top of page

Marcin Mielcarek – Wino, klasyka i chuć

  • Mirek Drabczyk
  • 2 godziny temu
  • 12 minut(y) czytania


Maria zwykle zaczynała słuchać radia, kiedy za oknem robiło się już ciemno. Zasiadała w
welurowym fotelu z kieliszkiem białego wina w dłoni i zatapiała się w muzyce koncertów symfonicznych. Zamykała oczy i pozwalała sobie odpłynąć, odciąć się nie tylko od zewnętrznych bodźców, a także własnego ciała, nawet myśli. Nie czuła się samotna, to znaczy przyzwyczaiła się do tego, że jest na ogół sama, a przykre uczucie z tym związane, było w niej głęboko uśpione. Nie miała bliższych znajomości, prawdziwych przyjaciół. Tylko kilka koleżanek, które rzadko składały jej życzenia w urodziny. Maria miała czterdzieści dwa lata, a jej mąż zmarł przed pięcioma. Nie musiała pracować, ponieważ zostawił jej całkiem pokaźny spadek, prowadził kancelarię adwokacką, poza tym był ubezpieczony i miał nosa do inwestycji na giełdzie, dzięki czemu Maria zapewniony miała stały dochód. Mieszkanie miała na własność, większość wydatków szło na wino, książki i kwiaty. Lubiła kwiaty. Lubiła patrzeć jak rozkwitają i jak więdną.

Od jakiegoś czasu jednak potrzebowała mężczyzny. Chodziło o kwestie czysto seksualne,
nie rozumiała tego, po prostu któregoś dnia ogarnęło ją pożądanie i dotychczasowe sposoby, którymi
sobie radziła nie wystarczyły. Długo zastanawiała się czy to odpowiednie. Z początku chciała poznać
kogoś w swoim wieku, ale uznała, że może skoro i tak robi już coś szalonego, to powinna dać się
ponieść. Postanowiła spotkać się z kimś dużo młodszym, pełnym energii, wigoru. Nie miała w planach
relacji długotrwałej, raczej chciała przeżyć krótką przygodę, jedną, może dwie. Oczywiście nie miała
żadnego doświadczenia w tego typu sprawach, nie miała pojęcia jak w ogóle zacząć poszukiwania.
Swojego męża poznała naście lat temu, na studiach, w czasach kiedy wszystko było prostsze i
prawdziwsze. Poczytała trochę w sieci, wahając się czy to na pewno dobry pomysł, to znaczy czy da się dzisiaj poznać bezpiecznie mężczyznę. O płaceniu jakiemuś żigolakowi nie było nawet mowy. Biła się z myślami, zastanawiała czy jej wypada – wdowie, która w całym swoim życiu miała tylko dwóch
kochanków.

Postanowiła wybrać się na początek do baru, uznała, że może tam spotka kogoś ciekawego i
chociaż w to nie wierzyła dała szansę stereotypom. Ubrała się w taki sposób, żeby wyglądać na
młodszą, a na pewno bardziej wyluzowaną. Włożyła błękitne jeansy z rozdarciami, koszulkę rockowego zespołu, czarną marynarkę i wzuła trampki. Dawno nie chodziła trampkach. Mimo swojego wieku wciąż posiadała figurę – przytyło jej się w kilku miejscach, ale nieznacznie, właściwie jej ciało nabrało przez lata krągłości tam gdzie powinno. Jej twarz wciąż była gładka i zdrowa – zmarszczki jeszcze nie zaczęły brać szturmem jej skóry. Wyprostowała włosy, pomalowała się, użyła czerwonej szminki i wyszła na miasto. Bar do którego weszła miał dobre opinie, ale i tak mrok mieszał się tutaj z szarością papierosowego dymu, z neonowym światłem szyldów za barem i ciepłą łuną bijącą z żarówek. Ludzie przychodzili i wybywali, a ona siedziała przy barze, pijąc niewiele i rozglądając się swoimi ciemnymi, błyszczącymi oczyma. Mężczyźni spoglądali na nią zaciekawieni, ale tylko jeden postanowił postawić jej piwo. Nie był w ogóle ciekawy. Wysoki, fakt, ale utyty, garbiący się, z tłustą cerą i tłustymi włosami. Musiał być niewiele młodszy od niej. Rozmowa wcale im się nie kleiła, właściwie Maria nie miała ochoty z nim gadać.

