Może gdybyś nie był taki namolny i dyrektywny, zakochałabym się w Tobie całą sobą, po uszy. W
Twoim zadartym nosku, małych oczkach i kaczym kuperku, którym kręcisz kółka w telewizji jak
tancerka go-go. Tak, to ważne. Przecież w pierwszym momencie ważny jest wygląd, nie
charakter. Tyle tylko, że nie chciałabym mieć dzieci, choćby ćwiartki bobasa, nie ścierpiałabym
nawet jednej jasnej rzęsy niemowlaka. Czy zniósłbyś to, że nie urodziłabym Ci syna?
Pierworodnego, który poszedłby w Twoje ślady i został tancerzem go-go. Nie, Ty nie zniósłbyś
braku dziedzica, płakałbyś mi codziennie, może nawet przymuszał mnie do porzucenia
antykoncepcji i nudnego seksu oraz zainteresowania się macierzyństwem. Na początek w
bezbożnych programach TVN.
Widzisz, jaka jestem mała??? Zamiast iść z Tobą do kina, teatru, muzeum iluzji, zamiast poznać
Twoją bratanicę i Mruczka, wreszcie zamiast iść razem z Tobą i Mruczkiem na rozbieraną
randkę, ja planuję naszą przyszłość. Że nie będziemy mieli dzieci, bo nie chcę być matką. I że Ty
będziesz miał z tym wielki jak dół problem. A prawda jest taka, że to się dzieje za szybko. Że my
się słabo znamy. Bo ledwo się znamy. I nie wiemy, co będzie. Może już jesienią wyemigrujemy do
Argentyny?
Nawet nie wiem, czy Twoje oczy podobałyby mi się z bliska. Czy nie uznałabym, że są kaprawe,
złośliwe, że masz zaćmę, i potencjalna wymiana spojrzeń między nami będzie przynajmniej
utrudniona. A jak będzie niemożliwa, nie będę mogła znaleźć Twojej duszy... co zrobię? Jak żyć
razem bez duszy jedynego? Dusza to dla mnie wszystko. To piękno i błogość, to
błogosławieństwo dane mi przez drugiego, takiego samego człowieka jak ja. No i w rzeczy samej
nie jestem w Tobie zakochana, czasem nawet Cię nie lubię. Mój kolega się myli, że rzucam Ci
wyzwanie do starania się o moją rękę. On nie umie czytać między wierszami, pewnie w ostatnich
wyborach głosował na PO.
17 sierpnia 2023
Kaczy nielocie, ale żeby tak mnie olać? Z góry na dół i z dołu do góry, sikiem prostym,
brutalnie... Nie, nie ma mojej zgody na takie zachowanie. Jesteś świnią, nie kaczką. Nawet
nielotem nie jesteś, tylko ograniczoną świnią, która widzi wyłącznie to, co przed nią. Zatem nie
widzisz mnie, tej, która stoi obok, która chciałaby wystać przy Tobie do końca życia. Widzisz
Piłsudskiego.
Nie przyjechałeś do mnie, bo nie masz prawka? Trzeba było wziąć limuzynę rządową z kierowcą
lub szoferem. Albo mogłeś przylecieć, są pewnie połączenia lotnicze z Warszawy do Wrocławia,
my też mamy lotnisko. Ale Ty wolałeś siedzieć z kotem w domu. Mruczek dostał kociego kataru?
Okocił się? Zostałeś tatą dziedzica? A ja nie dość, że zorganizowałam imprezę, upiłam i
nakarmiłam gości, to jeszcze zrozumiałam, że się w Tobie zakochałam jak nastolatka. Ja dla
Ciebie zostawiłabym Wrocław i przeprowadziła się nawet do Kielc. Albo pod Kielce. Gdybyś
mieszkał pod Kielcami, w jakimś zapyziałym Jędrzejowie.
Żałuj. Na imprezie było super. Goście pili, palili, śmiali się i gadali, a ja siedziałam cicho i
popatrywałam to na drzwi, to na zegarek, czy mi zrobisz wielką niespodziankę, trafiając w moje
skromne progi. Nie pojawiłeś się jednak u mnie. We Wrocławiu też nie byłeś. A oprócz mnie i
lotniska jest tu SkyTower, Iglica, Hala Stulecia, ZOO i Papugarnia. Mamy Hydropolis, kina,
krasnale, teatry, kluby literackie i biura. Nasz prezydent jest swój. Też ma kota, Wrocka. A ja się
tak starałam. Stanęłam na rzęsach, dałam z siebie wszystko, lecz nie wytrząsnęłam z Ciebie
litości. Zatem nie zlustrowałeś mojej stylówy świńskimi oczyma. Nie zmierzyłeś tych wszystkich
ludzi, których zaprosiłam i upiłam, jacy są, co ich cieszy, a co smuci, czy w przyszłości będą
głosowali na PiS. Wreszcie nie obrzuciłeś wzrokiem stołu, który jeszcze długo po Faktach uginał
się od resztek sera, wędlin i oliwek.
