto śledzić jako komentatora tej wojny. Marcin Jop  rozkminia sprawy od strony historii wojskowości, szczegółowo i z naukową wstrzemięźliwością. Marcin Ogdowski  był w Donbasie, bywał na misjach, wie co to znaczy słyszeć gwizd kuli, która była dla ciebie koło ucha, a kiedy pisze, to wie o czym pisze i ma swoje źródła bezpośrednie. No i Marcin Strzyżewski, który dzień zaczyna od herbaty i lektury "Komsomolskiej Prawdy".  No i wracając do mobilizacji - młodzież Petersburga i Moskwy na razie największy dramat przeżywa w związku z banowaniem na instagramie, ale może do woli pomstować sobie między sobą na zgniły zachód i nazistów, z których składa się cała reszta świata oraz przeżywać szczytowanie na dźwięk słowa "pabieda". No, bo raczej jeszcze nikt ich ani ich kolegów w kamasze nie wsadził i nie pognał na umocnione punkty oporu koło Popasnej czy pod Rubiżnem. Ciekawe co by się działo gdyby to oni zaczęli wracać do Moskwy, Tweru, Wyborga, Petersburga jako Gruz200? Nikomu do tej jawnej mobilizacji nie musi się spieszyć. Wiecie pewnie, że od wielu tygodni trwa w rosji epidemia podpaleń. Płoną okręty, bazy, domy, wydawnictwa, składy paliw, amunicji.  Wczoraj miał zostać podpalony przez sztorm niedopałków zwarty z wadliwym czajnikiem elektrycznym okręt "Admirał Makarow". To nie był jakiś stary rupieć, został przyjęty do służby w 2017 roku, więc instalację elektryczną miał sprawną, raczej. Ptaszki ćwierkają jednak, że nie chodziło o niedopałek, ale nie uchylił się od ukraińskiego pocisku rakietowego "Neptun". Jak dobrze policzyć to piąta ofiara Klątwy Wyspy Węży. Uszkodzono korweta "Walerij Bykow", zatopiona "Moskwa", dwa kutry typu "raptor" i teraz trafiony, ale niezatopiony "Admirał Makarow". Cieszy serce, ale blokada morska ukraińskiego wybrzeża trwa i przez to eksport ukraiński spadł do 35% swojego przedwojennego poziomu. Nie ma pomysłu jak pomóc taniemu, ukraińskiemu zbożu ominąć tę blokadę. Chciałem jednak opowiedzieć o rzeczy która pojawiła się i umknęła, a wydaje się ważna, niezwyczajna. Łamiąca wszelkie analogie i skojarzenia historyczne. Ja sam mam takie nachalne skojarzenia. One wypływają z polskiego serca, lęgną się w polskiej głowie, bo nie ma dobrego języka, nie ma kompletnej opowieści i jeszcze jakiś czas nie będzie o tej strasznej ale i niezwykłej walce. Posłuchajcie. Otóż pewnie mignęła wam informacja, że Polska przekazała Ukrainie czołgi T-72. Liczby się różnią - było ich 230,może 232, albo 236, a może 238. W wojsku polskim czołgi do niedawna było łatwo policzyć bo były to: c.a. 236 Leopardy 2 c.a. 232 PT-91 - czyli takie głębokie modernizacje dawnych sowieckich T-72 w praktyce dających prawie-nowy czołg i około 300 T-72M i T-72M1R. Te ostatnie były modyfikowane w ostatnich latach. Zerowano resursy, przeprowadzano kapitalne remonty, wymieniano system łączności, dodano nowe przyrządy celownicze, w tym te termo i noktowizyjne, system pozycjonowania GPS i - chyba najważniejsza rzecz - system zarządzania walką, czyli taki laptop, dzięki któremu dowódca czołgu, plutonu, kompanii, batalionu widzi walkę, bitwę tak jak gracz gry planszowej. Ma taki właśnie luksus. Wie i widzi wszystko. Nie musi malować wielkiego "Z" na swoich czołgach, bo wie w każdej sekundzie gdzie są jego czołgi. Miało być tych T-72 ileś tam, ale podobno jak się BUMAR zabrał za remontowanie i modyfikacje to się okazało że z 300 to do czegokolwiek nadawało się około 230 właśnie. Nie jestem specjalistą - różnie zaś specjaliści liczą 232-236-238. No i te właśnie czołgi, świeżo co odnowione - w komplecie pojechały na Ukrainę.  Są gorsze od ukraińskich T-64, chociażby z powodu układu stabilizacji armaty - ukraińskie mogą strzelać w ruchu, polskie tylko z krótkich przystanków, ale ukraińska armia może te polskie czołgi wchłonąć niejako z marszu, bo wie jak je obsługiwać. Inna sprawa, że w większości ukraińskie wozy mają też dodatkowy pancerz reaktywny. Dla tych, którzy nie wiedzą - już wyjaśniam w prostych słowach co to jest i dlaczego jest ważne.  Wiele kierowanych pocisków przeciwpancernych, kuzynów i kuzynek np. słynnych Javelinów - atakuje czołg tzw. głowicą kumulacyjną. Taka głowica - upraszczając sprawę do imentu - eksploduje przed pancerzem czołgu i formuje strumień kumulacyjny rozgrzanego metalu, najczęściej z tego co jest w głowicy, a jest to zazwyczaj miedź. I ten strumień wyrzucony jest wąską wiązką przed pocisk, chociaż w zasadzie w tym ułamku sekundy pocisku już nie ma - w stronę pancerza i ma taką temperaturę i energię, że przepala go, czasem na wylot. To się dzieje oczywiście w tysięcznych sekundy, gołym okiem tego nie zobaczysz. No ale to jest strumień energii cieplnej co do zasady. A nie dzida, rdzeń pocisku. Więc pomysł pancerza reaktywnego polega na tym, że przed właściwym pancerzem ze stali czy różnych przekładańców, bo litej stali się już raczej nie stosuje - układa się odpowiednio uformowana kostkę z metalu zawierającą niewielki ładunek wybuchowy, który trafiony energią strumienia kumulacyjnego ma eksplodować z energią dokładnie w kierunku przeciwnym do strumienia kumulacyjnego. Nadążacie jeszcze? Czyli strumień wpada w strumień.   I się rozprasza i już nie ma takiej siły rażenia.  I ten cały wywód był po to, żeby powiedzieć, że te polskie czołgi przekazane Ukrainie nie mają takiego pancerza reaktywnego.  Także pewne wady są. Nie wspomnę, że wszystkie wozy proweniencji sowieckiej mają wadę w postaci automatu ładowania, który jest taką karuzelą z pocisków u podstawy wieży. I jak coś w czołg trafi z boku, ktoś dobrze wyceluje między kołami nośnymi gąsienic - to pocisk przechodzi przez cienki w tym miejscu pancerz i trafia w amunicje, amunicja wybucha, a wieża czołgu często leci na wiele metrów w górę. Wtedy w środku nikt nie zostaje żywy.  