– Oglądałaś Gwiezdne Wojny? – zapytał.
Pachniał piwem, cebulowymi chipsami, kwaśnym potem i tanią wodą toaletową.
– Tylko trochę – odparła.
– Ja jestem wielkim fanem. A Gwiezdne Wrota?
– Nie znam.
– To może Obcy? Któraś z części? Terminator?
– Niestety nie.
Zmyła się z tego baru bardzo, bardzo szybko.

Mijały kolejne dni, ale chuć, która w niej nagle zapłonęła, wcale nie miała zamiaru samoistnie
zgasnąć. Wciąż nie pomagało to, co zwykle robiła sobie sama. Palce, słuchawka w wannie. Nie była
przekonana do gadżetów, które tak szeroko reklamowały feministyczne środowiska, więc ich nie
spróbowała. Potrzebowała mężczyzny. Po prostu.

W końcu postanowiła się z jednym umówić. Weszła na jakiś popularny portal i zaczęła rozmawiać z różnymi facetami. Byli ohydni, okropni. W większości. Mówili o tych sprawach jakby wyrwali się z rynsztoka. Opowiadali co chcą jej zrobić i to tylko napawało ją strachem. Szybko zablokowała kilku użytkowników, przede wszystkim tych, którzy bez ogródek wysłali jej swoje nagie zdjęcia na zachętę. Następne dni upłynęły jej na poszukiwaniach. Trafiła po czasie na kogoś. Młody, fizycznie wydawał się interesujący, miał w sobie energię i epatował siłą. Nie był typem intelektualisty, ale pomyślała, że może taki mężczyzna z krwi i kości da jej to, czego potrzebowała. Uznała, że może dać mu szansę. Na początek chciała umówić się z nim na neutralnym gruncie, właściwie poznać go w realu, zanim przejdą do następnego kroku. Uparł się jednak, że po nią przyjedzie – błędnie uznała ten fakt za przejaw dobrego wychowania. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie było to zbyt rozsądne z jej strony – to, że podała mu swój adres.

Tego dnia pojawił się na pół godziny przed umówionym czasem. Wahała się, ale koniec końców nie miała wyjścia jak tylko go wpuścić. Nie chciała wyjść na niegrzeczną. Czuła się zakłopotana, bo właściwie dopiero zaczęła się szykować. Była ubrana po domowemu – niezbyt elegancko. Włosy związane ciasno na głowie. Brak makijażu.

Otworzyła mu, a on wpadł do środka jakby znali się od lat. Na dzień dobry objął ją i spróbował pocałować. Odepchnęła go lekko.

– Co jest słoneczko? – zapytał. – Myślałem, że na mnie lecisz.
Oczywiście widziała jego zdjęcia wcześniej – ona wysłała mu tylko jedno, jakieś z wakacji, w
dużym kapeluszu – ale nie oddawały one tego jak wyglądał w rzeczywistości.
– Na zdjęciach wyglądałeś trochę inaczej – powiedziała słabo.
– A co? Nie podobają ci się moje dziary? – zapytał, prężąc prawy biceps.
– Nie wiem.
– Hej, hej, ty też wyglądasz inaczej. To znaczy nie myślałem, że będziesz taką sunią.
– Sunią?
– No, przepraszam za to, co zaraz powiem, ale nie mogę się opanować. Nie sądziłem, że będziesz takim ostrym towarem. Właściwie nie byłem pewien tego spotkania, bo myślę sobie, że kolejna znudzona mamuśka szuka młodego bolca, ale teraz widzę, że warto było do ciebie przyjechać.