Kaczy pomiocie, jest mi najnormalniej w świecie przykro. Czuję się odrzucona i zraniona. Może
nawet oszukana? Nikt mnie nigdy tak nie skrzywdził, nie upokorzył. Pójdziesz za to do więzienia.
Zobaczysz. A przynajmniej ja tego Ci życzę. Całym sercem. Życzę sobie, żeby PiS przegrał jesienią
wybory parlamentarne. Żeby nie zdołał ich sfałszować. Żeby po przegranej żadne naprędce
ustanowione teraz prawo nie uratowało dup polityków, którzy są Ci bliscy. Żeby oni cierpieli jak
ja, a Ty żebyś musiał na to patrzeć. Na ich ból. Jak spierdalają do Argentyny, by ich tam
Argentyńczycy zatłukli pomidorami.
Serio, nie mam dla Ciebie litości, bo się nie starasz tak, jak bym tego chciała. Nie umiesz dbać o
nikogo i jeszcze prawdopodobnie zostałeś ojcem małej kici. Pewnie podziwiasz teraz, jaka jest
ślepa. Bezbronna. Krucha. A mówiłam Ci wczoraj, żebyś używał Mruczka, nie kochał. Bo ja Cię
kocham miłością nieskończoną. Późno to sobie uświadomiłam, ale nie mogę teraz spać. I nie
zasnę już nigdy. A przecież rano też nie spałam. Przygotowywałam się do tego, co nie zamieniło
mojego życia w San Escobar. Pozornie.
Po Faktach, które oglądnęłam z niemałą satysfakcją, pijani goście zabrali mnie bowiem
samolotem do San Escobar. Miałam nie pić do końca życia, ale upiłam się jak ta lala. Byłam
wulgarna i powtarzałam: pierdolę tego kaczego nielota. Tę świnię, która udaje kaczkę i
szeregowego posła Kaczyńskiego.
Masz, wklejam Ci zdjęcie z San Escobar. Zazdrość. Zwijaj się z zazdrości, wpakowałeś się
przecież w niezłe gówno z tym Mruczkiem. Ale gdybyś się u mnie zjawił, nie przeżyłabym tylu
boskich chwil. Nie umiałabym Ci wybaczyć. Teraz Ci wybaczam, bo powoli robię się pusta i
senna. Złość mi przechodzi. Zaczynam czuć obojętność. I to, że kiedyś muszę zasnąć, a relacja z
Tobą da mi tylko gwarancję bezsenności.
Zawsze chciałam to powiedzieć: jebać PiS!
18 sierpnia 2023
Jestem w San Escobar. Wytrzeźwiałam. Świeci słońce, trochę razi mnie w oczy. Dopadł mnie
światłowstręt? Może dlatego, że mam lekkiego kaca. A może on wcale nie jest lekki, tylko już nie
pamiętam, jak to jest rzygać dalej niż się widzi? Nie pochwaliłbyś tego, gdybyś tu był, mój kaczy
bigocie. Ty preferujesz dziewice, które nie wiedzą, jaka jest różnica między łechtaczką a sromem.
I nie dowiadują się tego po pijaku w nocy w San Escobar. Może dlatego wczoraj zabrakło Cię u
mnie w domu jak różańca świętego? Jak wody święconej i objawień Maryi. No ale ja nie jestem
prostaczką, jestem świadomą siebie kobietą.
W San Escobar jest bezchmurnie, bezwietrznie, niebo piękni się błękitem, czuję się trochę tak,
jakbym była w Raju. Czyli w jakimś takim pisowskim Piekle, gdzie wszystko jest możliwe, nie ma
zasad. A podobno opozycja twierdzi, że człowiekowi potrzebne są granice, nie kościoły. Ale i tu, i
w Polsce są tylko kościoły oraz dziesięć absurdalnych bożych przykazań. Licho wie, jak to ugryźć.
Zatem na wszelki wypadek pisowcy na sejmowych korytarzach podgryzają się w pupy.
