Sonia Pohl – Kret
- Miroslaw Drabczyk
- 31 paź
- 5 minut(y) czytania
Procedura zachowania Idealnej Linii Zieleni i ratowania godności Obywatela
Drugiego Progu Podatkowego, Posiadacza Wspaniałego Trawnika (w skrócie PWT).
Czerwiec. Kraj zmaga się z upałami. W miastach zakazano napełniania basenów, co spotyka się z niezadowoleniem tych, którzy za ciężko zaciągnięte kredyty wybudowali sobie podmiejskie wille w czasach, gdy metr ziemi kosztował tyle, co worek ziemniaków. Ograniczenie zużycia wody bezsprzecznie narusza bowiem podstawowe prawo do kąpieli we własnym ogrodzie oraz podważa przywilej posiadania cudownie zielonego trawnika. Ale jak cierpieć, to równo. Co „porządniejsi” mieszkańcy podmiejskich osiedli nasłuchują więc szumu wody, sprawdzając, czy basen sąsiada nie napełnia się przypadkiem zakazaną cieczą lub czy nie słychać syczenia węży ogrodowych. Jeżeli zaś padnie podejrzenie, natychmiast wykonują telefon do straży miejskiej. Jak można się domyślić, straż ma pełne ręce roboty.
Brak dostępu do prywatnego kąpieliska nie jest jedyną kwestią spędzającą klimatyzowany sen z powiek Obywatela Drugiego Progu. Martwi się on przede wszystkim o swój trawnik, a dokładniej o zachowanie Idealnej Linii Zieleni na swojej posesji. O taką Polskę przecież walczył – równą, dobrze napowietrzoną i zieloną jak okiem sięgnąć, to znaczy do ogrodzenia obsadzonego murem tuj, ponieważ uznanym standardem jest osłonięcie Wspaniałego Trawnika gęstym, wysokim na przynajmniej półtora metra murem iglaków, który osłania przed niechcianym wzrokiem sąsiada. Tuje bez wody sobie poradzą. Trawnik może tego nie przeżyć. Posiadacz Wspaniałego Trawnika, w skrócie PWT, budzi się w środku nocy i nerwowo przelicza, ile rolek trawnika musiałby zamówić, żeby zakryć ubytki i w panice wysyła wiadomość do księgowej z zapytaniem, czy można wliczyć to w koszty. Nie,
to nie byłoby jeszcze najgorsze. Dałoby się z tego wybrnąć. Ale PWT czuje, że coś nadciąga, że jego spokój jest zagrożony przez siły zupełnie od niego niezależne, które trudno mu kontrolować, a czego nie może znieść najbardziej, to własna bezsilność i przeciwnik, którego nie widać. Z tegoż względu największym wrogiem każdego Posiadacza Wspaniałego Trawnika jest kret.
Przy najlepszym napowietrzeniu ziemi krety budują korytarze podziemne w tempie 13m/h, a to oznacza, że w ciągu dnia mogą usypać nawet siedemdziesiąt kopców i to zaledwie w celach naprawczych, w wyniku uzdatniania podziemnych nor i tuneli. Pierwszorzędne nawodnienie ogrodu Posiadacza Wspaniałego Trawnika, w skrócie PWT, który ukradkiem łamie zakaz i podlewa trawnik nocą sprawia, że w okresie suszy jego murawa staje się atrakcyjnym żerowiskiem. Krety, nieodporne na wysokie temperatury, szukają wilgotnych terenów, gdyż trudniej im przekopać suchą, zbitą grudę ziemi niż chłodne mokradła. Wszelkie zabezpieczenia, to znaczy biologiczne strachy w postaci krzewów bazylii lub kęp aksamitek, repelenty wlewane bezpośrednio do kopców, urządzenia wydające piski, a nawet bardzo kosztowne siatki podziemne, które Posiadacz Wspaniałego Trawnika zainstalował w celach obronnych zostają sforsowane i nie sprawdzają się przy masowym najeździe kreta. Dzieje się więc to, czego PWT obawia się bardziej niż suszy – szkodnik powraca, a to oznacza koniec Idealnej Linii Zieleni. Sfrustrowany PWT jest zmuszony podjąć ważką decyzję, która może łączyć się z prawnymi konsekwencjami i społecznym ostracyzmem. Wreszcie, rozważywszy swoje szanse i wysokie prawdopodobieństwo zatajenia całej sprawy, po cichu wypowiada wojnę kretom.
Z półki nad łóżkiem ściąga poczytną w korpusach amerykańskiej armii "Sztukę Wojny" Sun Tzu, aby przypomnieć sobie metodę na zwycięstwo. Przed przystąpieniem do bitwy – czyta – należy rozważyć wszelkie okoliczności i dobrać odpowiednią strategię. PWT rozważa "taktykę na chemika", ale szybko dochodzi do wniosku, że w trakcie suszy będzie nieskuteczna, bo spragniona cieczy ziemia pochłonie większość środka kretobójczego. Blitzkrieg’u więc nie będzie. Tu potrzeba cierpliwości.