Jak w okrutnym frontowym dowcipie - ile pali ruski czołg? trzech tankistów. No to mili państwo, nie tylko ruski, każdy rodem z sowiecji, który ma pecha. A żeby zrozumieć wagę tego gestu z polskiej strony - przypomnę liczby. Te czołgi to było 33% naszych sił pancernych, wozy były świeżo po remontach i modyfikacjach. Z naszej perspektywy dobrze, że nasze czołgi trafią w ręce ludzi, którzy złoją porządnie naszego jedynego realnego wroga na wiele dekad w przód. Bo my sobie jakieś obstalujemy czołgi za rok czy za dwa. A ruska pancerna pięść po wojnie z Ukrainą będzie w gipsie wiele, wiele dłużej. Żeby jednak sobie zdać sprawę ze skali polskiej pomocy dla Ukrainy - wielka, ludniejsza, bogatsza od nas Francja wysłała 12 armatohaubic Caesar, świetnych, ale powtórzę - 12.  Niemcy miały zrobić to śmo, sro - i na przykład wysłały rakiety p.lot. naramienne Igła, z których 1/3 nie nadawała się do użytku. Były dyskutowane zestaw samobieżne p.lot "Gepard", ale nie udało się póki co skołować do nich amunicji. Miały być stare czołgi Leopard1, chociaż z armatą słabszą niż polski T-72 i pancerzem grubości kartonu, no i miały być dostępne dla Ukrainy za rok. Teraz mowa jest o tym, że wyślą Niemce te czołgi ale w 2023 roku. Wiecie jak już wojna się skończy i nie będą mogły uszkodzić żadnego kacapskiego czołgu. Kanclerz Niemiec ma na imię Olaf i wygląda jak plastuś. I zaprawdę powiadam Wam - prędzej komik zostanie herosem z Marvela niż plastuś o imieniu Olaf przejdzie przez ucho igielne. Polska oddała Ukrainie 1/3 swoich sił pancernych. Błaszczak minister budzi moje jak najgorsze emocje, a kiedy go widzę czuję, że coś w garażu mi butwieje. Ale. Nawet w takich warunkach, nawet kłamcy, obłudnicy, złodzieje i oszuści potrafią zrobić coś, co jest w zasadzie niekwestionowanym dobrem i to nie dobrem bezkosztowym, co starałem się wykazać. 10 maja 2022. Zapasowe stanowisko dowodzenia 12 grudnia 1939 roku trzy brytyjskie krążowniki - lekkie HMS "Ajax", "Achilles" i ciężki "Exeter" osaczyły u ujścia Rio de La Plata niemiecki pancernik kieszonkowy "Admiral Graf von Spee". Miały dwie przewagi - były liczniejsze, bo było ich trzy a nie jeden i były szybsze. Tak na pierwszy rzut oka pozostałe atuty - pancerza, siły ognia były po stronie Niemców. Powinni byli wygrać. Jeden pocisk "Grafa von Spee" ważył tyle co burtowa salwa jednego brytyjskiego lekkiego krążownika. Ale wyszła na jaw trzecia, złożona, nie dająca się zawrzeć w jednym słowie brytyjska przewaga w tej niezwykłej historii - odwaga, zdecydowanie, dowodzenie i działanie według planu. Przed wojną bowiem dowodzący brytyjskim zespołem komandor Harwood opracowywał teoretyczne podstawy do takiej właśnie walki - lżejszych sił brytyjskich z niemieckim pancernikiem kieszonkowym, tak zwanym "pocket battleship". Także miał pomysł jak to zrobić. I była też dzielność, przytomność oraz wyszkolenie marynarzy Royal Navy jakby z najlepszych tradycji Królewskiej Marynarki. Bitwa nie była wolna od nagłych zwrotów akcji, w tym dramatycznych, można powiedzieć, że Niemcy byli bliscy jej wygrania kiedy skoncentrowali swój ogień na najpoważniejszym przeciwniku – ciężkim krążowniku HMS "Exeter". Rozbili mu dziobowe dwie wieże głównej artylerii, wysiekli obsługę głównego stanowiska dowodzenia, okręt ogarnęły pożary. Obserwujący z powietrza bitwę pilot brytyjskiego wodnosamolotu widząc spowity kłębami dymu "Exeter" nadał do kmdr. Harwooda meldunek: - "I belive she's sinking now" Ale nic takiego nie nastąpiło. Dowódca HMS "Exeter" - Frederic Bell pozbierał swój sztab i przeniósł się na rufowe, zapasowe stanowisko dowodzenia, uruchomiono ręczny napęd rufowej wieży artyleryjskiej i "Exeter" walczył dalej, chociaż już nie tak zadzierzyście jak w pierwszej fazie walki. I rzeczywiście stało się tak jak napisałem - trzy słabsze teoretycznie okręty Royal Navy osaczyły i zaszczuły silniejszego zwierza.  Czytałem o tym w dzieciństwie, oglądałem film "Bitwa u ujścia Rio de La Plata". I teraz metaforycznie rzecz ujmując czuję się jak kapitan Frederic Bell właśnie. Zakładam zapasowe stanowisko dowodzenia na rufie. Zbanował mi fejs podpuszczony przez jakiegoś ruskiego trolla post za rzekomą nienawiść. Był to piąty Ban w ostatnich 24 miesiącach a fejs nie jest jak polska policja, która ci zeruje punkty karne po dwunastu miesiącach, o nie. Nawet jeżeli zdjął ci bana po odwołaniu to nadal masz to w rejestrze banów. Ukradł czy jemu ukradziono, w każdym razie zamieszany w kradzież.  Zatem eskalacja kary. Nie wiesz za co. I nie masz jak się odwołać. Nie ma żadnej infolinii, żadnego biura ani człowieka. No, ale nikt nie mówił, że będzie lekko – porządkuję, zapisuję.  Walka trwa. Wczoraj odbyła się parada zwycięstwa w moskwie. Putler siedział jakiś pokurczony z kocykiem na kolanach. Na przejeździe żadnych nowości, wszystkie znane sprzęty. Odwołany przelot potężnych sił lotniczych federacji - podobno z powodu złej pogody. Ale inni mówią, że to dlatego, że putlerowskie Air Force One się rozkraczyło, a miało prowadzić paradę innych statków powietrznych. Inni powiadają, że to dlatego, że się starzejący gwałtownie tyran boi, a ostatnio oglądał film z rozwałki Anwara Sadata, prezydenta Egiptu, które sami swoi rozstrzelali w ramach parady. I podobno doszedł do wniosku, że przed strzałami w trybunę to się jeszcze schowa, jak ma refleks, ale jak któryś ze swoich zrzuci mu na głowy bombę termobaryczyną czy wykona małe banzai całą maszyną - to umarł w butach i kocyku. Tak przy okazji władimir nachujowicz wampirski jakoś niezdrowo wygląda. Przygarbiony, posiwiały, bez sławnego seksapilu, przywiędłe prącie narodowe.  