César Vallejo – pięć wierszy
- Mirek Drabczyk
- 3 dni temu
- 3 minut(y) czytania
Czarni heroldowie
Są w życiu ciosy tak silne… Ja nie wiem!
Ciosy jakby z nienawiści Boga; jak gdyby przed nimi
osad wszystkiego, cośmy wycierpieli,
grzązł w duszy… Ja nie wiem!
Jest ich niewiele; ale są… Otwierają ciemne jamy
w najdzikszym obliczu i na najsilniejszym grzbiecie.
Może to rumaki barbarzyńskich Atyllów;
albo czarni heroldowie, których Śmierć nam zsyła.
To głębokie upadki Chrystusów duszy
jakiejś czcigodnej wiary, którą Los plugawi.
Te krwawe ciosy to skwierczenie
chleba, który się nam przy drzwiczkach pieca przypala.
A człowiek… Biada mu… biada! Odwraca oczy, jak
wtedy, gdy klepnięciem w ramię ktoś przyzywa;
odwraca oczy szalone i to, co przeżyte,
zbiera się, niczym kałuża winy, w wejrzeniu.
Są w życiu ciosy tak silne… Ja nie wiem!
Odległe kroki
Mój ojciec śpi. Jego dostojne oblicze
odzwierciedla pogodne serce;
jest teraz taki łagodny…
jeśli jest w nim coś gorzkiego, to ja.
W domu panuje samotność; modlitwa trwa;
nie ma dziś wieści od dzieci.
Mój ojciec się budzi, nasłuchuje
ucieczki do Egiptu, pożegnania, co rany zasklepia.
Jest teraz tak blisko;
jeśli jest w nim coś odległego, to ja.
A moja matka przechadza się tam, śród ogrodów,
smakując smak już bez smaku.
Jest teraz tak delikatna,
takie skrzydło, taki kres, taka miłość.
W domu panuje samotność bez zgiełku,
bez wieści, bez zieleni, bez dzieciństwa.
A jeśli jest w tym popołudniu coś złamanego,
co opada i trzeszczy,
to dwie stare, białe, kręte drogi.
Po nich idzie pieszo moje serce.
Zakazana miłość
Wznosisz się lśniąca od ust i cieni pod oczami!
Po twych żyłach wspinam się, niczym pies zraniony
szukający schronienia na miękkich chodnikach.
Miłości, na świecie ty jesteś grzechem!
Mój pocałunek na iskrzącej się końcówce rogu
diabła; mój pocałunek, który jest świętym credo!
Duchu w horopterze, który przemija
czysty w swej blasfemii!
serce, które płodzi mózg!
który przechodzi ku twojemu, przez mój smutny muł.
Platoniczny pręcik,
istniejący w kielichu, gdzie istnieje twa dusza!
Jakieś złowrogie pokutne milczenie?
Czyżbyś je słyszała? Niewinny kwiecie!
… I wiedzieć, że tam, gdzie nie ma Ojcze nasz,
Miłość jest grzesznym Chrystusem!
Poeta do swojej ukochanej
Ukochana, tej nocy ukrzyżowałaś się
na dwóch belkach wygiętych w kształt mego pocałunku;
a twój ból powiedział mi, że Jezus zapłakał,
i że istnieje wielki piątek słodszy od tego pocałunku.
Tej nocy jasnej, gdy patrzyłaś na mnie tak bardzo,
Śmierć była radosna i zaśpiewała w swych kościach.
Tej nocy wrześniowej dokonał się
upadek mój drugi i pocałunek najbardziej ludzki.
Ukochana, umrzemy razem oboje, bardzo razem;
będzie schnąć powoli nasza wzniosła gorycz;
i cienia dotkną nasze zmarłe wargi.
I nie będzie już wyrzutów w twych błogosławionych oczach;
i już cię więcej nie zranię. I w jednym grobie
zaśniemy oboje, jak dwoje rodzeństwa.
Czarny kamień na białym kamieniu
Umrę w Paryżu podczas ulewy,
w dniu, który już teraz pamiętam.
Umrę w Paryżu — i nie uchylam się —
może w czwartek, jak dziś, jesienią.
Czwartek to będzie, bo dziś, w czwartek, gdy piszę
te wersy, kości ramienne coś
źle mi leżą i dziś, jak nigdy wcześniej, odwróciłem się,
z całą swą drogą, by zobaczyć siebie samego.
César Vallejo umarł, bili go
wszyscy, choć on im nic nie uczynił;
bili go mocno kijem i mocno
także powrozem; świadkami są
czwartki i kości ramienne,
samotność, deszcz, drogi.
z hiszpańskiego przełożył Adrian Krysiak

