Abakany w Tate Modern
A może te lewitujące czarne, brązowe,
czerwone, oranżowe abakany, przeczące
prawom natury i fizyki, a nawet prawom
boskim (o ile jakieś są), to my za eony?
Przeszliśmy przez czas Wielką Szczeliną,
przez mrok kosmosu, szparą wygryzioną
między światami, co tak samo wirują.
Zwiad z kiedyś, to by się nawet nie śniło
Dänikenowi. Tacy swoi obcy, tutejsi
nietutejsi, rozumni, lecz puści. Kto wie,
w którą stronę pójdziemy za miliony lat
i czyja ręka poprowadzi? Co się rozplącze
w białkach, a z czego wyplecie? Może
porzucimy nosy, oczy, kości i skórzane
ciała? Stoję w Tate i patrzę w abakany.
Otwierają się na mnie swoją ciemnością,
coś mówią do siebie w nieutkanym
jeszcze języku. Nie wiem, czy chcą mnie
z czułością objąć jak jednego ze swoich,
czy jak muchówki czekają na muchę.
Interstellar
Dwa miliony lat po nas, wymarły
lecz odrodzony z genów świni
i papai, zwiedzam na bliźniaczej
Ziemi Muzeum Homo Sapiens.
Jest osiem wystaw w ośmiu salach
w pięciu wymiarach zawieszonych
na osi czasu, a w środku: aż odcisk
półdupka na skamieniałym stołku,
aż ośródka ośrodka mowy niemego,
aż pirytowe czoło, aż kaboszon
z zębem, ząb, ale gadzi, aż muszla
muszli klozetowej, a w głębi fosylia
brwi. Tylko tyle zostało z tego snu
gatunku, który dosiadał zderzacze
i poskromił hadrony; tyle i aż. Jest
też Mona Lisa przybytku: grzyb
skamieniały z ostatniego wybuchu
w lśniącej geodzie Nowego Jorku.
Cornelius poznaje tradycję ustną
Nie mogę przestać myśleć, że gdzieś we wszechświecie
musi być coś lepszego niż człowiek.
Z filmu „Planeta Małp”, 1968
Corneliusie, wyjaśnię, jak przystało
na człowieka, który musi wyjaśniać.
Mieliśmy być różowym początkiem
na koniec krwawicy siedmiu dni,
ale glina była robaczywa, ze szlamu
bagien wzięta lub spod trupa łysego
zwierza, które padło drugiego dnia,
a woda przeszastana po dziesięciu
potopach z drzazgami i piorunami.
Żebro zaś wyjęte zostało z gadziny,
co kojoty rozszarpały, a to tchnienie,
co rzekomo uczyniło nas ludzkimi
było alkoholowe. Jak mamy więc
uciekać tymi cherlawymi, zaledwie
dwoma, nogami? Jak ciężkie niebo
mamy podtrzymywać tak wątłymi
dłońmi ze zbyt dużą liczbą palców,
które w dodatku za dużo myślą?
Jak mamy widzieć niedostrzegalne
tylko jedna parą oczu, tak mizerną
że pająk z sokołem by się zaśmiali?
Niezły nas surrealista namieszał. Dziad,
pijaczyna i leń. Każdy Polak to leń,
a jak wiadomo Bóg jest Polakiem.
