top of page

Patryk Nadolny – siedem wierszy

  • Miroslaw Drabczyk
  • 27 wrz
  • 3 minut(y) czytania


Baśń

Kurier wyklęty rozwozi paczki, są puszkami
Pandory, miejscy dostawcy fast foodów ze wschodu 
nie doręczają swojej ciepłej melancholii.
Aparatura, podtrzymująca życie człowieka wewnętrznego,
odłącza się od reszty świata i wtłacza w duszę supernową.
Św. Hildegarda z Bingen uczy zioła dawidowych psalmów.
Muzyka nie stworzyła wszystkiego, a tworzy 
wieczyste porozumienie, między świergotem, a skowytem.
Hypatia nie zdołała obliczyć promienia
destrukcyjnego koła mężczyzn w Aleksandrii,
patriarchat zmienił położenie kobiet,
ciał niebieskich, zastąpił wielkość hemisfery:
odtąd kuchnia, rodzenie dzieci i przepierki 
niewiastom przez stulecia świeciły na niebie
jako jedyne dostępne w życiu gwiazdozbiory.
Harmonia w żadnym razie jest matematyczką,
nie przeleje za ogród krwawnik swoich soków.
Oblicz wysokość bezwzględną strachu odjąć szczęście,
czy nie brzmi to jak próba dodania otuchy
życiu, które jest wiecznym serc odejmowaniem? 

Doprawdy to się liczy: wzór na ceramice,
wycinance łowickiej, pierwiastka w nagości,
nawet lotne substancje hańbą się nie okrywają.
Jestem nieobliczalny kołem jako zero
obracające w sobie żal cywilizacji.
Ubrania wynaleziono, by w nich schować duszę,
a nie ciało, przed spaniem zrzuca z siebie urok.
Wzorujemy się tylko na krzywej postępu,
a dno przychodzi w nocy i trzęsie szczytami.
Adyga przez Weronę szuka Adriatyku,
czyli Julii, a może skromnego Romea;
jeśli rzeka jest damą to szuka Romea,
a jeśli niebinarna, co prawdopodobne,
to zgodnie z relatywizmem niezłomnych wszechrzeczy
wszystkim rządzi przez wieczność perspektywa z jakiej
ustawisz swój parawan na plaży poznania
i odkryjesz, że wiedza nie będzie przypływem,
falą wzruszenia, bryzą bez krztyny katharsis,
niepokojem rozszerzonym do pałacowego
metrażu przez wielkomiejskich deweloperów.


Jak wynaleziono pismo?

Prawdopodobnie mogło być upolowane
przez łowcę z mezolitu, gdy o bladym świcie
ujrzał dziką pszenicę – subtelny alfabet
kołyszących się kłosów. Porzucił swój miotacz
oszczepów na rzecz radła, żeby wzruszać ziemię.
Przodkowie uprawiali brudną sztukę ziemi
i wystawili pierwszy chleb pod gołym niebem,
byśmy mogli się oddać w twórczym uniesieniu 
literaturze, kinie, sztukom wizualnym. 
Po wiekach nie orano tylko pól uprawnych,
gdzieś w międzyrzeczu Tygrysu i Eufratu jacyś
pionierzy ryli bruzdy na tabliczkach z gliny,
wyrosło na nich pismo klinowe podobne 
do dzikich kłosów, nimi najpierw pisał wiatr.


Urodziłem się, oślepłem od łez i przegrałem 

Źródła zaczną wysychać, zatonęły teksty
źródłowe, część spłonęła w wielkiej Bibliotece
Aleksandryjskiej, w niej każdy zwój był jakąś wyspą,
po dopłynięciu do niej umysł mógł założyć
kolonie i ogłosić się gubernatorem. 

Źródła wyschły – przestały je zasilać pisma
antycznych filozofów, a były potężne
na miarę Amazonki, sześć katarakt Nilu, 
dla siebie Atlantydę znajdę pod prysznicem.

To niemal niebywałe, łzy homo erectus 
nie zgasiły pierwszego paleniska w dziejach,
jedziemy na tym samym wózku z Sumerami.

Ranowie nie zdołali ocalić Arkony,
pokrzyżować zamiaru schrystianizowania
Rugii przez Absalona - duńskiego biskupa.

Nie ma sensu, by piernik walczył z wiatrakami,
ryby pluskają, a drakkary płyną dalej.

Kto powiedział, że podbój dzikiego kosmosu 
jest tylko i wyłącznie domeną ludzkości?
Spójrzmy tylko na loty kwiatowe w ogrodach,
na daleką orbitę Malwy lub Irysa. 
To mały kwiat dla pszczoły, duży dla pasieki.


Nie wystarczy wrzucić traum do studni 

Moja psychika - poletko przeorane strachem,
wyrośnie na nim dystych, nie szkodzi naturze.

Lśni elektryczny pastuch z sieci neuronalnej
i pełni funkcję stracha na szczęście, nie wróble. 

W jambie, czy amfibrachu szumią liście klonu?
Melancholia to trudna w uprawie roślina. 

Pogodzić się ze stratą już w czwartym dystychu,
nie napisać piątego, by się w nim nie zgubić.


Jak będzie wyglądała żałoba po stracie 
planety wirującej z bólu i szaleństwa?

Deszcz nie zmieni natury najgłębszego smutku,
w krainę obfitości ogrodu: mieczyki
zaprzestały wojować z jesiennym powietrzem, 
lwie paszcze już nie warczą na zmarznięte pszczoły. 

Przeraża mnie, że jest nas już 8 miliardów.
Chcę zostać niesporczakiem po stracie bliskiego;
to nie da mi gwarancji, że przetrwam żałobę,
trauma będzie silniejsza niż promieniowanie.


Muzyka ze światła 

Światło, jesteś 
moim partnerem 
po otwarciu oczu,
kwiaty tańczą w ogrodach 
przy akompaniamencie 
zmęczonych pszczół.
Muzyka stwarza nowe światy,
pragnę usłyszeć światło,
najcichsze widzenie.


Dzień w dzień 

pytam wschodzące słońce:
o co tyle brzasku?

Dopiero noc jest odpowiedzią.
Noc mi odpowiada,
najjaśniej pod słońcem.


ree






Patryk Nadolny (ur. w 1993 r.) – studiował archeologię na UAM w Poznaniu. Laureat OKP o „Granitową strzałę” w Strzelinie (2014). Jego wiersze znalazły się w antologiach pokonkursowych, m.in. Nowego Dokumentu Tekstowego i pismach literackich: „eleWator”, „Inter”, „Kontent”, „Odra”, „Twórczość”. Wydał tom poetycki Limesy (2023).

     Redakcja  Krzysztof Śliwka,  Mirosław Drabczyk
                        Ilustracje  Paweł Król 

  • Facebook
  • Instagram
bottom of page