Wyszedł z łazienki i położył się do łóżka obok niej. Wziął pilot do ręki i obserwując ekran telewizora przez niecałą minutę w końcu go wyłączył. Ona ściągnęła okulary i odłożyła książkę. Zwróciła głowę w jego stronę i przyglądała mu się długo i cierpliwie, do momentu, kiedy zapytał czy może zgasić światło.
– Chciałam na ciebie popatrzeć – powiedziała.
– Patrzysz na mnie od dziesięciu lat – odparł.
– I chciałabym patrzeć następne dziesięć.
– W porządku.
Zamiast zgasić nocną lampkę położyła dłoń na jego ramieniu.
– Myślałeś o tym, co ci powiedziałam? – Zadała pytanie.
– Wiele rzeczy mówisz.
– Przecież wiesz o co mi chodzi.
– Chyba wiem.
– I co?
– Chciałbym już położyć się spać Zyta.
– Nie musisz być nieprzyjemny.
– Przepraszam.
Siedziała chwilę w ciszy. W końcu ponownie spytał czy zgasi to przeklęte światło.
– Ja chcę tylko z tobą porozmawiać – oznajmiła.
– Przecież rozmawialiśmy o tym sto razy.
– To chcę porozmawiać sto pierwszy.
– O mój Boże…
– Czyli myślałeś o tym, co ci powiedziałam przy śniadaniu czy nie?
– Sprecyzuj proszę o czym miałem myśleć.
– O tym, żebyś tego nie robił.
Westchnął ciężko, jakby zrezygnowany i ukrył twarz w dłoniach.
– Dlaczego miałbym do cholery tego nie robić?
– We względu na mnie.
– A to dobre.
– Bawi cię to?
– Mam ci przypomnieć, że to był twój pomysł Zyta?
– Wiem, że to był mój pomysł Ryszard.
Rzadko mówili do siebie po imieniu. Zwykle wtedy kiedy robiło się poważnie i nieprzyjemnie.
– Sama uznałaś przecież, że tak będzie najlepiej. – stwierdził. – Poświęciliśmy na to cały bity miesiąc. Wieczór w wieczór, każdy poranek i w ciągu dnia mówiliśmy tylko o jednym. Mam już dosyć wałkowania w kółko tego samego. Męczy mnie to.
– Dlaczego?
– Jak dlaczego? Bo nic z tego nie wynika Zyta. Bo już wszystko co mieliśmy powiedzieć zostało powiedziane. Ile można, co?
– Ale to ważne.
– Wiem, że to ważne, dlatego ustaliliśmy co ustaliliśmy. Nie ma innego wyjścia.
Spojrzała na niego jak drapieżnik patrzy na ofiarę na chwilę przed atakiem.
– A to wyjście ci bardzo pasuje, tak?
– Wyobraź sobie Zyta, że ja wcale o to nie prosiłem.
– Ale sam przyznaj, że od razu spodobał ci się ten pomysł, co? Nawet nie starałeś się mnie od niego odwieść. Oko za oko, tak jest sprawiedliwie, prawda?
Zapalił światło ze swojej strony łóżka i zmienił pozycję na siedzącą.
– Wydaje mi się, że chcesz przerzucić na mnie winę – oznajmił powoli, patrząc w jej twarz. – Atakujesz mnie, aby poczuć się lepiej. Próbujesz umniejszyć to co się stało. Chcesz się wybielić. A przecież to nie ja cię zdradziłem tylko ty mnie.
– Ale teraz chcesz to zrobić.
– To nie to samo i w ogóle wcale nie chcę tego robić.
– To nie rób tego.
– Muszę.
– Bo to jedyne wyjście, tak?
– To jedyne wyjście, abyś poczuła to co ja. Abyśmy byli kwita.
– I wtedy będzie lepiej?
– Nie wiem co będzie.
Wyszła z łóżka i poszła do łazienki. Uznał z ulgą, że temat na dziś zakończony, więc zgasił jej oraz swoją lampkę i ułożył się na boku. Musiała zajrzeć jeszcze do dzieci, bo powrót trochę jej zajął.