A duszyczka mała i pomarszczona jak bobrowy srom - jak pisał kiedyś o takich jak on Karol Maliszewski . Mówią też, że te pożary w całej rosji to wewnętrzny front domowy. I to wcale rozległy. Znana była historia białoruskich hakerów i kolejarzy, którzy sabotowali przewozy i przerzuty wojska. Mówią, że o ile przygraniczne fajerwerki to najpewniej kozacy zaporoscy, to te dalsze atrakcje jak fajczące się bazy lotnicze na dalekim wschodzie imperium, elektrownia na Sachalinie, fabryka amunicji w Permie i wcześniej - te wszystkie zakłady rakietowe - to już sami Rosjanie.  Mówią, że może to walki frakcyjne w łonie służb, a każda frakcja ma swojego słupa do wstawienia na miejsce starzejącego się tyrana i tak walczą ze sobą pokazując która mocniejsza, jakby własny kraj był terytorium okupowanym. Nie wiem czy słusznie mówią, ale pasowałby. Władza w rosji zawsze traktowała swoich obywateli jak lud podbity, a terytorium jak kolonię. Od opryczniny po NKWD i FSB - bez zmian. Chyba że rzeczywiście partyzantka. Bo płoną też - o tym się mniej mówi - biura werbunkowe armii.  Doliczono się ponad dwóch tysięcy oficjalnych pogrzebów. Ale wielu jest zaginionych. Wiele matek, żon, sióstr, ojców, braci nie może się niczego dowiedzieć o losie swoich mężów, synów, braci. Odpowiedzi są ciągle w tym samym stylu co w 1940 czy 1941. Ukraina powoli oddaje teren w na Łuku Donbasu. Kremliny weszły do Popasnej, sa w Rubiżnem.  Od tygodnia też trwa walka o Wyspę Węży, ten spłachetek skał i kamieni w strategicznie ważnym punkcie Morza Czarnego gdzie przecinają się najruchliwsze szlaki komunikacyjne z Bosforu. Ruskie umieściły tam stacje radarowe i wyrzutnie obrony przeciwlotniczej i zaczęły ściągać siły kutrami desantowymi. Cholera wie co planowali. Raczej nie desant, ale może dodatkowe wzmocnienie blokady morskiej, która staje się wobec niemożności wywozu ukraińskiego, taniego zboża - kwestią kluczową. Wiele towarów można przewieźć wyłącznie drogą morską. Na przykład zboże. Albo gaz skroplony.  No więc (nie zaczynaj zdania od „więc”) - w ciągu tygodnia w pobliżu wyspy trafione z Bayraktarów zostały dwa szybkie kutry desantowe "Raptor", potem barka desantowa, potem składy i zestawy przeciwlotnicze, potem helikopter Mi-17 w trakcie rozładunku, a potem na bardzo niskim pułapie przyleciały dwa ukraińskie Su-27 i zrzuciły z lotu koszącego po cztery bomby, pewnie FAB, niekierowane koromysła i na 4 zrzucone, trzy były trafione. A potem odleciały porykując ochryple. Straty kacpaskie rosną.. Ja jestem trafiony, ale ciągle na chodzie, na zapasowym stanowisku bojowym. Chociaż wiadomo tam - 4049 obserwujących i ponad 2800 znajomych a tutaj jakby skromniej, niecałe 800 znajomych i 1 obserwujący, ale jakoś trzeba sobie radzić. Walka trwa. Losy się ważą. Radosław Wiśniewski  (ur. 1974) – piszący wiersze i prozę animator i promotor literatury. Wyżywa się publicystycznie, pracuje w hurtowni urządzeń niskoprądowych.

  • Natalia Grudzień – Kobieta też jest rzeką

    Na początku było słowo. W słowie zaś była dojmująca rozpacz. Nijak nie dało się ominąć tej sfery, obejść jej dookoła. Człowiek wnikał wewnątrz wyrazu, być może rozpychał się po ogonkach i krawędziach pojedynczych liter, próbował znaleźć dla siebie miejsce. Potem chwytał się przecinków, a następnie całej składni. Aby zaistnieć, trzeba było zważać na wiatr, wichurę. Inaczej nie było słowa, a z nim i początku. Gdy się spadło, język zanikał. Bez niego nie było się. Nie istniało się. Taki los właśnie spotkał kobietę. Wymknęła się z języka na długie lata. Gdy chciała wrócić, jej język był inny. Musiała zaczynać od krzyku, a może i szeptu, by w końcu znaleźć swoje miejsce w gramatyce. Czy je odnalazła? A może wciąż nieuparcie szuka? * Pamiętam moment, nieuchwytną chwilę, gdy ciepłe światło lampy sączyło się po ociemniałym pokoju i padało na kartki starego, rozpadającego się wydania wierszy. Kupiłam je w antykwariacie, jednym z nielicznych w Szczecinie. Wilgoć spowijała niewielkie pomieszczenie, wnikając w karty papieru. Woń ta przypominała jesienne zgniłe liście. Prawdopodobnie była to też jesień. Robiło się już bowiem chłodno. Drzewa zaczęły rudzieć, niekiedy przybierały barwę jeszcze letniego bursztynu znajdowanego w morzu. Pora końca lata mieszała się w tamtym czasie z jesienią. Nie była to pełnia jednego i drugiego czasu, a raczej zespolony moment, element jednego i drugiego - środek czasu nieistniejącego. Otworzyłam właśnie wtedy pierwszą stronę pożółkłego zbioru i ujrzałam napis: Wiersze wybrane , Rafał Wojaczek. Nie wiedziałam wtedy zbyt wiele o tym poecie. Nie miałam także pojęcia, że nie minie kilka godzin spędzonych wieczorem przy ciepłym świetle, gdy nagle się przemieni. Nastanie ranek. Poranne słońce wzejdzie i rozświetli ziemię delikatnym płomieniem. Sen z kolei nie nadejdzie. Był to czas liceum. Jeszcze tego samego dnia poszłam do szkoły. Spoglądałam na ludzi dookoła. Potrzebowałam porozmawiać i ten moment jednej, drugiej, trzeciej pogawędki nie znikał. Był to swoisty głód opowiadania, głód, którego nie dało się nasycić. Trwał on i trwa do dziś. Nigdy wcześniej poeta nie zadomowił się we mnie na tak długo.  * Czytając jeszcze wcześniej Szklany klosz Sylvii Plath, natknęłam się na słowa, które na długo pozostały ze mną. Główna bohaterka w pewnym momencie zadaje pytanie doktor Nolan: „Czy kobieta może znaleźć w drugiej coś, czego jej nie potrafi dać mężczyzna?”. Kobieta nie rozumie bowiem, jak kobiety mogą zadawać się same ze sobą. Nolan odpowiada jej na to dwoma prostymi słowami: „– może czułość”. Spoglądając na tę stronę kobiety oraz kobiecości, zwraca się uwagę na delikatność, emocjonalność i zrozumienie w perspektywie kobiecej. Czym dzisiaj jest kobiecość? Czy można ją jakkolwiek określić? W Rekonstrukcji o Różewiczu natknęłam się niegdyś na fragment o Czesławie Miłoszu, który spoglądał na kobiece kształty i to przez ich pryzmat oceniał je później. Zasmuciłam się. Z czasem, gdy zaczęłam zagłębiać się coraz i coraz to bardziej w literaturę klasyczną, odkryłam, że kobieta realizuje się głównie poprzez ciało.  