***
Pośród głosu
i pośród milczenia
obok drzew i owadów
jak groźna mewa metalu.
Pośród
ciężkiego mroku
i martwego światła
w kwaśnym mleku świtu
w labiryncie okopów
z Minotaurem wojny.
Pośród osmalonych drzew
pośród rozbitych
niczym okulary
co upadły na ziemię
dróg
pośród duchów
martwych i żywych.
Pośród ciepła
bijącego od broni
pośród muzyki
serii z karabinu maszynowego
pośród basów
uruchomionego sprzętu.
Pojawia się
niczym poranna mgła
niczym trądzik na twarzy nastolatka
niczym zmarszczki
niczym pęknięcia w starych budynkach
niczym strzałki na nylonowych rajstopach:
Uśmiech milczenia
wspomnienia o utraconym cieple
wiersz.
***
Dzisiaj będzie dużo
wierszy o lesie.
Wiersz pierwszy:
pożar.
Wiersz drugi:
to dym
nie mgła.
Wiersz trzeci:
a zwierzęta?
Wiersz czwarty:
żadnego ptaka
tam gdzie drapieżniki
tylko miny.
Wiersz piąty:
wieje wiatr
a tu potrzebna pomoc
międzynarodowych partnerów:
kwietniowych ulew
czy styczniowych opadów śniegu.
Wiersz szósty:
upadło drzewo
sen
pocisk.
Wiersz siódmy:
próbuję
rozpoznać
człowieka.
Ciekawe
jaki by wiersz
las
napisałby o nas?
***
Gdy twoja głowa
broczy krwią
a nogi
są porozrywane
owinięte turnikietami
spróbuj być szczwany
ale się nie uda
z przodu — pole minowe
z tyłu przylatują pociski
chce się wierzyć w świat
a świata już dawno nie ma
twoje serce wciąż bije
jak Tyler w „Podziemnym kręgu”
niczym chłopiec-zawadiaka w szkole
rybsko ciemności
połyka
surowe ciasto przeszłości
i trafia na haczyk.
Gdzie są moje sny?
Gdzie są moje sny?
Gdzie są moje sny?
Spójrz, ukrywają się w okopach.
Wojenne hokku
Brzęczy szerszeń
szeleszczą liście
coś przyleci.
Gęsty las
porzucone okopy
wzleciał ptak.
Płonie las
biegają myszy
początek jesieni.
Przemokłe skarpety
katar
trwa październik.
Nadlatuje pocisk
spada w pobliżu
swoi?
Trzaska szyfer
biega kotek
przygarniemy.
Uratowano rękę
uratowano nogę
zachodzi słońce.
Szeleszczą słoneczniki
skrada się wróg
śmieje się sójka.
Upadło drzewo
wystraszyła się sójka
głęboka rana.
Sny o domu
pachną liście
pole minowe.
Chowam się w chaszczach
wrogi quadrocopter
gęsta mgła.
Pracuje czołg
wybuchają pociski
czas na herbatę.
***
Pan lasu otula miękką
jak zamsz
wilgocią
Jego łzy spadają z listków
ledwo weźmie oddech
oddech Jego ciężki
jak u palacza.
Pan automatycznego granatnika
nadaremno nie strzępi języka
nadaremno nie pomyśli
Jego słowo twarde
jak wyschnięta ziemia
jego uściski gorące
jak wielki piec
Jego modlitwa trwa równo 32 słowa
w krótkich lub długich seriach
Jego włosy cienkie gałęzie cierniowe
jagody opadają.
Pan snu
gwałtowny
jak letni deszcz
zostawia w spokoju
ściera słowa
niczym korektor
i pisze nowe
nieczytelnym pismem lekarskim.
Wchodzę do blindażu-celi
stawiam okopową świeczkę
wysokim drzewom liściastym
głębokim parowom oraz naturalnym
zagłębieniom
porannej rosie
prawdziwy Pan – śmieje się.
***
Budzisz się
a trawa znowu zielona:
anioły-farbiarze dobrze znają swój fach.
Las krwawi ogniem
niestety
drzewa nie mają nóg.
Słońce jest dziś błękitne
jak błękitna gałka lodów
o dziwnym smaku
i zimne
jakby właśnie wyjęto je z zamrażarki.
I zapytano mnie, co byś powiedział swojemu
dziesięcioletniemu ja dzisiaj?
Śmiałbym się i krzyczał:
„Koleś
dosyć ganiania po kałużach
łapania koników polnych
leżenia na kłującej skoszonej trawie
patrzenia na słońce
bo to wszystko nieprawda
bo jest błękitne i zimne
ulice są czarne niczym czarne dziury
wokół pożaru
cienie martwych budynków
błądzą po wsi
rzucaj to wszystko
Maksie
i tylko
zamknij oczy
policz
jeden
dwa
trzy
zasypiaj”.
Póki drzewa krzyczą
niczym kibice podczas finału Ligi Mistrzów
szorstkimi maźnięciami czarnej farby olejnej
zamalowują miasta i sny
w lasy potężne krwotoki amputacje i tbi
apteczek nie nastarczy
szkoda, że drzewa nie potrafią biegać
ani chować się w parowach i okopach
anioły-farbiarze
wychodzą na swoją zmianę
jeden
dwa
trzy
obudź się.
przełożył Tomasz Pierzchała