Wczoraj miałam prawdziwy kryzys. Ale już nie jestem taka zła na Ciebie, kaczucho. Jesteś moim
pisowskim kaczyskiem, ulubionym politykiem prawicy, wzorem mężczyzny, męża stanu, moją
największą sympatią. Czuję się wyróżniona uczuciem, które w sobie do Ciebie noszę. To ten
boski dzień w San Escobar przyniósł mi nowe siły i ambicje, by walczyć o Ciebie i naszą więź.
Mimo iż nie szanujesz kobiet, traktujesz je jak pojemniki na spermę, bo koło miłego feministy
nigdy nawet nie stałeś, chcę jeszcze raz spróbować połączyć nas w jedno. W jeden ssaczy,
splątany jak węzeł gordyjski organizm. Choć tu mi ludzie mówią, że nie masz penisa! Że „masz
gips na rzepie”. Cokolwiek to znaczy, nie może być dobrze. Może to jest źródło Twojego
wycofania? Teraz rozumiem więcej, dlaczego Cię wczoraj zabrakło. Jaka byłam ślepa. Ty jesteś
kulasem!
Poza tym nie wierzę, że nie masz fiutka, choćby małego, kruchego, tyci tyci. Ludzie chcą Cię tu
ośmieszyć, znieważyć, upokorzyć. Nie wiem dlaczego, przecież poniekąd zawdzięczają Ci
istnienie na ziemi. Gdybyś nie natchnął Waszczykowskiego, gdybyś nie dał mu władzy, ten nie
powołałby do istnienia San Escobar. Może to Waszczykowski nie ma penisa? Może nie ma nawet
jajek, dlatego tak pojechał. Bo poniosła go fantazja. Poniosła go taka fantazja, której pisarzom
bajek nie brakuje. W konsekwencji są tutaj nawet lasy, do których można wchodzić podczas
epidemii. Nikt nie wycina stuletnich drzew. Masakra.
Ale pierdolę Waszczykowskiego, to Ciebie kocham wielką miłością. Tobie zawdzięczam wszystko.
Zawdzięczam Ci nowy ład, czyli taką rewolucję, przy której największy penis się chowa. Ty
musisz mieć fiutka giganta. Żaden drągal się z nim nie równa, nawet największy chuj. A ja
potrzebuję właśnie takiego bolca pachnącego prawicą i bożym przykazaniami. Gdy mam chcicę,
mogłabym rozerwać czyjegoś malca.
Jezu, przepraszam, ale chyba ten lekki kac morderca sprawia, że jeszcze nie doszłam do siebie.
Choć nie mam już w głowie helikoptera i nie całuję się po kolei z wszystkimi facetami w San
Escobar, żeby potem podziwiać w egzotycznych krzewach ich przyrodzenia, jeszcze potrzebuję
dla siebie czasu. Powoli wrócę do równowagi. I do Polski, by bawić się z Tobą w Piłsudskiego.
Albo w objawienia. Co Ty na to? Mógłbyś mi się objawić we Wrocławiu przy Jedności
Narodowej. Mogłabym ssać Twój święty wizerunek dniami i nocami. Ssałabym go jak dziewica,
delikatnie. Potem coś bym we mnie wstąpiło i... zrobiłoby się ostro. Nauczyłbyś mnie
wszystkiego, jak ssać Cię namiętnie.
Żeby nam się to udało, musisz zapuścić wąsa jak Piłsudski. Kiedyś chyba miałeś małego wąsika
jak Hitler! Tak, koniecznie to znowu zrób. Albo przynajmniej przestań golić jajka. Ludzie tu nie
mówią, że nie masz jajek. Musisz je mieć, jak inaczej spłodziłbyś kicię? Masz takie jaja, jakie
może mieć tylko ktoś, kto łamie Konstytucję.
Dobra, bo znów mi się chce rzygać po piciu. Muszę iść puścić pawia, żeby móc wrócić do Ciebie i
Twojej Polski. Żeby nie zrzygać się, gdy będę Cię ssała na chodniku przy Jedności Narodowej.
Jeszcze byś mi powiedział, że nie jestem kobietą, bo kobietY nie piją i nie ruchają. A właśnie że
robią wszystko, mój drogi niedowiarku. Jadzia też była dobra w te klocki. Zapytaj taty, gdy Ci się
objawi. O ile z nim gadasz.