Nędznicy, Wojna i pokój, Anna Karenina  to tylko jedne z nielicznych dzieł wpisujących się w ten kanon. Pamiętam moment oburzenia, oślepiające wtenczas sztuczne światło dobywające się ze szkolnej sali. Zewsząd otaczał mnie zbiór kilku ławek po różnych stronach sali. Ściany były obdrapane. Miały kolor mdłej pomarańczy. Pani tłumaczyła, na czym polega obrzęd dziadów. Reszta sali była zajęta czymś innym. Kolega z ławki obok malował czołgi. Drugi żuł gumę, a trzecia koleżanka słuchała muzyki i ukrywała słuchawki, kładąc dłoń na uchu. Nastąpiła chwila wymieniania postaci, charakteryzowania każdego. Nadeszła kolej na postać Zosi. Była negatywna. Nie rozumiałam dlaczego. Po chwili usłyszałam, że nie chciała mężczyzny. Odrzucała zaloty innych młodzieńców. Na tym polegał jej grzech i błąd. Sprzeciwiała się. Potem można było czytać o nimfach i dziewkach, które poza złocistymi włosami i błękitnymi oczami nie miały w sobie nic więcej. Były jedynie ciałem. Fascynujące w tym wszystkim wydaje się też to, że przez bardzo długi czas literaturę dało się ujmować w tabelkach, wykresach i charakterystykach. Można było wziąć kartkę, wypisać kilka punktów i wszystko wydawało się jasne. Ta jasność jednak po czasie okazała się zamglona, niepewna a także przejaskrawiona.  * Thomas Mann pisał, że Czarodziejską Górę  trzeba przeczytać najmniej dwa razy. Pierwsze czytanie zawsze będzie niepełne, niedokończone. Dopiero za drugim zaczyna zauważać się więcej, czyta się głębiej i przede wszystkim inaczej. Nie śledzi się już fabuły. Zna się ją bowiem. Nie czeka się na zakończenie z niepokojem czy niecierpliwością. Wszystko jest znane. Dostrzega się więc pozorne drobnostki, szczegóły, które mogą urosnąć do wyższej rangi. Można to porównać z pokojem dziecięcym. Przestrzeń taka jak ta, jest nam dobrze znana. Często to właśnie w jednym zakątku domu dzieci przeistaczają się. Dziewczynkom zaczynają poszerzać się biodra. Na twarzy zaczynają pojawiać się krosty, wypryski. Po raz ostatni ktoś wraca z podwórka i zjeżdża na ślizgawce. Więcej już nie wróci do tego miejsca, choć nie ma jeszcze tej świadomości. Zawsze wraca jednak do tego dziecięcego pokoju, który z czasem przeradza się w nastoletni, a potem pewnie i w puste miejsce, być może spiżarnię. Każdy powrót kryje się jednak ze spojrzeniem na nieustannie te same ściany, na to jednakowe ułożenie mebli. Wystarczy, że promień słońca się zmieni i dostrzegamy wówczas inną perspektywę. Często bywa tak, że po latach, spoglądamy na tę przestrzeń inaczej. Dostrzegamy rysę na meblach. Wcześniej jej nie było. Widzimy, że w pewnej części donosi się echo. Wcześniej nie było go słychać. Kolory są inne. Wcześniej nie było takich. Podobnie było z Wojaczkiem. Pierwsze zetknięcie skupiało się na uczuciach. Było żarliwym ogniem, dopalającym się wciąż płomieniem. Niepokój i zachwyt uruchamiały perspektywę egzaltacji, zakotwiczenia w emocjach. Dopiero drugi, trzeci, czwarty i kolejne następne razy sprawiały, że żar nie zmienił ognia w pożar. Kolejne lektury pozwalały zachować ognisko. Nie stawało się ono stygnącym popiołem. Nie rozchodziło się też w niebezpieczne, bezpańskie iskry, które mogłyby zniszczyć znacznie większy obszar.  * Wojaczek początkowo jawi się poprzez swoje życie. Jest w tym sensie podobny do Edwarda Stachury czy Marka Hłaski. Niby jest poetą. Niby jest artystą. Trudno jednak w tym kontekście uniknąć słowa „niby”. O Wojaczku pisze się raczej poprzez biografię. Kiedy ktoś zna już tego poetę, rzadko wspomina o jego wierszach. Bardzo często nie potrafi żadnego przywołać. Alkoholik – powie pierwszy, drugi, że to taki dziwak. Życiopisanie, bo tak pisał Stachura, dalej kryje jednak w sobie czynność pisania. Obaj poeci są różni. Ich poetyka zbiega się co prawda w kilku momentach, jeżeli myśleć o tym mroczniejszym aspekcie utworów autora Życie to nie teatr. Wojaczek jest jednak w tym osobny, indywidualny. Jawi się w pewnym aspekcie jako spóźniony romantyk. Być może odnalazłby się w innych czasach. W swoich własnych nie znalazł dla siebie miejsca, nie znalazł też siebie samego. Można byłoby rzec za Camusem, że był obcym także w tej własnej odrębnej perspektywie – wobec samego siebie. Ta egzystencjalna odrębność będzie jawiła się także w świecie, wszechświecie i poszukiwaniu, dążeniu do uzyskania odpowiedzi absolutu.  * Wojaczek był obcy dla siebie jako mężczyzna, jako człowiek i jako element natury połączonej ściśle z kulturą. Można to powiedzieć zarówno o poecie, jak i o bohaterze, podmiocie jego utworów. Odczuwał on głód rozumiany na wielu poziomach. Żył w świecie określonym przez Nietzschego jako świat bez boga. O Norwidzie pisało się, że jego życie przypadało na pokolenie, gdzie największemu rozkwitowi religijności towarzyszyło przeświadczenie o śmierci boga. Miało to też istotny wpływ na życie i twórczość dwudziestowiecznego poety. Wojaczek był bowiem głodny miłości ale nie tylko tej rozumianej przez pryzmat fizyczności, ale także tej transcendentnej, gdzie poszukuje się sensu w świecie bez boga: A mój religijny głód, co nie znosi braku/Zmyśla Boga, aby był tłem im oraz ramką – pisze poeta. W świecie zaś, w którym musi wymyślać Boga, siebie samego i nie odnajduje poczucia bliskości, jest obcy. Poeta próbuje nadać sam sobie kształt, zbadać siebie. Pragnie przybrać odpowiednie formy. Jedną z tych form jest właśnie kobieta.  * Czym dla Wojaczka jest „być kobietą”? Zdawałoby się, że mężczyźnie w świecie znacznie łatwiej jest być, zaistnieć. Z drugiej strony to kobieta rozumiana ściśle kulturowo ma bardziej płynny, elastyczny kształt, który pozwala jej dostać się do wnętrza i pływać w rzece. Rzeka jest z kolei obszarem podziału. Rozdziela obszar na dwie części. Jest ciałem i duszą. To także wartki nurt łączący. Nie sposób wniknąć w rzekę i wyjść z niej tym samym. W świecie wszystko płynie. Rozpływa się. Czasami tej wody jest mniej. Innym razem więcej. To nie jest tak, że płynie wszystko jednakowo, że w jakikolwiek sposób da się to wyliczyć matematycznie czy znaleźć sens, logikę w rozumieniu medycznym. Do rzeki nie zbliża się kobieta czy mężczyzna. Zbliża się człowiek. W odbiciu co prawda rozmywa się fizyczny obraz długich włosów, szerokich bioder czy biustu. Ciało staje się niepewnością. Jest jedynie złudzeniem. Dla rzeki ciało jest nieistotne. Jest, ale jedynie dla ludzkiego spojrzenia i wyobrażenia. Gdyby Orlando żył dzisiaj współcześnie i stał nad rzeką wciąż mówiłby, że „wprawdzie jedna płeć jest od drugiej różna, lecz mieszają się ze sobą. W każdej ludzkiej istocie zachodzi chwiejność między jedną płcią a drugą i często tylko strój pozwala zachować pozór męski bądź niewieści, a pod spodem kryje się coś wręcz przeciwnego niż na wierzchu”. Rzeka chwyta to, co wewnątrz. Wchodzi do środka. Nie żegna się. Zostawia za sobą wiele śladów. Rzeka też jest kobietą, zarówno w słowie jak i w formie, nieuchwytnym kształcie. Co prawda współczesną kobietę-rzekę zamyka się w plastikowej butelce. Zamyka się ją szczelnie. Następnie zgniata i wyrzuca. Kobieta Wojaczka stoi jeszcze na kilku płaszczyznach. Jest rzeką niezbadaną, nieuchwytną, czekającą na dotyk. Koi, ale też truje. Jest czymś pomiędzy. * Wojaczek próbuje pływać. Początkowo jedynie dotyka stopą wody. Schyla się w kierunku rzeki i gdy okazuje się, że rzeka go nie truje, wchodzi pomału i podąża nowym żywiołem. Na samym początku wybiera lato, wiosnę. Ziemia dookoła rozkwita. Świat zielenieje. Z oddali można zauważyć malwy, maki. Ich barwy kontrastują z rzednącymi bławatkami. Powietrze dygocze. Gdyby się zatrzymać na dłuższą chwilę, można byłoby usłyszeć ciche drganie strun na gitarze powtarzane w najprostszych akordach i grane cicho palcami. Nic więc dziwnego, że wnikając w rzekę-kobietę, przybiera ona formę czułości, delikatności i emocjonalnej więzi z przyrodą. Natura także jest kobietą: Który tak chętnie przez szyby by wszedł/ Pytam: k i m jest poranny deszcz? – pisze Wojaczek w Pytaniu bardzo kobiecym . Z łatwością można wyobrazić sobie scenę poranka. Jesteśmy zadomowieni w kącie niewielkiej, starej babcinej kuchni. Trzymamy w ręku kubek gorącej herbaty. Nad nim unosi się para drapiąca się aż do drewnianych okien. W nocy było bardzo gorąco. Kilka kolejnych dni oscylowało wokół potu, wody i jej braku. Latem wiele brakuje. Czas nadmiaru sprzyja wielu brakom. W tym czasie spada letni deszcz. Jest on delikatny. Nie uderza. Przypomina bardziej mżawkę. Kim jest poranny deszcz? Być może jest samą kobietą, naturą? Letni deszcz nie jest tym samym przeżyciem co ten jesienny, zimowy. Lipcowy, sierpniowy jest bardziej pożądany. Jest chciany. Spada na człowieka niczym ulga. Być może jego delikatność jest właśnie czymś w rodzaju tego pierwszego wejścia poety do rzeki kobiecej? Pierwszego dotyku mężczyzny na styku kobiety i próby wniknięcia? Delikatne krople spadają i opadają na ziemię. W końcu człowiek się do nich przyzwyczaja i gdy one odchodzą, zaczyna nam ich brakować. Zdajemy sobie bowiem sprawę z tego, że je oswoiliśmy. Wojaczek prawdopodobnie to właśnie określa jako poezję. Dotyka słów. Próbuje wniknąć w każdą pojedynczą literę kobiety i to ją nazywa właśnie poezją. Czy wiersz może nie być kobietą? Może? Nie może? * Rzeka nie jest słabością. Jest siłą. Wnikając w głąb wody, Wojaczek wchodzi coraz głębiej.  Jeszcze jestem kobietą  – pisze. Wchodzący do niej, zdają się jednak pozornie silniejsi. Czują się tacy. Nie znają bowiem gniewu. Widzieli zaledwie skrawek dnia, urywek popołudniowego słońca skąpanego pośród łąki. Następuje jednak wiatr. Świszczy on. Wchodzi wewnątrz. Wiatr zdaje się mężczyzną. Przechodzi. Odchodzi. Wnika. Sprawia, że woda porusza się dzięki wiatrowi. Wojaczek może to dostrzegać, gdy siedzi późną nocą i odczuwa gęsią skórkę. Robi się bowiem chłodniej. Niektóre letnie noce takie są, zimne, męczące i zadające zbyt wiele pytań. To wtedy właśnie podmiotka wiersza Wojaczka mówi:   Ty jesteś ode mnie silniejszy/ Słabością która wzrusza chcący już zamarznąć/ Puls mojej kobiecości/ A ja właściwie nie wiem co znaczą te słowa/ Kobieta i kobiecość. Mężczyzna nurkujący, wchodzący wewnątrz kobiety może dostrzegać jej pozorną słabość spoczywającą w spokojnej, letniej rzece, być może nawet strumyku. Będąc jednak wewnątrz, dostrzega, że to co jest siłą mężczyzny, jest doprawdy słabością. Męski podmiot nie pozwala kobiecie być, istnieć. Stanowi on dla niej ciężar. Utrudnia jej ruchy. Sprawia, że nie wie. Dla mężczyzny jest ona ciągle gwałconym ciałem . Nie jest ona określana z perspektywy podmiotowej. Jest widoczna od szyi w dół. Mogłaby się nie poruszać. Mężczyzna, myśląc, że jest wiatrem, chciałby sterować rzeką i nadawać jej rytm. Kobieta potrafi się temu poddać. Robi to: dla lepszego pisania. Wciąż bowiem nieustannie jest poezją.  * Kobieta jest miłością. W rzece znajduje się przecież cała flora i fauna. To w niej rozkwita życie. Niektórzy uważają, że skoro miłość znowu jest rodzaju żeńskiego, to jest jedynie kobietą. To bez niej płeć żeńska nie istnieje. Nie ma jej. W pisarstwie kobiet nie potrzeba przecież refleksji, nie potrzeba pytań, znaków retorycznych. Jej gramatyka powinna opierać się na prostych zdaniach, ogromnie czasowników i przymiotników. Broń boże żadnych imiesłowów czy zdań złożonych. Virginia Woolf pisała: Panuje zaś zgoda, że pisząc o życiu kobiety, możemy zrzec się wymogu akcji i zastąpić ją miłością. Miłość, jak powiedział poeta, jest całym istnieniem kobiety. A jeśli choć rzucimy okiem na piszącą u stołu Orlandę, przyznamy, że nigdy nie było kobiety godniejszej tego powołania. Będąc kobietą, i to kobietą piękną, a na dokładkę w kwiecie wieku, niechybnie wkrótce zarzuci te pozory pisania i myślenia, a zacznie myśleć przynajmniej o gajowym (dopóki