Roman Honet – cztery wiersze
- Mirek Drabczyk
- 27 cze
- 2 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 29 cze
płatki na asfalcie
najkrótszy dzień w roku ma twoje ręce
i głos twój, kiedyś zapisany we mnie. tutaj
ludzie zachodu leżą na ulicach, rysują
kredą płatki na asfalcie, białe hasło:
pokój. jeśli nadepną na mysz, ogłaszają –
znaleźliśmy fortepian paderewskiego, śmieciarze zaglądają do worków
i ostrzegają – zapłacicie wszyscy, musicie zapracować na to, aby mieć
zeroemisyjne domy, zeroemisyjny transport
i zeroemisyjny śnieg. tutaj,
wieczorem, myślę – te białe płatki
nie przeżyją zimy.
znikną, wcześniej czy później.
myślę – tak jak ty
szept pobożnej zofii
wczoraj, w kwietniową niedzielę, w telewizji
pokazywano grób papieża franciszka. miserere
może warto by zmówić, myślałem,
dla dostarczenia pokarmu wiedźmom watykańskim.
i zaśpiewałem: sylwester polsatu,
polską koronowanie, wsią otyłą, skąpą.
i zaśpiewałem: życie – wracające.
i zaśpiewałem: wraca w przedrzeźnianiu.
miserere dominus,
canis mortuus est
i ty przebiegłeś, zagłuszyłeś mnie,
szepcie pobożnej zofii – grób
jak grób, kontrolerzy czystości powietrza, pomysłodawcy
robaczego postu, bełkoczący o rtęci i płonącej ziemi,
może nad wami warto zmówić miserere,
ponieważ wasze zawodzenie tutaj
najpierw staje się zimnem,
zaraz później kamieniem.
później wstydem, tchórze
palec na obradach
Piotrowi Chruścielowi
zapach dymu czarnego, towarzyszą mu
larwy z kolcami rosnącymi w środku,
ludzie, z których zamiast krwi leją się gwoździe – wyznawcy mszy łacińskiej,
trwa dłużej niż białego i bicie w dzwony,
mundus sensescit –
świat starzeje się. i on, on także, zwabiła
go czerń, wąż mieszkający wokół własnej osi,
przybył ze wschodu, krojąc sobą chleb,
wpełzł do galerii handlowej i szeptał
tam pieśń żałobną, a słowa tej pieśni
były następujące – tam, skąd pochodzę, po życiu
nie zostaje dym, astro-naziści
wbiegający zza wielkiego pieca, goniący
za gwiazdami, za dystrybutorami na obsikanej
stacji benzynowej, wasze sądy tutaj
są nudniejsze niż starość, obieranie ziemniaków
dla jednej osoby, słomiana
śmierć – w łóżku.
mój jeden palec świadczy o tym
krople mussoliniego
dla Wojciecha Muchy
przecież miało nas nie być, tak brzmiała
nazwa choroby (objawy pożądane: zamykanie mordy
i trzymanie jej zamkniętej zawsze). uzdrawiały z niej
krople mussoliniego. przyszło nam
wskazywanie trasy dziwkom hotelowym (prosto! pięknie proszę), pokoje,
w których tarzali się funkcjonariusze, troska o transport –
wódki, narkotyków, pizzy.
sami podarowali – worek ziemniaków
dla umierającego staruszka w hospicjum, tyranie
dla rozwoju fabryki tekstyliów cyfrowych, dlatego łykaliśmy
krople mussoliniego. receptura:
pchła przechowana w butelce ze spirytusem,
wczoraj wściekłość – dziś pamięć,
trzeba je wymieszać
