Piotr Kmita – siedem wierszy
- Mirek Drabczyk
- 28 kwi
- 2 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 29 kwi
Nie odchodź, ale nie podchodź
oboje wiemy jak to się skończy
na chwilę lęk stanie się ciałem
dotyk pozwoli ponownie nazwać siebie
bez ingerencji światła i czasu
a potem nieuniknione tarcie dwóch skorup
i nic już nie powstrzyma wściekłego lodu
a wszystko przez brak właściwej odległości
dwa pieprzone milimetry od zła
Ciche samobóje
kiedy gryziesz mi ramiona chcąc wrócić do zapachu zwierzęcia
które towarzyszyło zaginionemu na zawsze bólowi
kiedy wyrywasz mi żebro i wbijasz je sobie dokładnie tam
gdzie otchłań domaga się ofiary
kiedy widzisz jak umieramy z każdą sekundą
zaprzeczając krzykowi dziecka za pękniętą ścianą
kiedy świat już nawet nie udaje
że zamierza się skończyć
Puff
szedłem udusić cię gołymi rękoma
nasze dziecko w godzinę czarnej wody z kranu
w dniu palonych nad kuchenką rachunków i włosów
wychowana żołnierskim pasem ojca pułkownika
nie uwierzyłabyś mi nawet z pękniętą szyją
byłem zbyt słaby na twoją nieszczęśliwą nagość
rozdawaną komu popadnie za pisk marzeń
nasz syn wszystko co jest niemożliwe do przeżycia
tańczący z patykiem przed własnym odbiciem w sadzawce
szedłem odebrać ci jego oddech
ale nie zdążyłem na popisowy numer:
człowiek-aksolotl wyskakuje z okna
znika w przedostatnim kadrze
Zgaszona zieleń
wchodzę i nie mogę trafić
nie ta klamka nie to piętro
zbyt słodki zapach kału
zbyt niebieskie oczy pielęgniarek
potykam się o jego miesięczny zarost
i coraz lżejszy oddech dziecka
wszystko co miałem przynieść
zgubiłem w mokrych kieszeniach spodni
mówię mu z oddali na ucho
o rzeczach nieistniejących
wyjmuję z szafki przedmioty
których może się kurczowo chwycić
trzęsę się razem z nimi
jeszcze jeden skurcz słowa
jeszcze jedno trafienie
Znikanie
od ciała do ciała w gazowej masce
pod skórą kaktusy po zachłannych miłościach
łagodnością i mrokiem przyciąga mężczyzn
którzy widzą w niej jedynie powierniczkę
dlatego samotność coraz bardziej skraca jej modlitwę:
twoja głowa zniknęła byśmy mogli się pojawić
twoja głowa pojawi się byśmy mogli zniknąć
Przeciwko
łamiesz pędzel
pokrywasz płótno własną skórą
pamięć mięśni jest stara jak światło
dźwięk głowy rozhuśtanej na drucie
nagi ptak z płonącym językiem – ho ho
gdy tworzysz szkielet przeciwko sobie
Wybór
czuję za ciebie
odkąd na zawsze schowałaś się za bujanym fotelem
tuląc kolana jak mała dziewczynka
a cień poczucia winy przykryła nieodwołalna ciemność
przywróciłaś mi akcję serca by dokończyć dzieło życia
ale byłam szybsza i przejęłam rodzinnego demona
odbija się w mojej źrenicy gdy odwracasz się zdziwiona
na dźwięk słowa: mamo
nie pamiętasz już nawet nazwy ulicy
na której wyhodowałaś potwora
traciłaś oddech na mój widok a ja potrafiłam rozpoznać
kiedy znów miałaś ten sam sen
czuję za ciebie
to mój wybór
i zemsta
