Smutna Ananke
Oto budzący się leniwie do życia schyłek padołu:
plamy zapalne polnych ognisk, płyt tektonicznych
szczęk i rysy na konstrukcji Panteonu gęstniejące
od histrionicznych tyrad markotnych bytów, lecz
brakuje wśród nich Ananke. Świt da upragnione
zrozumienie. Słowo chwały: ono przechyla szalę,
bogini losu wie o tym dobrze; skupiona na stanie
swojej armii ledwie dostrzegalnym gestem dłoni
obraca w perzynę ład ze stali damasceńskiej. Pod
Mitikas na piedestale stoi pomnik Abulii i trzyma
ceber w ramionach z brązu pełen sarońskich róż – opuszkami palców dotyka dogmatów: kwietnych
probierzy. Pęknięte są kręgi szyjne człowieczego
posągu: czoło z wykwitem zmarszczek zwraca się
ku odmętom piaszczystych wydm, obmywa usta
koniunkturalne Khamsin, w proch zmienia kościec.
Yaralez
Warczy, warczy na dziedzińcu świątyni
warujący poliglota opierzony w chwałę:
na kufie planetarny kutner, opiłki żelaza
z Górskiego Karabachu; na kamiennych
płytach ulata szczecina: efekt cieplarniany;
nie pierwsze to i nie ostatnie wskrzeszenie –
powrotów wzdłuż zagonu perskiej koniczyny
było tyle, ile szafranu w kupieckich koszach.
Przepadł pan na szlaku do wulkanu Aragac:
hellenistyczny erudyta, ojciec Wieży Babel,
koźle rogi dekował pod kosmykiem włosów.
Pasterze prowadzą bydło upojnym brzegiem
Eufratu: byki grzbiety gną w triumfalny łuk;
gniewny pomruk góry nie pozwala szczurom
zasnąć: puste ślepia przeczesują starożytny ląd,
wyczekują przy kurhanach ostatniej wieczerzy.
Znudzona Nemezis
Kłos warkocza spada na areał, już nie oplata jak supeł rąk,
nie krępuje ruchów: odcięła włosy tępym ostrzem xiphosu
w zobojętnieniu. Paznokcie pokryte piaskiem kwarcowym,
cera marmurowym kurzem: zdziczała w elegijnej enklawie,
gdzie dźwięk nie dociera, żaden obraz nie mąci myśli. Sama
stanowi prawo, sama go skrupulatnie przestrzega: proroków
nie potrzebuje; ale gdy tylko przekroczy obrzeże, niedbałym
gestem ściągnie z oczu przepaskę – zamiera oblicze Tartaru,
z cenotafów słychać skargi porażki, nad megaronami uderza
grzmot chudoby. Śledzą jej kroki kosmopolityczni wyznawcy,
Kronia przerywa eklektyczna socjeta: z przestrachem i odrazą
obserwują, jak Nemezis wznosi w toaście czarę, kańczugiem
wyznacza linię pomsty oraz przejednania. Zatacza krąg wśród
nieruchomego legionu; wskazuje palcem, a spragnieni chwały
pochylają głowy: dług wszakże niedługo oddadzą po trzykroć.
Komu pozwoli się napić z kyliksu? Dla kogo łaski zabraknie?
![](https://static.wixstatic.com/media/5603da_3df77a71b4dc40ff935a416ac3b006ce~mv2.jpg/v1/fill/w_980,h_1150,al_c,q_85,usm_0.66_1.00_0.01,enc_auto/5603da_3df77a71b4dc40ff935a416ac3b006ce~mv2.jpg)