Szymon Florczyk – osiem wierszy
- Miroslaw Drabczyk
- 27 wrz
- 2 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 29 wrz
reakcje
dziś rano przez pokój przewalił się
autokar trupów
jak puchowa lawina
nie poruszył mi włosów ni stóp
do pomocy cierpiącym
wieczorem przy porządkach
opadł mi na dłoń pasek
ze starego szlafroka
który kiedyś podzielił właścicieli
sprzedałem mieszkanie
brakująca część garderoby
światło rozkłada się
na posadzce, tynk
osypuje w szarość.
zrostem ścian pełznie
.
.
nic w sugestywny deseń.
.
para butów – otwory na
cień, pnący pod żebrowania
sufitu; skądś płynie miękkość,
głuchota mchu
otulającego ściany.
Kwarantanna
na początku
niedotykalne stały się kubki. jej linie papilarne
świeciły, a kolor toksyny budził odruch
ucieczki u palców. nastały nowe naczynia,
poduszki, książki, te jednak zaraziły się prędko
od blatów, obić i półek;
ścian, okien i drzwi, którymi wyszła. zasłony,
chroniące przed straconym w ten sposób
zewnętrzem, zaczęły ciężko oddychać. przepuszczały
mdlące smugi na dywan, aż zgęstniał
w dżunglę. porósł pokój, wygłuszył.
pozostawało półleżeć w fotelu
i zrastać. nie zdradzać ruchem,
nie ułatwiać drogi drażniącemu śluzówki
powietrzu.
ostatnie ruchome knykcie
potrzaskiwały:
znikają nam stawy? nie róbmy rumoru,
a będzie dobrze.
ekloga
dzisiaj mój trawnik
to raczej łąka kwietna
szerokim gestem przyjmuję alergię
i środków nie przed się biorę
szeroką frazą zbieram co twoje
nasze ciała mówiły do siebie
zamieniliśmy kilka słów
które w nic się nie zamieniły
nasze ciała mówiły do siebie
urywanie mamrotały pytania
rozmawiały ze sobą długo
ciała ukradkiem piszą do siebie
listy po czym je gubią
czasem nasze ciała się gdzieś wymykają
ale nie nasze to sprawy
Bez nadziejny
Drobię po naprawdę, naprawdę kruchym lodzie.
Co, jeśli chuchnę nadmiernym ciepłem
i całkowicie nade mną się zamkniesz?
Spojrzenie mam straszne, wiem,
z zewnątrz i od wewnątrz. I oddech:
nadzieja to chowa się, to pogania.
Chcesz wiedzieć czemu, czy się oganiasz
jak przed natrętnym gzem, którego
pocałunek bardziej by cię poranił?
A jeśli w tobie rozrosło się światło,
czy chcesz mi jeszcze o nim powiedzieć?
Czy pozwolisz mi poczuć się,
jakbym powrócił z dalekiej podróży?
kolejna próba pisania o jesieni
najgorsze – grabienie liści
z całego roku
kładą się do zbiorów
i żeby jeszcze chciały szybko
trafić na stos i do worka
ale chwytają się grabi
i nim skończę mocować się z nimi
targać
przyglądać bliżej
zdążę namoknąć
jak rzucony w kałużę
katalog niewykręconych
a one w spokoju
rozkładają się
na ciągle tych samych stronach
*** [to niebo]
to niebo jest do patrzenia
a te stopy służą do pokonywania odległości
wzdłuż siatki skrada się czarny kot
osobliwie własnymi drogami ale
natura kota jest jasna
jasne są też kaczeńce przy ścieżce
tak jak potrzeba ich niezrywania
powierzchnia kałuż jest taka gładka
że nie chcę znać głębszych znaczeń

