Kuracjusze
Jest we mnie nieproszony gość,
który chce wszystko wiedzieć.
Jest we mnie gość,
który znika bez słowa
albo wdaje się w spory,
i zawsze wie najlepiej.
Jest też we mnie gość,
który siedzi cicho z boku.
Wtedy staję się jak tykanie zegara —
niesłyszalny, niewidzialny.
Jest wreszcie gość,
który zawsze się spóźnia.
Był…
Nie, już go nie ma.
Wieszam go w szafie
obok innych gości,
którzy przestali mówić.
Teraz to ja przyjmuję gości!
Kobieta, która nie dała się wsadzić na traktor ani goździków nie chciała
Mężczyzna zamilkł
W ciszy zbiera jabłka
do koszyka podarowanego przez Simone de Beauvoir
Kobieta wreszcie zaczęła mówić
Własnym językiem
Ze stetoskopem na ramionach
leczy ludzkość.
Nic już nie syczy.
W jej dłoniach powstaje nowa harmonia – rozwijający się algorytm
Caravaggio (1986)
Została jedna butelka wina.
Ksiądz mamrocze o aniołach.
Trzydzieści srebrnych myszek zapala świece.
Światłocień uwalnia kobietę.
Caravaggio ma mocną głowę i rękę.
Ale to Tilda Swinton unosi pięść
i krzyczy:
Realizm, nie fikcja. Realizm.
Obraz
Ślepcy prowadzą ślepców,
zachodzi słońce,
a oni – po raz pierwszy – widzą swoje cienie.
Przewodnik jednak nie dostrzega własnego.
Na plecach niesie moralność, którą wszyscy czują, lecz nikt nie przestrzega.
"Sztuczna inteligencja" już zna człowieka
i rozumie, czym jest wierność psa porzuconego w lesie.
Jeden dzień z przyszłości
Sznuruję buty. Uciekam.
Zbliża się siódma wieczór –
uświadamiam sobie,
że jestem tylko człowiekiem,
który próbował przechytrzyć maszynę.
Przyszłość jest dziwnie cicha.
Lem i Dick już mówią szeptem.
Szuru-buru, dokręcam śrubkę.
Nieważne, jak to nazwiesz – żyj, androidzie.
Dallas 63, Dallas 2025
Oswald już nie czyta książek,
bo w gruncie rzeczy jest martwy.
Echo strzału zabija południe,
pisk opon – przerażony pomruk tłumu jak na starożytnych igrzyskach. Rydwany.
Tyka konserwatywny zegar,
kłamstwo krąży ulicami,
ma się całkiem dobrze.
Historia ludzi – jak z supermarketu,
pisana przez klakierów i zmyślaczy.
Panie i panowie,
na zdrowie.
Kot jest moim świadkiem!
Dwa dni i Iredyński się śni
Cofnąłem się o dwa dni – znów sobota wieczór.
Żelazko prasuje koszulę, woda w wannie zimna.
Wiję się jak wąż, szorując podłogę.
Z wysiłkiem, jakbym był pijany,
choć, do cholery, nikt z nas nie jest pijany,
domykam okno.
Lód, chłód, whisky na stole.
Cisza – zgrzyt zamka w drzwiach.
Och. Ach.
Niewinnie bawimy się kapslem.
Orient Express ciągle jedzie.
Herkules Poirot prowadzi śledztwo.
Z szafy wypadły dwa trupy.
Logiczność zdarzeń w pędzącym pociągu gaśnie jak krwista żarówka.
Sztylet tkwi głęboko w tapicerce.
Na korytarzu — szelest spódnicy.
Życie, zasada rzeczywistości odziana w szaty absurdu, kpi z siebie.
Nie ockniesz się.
Lepiej poczytać książkę albo obejrzeć film.
Milczenie jest jak warknięcie psa,
a logika pod lupą okazuje się iluzją zdrowego myślenia.
Zagrajmy.
Dobierzmy karty z talii