myśli o mężczyźnie, nikt nie ma kobiecie za złe myślenia) . Kobieta jest pewnym modelem. Nie jest ona zwykłą płynącą rzeką. Musi mieć odpowiednią barwę, czystość, długość, roślinność. Są w społeczeństwie rzeki mniej i bardziej pożądane. Takie też jest ciało kobiety: Moje ciało wciągane na kół/ promień bólu tkanki mi zapala/ jakie konie wprzągnięte do stóp/ ciągną Dobra trawa prześcieradła. Jest ono przepełnione bólem nie tylko fizycznym ale też duchowym, egzystencjalnym. Jest ono bowiem gwałcone, jest uzurpowane jako czyjeś. Ciało kobiety nigdy nie jest kobiece. Rzeka nigdy nie jest bezprawną rzeką. Jest ona badana przez odpowiednie służby. Sprawuje się nad nią politykę, w zależności, gdzie tylko ta rzeka przebiega. Podobnie mężczyźni biorą ciało kobiety i mówią: męskość polega na tym aby bić kobietę, tak jak podmiot w wierszu Wojaczka. Ponadto ich ciało jest wybrakowane.  Kobieta naraża się na śmieszność: Kiedy w najlepszej wierze się rozbiorę/ Śmiejesz się z małych piersi chudych ud. Ciało nie jest idealistyczne. Ma w sobie rysy, blizny po wyrostku określane jako wstrętne. Naturalność kobiety jest nieatrakcyjna, brzydka. Do niej nie chce się wchodzić. Kobieta nie spełniająca ideału, jest bita, sponiewierana. Pragnienie o kobiecie i jej odbiciu jest ideałem mężczyzny: Mówimy, że są głupie. A to jest chamskie kłamstwo najboleśniejsze dla tych, które tylko się zrzekły tego wszystkiego, co by nigdy zbyt pewną siebie naszą męskość urazić mogło, więc nawet racji - ale ich tylko - że chcą mieć nas czasem dla siebie. - Kiedy któraś się czasem biednym ciałem odważy drogę w świat nam zastawić, to na złe jej wychodzi sińcem pod okiem. W tym obrazie deformuje się sama kobieta, dochodzi do jej dezintegracji i schizofrenicznego spojrzenia. Wydaje się, że to trochę tak, jakby mężczyzna zebrał wody od płynnej kobiety. Wszedł do rzeki, napełnił wiadra i zabierał z niej ją litrami, a potem nie do końca wiadomo, czy rzeka jest tak naprawdę rzeką. Być może stała się ona stawem, strumieniem. Być może wysycha. Przestała istnieć. Wejście mężczyzny sprawiło, że stała się czymś niepełnym, nienaturalnym. Jej sztuczność wynikła z niespełnionego pragnienia mężczyzny szukającego w kobiecie swojej muzy, sensu, czegoś na skraju metafizycznego. Rzeka nie od dziś rodzi bowiem uczucie sacrum.  * Kobietę namaszcza się. Wiąże się z nią nie tylko wodne ciało rozmyte i niejednorodne poprzez wzrok mężczyzny, który sprawia, że wypełniony kształt wypływa i tworzy nieznaną warstwę. Jest także wodą święconą, w której pokłada się wiarę i nadzieję. Jest pewnego rodzaju mitem. To w wodzie rodzi się życie. Kobieta jest matką. W pewnych momentach jest jedynie matką. Przestaje być wówczas kobietą. Musi doścignąć nieodzownego wzoru idealności. Ideał musi doścignąć Nil. Rzeka nie może być tylko zwykłą rozpływającą się zewsząd wodą. Kobieta bywa też niebem. Mężczyzna staje się wówczas wyznawcą. Nie zawsze jest to absolut. U Wojaczka jest to poezja ale nie tylko. Poeta bowiem zanurza się w wodzie całkowicie. Wypływa z niej zmieniony. Przeżywa swoisty chrzest. Nadal jest obcy. Wie, że będąc także kobietą, rozumianą w pewnym aspekcie jako transcendentalny sens, jako poezja, czyli odnajdywanie życia i jego sensu, nadal nie odnajduje siebie. Postrzega jednak swoją osobę poprzez pryzmat kobiety. W pewnym momencie podmiot męski przeistacza się bowiem w żeński. Nie jest to przypadkowe. Bycie kobietą, a więc także i śmiercią: przez sen, przez ciebie/donoszę siebie/ do twojej śmierci, jest jednym z ostatnich aktów ratunku i poszukiwania. Woda potrafi także łapać, zabierać na dno, szczególnie gdy nie opanowało się dobrze jej żywiołu. Kobieta, a więc i woda, jest zwróceniem się w kierunku świętości. Dziewczynki w czasie pierwszej komunii u Wojaczka spoglądają na swoje ciała: Podkolanówki ich są takie białe Kolana czyste . Potem młode dziewczyny stają się kobietami, a te są zdominowane przez obraz chrześcijańskiej matki, jaką była Maria: Nie mogę Ci uwierzyć choć w nocy nad Jasną Górą/ łóżka stanęłaś. Kobieta jest sakralizowana. Wraz z tym obrazem kryje się jednak także niebezpieczeństwo. Maria wybrała cierpienie. Zdaje się, że wybrała je za wszystkie inne kobiety. Po jej życiu cierpienie przyszło bowiem do kobiety wraz z przecięciem pępowiny – przekazywane z matki na matkę, z dziewczynki na dziewczynkę, z babki na prababkę. To do  mojej bolesnej  będzie pisał dalej Wojaczek. W rzece kryje się wiele śmierci. Mężczyźni wchodzą. Topią się. Ryby nie przeżywają. Wielu rzeczy rzeka może nie znieść, choć zawsze wierzy się w jej moc. Ma cierpieć. Ma przynosić ludziom wodę. Ma być pożyteczna – taki jest jej cel.  * Lampka gaśnie. Wypaliła się żarówka. Za oknem jest zimna noc. Czas dalej spowija się w swojej nieskończoności. Prawdopodobnie upłynęło bardzo dużo lat. Nie wiem, która jest to lektura. Słyszę wciąż za sobą szum rzeki. Wiem, że to pora na odłożenie pożółkłych kartek. Wiele stron leży luźno. Nie ma miejsca na kolejny dopisek ołówkiem, choć zauważam kolejną rzecz. Zaraz nastanie sen. Ułożę głowę na poduszce. Położę się na drugi brzeg i zasnę. Wiem jednak, że jeśli jutro wstanę, przeczytam Wojaczka od nowa. I tak codziennie, przez wiele, wiele miesięcy. Na początku było słowo. Kobieta nie miała tego słowa. Nie mogła się o nie oprzeć, a jeśli nie było słowa – nie było i jej. Dopiero z czasem zaczęła szeptać, a potem i mówić. To pewnie jeszcze długa droga. Wielu wejdzie do rzeki i wielu się w niej zatopi. Będąc jednak blisko niej, da się zrozumieć, usłyszeć, że  kobiety mówią czasem ludzkim głosem.  Natalia Grudzień  – studentka filologii polskiej w Poznaniu, prowadzi radiowe audycje o literaturze. Jest reporterką, w wolnych chwilach gra na gitarze, słucha Pink Floyd i Fleetwood Mac. Gdyby mogła wskrzesić jednego poetę, bez wahania wybrałaby Wojaczka.