Należy w tym miejscu wspomnieć, o czym PWT wie doskonale, że kret europejski (talpa europaea) jest objęty częściową ochroną, co oznacza, że umyślne zabijanie, okaleczanie, chwytanie, a także niszczenie siedlisk, gniazd i uniemożliwianie dostępu do schronień tego stworzenia jest zakazane i grozi karą grzywny lub, w skrajnych przypadkach (jak dotąd nieodnotowanych), nawet aresztem. Doprowadzony do skraju wytrzymałości PWT stwierdza jednak, że okoliczności są nadzwyczajne, a sytuacja wymaga drastycznych środków. Podparty na duchu myślą, że brak poszlak wyklucza udowodnienie zbrodni, bierze sprawy w swoje ręce. Jest piąta rano. Dzwoni budzik. PWT wstaje i parzy kawę. Jest opanowany, a jego ruchy płynne. Przelewa kawę do filiżanki i w klapkach oraz szlafroku wychodzi na taras, aby ocenić straty w ogrodzie. Kawa paruje. O 5:10 temperatura wciąż pozwala na racjonalną analizę sytuacji. PWT codziennie wieczorem przydeptuje klapkiem i oznacza stare kopce, żeby rano dopatrzyć się świeżych hałd ziemi. PWT, a raczej ex-PWT wpatruje się teraz w Niedoskonałą Linię Zieleni i szuka nowego kretowiska. Odstawia filiżankę. Znalazł.
Schodzi z podestu, schyla się (musi ugiąć nogi), by z czułością pogłaskać zielone źdźbła. Szlafrok rozchyla się, spomiędzy materiału na chwilunię wyłażą szare, wżynające się w pachwinę slipki i kawałek owłosionego pępka. Prostuje plecy, poprawia klapki i przemierza trawnik, kierując się w stronę świeżego kopca. O 5:15 poranna mgła jeszcze nie opada, ale eks-PWT uważa, że ostrożności nigdy dość. Podejmuje działania od razu. Swoją broń ukrył między tujami. Wygrzebuje ją właśnie z
miejsca, w którym ją schował. Rękaw szlafroka pokrywa się mleczną pajęczyną. Wraz z łopatą opieszale pociąga nogami, by dowlec się do Ostatecznego Celu Swojej Wędrówki, to znaczy staje z łopatą nad Nową Bazą Wroga. Podwija rękawy. Chwyta łopatę oburącz. Podnosi ramiona. Nasłuchuje.
Kto się zawczasu stawi na pole bitwy, ten może spokojnie czekać na wroga; a kto się
zjawi poniewczasie i będzie zmuszony do pośpiechu, ten się tylko zmęczy. Tak więc dobry
wojskowy komenderuje wrogiem i nie daje mu się wodzić za nos. )*
Dochodzi wpół do szóstej. Sąsiad wyprowadzi psa dopiero za jakieś czterdzieści minut, a garaż po prawej otworzy się za niecałe pół godziny. Ma jeszcze dużo czasu. Mgła opada, zaczyna robić się cieplej. Mięśnie są napięte. Eks-PWT rozważa, czy powinien zrezygnować z bawełnianej froty, ale to by oznaczało, że na moment straci czujność. Szacuje ryzyko. Po kolejnej minucie decyduje się zrzucić odzienie i zostaje tak, jak go namalowała współczesna cywilizacja – w szarych slipkach opinających owłosione krocze i japonkach z miękkiej gumy. Kropelki potu spływają mu po czole, opierają się o brwi. Ramiona zaczynają się lekko trząść. Eks-PWT przywołuje na myśl swój niegdyś piękny trawnik, co motywuje go do utrzymania pozycji. Naraz słyszy szmer w ziemi. Poziom adrenaliny skacze, ramiona unoszą się, mięśnie napinają. Ex-PWT bierze zamach dokładnie w momencie, gdy na jego stopy wysypuje się grudka ziemi. Napiera całym ciałem na łopatę i wbija ją w kopiec. Słychać cichy pisk. Oto Dzień Zwycięstwa.
Podnosi z trawy szlafrok, nakłada go na siebie, z kieszeni wyjmuje pojemnik z workami na odchody psa i odrywa sztukę. Przez chwilę rozważa, czy nie powinien zostawić kreta w dole jako przestroga dla reszty kreciej rodziny, ale nie jest przecież barbarzyńcą. Z grymasem wyławia truchło z kretowiska, trzymając go przez reklamówkę. W drodze powrotnej na taras obmywa łopatę odrobiną wody (pod niskim ciśnieniem, żeby sąsiad nie usłyszał), a zwłoki kreta wyrzuca (wciąż w woreczku, no bez przesady) do pojemnika na odpady biodegradowalne. Zasypuje go kilkoma chwastami. Na szczęście wywóz śmieci jest jutro, w kuble nie zdąży porządnie zaśmierdzieć.
)* cytat z „Sztuki Wojny” autorstwa Sun Tzu, a w zasadzie kopiuj-wklej z Wikicytatów, do których PWT zajrzał, nie mając czasu na lekturę całości.