– Warto?
– No masz niezłe ciałko, apetyczny tyłeczek. Nie mogę się doczekać, aż go wypieszczę. Jego słowa ją zamurowały. Nie była gotowa na taką rozmowę. Kiedy ze sobą pisali, nawet przez telefon, wydawał się bardziej szarmancki, prosty, ale szczery. Rozmawiali w kuchni, bo była w trakcie wyciągania talerzy i sztućców ze zmywarki.
– Możesz mi pomóc? – spytała niepewnie.
– Ale, że co?
– Ze zmywarką. Pomożesz mi powyciągać naczynia?
– Żartujesz sobie? Słuchaj, to jakiś rodzaj gry wstępnej? Grasz teraz napaloną kurę domową?

Westchnęła i dokończyła sama, oznajmiając mu, że musi się jeszcze przygotować na wyjście. On siedział na krześle, z szeroko rozstawionymi nogami. Wpatrywał się w nią, pochłaniał ją wzrokiem i wcale jej się to nie podobało. Czuła się niekomfortowo, właściwie żałowała, że zgodziła się z nim wyjść. Chciała go wyrzucić, ale obawiała się jego reakcji. Wyglądał na groźnego. Przecież kompletnie go nie znała. Co też przyszło jej do głowy, aby zapraszać go do środka?

– Ładne masz mieszkanko – powiedział. – Sporo warte, co?
– Myślę, że tak – odparła zmieszana.
Wydawało jej się, że podrapał się w kroku, kiedy tylko odwróciła na moment głowę.
– Słuchaj mała, wcale nie musimy nigdzie wychodzić – oznajmił, wstając. – Możemy zostać
tutaj i dobrze się zabawić. Jak dla mnie nie musisz się malować ani stroić. Przecież i tak zaraz cię
rozbiorę, nie? Jak chcesz to mogę ci najpierw wylizać, żebyś się rozluźniła. Zwykle tak nie zaczynam,
zwykle to daje wam pole do popisu, ale dla ciebie mogę zrobić wyjątek. No to co powiesz?

Zbliżył się do niej i spróbował ją objąć. W przypływie paniki zapytała go czy ma przy sobie
badania, o którego go prosiła. Wyczytała w necie, że to podstawowy punkt takich przelotnych spotkań.
– Słońce, pojedziemy w gumie i będzie bezpiecznie – zaśmiał się, starając się ja pocałować. –
Nic się nie bój.
– Wyjdź – powiedziała słabo.
– A co to? Lubisz grać niedostępną?
– Wyjdź mówię.
– No dalej, suczko...
– Nie żartuję.
Złapał za jej rękę.
– Wyjdź!
Facet cofnął się, popatrzył na nią, potem parsknął, odwrócił i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Maria długo siedziała w kuchni, na podłodze. Mimo, że do niczego nie doszło, czuła się zbrukana.
Sądziła, że ta przygoda wyleczy ją z chęci obcowania z jakimkolwiek mężczyzną. Myliła się.

Przez następny miesiąc z mniejszą lub większą intensywnością szukała partnera. Bogatsza o
ostatnie doświadczenie, wiedziała już co powinna zrobić. Kilku kandydatów odrzuciła po pierwszej
randce na mieście. Tamten neandertalczyk wydzwaniał do niej co jakiś czas. Nie odbierała oczywiście.
W końcu umówiła się z młodszym o piętnaście lat blondynem o imieniu Łukasz. Zaintrygował
ją swoim sposobem bycia. Nie wydawał się napalony jak większość, posługiwał się nienaganną
polszczyzną, na zdjęciach prezentował się dobrze, ale skromnie. Właściwie odnosiła wrażenie, że jest
trochę obojętny na całe to spotkanie. Pracował jako dziennikarz, podobno pisał reportaż o ludziach
zatrudnianych na czarno. Chciał wydać to z jakimś poważnym wydawcą. Znał się trochę na muzyce
klasycznej, pił tylko dla towarzystwa. Uprawiał też sport, głównie pływał. Zanim spotkali się po raz
pierwszy uznała, że może coś z tego być. Miała przeczucie.

Ich pierwsze spotkanie odbyło się w kawiarni, całkiem niedaleko jej mieszkania. Przyniósł jej
kwiaty i sprzedał kilka komplementów. Wydawał się lekko denerwować, ale wrażenie to z czasem
zniknęło. Rozmawiali głównie o literaturze, oboje mieli na ten temat szersze pojęcie.