  • Igor Frender – osiem wierszy

    Kuracjusze Jest we mnie nieproszony gość, który chce wszystko wiedzieć. Jest we mnie gość, który znika bez słowa albo wdaje się w spory, i zawsze wie najlepiej. Jest też we mnie gość, który siedzi cicho z boku. Wtedy staję się jak tykanie zegara — niesłyszalny, niewidzialny. Jest wreszcie gość, który zawsze się spóźnia. Był… Nie, już go nie ma. Wieszam go w szafie obok innych gości, którzy przestali mówić. Teraz to ja przyjmuję gości! Kobieta, która nie dała się wsadzić na traktor ani goździków nie chciała Mężczyzna zamilkł W ciszy zbiera jabłka do koszyka podarowanego przez Simone de Beauvoir Kobieta wreszcie zaczęła mówić Własnym językiem Ze stetoskopem na ramionach leczy ludzkość. Nic już nie syczy. W jej dłoniach powstaje nowa harmonia – rozwijający się algorytm Caravaggio (1986) Została jedna butelka wina. Ksiądz mamrocze o aniołach. Trzydzieści srebrnych myszek zapala świece. Światłocień uwalnia kobietę. Caravaggio ma mocną głowę i rękę. Ale to Tilda Swinton unosi pięść i krzyczy: Realizm, nie fikcja. Realizm. Obraz Ślepcy prowadzą ślepców, zachodzi słońce, a oni – po raz pierwszy – widzą swoje cienie. Przewodnik jednak nie dostrzega własnego. Na plecach niesie moralność, którą wszyscy czują, lecz nikt nie przestrzega. "Sztuczna inteligencja" już zna człowieka i rozumie, czym jest wierność psa porzuconego w lesie. Jeden dzień z przyszłości Sznuruję buty. Uciekam. Zbliża się siódma wieczór – uświadamiam sobie, że jestem tylko człowiekiem, który próbował przechytrzyć maszynę. Przyszłość jest dziwnie cicha. Lem i Dick już mówią szeptem. Szuru-buru, dokręcam śrubkę. Nieważne, jak to nazwiesz – żyj, androidzie. Dallas 63, Dallas 2025 Oswald już nie czyta książek, bo w gruncie rzeczy jest martwy. Echo strzału zabija południe, pisk opon – przerażony pomruk tłumu jak na starożytnych igrzyskach. Rydwany. Tyka konserwatywny zegar, kłamstwo krąży ulicami, ma się całkiem dobrze. Historia ludzi –  jak z supermarketu, pisana przez klakierów i zmyślaczy. Panie i panowie, na zdrowie. Kot jest moim świadkiem! Dwa dni i Iredyński się śni Cofnąłem się o dwa dni – znów sobota wieczór. Żelazko prasuje koszulę, woda w wannie zimna. Wiję się jak wąż, szorując podłogę. Z wysiłkiem, jakbym był pijany, choć, do cholery, nikt z nas nie jest pijany, domykam okno. Lód, chłód, whisky na stole. Cisza – zgrzyt zamka w drzwiach. Och. Ach. Niewinnie bawimy się kapslem. Orient Express ciągle jedzie. Herkules Poirot prowadzi śledztwo. Z szafy wypadły dwa trupy. Logiczność zdarzeń w pędzącym pociągu gaśnie jak krwista żarówka. Sztylet tkwi głęboko w tapicerce. Na korytarzu — szelest spódnicy. Życie, zasada rzeczywistości odziana w szaty absurdu, kpi z siebie. Nie ockniesz się. Lepiej poczytać książkę albo obejrzeć film. Milczenie jest jak warknięcie psa, a logika pod lupą okazuje się iluzją zdrowego myślenia. Zagrajmy. Dobierzmy karty z talii fot. Margo Południak Igor Frender (ur. 1974) – pisarz. Absolwent Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu oraz Wydziału Artystycznego UŚ. Mieszka w Poznaniu. Doktor nauk medycznych. Wiersze publikował w czasopismach: „Odra”, „Podgląd”, „LiryDram” i „Akant”. Opublikował tom wierszy Idziemy jest stromo (2023), powieści groteskowo-kryminalne: Człowiek Jatka (2018), Mordercza proteza (2020), Upiór w masce (2022), dramaty: Jak obalić człowieka (2023), Jak wskrzesić człowieka (2024) oraz Stosunek nietowarzyski (2024). Na podstawie dwóch dramatów powstały słuchowiska.

  • Joanna Wicherkiewicz – osiem wierszy

    na początku było słowa a słowo treścią się stało tak powstał Zachariat niektórzy twierdzą że na początku było powietrze chaos wprowadził powietrze w ruch potem stworzono skrzydła skrzydła unosiły się w próżni (nie były to skrzydła anioła) skrzydłom potrzebne było ciało ciało było ślepe więc powstały oczy dla ciała potem powstawało już wszystko czego oczy mogły zapragnąć  a oczy chciały śmieci ludzi i wszelkiego gówna *** wczesną wiosną słońce otwiera domy ruch wypełnia ulice w cieple dojrzewa istota zagnieżdżenia która czekała na wypowiedzenie w powietrzu pachnie trupem i klęską posłuszeństwa a jednak za najmniejszą niezgodą dokonuje się wielki skok wielki skok  przez cielesną powłokę boga pamiętacie  jesteśmy w Zachariacie  wielu już się coś wydawało *** nosimy ciężar  najprostszych pytań   na które nie potrafimy  znaleźć odpowiedzi wyrastają nam ciernie zagęszczają się  rzucają cień chronią przed przegrzaniem chronią przed atakiem w czasie przyspieszonym częściej upadamy i częściej zostajemy niezauważeni  zarejestrowani w obozie przejściowym nazywanym Zachariatem w surowych rysach zamykamy strach a ciszę w spojrzeniach pozbawionych prawa bycia całością *** jesień chowa liście listopad zapomina zmarłych wchodzimy w radość niepodlegania idź bracie idź po złotego cielca  biegnij bracie biegnij prometeusze czekają z nieskończonymi oddechami wolności śpiewaj bracie śpiewaj o rozdartej i posklejanej w jedno bezmyślne plemię nie są potrzebni nam konradzi niewolnicy własnych złudzeń ani donkiszoci z naiwną walką o wartości Znoście jedni drugich i wybaczajcie sobie nawzajem, jeśli kto ma powód do skargi przeciw drugiemu.(…) A nade wszystko przyodziejcie się w miłość, która jest więzią doskonałości. nie musimy wszystkiego stracić aby zrozumieć brak posiadania *** patrz niebo ziemia słońce drzewo tyle rekwizytów dla opisania wolności w Zachariacie wiemy kto urodził się umrzeć musi   lecz ciągle jesteśmy zaskoczeni gdy dusza odpuszcza ciału a jakiś Charon próbuje włożyć obola w pysk pyskujemy że za wcześnie że jeszcze buty pamiętają ulicę że nie został wykuty ostatni gwóźdź i wierzymy niezmiennie że nadal piszę się nasz mit o nieśmiertelności każda epoka ma swoje  dominujące szaleństwo przychodzimy z doskonałego harmonijnego ogrodu wchodzimy w obłęd przemocy  orgiastyczna starożytność  rzuca kości w centrum rozrywki  obsesyjne chrześcijaństwo  bawi się herezjami (na kogo wypadnie na tego bęc toniemy czy płoniemy panno odstająca od normy) oderwać od ziemi można się na wiele sposobów  w barokowym nadmiarze przepychu w gromadzie robactwa  a potem radykalnie równać mieczem toporem kolcem pętlą kołem piłą  na gilotynie na szubienicy (co myślisz Mario Antonino Ludwiku Dantonie o tak bogatym asortymencie w systemie sądownictwa)  wypełznąć z szumnego oświecenia w uniesienia romantyzmu  zagubić się w obsesji miłości i walki  powstawać by potem upaść w lepkie melancholie Byrona Goethego  przeturlać się przez nazizm komunizm terroryzm poszerzyć świadomość  o nieskończoność masowych zbrodni skolonizować Marsa  żeby zmieścić tam plastikowe marzenia  tonę lajków  i tonę hejtu  nadmiar żółci prowadzi do utraty równowagi to jest ten czas  żeby odejść każdy do własnego zmęczenia Joanna Wicherkiewicz (ur. 1971) – autorka tomów: Okruchy codzienności  (2015), Dysharmonie  (2018), Kim jest Zachary?  (2020), wielkoludy  (2022). Publikowała m. in. w „Twórczości”, „Interze”, „Obszarach Przepisanych”, „Wytrychu” i „Gazecie Kulturalnej”. Jej wiersze tłumaczone były na język angielski, ukraiński, rosyjski, hiszpański, portugalski, turecki oraz węgierski. Szczęśliwa matka i żona. Mieszka w Uniejowie.

