top of page

Maciej Skomorowski – trzy wiersze

  • Mirek Drabczyk
  • 27 cze
  • 4 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 29 cze



Zapis z końca listopada

Wiersz jako podsumowanie? Gdy schyłek mówimy o wszystkim
co przydarza się nam naprawdę: te szybkie serie zdarzeń,
jeśli arbitralnie przyjąć cezury pór roku - zamknąć można
w stylach miesięcy, opowiadać w miejscach marginalnych
opowieści, niezupełnie jasno, tym bardziej, że realiści
mojego pokroju współdzielą znany defekt organicznego zaniku
szczegółu, jedynie gruby zarys, kontury, więc jeśli dla najbliższych
napisać miałbym jakiś skrót, streszczenie, abstrakt, dokument
sprawozdawczy dla najdalszych z tegorocznych zdarzeń jesiennych
na moim podwórzu (ulica Czumy) - napotykam ubytki
zawodnej pamięci, z której nastrój - ten obiektyw na jesień
i jej pozłacana substancja jednocześnie - ulatnia się najszybciej!
Niemożliwe. I cóż z tego, że spacerując radośnie po zwycięstwie
demokratów Warszawą w białych butach i niebieskim krawacie
doznaję tych leibnitziańskich drobnych poruszeń duszy, mijając
miejsca letnich pocałunków kobiet udowadniających wszystko
i więcej, każdego mnie, mój i każdy ich wers? Tak. Spaceruję,
przechodzę obok domów i bloków, gdzie na boomerskich prywatkach
zabiegałem nie tak dawno o więcej jeszcze pocałunków, urzędów
państwa ukrytego przed ludźmi, instytucji odwiedzanych jako obywatel,
pracownik, niezależny badacz, wścibski dziennikarz, nade wszystko
parki tak pełne mojej poezji mówionej, bowiem śpiewać nie potrafię...
Cierpienie nie naruszyło mojej istoty tej jesieni, listopad był niemalże
bezsenny, lecz uczynił mnie silniejszym, być może jedynie zbyt rozrzutne
życie towarzyskie, zatrata w wierszach, odwiodły mnie od pracy,
więc teraz w listopadzie do drzwi puka bieda... Być może
zbyt wielu wrogów, przyjaciół, zaczepianych przeze mnie
na ulicy nieznajomych - bo tak w zwyczaju miałem tej jesieni -
teraz mnie pamięta bez wzajemności. - Niskie słońce i zastanawiam się
nad głosami tych młodocianych kogucików czy to od filozofii
modnej ostatnio w czasie moich studiów dwie dekady temu
(niespełniona jest nadal nadchodząca potęga nowego realizmu
miłości i rozumu), czy od pustej poezji - zdają się myśleć,
że powiedzieć można wszystko, i nie mylą się, jedynie ludzie giną,
dzieci, boże, niepotrzebnie giną ludzie, niechże więc ludzie pióra
odpowiedzialnie mówią prawdę: byliśmy zatruci tyranią, a przecież
rozważaliśmy, kochaliśmy, myśleliśmy o dotykaniu się, dotykaliśmy
się bez słowa, mówiliśmy o tym, co myślimy - ale ta jesień
już nie zdoła określić się jako nastrój, pogoda, sławetna
melancholia pośniedziałego złota, która niegdyś posłała mnie
za okno zakratowane... - Dziś pomyślałem, że chcę nowego
płaszcza na zimę, i jeśli coś z tej jesieni ma się przechować, to
proszę zabrać jej wszystkie fotografie - do wielu mówię - na strych,
do piwnicy wynieść, innego wyznaczyć zarządcę sezonu,
on jest już poza mną, obiektywna definitywność wbrew pamięci
lata i kropka. - Nie zabijesz mnie. Ja nie zabiję ciebie. Niemalże
bezlistne już drzewa milczą. Są żółte, nieruchome dziś, nieporuszone
- inaczej niż ja.