18 sierpnia 2023
Kaczysławie, rzygam już pół dnia. Rzygam żółcią. Jest mi naprawdę niedobrze, jak wtedy, gdy w
całej Polsce trwały protesty kobiet. Bo niby aborcja jest zła, czasem traktowana jest jako
antykoncepcja, ale kobiety przestały mieć wpływ na swoje życie. Żyję od tego czasu w konflikcie
wewnętrznym. Podziemie aborcyjne wcale mi nie poprawia nastroju. Mam wyrzuty sumienia, że
nie wyszłam wtedy na ulicę krzyczeć: jebać PiS i Konfederację. Bo też jestem kobietą, nie wiem,
czy bym nie umarła, gdybym musiała czekać na obumarcie w mojej macicy uszkodzonego płodu.
Jakiegoś potworka. Pewnie nie dałabym rady. W ogóle nie chcę mieć dzieci, może właśnie
dlatego? Boję się ryzyka, powikłań, policji antyaborcyjnej. Ty tego nie rozumiesz. Choć masz łeb
jak sklep i nawet tytuł doktorski, nie jesteś jedną z nas. A może jesteś? Ukrywasz się wśród
mężczyzn, żeby nie rodzić chorych dzieci. Zainspirowałeś się „Seksmisją”, odwróciłeś sytuację,
bo żyjemy w patriarchacie.
Kaczy padalcu, przemyśl to jeszcze raz, odpuść nam, zmiłuj się nad nami. Kobiety byłyby Ci
wdzięczne do grobowej deski. Niejedna uwierzyłaby, że zmiana jest możliwa. Dobra zmiana
stałaby się faktem. Jeszcze nie jest za późno. Proszę. Utwórz specjalną komisję, która wypracuje
kompromis aborcyjny. Zgłoś projekt kompromisu w Sejmie. Protestuj. Wyjdź na ulicę i krzycz:
jebać PiS i Konfederację. Uda się, opozycja tylko na to czeka, już zakasuje rękawy do pracy. I
wtedy nie beton, ale wygraną w jesiennych wyborach miałbyś w kieszeni. Twój elektorat wreszcie
byłby cywilizowany, mądry. I ja bym na Ciebie zagłosowała z czystym sumieniem. Świat
przestałby się gorszyć Twoimi wizjami Polski.
Rzygam pół dnia i myślę, że może nie zatrułam się alkoholem, tylko jestem w ciąży. Zaszłam w
ciążę przez pączkowanie, jak grzyb, bo nigdy żaden facet jeszcze mnie nie tknął. Nikt mnie nawet
siłą nie obłapiał. Czekałam na Ciebie, mój wybawco, tymczasem Ty się bawisz w ptasiego ciula.
Marzą Ci się opresje, śledztwa, przesłuchania, tortury. Od lat śni Ci się areszt, więzienie i
kajdanki. Nie budzisz się z krzykiem w nocy, gdy śni Ci się mordobicie, dyby i kara śmierci.
Chyba mam syndrom sztokholmski, że w tym jestem. Jestem w tym po uszy i powoli zaczynam
się sobą brzydzić. Zastanawiam się, jak sobie coś odebrać, pozbawić siebie dobra, przyjemności.
Myślę, jak się ukarać za tę niemożliwą miłość do Ciebie.
Podejrzewam, że to ciąża urojona. Że wymyśliłam sobie tylko, że noszę pod sercem Twojego
dziedzica. Radosnego i zdrowego jak ryba. Jakaś część mnie chce być matką Polką. Ta część
odpowiedzialna za losy Polski i świata, fest dojrzała, nieekologiczna. Może nadodpowiedzialna?
Podobno kobieta staje się kobietą, gdy urodzi dziecko. Nie musi to być dosłownie dziecko,
czasem to wiersz czy obraz, liczy się gotowość do pewnych rzeczy i postawa.
Co zrobimy, gdy zacznie mi rosnąć brzuch? Bo już rzygam. To kwestia tygodni, może trzech
miesięcy. Wezmą nas na języki, cała warszawka będzie się śmiać, a najbardziej Tusk. Czy
Mruczek mnie nie zabije z zazdrości? A jak mnie zabije, kto Cię będzie kochał? Kto będzie pisał
do Ciebie listy? Życie bez miłości to bida z nędzą. Ty też przecież nie umiesz żyć bez
przewracania kobietom w głowach. Jesteś uroczy, masz do tego dryg. Mógłbyś sobie zjednać
względy jakiejś amerykańskiej aktorki lub piosenkarki, żony Trumpa, ale wybrałeś mnie.