– Dlaczego jesteś sam? – zapytała, od dłuższego czasu się nad tym zastanawiając. – O ile to nie jest zbyt intymne pytanie i mogę o to zapytać.

– Jeszcze pół roku temu byłem zaręczony – odparł.
– Co się stało? Zdradziłeś ją?
– Nie, to nie to.
– Powiesz mi?
– Po prostu ludzie się zmieniają. To wszystko. Rozstaliśmy się w zgodzie.
– I teraz postanowiłeś umawiać się z przypadkowymi kobietami?
– To nie tak jak myślisz.
– A jak?

Westchnął, a potem się lekko uśmiechnął. Podobał jej się ten uśmiech. Był szczery.
– Chciałbym po prostu przeżyć romans z dojrzałą kobietą – oznajmił.
– Masz na myśli starszą – poprawiła go.
– Nie wydajesz się starsza ode mnie.
– Ale jestem.
– Wiek to tylko liczba.
– Banał. Wszystkim to mówisz, tak?
– Przecież pisałem ci, że jesteś pierwszą kobietą, z którą się w ten sposób spotykam.
– Mam ci w to uwierzyć?
– Nie musisz mi w nic wierzyć.
Co zdziwiło ją najbardziej nie nalegał po spotkaniu na to, aby pojechali do niego albo do niej.
Właściwie nie zająknął się o tym ani słowem. Zapytał natomiast czy może zaprosić ją któregoś wieczora do restauracji. Wydawał się nigdzie nie spieszyć. Zgodziła się z nim wyjść w sobotę. Lokal wybrał on. Ubrała się ładnie, pomalowała, wciągnęła na siebie prostą sukienkę sięgającą do kolan, wzuła buty na wysokim obcasie i dobrała biżuterię. Wybrała też bieliznę, koronkową, chociaż podświadomie czuła, że dzisiaj i tak do niczego nie dojdzie.

– Nosisz obrączkę – stwierdził, podczas gdy czekali na zamówienie. – Mogę zapytać o twojego męża?
– Możesz.
– Pytam więc.
– Jestem wdową. Tak w skrócie.
– Bardzo mi przykro.
– Już dawno nie noszę żałoby.
– To dziwne.
– Co jest dziwne?
– Wiesz, że to bez sensu, ale gdybym ja był twoim zmarłym mężem nie chciałbym abyś się z kimś spotykała.
– Naprawdę?
– Tak. Jestem z natury zazdrosny.
Zanim postanowiła zaprosić go do siebie, spotkali się jeszcze kilka razy. Nie potrafiła inaczej,
zrozumiała to przy trzecim spotkaniu. Chociaż potrzebowała mężczyzny, nie potrafiła oddać się
pierwszemu lepszemu. Zaczynała się zastanawiać o jaki rodzaj bliskości jej tak naprawdę chodziło.
Udawali się w przeróżne miejsca. Spacery wieczorami po promenadzie czy parku. W końcu, po wizycie
w kinie, zaprosiła go do siebie. Od wejścia pochwalił wystrój jej mieszkania.
– Napijesz się wina? – zapytała, włączając muzykę z radia.
– Chętnie.
Poszła do kuchni, a on wszedł za nią. Otworzyła szafkę w poszukiwaniu czystych kieliszków, ale wszystkie znajdowały się w zmywarce. Zaczęła wykładać naczynia ze środka. Podszedł i bez słowa
jej pomógł.

Siedzieli w salonie, słuchając klasyki i prowadząc ożywioną dyskusję. Ona siedziała w swoim fotelu, on z brzegu kanapy. Jej pięta opierała się na jego udzie. Masował jej stopę, okrytą czarnym materiałem nylonu.

– Teraz druga – powiedział, a ona zmieniła nogę. Podobało jej się to jak ją masuje.
– Zgadniesz co to leci? – spytała, kiedy w radiu zagrał Fanelli'ego.
– Nie jestem aż takim ekspertem – zaśmiał się.

– W takim razie będziesz musiał sobie to samemu znaleźć.
Napiła się wina i pomachała stopą, kiedy on ją łaskotał. Musiała przyznać, że od dawien dawna nie czuła się w ten sposób. To znaczy nie czuła się samotna.

