Wystan Hugh Auden – wiersz
- Miroslaw Drabczyk
- 27 lis 2024
- 3 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 28 lis 2024
Wiktor
Wiktor urodził się słaby.
Żeby go ustrzec od winy,
Ojciec go tulił i mówił:
„Nie splam honoru rodziny.”
A Wiktor patrzył z podziwem
– Mój synu, obyś nie łamał
Boskich przykazań, a zwłaszcza,
Wiktorze, nie waż się kłamać.
Wiktor jechał w wózeczku,
Gdy ojciec z miną proroka, mędrca,
Wyjął z kieszeni Biblię:
„Błogosławieni czystego serca.”
Minął sezon na owoce,
Nastał grudzień lodem skuty;
Ojciec nagle padł na zawał,
Zawiązując sobie buty.
Wiktor spłakany zeskoczył
Do grobu i szaty rozdzierał.
Wujek załatwił mu w banku
Spokojną posadę kasjera,
I to szybko, jeszcze w grudniu.
Chociaż miał osiemnaście lat.
Ale był czysty i schludny,
Mankiety prasował na kant.
Wynajął pokój w Peveril
W porządnym domu z widokiem,
A Czas patrzył na Wiktora,
Jak kot na mysz głodnym wzrokiem.
Koledzy kpili z Wiktora
– Nie miałeś nigdy kobiety?
– Chodźmy na miasto w sobotę.
Skinął głupio uśmiechnięty.
Szef banku paląc w biurze cygaro,
Powiedział z przymkniętą powieką:
„Wiktor to dobry kolega, ale
Nieśmiały nie zajdzie daleko.”
Wiktor w sypialni nastawił
Budzik z pokrętłem i stanął na szczebel,
Wskoczył na łóżko i długo
Czytał o życiu królowej Jezebel.
Był pierwszy dzień kwietnia, kiedy
Anna się w mieście zjawiła.
Buzią, biustem i biodrami
Męskie żądze rozpaliła.
Z wyglądu niewinna jakoby
Pierwszą Komunię dziś miała,
Z ustami o smaku szampana,
Gdy się darmo oddawała.
Drugiego kwietnia ją spotkał:
Szła w płaszczu futrzanym po schodach.
Z miejsca urzekła Wiktora
Cudowna, wręcz boska uroda.
Pierwszy raz prosząc o rękę,
Spotkał się z kpiną, odmową.
Drugi raz zastygł bez ruchu –
Z uśmiechem kręciła głową.
Anna mrugała do lustra,
W ogóle lubiła pozować.
Mówiła: „Wiktor to nudziarz,
Ale już pora się ustatkować.”
Trzeci raz prosił o rękę
Nad zalewem cały w nerwach,
Dostał buzi jak cios w głowę
– Pragnę cię z całego serca!
Początek sierpnia. Ślub brali.
– Całuj, chłoptasiu. Czego się boisz?
Wziął ją w ramiona, zawołał:
„Moja Heleno, Królowo Troi!”
Była połowa września,
Gdy Wiktor wszedł do kantorka
Z różą zamiast guzika,
Spóźniony, cały w skowronkach.
W pracy mówili o Annie,
Drzwi były w połowie otwarte:
– Biedny Wiktor, jego szczęście
Nie jest funta kłaków warte.
Stał nieruchomo jak posąg,
Drzwi były w połowie otwarte.
– Boże, tamte chwile z Anną
W aucie były grzechu warte.
Wiktor wychodził na High Street
I zmierzał na przedmieścia;
Na działkach i hałdach śmieci
Wylewał łzy nieszczęścia.
Wiktor stał tam sam jak palec,
Spoglądając, jak się zmierzcha.
Krzyknął: „Ojcze, jesteś w Raju?”
Niebo też nie wie, gdzie mieszka.
Wiktor popatrzył na góry,
Góry, które przykrył śnieg.
– Ojcze, jesteś ze mnie dumny?
Echo odparło, że nie.
Wiktor w lesie spytał Ojca:
„Czy była względem mnie szczera?”
Dęby, buki pokiwały:
„Ani wcześniej, ani teraz”
Wiktor zawołał na łące
– czując zimny wiatr na skórze –
„Ojcze, tak bardzo ją kocham!”
Wiatr odparł: „Musi umrzeć!”
Wiktor pobiegł nad brzeg rzeki,
Spokojnie płynęła w wądół.
Płakał: “Ojcze, co mam zrobić?”
Rzeka odrzekła: „Zamorduj!”
Anna siedziała przy stole
Nad kartami i w szlafroku.
Anna siedziała przy stole,
Nasłuchując jego kroków.
Karty Joker, Walet Karo
Nie wyjęła, jako pierwszej,
Ani Damy, Króla Kier –
To As Pik był na rewersie.
Wiktor nagle stanął w drzwiach,
Spojrzał na Annę bez słowa.
– Co się stało, kochanie?
Stał jak głuchy i niemowa.
Ktoś mu mówił do lewego,
Ktoś mu do prawego ucha,
Ktoś mu w głowie podpowiadał:
„Musi dziś wyzionąć ducha.”
Wiktor uniósł nóż do mięsa,
Mając niewzruszoną twarz:
„Byłoby lepiej dla ciebie,
Gdybyś nie przyszła na świat.”
Anna odskoczyła od stołu,
Anna krzyknęła: „O, Boże!”
Wiktor ruszył wolno w jej stronę
Tak jakby grali w horrorze.
Schowała się z płaczem za sofę,
Zasłonę, karnisz spadł na podłogę.
Wiktor ruszył wolno w jej stronę:
„Teraz się spotkasz ze swoim Bogiem.”
Anna zdołała wyważyć drzwi,
Biegła co tchu przez podwórze,
A Wiktor jak zmora po schodach,
W końcu ją dopadł na górze.
Stał nieruchomo nad ciałem,
Stał z nożem na samym szczycie,
A krew spływając, śpiewała:
„Jam Jest Zmartwychwstanie i Życie.”
Poklepali go i skuli,
Uśmiechnięty nie zaprzeczył,
Zasiadł grzecznie w furgonetce,
Mówiąc: „Jam Jest Syn Człowieczy.”
Wiktor siedział w małej celi,
Lepiąc w kącie Ewę z gliny,
Mówiąc: „Jam Jest Alfa i Omega –
Przyjdę sądzić ludzkie czyny.”
przełożył Jacek Świerk