Wybrałeś mnie spośród miliardów i nie popuszczasz mi. Czasem czuję się też przy Tobie jak
mała dziewczynka dyscyplinowana w szkole. Jak podczas jakiegoś apelu z okazji Dnia
Niepodległości. Ale nie jestem Piłsudskim, więc nie szanujesz mnie bardzo, bardzo. Gapisz się na
moje cycki, a ja na ślinę, która nie cieknie Ci z buzi. Tak, mam duży biust, a Ty się nie ślinisz. To
znak? Nie chcę go interpretować. Nie mam odwagi.
Piersi mi od tej ciąży urosły, są gigantyczne, to jest czas na aborcję. Kaczysławie, zgódź się i
pomóż mi zrobić skrobankę. Albo przeproś się z zakazem aborcji, myśl o tym, co masz, co jest w
zasięgu Twoich możliwości. Nie nadajemy się na rodziców. Wystarczy wykręcić numer telefonu:
22 635 93 95. Nawet nie musisz jebać PiS.
18 sierpnia 2023
Jarku, wyrzygałam dziś na tropikalnej plaży całą żółć razem z żołądkiem i poczułam się znacznie
lepiej. Właśnie wracam z San Escobar do Polski. W tym liście chciałam Cię przeprosić za to, że
porównałam Cię do świni i chwilę wierzyłam lokalsom, że nie masz penisa albo że Twój penis
jest mikry. W sumie nie lubię dużych penisów, więc dla mnie jest OK. Mogłoby być OK, gdybyś
raczył się ze mną umówić na rozbieraną randkę.
Coś mnie rano naszło, opętało, ale czułam się taka skacowana naprawdę źle. Teraz jestem już
tylko zmęczona, mogłabym zasnąć w Twoich skrzydłach. W objęciach Twoich skrzydeł. Na
pewno byłoby mi dobrze, nie miałabym koszmarów. Śniłoby mi się, że to nie samolot mnie niesie
do Polski, ale Ty. Nawet gdyby boeing 737 wpadł w turbulencje, pomyślałabym, że to Ty mną
lekko potrząsasz, bym się obudziła i spojrzała na Ciebie znów jak na Piłsudskiego. I ja
pomyślałabym, że jesteś marzycielem jak nasz najważniejszy działacz niepodległościowy. Nie
inaczej. I Tobie zrobiłoby się błogo od tego, bo mamy przecież porozumienie telepatyczne.
Wyrosłyby Ci ręce i nogi, by mnie porwać do siebie do kuchni. Zrobiłbyś mi herbatę z suszu.
Dodał cytryny i kocich włosów. Ale Mruczek by mnie nie napastował. Ani nie zabiłby mnie z
zazdrości o Ciebie. Znów byłby kocurem, który się nie okocił, bo to jest niemożliwe. On jest
kastratem, nie marcującą się kotką. Gdyby usłyszał nasze kroki, uciekłby do piwnicy lub na
strych. To tylko moja fantazja spłatała nam figla, że on jest w wieku rozrodczym i mógłby Ci dać
dziedzica.
Tych figli miałabym w sobie teraz co niemiara. Razem byśmy mieli wykwit zaskakujących
niespodzianek i okazji do przeżycia, zabawy. Poszlibyśmy z herbatą do salonu pełnego antyków –
biblioteczek z książkami. Przeczytałbyś mi niedoskonałą Konstytucję Rzeczpospolitej Polskiej.
Położyłbyś mi rękę na piersi. A ja bym nie była w ciąży, bo nie chcę mieć dzieci. Nawet kota nie
pragnę. I tylko bym zadrżała. Kochalibyśmy się pierwszy raz. Na podłodze pod kocim posłaniem,
które wzięlibyśmy za koc. Wreszcie miałabym pierwszy raz za sobą.
Tylko trochę by mnie to bolało. Generalnie by nie bolało, bo znów wyrosłyby Ci skrzydła i
zabrałbyś mnie do pisowskiego Nieba. Piekło miałoby kolor tęczy i trochę byś kręcił nosem, a
potem... Potem już tylko byłbyś szczęśliwy. Już zawsze byłbyś szczęśliwy, normalnie jak
spadająca gwiazda. Nigdy byś jednak nie spadł i nie rozbił się o skały na Marsie czy Jowiszu.
Naszym celem byłoby życie na ziemi. Tej ziemi. Dlatego rękami i nogami, które już raz Ci
wyrosły z ptasiego tułowia, którymi ofiarowałeś mi rozkosz, budowałbyś silną Polskę. Bo Polska
dzisiaj to mały siusiak na glinianych nogach. Ale jeszcze będzie z niej imperium. Nawet Niemcy
będą się z nami liczyli. Kanclerz Niemiec będzie z Tobą konsultował sytuację w Europie. Unia
Europejska anuluje Polsce wszystkie kary za łamanie prawa. Będzie u nas lepiej niż w
międzywojniu.