– Chcesz to dzisiaj zrobić? – wypaliła nagle, dziwiąc się swojej bezpośredniości.
– Chyba to ja powinienem o to zapytać – odparł spokojnie.
– Chcę – wypowiedziała niczym wyznanie wiary.
– W takim razie zrobimy to.
Przypatrywała mu się chwilę i dopiero teraz dostrzegła w nim coś podobnego, coś co posiadał jej mąż. Ten błysk w oczach.

– Myślałeś o tym? – Zadała pytanie.
– Myślę o tym przez cały czas.
– Od jak dawna?
– Od pierwszego spotkania.
– To dlaczego nic nie mówiłeś?
– Czekałem na ciebie.
Już wcześniej dawali upust czułości, ale były to małe, niewinne całusy. I nigdy w usta. Nagle zapragnęła, aby ją pocałował. Powiedziała mu o tym. Zbliżył się do niej i spełnił jej prośbę. To był długi,
namiętny pocałunek. Jego usta były przyjemnie ciepłe, smakował winem, które lubiła.

– Mario czeka nas teraz najmniej romantyczna część wieczoru – oznajmił, kiedy oderwali się od siebie. – Tutaj jest wszystko. Tak jak prosiłaś.

Nawet nie spojrzała na badania, które ze sobą przyniósł. Nie miało to dla niej znaczenia. Pragnęła go teraz, już. Kiedy do niej dopadł, niechcący strąciła lampkę wina. Wino rozlało się, wsiąknęło
w dywan. Nie przejęli się tym. Całował jej usta, jej szyję. Całował jej piersi. Robił to powoli, zupełnie jakby modlił się do bogini, którą teraz dla niego była. Pozwalała mu na pieszczoty, łaknęła ich niczym
spragniony człowiek wody.

Uklęknął przed nią i ściągnął z niej rajstopy, ściągnął bieliznę. Łaskotał ją nosem i zarostem,
chłonął jej zapach, a kiedy poczuła między nogami dotyk jego gorących warg, jęknęła w ekstazie. Jego
język był zwinny i precyzyjny. Potrafił zadowolić kobietę. Szybko zaczęła szczytować. Potem w nią
wszedł, objęła jego biodra nogami, przyjęła czule i robili to długo i powoli. Całowała go, pieściła wargami.

Oddała mu się. Pozwoliła, aby w niej skończył.
Spotykali się jeszcze przez dwa tygodnie, kochając wieczorami w jej łóżku, potem leżąc i
rozmawiając, słuchając symfonii i znów się kochając. Lubiła z nim rozmawiać, kiedy w niej był. Po prostu tkwił w niej, leżeli spleceni i rozmawiali – podobnie jak kiedyś z mężem.

Kiedy Maria uznała w końcu, że zaspokoiła swój głód, powiedziała mu o tym. Któregoś ranka
doszła do wniosku, że powinna wyhamować. Nie miała zamiaru przypadkiem zakochać się w Łukaszu.
To byłby błąd. Jej potrzeba mężczyzny została na jakiś czas zaspokojona i tylko to się liczyło. On przyjął to na spokojnie. Obojętność, która tak ją zafascynowała, teraz lekko wprawiała w irytację. Właściwie sama nie wiedziała czego oczekuje.

Rozmawiali ze sobą, robili to najpierw często, coraz rzadziej, ich relacja wyraźnie słabła.
Potem były już tylko rozmowy telefoniczne. Esemesy. Z każdym kolejnym dniem oddalali się od siebie.
Ostatnią wiadomością, którą od niego otrzymała było to, że skończył pisać reportaż.

Po dwóch miesiącach Maria, siedząc wieczorem w swoim welurowym fotelu z lampką wina,
znów zapałała żądzą. Nie rozumiała mechanizmu, który nią powodował. Brało ją to nagle, znienacka.
Chwilę nad tym myślała i postanowiła wybrać numer do Łukasza. Odebrał za drugim razem.

– Mam ochotę się z tobą spotkać – powiedziała na powitanie.