– Dlaczego zgasiłeś światło? – zapytała, kładąc się po swojej stronie.
– Bo idę spać.
– Mieliśmy przecież rozmawiać.
– Kto tak powiedział?
– Ja.
– To rozmawiaj, ale ja idę spać.
– Nie ignoruj mnie. Nie lubię kiedy to robisz.
– Ja też wiele rzeczy nie lubię.
– Na przykład czego?
– Na przykład tego jak moja żona mnie zdradza.
Kilka sekund później podniósł się i objął ją ramieniem. Nie chciał, żeby płakała.
– To był tylko raz – powiedziała. – Jeden, jedyny raz.
– Wiem.
– Bardzo tego żałuję Ryszardzie.
– Wiem o tym, mówiłaś.
– Przepraszam cię za to.
Kiedy się uspokoiła powiedzieli sobie “dobranoc”. Ryszard był już bliski zaśnięcia, ale nagle w ciemnościach rozszedł się cicho jej głos.
– Kiedy chcesz to zrobić?
– Nie wiem.
– Nie wiesz?
– Niedługo.
– Jutro?
– Nie.
– W tym tygodniu?
– Nie. Nie wiem.
Zapaliła światło, które bólem potraktowało jego oczy.
– Masz już kogoś? – spytała.
– Może.
– Kim ona jest?
– Nikim.
– Jak to nikim?
– Nikim dla ciebie.
– Czyli jej nie znam?
– Wątpię.
– Jest do mnie podobna?
– Czemu miałaby być do ciebie podobna? Poczułbyś się lepiej, gdyby była do ciebie podobna?
– Chyba tak.
– To nienormalne.
– Cała ta sytuacja jest nienormalna.
Wstrzymał się od komentarza, bo większość ich rozmów prowadziła po prostu do kłótni. Nie chciał zaczynać kolejnej.
– Czy ty mnie w ogóle jeszcze kochasz? – zapytała, zbliżając się do niego.
Nie odpowiedział.
– Kochasz mnie czy nie?
– Kocham.
– Akurat. Jeżeli mnie kochasz to mnie pocałuj.
Spojrzał w jej oczy, potem na jej usta i nie potrafił tego zrobić.
– Widzisz – rzuciła. – Wcale mnie nie kochasz. Nie kochasz na długo zanim to się wydarzyło.
– Czyli to wszystko moja wina?
– Nie wszystko.
– Połowa?
– Połowa.
Nabrał powietrza w płuca, a potem je wypuścił, bardzo powoli, ostentacyjnie. W końcu wstał, aby udać się do łazienki.
– Żałuję, że w ogóle się przyznałam – oznajmiła.
– Mógłbym żyć w tej niewiedzy.
– A ja nie. Zjadłoby mnie to od środka.
– Teraz nas zjada od zewnątrz, więc co za różnica.
– Różnica jest taka, że dzielimy ten ból razem.
– Oczywiście.
– Czyli mam rozumieć, że gdybyś to ty mnie zdradził, wcale byś się nie przyznał, tak?
– Raczej nie.
– I co to o tobie mówi?
– Niewiele.
– Mówi wszystko.
Będąc już w łazience spojrzał na siebie w lustrze. Patrzył w oczy i robił to bardzo długo, potem wyciągnął język i obejrzał prawy i lewy policzek. Nie zobaczył niczego ciekawego. Puścił zimną wodę w kranie i przemył twarz. Pomyślał, że chyba naprawdę powinien zacząć szukać jakiejś kochanki. Wcale jednak nie miał na to ochoty ani siły.
Marcin Mielcarek (ur. 1996) – absolwent filologii polskiej na Uniwersytecie Zielonogórskim. Pełnoprawny debiut opowiadaniem Wszystkie nasze Boginie-Matki w numerze 05/2020 "Twórczości". Od tamtego czasu publikowany w wielu ogólnopolskich czasopismach. Autor zbioru opowiadań Parada myśli nocnych. W 2022 roku powieściowy debiut wydany wraz Wydawnictwem Anagram – Sztuka latania. Mieszka w Zielonej Górze.
Comments