Przyjmujesz przeprosiny? Nie gniewasz się już ani trochę? Może chowasz jeszcze urazę?
Odrobinę. Przyznaj się. Boisz się, że nie poradzę sobie z tym, że było Ci przykro? Mi też było
przykro. Zwłaszcza teraz robi mi się smutno, gdy jesteś tak daleko, może jeszcze na
Nowogrodzkiej, bo pracujesz do późna. Psujesz sobie wzrok przy słabym oświetleniu.
Jarzeniówki to gówno. Ale Ty konstruujesz podstępne pytania referendalne, bo ktoś mi mówił,
że klamka w tej sprawie zapadła. Nie pomyl się mój drogi, bądź jak lis ostrożny. Nie nakazuj
naszym rodakom bawić się w głupoty. Wymyśl mądre pytania i właściwe odpowiedzi. Spodziewaj
się, że beton udzieli Ci tylko takich odpowiedzi. A reszta oleje referendum. Być może jak wybory.
No to jak już się nie gniewasz, nie myślisz o mnie, że jestem słaba i mogłabym sobie zaszkodzić
wypowiedzianą przez Ciebie prawdą o moich uczynkach. Powiem Ci, że jestem odważna jak
lwica. Nie wierzysz w to do końca, bo jestem kobietą? Zatem udowodnię Ci to szybko.
Przykładowo, bardzo chciałabym mieć inaczej na nazwisko. Jak prawdziwa patriotka.
Chciałabym się nazywać Kaczyńska. To by brzmiało dumnie, tylko pozornie swojsko. Jarocka to
mocne, charakterne nazwisko, wolę jednak być kojarzona z ptakiem o skrzydłach, w których
razem z rodakami mogę odnaleźć prawo i sprawiedliwość.
18 sierpnia 2023
Jarku, wylądowałam na polskiej ziemi, ucałowałam ją jak polski papież i w drodze autobusem do
domu zrozumiałam, że chcę być dla Ciebie czuła. Potrzebujesz tego jak opozycji, której musisz
robić na złość, stale wsadzając przeciwnikom szpilę, drażniąc ich i prowokując. Niestety, nawet
gdy ktoś umrze. Jesteś przekorny jak bandyta.
Ale ja Ci dam czułość i pozbędziesz się wszystkich okropnych cech. Nikt nie powie więcej o
Tobie, że jesteś trudny czy toksyczny. Przede wszystkim pozbędziesz się złośliwości z przekorą.
Znów staniesz się dziecięcy, do rany przyłóż, ludzie będą do Ciebie garnęli jak do lidera. Żeby
razem świętować Dzień Flagi Narodowej albo Wojska Polskiego. Pomaszerujemy ulicami
Warszawy lustrowani przez Tuska i Czarzastego oraz Hołownię. I oni wezmą udział w paradzie
ubrani w kwiaty i czołgi. Nikt nikomu nie podpali mieszkania, nie pomyli Empiku z wrogiem.
Będziemy przyjaciółmi, nawet jeżeli pięknie się różnimy. Prawda? Stać Cię na przyjacielskie
gesty i moja czułość to z Ciebie wydobędzie. Będziesz dobry dla wszystkich żywych istot. Także
dla dzieci, do których nie masz słabości jak ja, choć Twoja bratanica jest potrójną matką. Przede
wszystkim jednak staniesz się dobry dla siebie.
Wiesz, że uczyłam się o Tobie w liceum? Mój historyk mówił wprawdzie, że to już polityka, ale z
pasją opowiadał o Solidarności, Okrągłym Stole i pierwszych częściowo wolnych wyborach w
historii Polski po II wojnie światowej. Mówił też, że przespałeś stan wojenny i kiedyś podobno
nazywali Cię Balbina. Byłeś wtedy czarny jak węgielek. Miałeś grzywę włosów na głowie, nie
miałeś zmarszczek i byłeś szczupły jak przecinek. Twój brat jeszcze żył. Nie rozróżniałam Was,
ale kochałam tak samo. Wiem, to niemożliwe, żeby kochać dwie różne osoby taką samą miłością,
ale byliście fest podobni, jak dwie krople wody. Teraz my jesteśmy podobni jak dwie krople
wody. Dlatego, myślę, Ty też właśnie dotarłeś do domu i bez mycia zębów idziesz spać. A co,
robimy sobie prawdziwy Dzień Dziecka.