– Naprawdę? – spytał, lekko zaskoczonym tonem.
– Tak. Jestem cholernie rozpalona.
– Mario...
W tle usłyszała kobiecy chichot, a przynajmniej tak jej się wydawało. Zignorowała to jednak.
– Stęskniłam się za tobą, wiesz? – oznajmiła szeptem.
– Kiedy ostatni raz rozmawialiśmy?
– Trzy tygodnie temu? Może cztery. Ale właściwie co to ma do rzeczy?
– Posłuchaj, Mario...
– Słucham.
– Zszedłem się z moją narzeczoną.
– Przecież mówiłeś, że jej nie kochasz. Pamiętasz, mówiłeś tak, kiedy leżałeś obok mnie.

Nagi. Spełniony.

– Wiem, że tak mówiłem.
– Mówiłeś, że do niej nie wrócisz. Że nigdy do niej nie wrócisz.
– Wróciłem.
– Kochasz ją?
– Mario...
– Proste pytanie. Kochasz ją czy nie?
– Kocham.
Maria chwilę milczała, a potem rozłączyła się. Ze złością rzuciła telefonem, który przeleciał
przez cały pokój. Spróbowała zająć się sobą tak jak dotychczas, ale nie potrafiła. Wypiła całą butelkę
wina, do dna, nigdy wcześniej tego nie zrobiła. Upiła się, w głowie tańczyły dziwne, niebezpieczne myśli. Poddała się im. W końcu podniosła się z fotela, wzięła do ręki telefon i wybrała numer, który jeszcze kilka dni temu próbował się do niej dodzwonić. Cierpliwi posiądą ziemię, pomyślała.

Odebrał niemal od razu. A potem pojawił się w przeciągu pół godziny. Otworzyła mu drzwi.
– Słoneczko, w co ty pogrywasz? – zapytał. – Nie odzywasz się szmat czasu, a teraz nagle
chcesz, żebym się tobą zajął?

Wyglądał trochę gorzej niż wcześniej, gorzej pachniał, gorzej mówił. Miał za to więcej tatuaży,
a na pewno nowy pojawił się na szyi. Błękitne oczy wydawały się przekrwione. Ogolony niemal na zero. Na głowie miał wyraźny szew. Był typem faceta, z którym w przeszłości nigdy nie poszłaby do łóżka. Neandertalczykiem. Nie mieszającym się w zdrowych warunkach z Homo Sapiens. Zdrowe warunki jednak rozpierzchły się w pył w czasach popkultury.

– W nic nie pogrywam – powiedziała, wpuszczając go do środka.
Objął ją i pocałował. Wyczuła zapach papierosów i smak przetrawionego alkoholu. Zemdliło ją, ale pozwoliła mu na to. Na to, aby ją całował.

– Zajmę się tobą porządnie, suczko – wyszeptał jej do ucha. – Zobaczysz, że nie będziesz
potrafiła się ode mnie odkleić. Jestem jak lep na muchy, wszystkie mi to mówią, poważnie. Raz
spróbujesz mojego towaru, a nie będziesz chciała niczego innego.

Jego dłonie ścisnęły brutalnie jej pośladki, poczuła ból, ale na to też mu pozwoliła. Miał
wielkie, silne, szorstkie dłonie. Zwolnił w końcu uścisk i poklepał ją niczym klacz. Już czuła się zbrukana. Było jednak za późno, aby się wycofać.

Złapała w końcu za jego rękę i poprowadziła go do sypialni. Chciała mieć to już za sobą.







Marcin Mielcarek (ur. 1996) – absolwent filologii polskiej na Uniwersytecie Zielonogórskim. Debiutował w "Twórczości" opowiadaniem Wszystkie nasze Boginie-Matki. Publikuje w wielu ogólnopolskich czasopismach. Wydał ponadto zbiór opowiadań Parada myśli nocnych oraz dwie powieści Sztuka latania i Skoczek. Mieszka w Zielonej Górze.

     Redakcja  Krzysztof Śliwka,  Mirosław Drabczyk
                        Ilustracje  Paweł Król 

  • Facebook
  • Instagram
bottom of page