listopad 2023, Warszawa


Jesień Demokratów

W sierpniu zaledwie dwa wiersze, niewiele,
wrzesień pełen milczenia, a teraz barwny
październik szmuglowany po omacku w nadchodzący
zza rogu, z wilgotnego nieba listopad - z zasady

unikam pisania wierszy: skromne żniwa sierpnia
zawdzięczam nowoczesnej farmakologii, a o
fotografie niezapisanych wzlotów września
poproszę przyjaciół, więc być może to właśnie

październik wyróżnia się teraz jako czas
wypowiedzi, teraz tu, choć świadomość czasu
listopad już wprowadza do gry i nie wiemy,
nie wie nikt jak wypadnie ostatni tegoroczny

liść, liście tej jesieni lekkie jak prosta amnezja
przy najwyższym wzmożeniu intensywności chwili,
bowiem wzrastanie, rozwój biegną ad infinitum
i każdy osiągnięty szczyt dla takich starych lisów

jak ja (nie mów nigdy: moja skromna osoba...) już jest
dystansem i oddaleniem, prowadzi w sen śmiertelny,
zwykły literalnie, bez snów i bez wybudzenia
przygotowanego przez system etatowym pracownikom,

gdy moje późne, szlachetne pobudki października, znów
około południa, nakładają na spierzchnięte, wyraziste usta
jednomyślnie doceniane przez kobiety poznane jeszcze
latem witaminową pomadkę Nivea od Iwo, wiele słów

wartościujących silnie z intencją błogosławieństwa, lecz
poza zamiarem opowiedzenia summy ostatnich miesięcy
z lata już przedzierzgniętych w jesień pełną jak kosz papierówek
i być może cały ten kosmiczny czas przyrody, ten przerost

wyrażę nie przerywając milczenia: wrzesień pełen kobiet,
sierpień jak pływanie w basenie na Oławskiej, październik
był wielkim uspokojeniem: ust, miłości, czasu, ostatecznym
odrzuceniem przemocy - złota jesień demokratów

przeciwko wojnie.

listopad 2023, Warszawa


Notatka z sezonu

Zaprzestałem już układania opowieści, nie żyję w nich,
nimi, tamto wielkie rozgadane w mojej uniwersalnej
wyobraźni Bizancjum ostatniego lata - większość tych
przeżyć już znalazła wyraz: rzeczywistość
jest jak kant mebla, kurz na nowym dywanie zakupionym

na kredyt. Kobiety dotykane odeszłego lata mówią do mnie
także tej jesieni, nadal czule, jasno, lecz teraz to jedynie
ich telefony, kłopoty z czasem, praca zawodowa, prywatne
fantazje wyznawane przeze mnie jako liberalnego demokratę -
przynoszą zaledwie chłód jak zza otwartego okna po kąpieli,

więc tak, tęsknię za latem, choć gdy w listopadzie spaceruję
po śliskich liściach (dziś na Emilii Plater), to satysfakcję przynoszą
jednak: pojednanie z ojcem, zejście do polskim prawem
przepisanych dawek medikinetu, jako taki porządek w domu,
klerkowskie i tajne inicjatywy filozoficzne (opracowuję

teorię przedmiotu), powrót do odręcznego zapisu poezji,
aktywne zadośćuczynienie nowym zainteresowaniom
politycznym po zwycięstwie demokratów - ale prawdziwa radość
została w lecie, na zdjęciach, w pamięci ust, w końcu
w tych opowieściach sierpnia, których po części zapomniałem,

po części powtarzać, roztrwaniać nie chcę - niech nieme ogrzeją mi zimę.

październik 2023, Warszawa








Maciej Skomorowski - poeta i filozof (UW). Laureat konkursów poetyckich oraz autor tekstów publikowanych w prasie literackiej. Wiersze tu publikowane już się nie powtórzą.

     Redakcja  Krzysztof Śliwka,  Mirosław Drabczyk
                        Ilustracje  Paweł Król 

  • Facebook
  • Instagram
bottom of page