I ja potrzebuję czułości, dlatego możesz o mnie pomyśleć przed snem. Połóż ręce na kołderce i
marz o Ewuni. Że Ewunia też o Tobie duma i ciężko wzdycha z nienasycenia pomieszanego z
gorącem. Fantazjuj, że odmieniłeś jej życie, uczyniłeś sensownym, wartym każdej ceny. Ja to
poczuję, jak pod koszulkę nocną w kwiatki wkrada się moja własna spocona i głodna wrażeń
ręka. Jak moja własna ręka mnie zjada w całości. Miętoli i szczypie. Och. Gdybyś to mógł być Ty i
Twoja ciężka grabia doktora prawa. Gdyby to była Twoja ręka, mogłabym oddać nawet swoje
prawa wyborcze. Wszystko bym oddała, honor i godność, byś mógł robić ze mną cuda na kiju.
Oboje więc potrzebujemy tej czułości. Nie ma, że któreś bardziej, a któreś mniej. Choć czasem Ty
będziesz dawał więcej, a czasem ja mniej. I na odwrót. Robiąc jednak bilans, wyjdzie nam po
równo. Bo będziemy się uzupełniać. Będziemy jak dwie połówki jabłka, choć każde z nas będzie
pełnowartościowym, smacznym owocem. Soczystą antonówką. Nie, nie położę się na Tobie jak
bluszcz i tego samego oczekuję do Ciebie. Niezależności w zależności. O, nawet nie prawa i
sprawiedliwości, ale partnerstwa.
No, to dobranoc, mój skarbie. Jeszcze raz Cię przepraszam za to, co wygadywałam rano, byłam
niepoważna. Ty wiesz, że jestem Twoim głuptaskiem.
19 sierpnia 2023
Cześć Jarku, dziś od samego rana będziesz zazdrosny jak cholera, zeźlisz się, bo przejrzysz na
oczy, zobaczysz prawdę o nas. Na pewno będziesz rzucał kryształami po mamie i kurwami. Twoi
sąsiedzi się zaniepokoją i wezwą policję. Ale policja stoi pod Twoim domem od 2015 roku. Stróże
porządku nie będą więc wiedzieli, co zrobić. Zgłupieją na widok tak wnerwionego wodza. Zatem
zaczną śpiewać kolędy, bo znają tylko takie wesołe piosenki. A wszystko po to, by zagłuszyć huk
tłuczonego szkła i bluzgi pana życia i śmierci. Od kurw przejdziesz bowiem do suk i podłych
szmat. Poprzez torby niewypchane i sekutnice, będziesz mnie wyzywał od łajdaczek, blachar i
podłych żmij. Nie skończysz na dziwkach i wywłokach. Sam już nie będziesz wiedział, co gadasz,
zwłaszcza że na pysk wyjdzie Ci piana. Nie będziesz się jednak bawił w małą syrekę, bo ja
zaplanowałam pójść na urodziny przyjaciółki. Sama. Bez Ciebie.
Nawet przez chwilę nie myśląc o Tobie, będę piła ze znajomymi dziewczynami wino. Będę się
śmiała i dzieliła doświadczeniem życia. Lepszy wibrator, mąż czy własny palec. Jak fajne są
pingwinki do masowania łechtaczek. Że się psują, ale można je łatwo zareklamować. Że są dobre
firmy z gadżetami erotycznymi, które przyjmują reklamacje. Po dwudziestej pijane pojedziemy
taksówką nad zbiornik wodny, żeby się w nim nago kąpać. Żeby krzyczeć na całą okolicę, jak
potrzebujemy facetów. Mądrych gości. Partnerów, przy których chce się wystać. Czasem takich
jak Ty? Hmm. Zacznę w to wątpić. W drodze powrotnej znów będziemy płakać ze śmiechu.
Jedna z nas ukradkiem zwymiotuje wino do opakowania po chipsach, druga o mało nie zsika się
na siedzenie taksówki. Potem będzie opowiadała, że się tam bezczelnie zlała.
Tak na serio, Jarku, nie wiem, jak będzie na imprezie Tete, ale nie sądzę, że poniżej moich
oczekiwań. A znasz mnie, mam spore oczekiwania. Równie duże jak Ty ambicje, by wyprowadzić
kraj na prostą, czyli zrobić z Polski państwo wyznaniowe. W dużej mierze już nim jesteśmy, ale
może być gorzej. Pod Twoimi rządami, czyli w trakcie trzeciej kadencji rządu PiS.