  • Michał Piechutowski – sześć wierszy

    Żyję Bo napędza mnie cholerny instynkt I poczucie obowiązku Jestem potrzebny Nie przepijam wypłaty Spłacam kredyty Opłacam rachunki Płacę podatki Moje nagłe odejście Spowodowałoby kryzys ekonomiczny W skali domowej i być może krajowej A mnie łatwo wpędzić w poczucie winy I czułbym się winny nie istniejąc Nie spłacając kredytów Nie opłacając rachunków Nie płacąc podatków Poza tym życie to przecież Najwspanialszy dar od Boga Aż strach sobie wyobrazić Te mniej wspaniałe Fosylizacja Jestem żywą skamieliną, a raczej się nią staję z każdym kolejnym kliknięciem sekundowej wskazówki zegarka. Drobinki mnie pozostawiam w wielu różnych miejscach. Puste przestrzenie wypełniają Bardzo Twarde Minerały. Dzięki nim zachowam kształt, co znakomicie ułatwi naukowcom identyfikację mojej przynależności w systematyce linneuszowskiej. Milczenie Taka czynność-bezczynność A wiele mówiąca Na przykład głuche telefony Albo w połączeniu Z hardym spojrzeniem prosto w oczy Lub z uciekaniem ze wzrokiem Milczenie z uśmiechem Z niemym pytaniem Nad otwartym jeszcze grobem Nad pustą butelką po wódce Milczenie radosne Milczenie bolesne Chwalebne Tajemnicze Jedno lub wieloznaczne I bez znaczenia Inaczej milczy mędrzec a inaczej głupiec A jak ty milczysz Gdy nic do mnie nie mówisz Ale czytasz moje wiersze Kto wie Może na głos? Wieczorne spacery fałszują rzeczywistość Kiedyś, gdy późno wracałem z treningów, Chodziłem do autobusu przez Bielany Ulubioną trasą wzdłuż pewnej ulicy. Były na niej niskie bloki i każde mieszkanie Wydawało się takie przytulne. Delikatnie oświetlone małe klitki. Myślałem wtedy z ciekawością O ludziach tam żyjących, jak bardzo Muszą się kochać i czuć razem dobrze. Zazdrościłem im, ale bez zawiści. I marzyłem, że jedne z tych okien Będą kiedyś nasze. Tak... Po trzydziestu latach byłem w tej okolicy. W bezlitosnym dziennym świetle Budynki wydały mi się szpetne. Wręcz obrzydliwe. Spękane fasady. Bruzdy jak na mojej twarzy. Szare i zaniedbane jak ja. Właśnie takie. Bliźniacze podobieństwo sprawiło mi ból, Ból kiczowato wycisnął łzy, A łzy zmyły z oczu wspomnienia. Od tamtej pory nigdy już tam nie wróciłem. Wskrzeszanie z premedytacją? Zasypiając zanurzam rękę w pamięci Tak jak w zadaniach o urnach Z rachunku prawdopodobieństwa Porównanie do urn jest logiczne Bo pamięta się to co już było A czas przeszły to jedno z imion śmierci Z losowych kawałków minionych zdarzeń Układam pstrokatą mozaikę Nic do siebie nie chce pasować Jak nogi komara do słonia Jednak gdy się odsunąć o metr dwa Zawsze wychodzi... no sami zobaczcie Andropauza Wszystko zaczyna mi zwisać Sny erotyczne już nie cieszą Ba! powodują rozdrażnienie Jak coraz krzaczastrze brwi Pojedyncze włosy na uszach Płowiejące oczy Odbicie coraz mniej przypomina mnie A coraz częściej golę schyłkowego ojca Zadziwiający brak oryginalności W mimice i ruchach Te same opadające kąciki ust I znurzone spojrzenie Jak tu być sobą Skoro nigdy sobą nie byłem Geny naprawdę są samolubne Nic własnego już nie wcisnę W łańcuchy polinukleotydowe Nie zmieści się najmniejsza mutacja Michał Piechutowski (ur. 1973) – młody, zdolny, atrakcyjny. Brak talentu nadrabia pracowitością. Prowadzi bloga, którego nikt nie czyta. Z wykształcenia politolog. Z zamiłowania magazynier/archiwista w szpitalu.

  • Anna Dwojnych – trzy wiersze

    Prompt wiersza, który może zostać tylko wierszem język w którym nie wypada pisać wierszy o tym, jak bardzo cię kocham, mógłby dostać zlecenie: opisz pewne lipcowe popołudnie z łuskami zachodzącego słońca na twarzy  rozmówcy oraz ciszą, która wibruje jak grzbiet  mruczącego kota. uwzględnij zdanie: nieprawda że miłość (strzałka w górę), prawda to stąpanie  po niepewnym coraz mocniej i głośniej, pompując  jak dętkę znak nieskończoności.  Miasto pamięta, kiedy mówić  co nam z miasta, którego ulice już nie liczą naszych kroków? wczorajsze rozmowy  odwijają się jak plakaty wyborcze –  jakaś szyba, jakiś deszcz, wystukane wiadomości, ale nie pomiędzy nami. za późno  (wczesny wieczór to jedynie przypomnienie  z rozrywki) przed oczami zostają screeny: ktoś  dla kogoś uchyla drzwi, pochyla się nad  drugim i to wtedy znaczy, odciska się  w każdym budynku, pomniku, moście mury oddają ciepło, miasto parzy nami. Przed świętami dzieją się rzeczy to już tradycja: bożonarodzeniowy jarmark między oscypkami a skarpetkami fotobudka z której teoretycznie moglibyśmy skorzystać jak też z reszty roku. jednak tak to składasz  że tylko w jeden wieczór, jakoś w grudniu wszystko jest światłem. Anna Dwojnych  – pisze wiersze, opowiadania i dramaty. Jest absolwentką socjologii i filozofii. Publikowała w ponad 30 magazynach kulturalnych, m.in . na łamach „Lampy”, „Dwutygodnika”, „biBLioteki” Biura Literackiego, „Blizy”, „Frazy”, „Pola”, „Strony Czynnej”  i „zakład.magazyn”. Autorka książek poetyckich: gadu gadu  (2011), Wypadki z przypadkami  (2019), Nocne zabawy w dużych miastach  (2022), Pytania po śmierci i nurkowaniu  (2024). Duńska wersja Pytań...  ( Døden og Dykning. Spørgsmål ) w tłumaczeniu Pawła Partyki i Freja Larsena ukazała się dwa miesiące przed polską premierą.

     Redakcja  Krzysztof Śliwka,  Mirosław Drabczyk
                        Ilustracje  Paweł Król 

  • Facebook
  • Instagram
bottom of page