I nic mi nie będziesz mógł zrobić. Bo co mi zrobisz? Chore dziecko? Zakujesz mnie w pas cnoty?
Obrzezasz nożyczkami do skórek? Zamkniesz w zakonie klauzurowym? Zalecisz mi pokutę przez
biczowanie się włosiennicą? Choć jesteś papieski bardziej niż sam papież, jeszcze nie jesteś
księdzem. Ani egzorcystą. A może Ty nie studiowałeś nauk prawnych, tylko teologię w
seminarium? Polacy nie znają całej prawdy, bo pisowcy regularnie kłamią i mają na to papiery,
który olewa cały kraj.
Jarku, nie będziesz mógł mi nic zrobić, bo przecież nie jesteśmy razem. Sam mówiłeś to
listonoszowi, gdy dostarczył Ci wreszcie kilka listów ode mnie. Nazwałeś mnie wtedy upiorną
wariatką, debilką. Bo Ty nie umiesz kochać, nawet siebie nie lubisz. Widzisz tylko Piłsudskiego,
choć osoba Tuska też Ci zabiera energię i zdrowie. Szczególnie to, że on zrobił karierę za granicą,
a Ty tkwisz na Nowogrodzkiej i nikt Cię nie szanuje poza Zerro.
Zerro Cię szanuje jak własne uzębienie, ale to pozory. Tak naprawdę szykuje się na Twój stołek,
chce przejąć schedę po naczelniku państwa. Starym kawalerze z demencją, który nie ma konta w
banku ani flamy, by razem z nią iść ulicą na zakupy, dać się od czasu do czasu sfotografować
kolorowym pismom. Którego jedyną rodziną jest Mruczek i zepsuta kobieta mająca wiele
romansów i mężów. To nie będzie trudne. O ile Zerro chytrze zbrata się z Dudusiem i Pinokio. To
nie może być trudne, bo oni się go boją jak swoich nadopiekuńczych matek. Są ciapowaci i plotą
takie farmazony, że Zerro czuje się pewnie, choć też nie błyszczy inteligencją. Jeśli ma sukcesy,
to dzięki własnej brutalności. On ma sukcesy w prześladowaniu Polek i Polaków, bo pluje jadem.
Można go pomylić ze żmiją zygzakowatą. Szczególnie Prezydent celuje w podobnych omyłkach,
gdy jego żona milczy, nie szepcze mu do ucha, że ma wstać z klęcznika.
To Twoja wina, Jarku. Sam sobie tę zazdrość wymodliłeś na uroczystościach państwowych. A ja
chciałam być dla Ciebie czuła, mogłabym się dla Ciebie przeprowadzać pod Kielce. Zaprosiłam
Cię na imprezę do własnego domu, a Ty nie dałeś mi nawet ułamka znaku, że nie przylecisz.
Byłabym zawsze zwarta i gotowa, na każde Twoje skinienie, rozkaz. Ale wolałeś, żebym gniła w
samotności bez kwiatów i czekoladek od Ciebie. Sam nie radziłeś sobie z samotnością dobrze ani
wcale, padła Ci ona na głowę. To przez tę samotność totalnie Ci odbiło i teraz jako naród mamy
przechlapane.
Zatem pójdę na imprezę do Tete, bo mam dość czekania na Twój list. Dojrzałam. Może tam
poznam kogoś nowego i to nie będzie prawicowy polityk? Nawet gdybyś zmienił zdanie i napisał
mi dwie frazy przez kancelarię Premiera, nie chcę musieć być kolejną milczącą żoną polityka PiS.
Żeby mówili na mnie niemowa, śmiali się ze mnie i krytykowali moje stroje. Żebym nie mogła się
ubierać tak, jak chcę. Żebym musiała się maskować, nosić zachodni czador, czyli być zakryta od
stóp do głów. Nawet latem na imprezie u przyjaciółki, gdzie mowa jest o pingwinkach i dobrych,
klasycznych wibratorach z silikonu. Gdzie mogę się nawalić jak sztucer, a potem obszczać
taksówkę.
Ewa Jarocka
(ur. 1980) - absolwentka podyplomowego Studium Literacko-Artystycznego w Krakowie. Autorka czterech książek poetyckich i czterech prozatorskich. Nominowana m.in. do Nagrody Literackiej Gdynia w kategorii poezja i w kategorii proza. Stypendystka Prezydenta Miasta Wrocławia w dziedzinie literatury. Maluje.