Anna Podczaszy – wiersze
- Mirek Drabczyk
- 27 cze
- 3 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 29 cze
Genius loci
Tu jest dzisiaj absolutnie magicznie,
żałuj, że cię nie ma,
zwłaszcza że liście – te na górze
i te, które już zeszły na ziemię,
przestają szemrzeć,
a cała krew tego miejsca,
(kiedy tak leżę i patrzę w gwiazdę),
przesiąka przeze mnie
w mój pobladły
padół. Leżę i słucham
ciebie, nareszcie nie krzyczę,
choć brak, którego żadna magia
nie wypełni, ma mnie w posiadaniu.
Nie widzę tu wyjścia/wejścia,
chociaż słyszę, jak dobijają się:
magia, gwiazdy
i szum autostrady.
Leżę, i widzę, co spływa,
i nie mam złudzeń.
Tak zostanie.
Mówisz.
Imię
Nazywają mnie Gienek, a ty co?
Też mam imię, ja na to,
i punkt dla mnie, myślę.
Chciałabyś, drwi. Nie wierzyłaś
we mnie, patrzy na mnie
z wyrzutem. Miałam swoje
wątpliwości, ale kto ich nie ma?
Pytam. Są tacy, niestety, kiwa
w zamyśleniu głową. No to
jak tam cię zwą?
Trochę
Nie pamiętam, ale zapewniam, że leżę,
skrzywiona czasem i ciosem, nic więcej
nie umiem, a chciałabym trochę mniej.
Gwiazdka
I co jeszcze byś chciała? Pyta z przekąsem.
Gwiazdki z nieba? Skąd,
mówię, dostałam na urodziny. Wyraźnie
zbiłaś mnie z tropu, narzeka, coś ty
taka dzisiaj niedobra? Chciałem być hojny,
rzucić ci sznur
gwiazd i niebo do stóp. Weź
przestań, żacham się, jeszcze nie
ustaliliśmy priorytetów,
a ty już mi łżesz.
Wzrost
To jak ci dali w końcu?
Ambrozja? Amnezja? Dobrze
byłoby wiedzieć, zgadzam się,
ale urodziłam się pod złą
gwiazdą i ponoć przyznano
mi tylko wzrost.
Uuuu, to bolesne, współczuje.
O? Pytam. Czemu tak myślisz?
Boli mnie nadmiar i boli mnie
brak, choć możliwe, że na odwrót,
lub nie mieszczę się w statystycznym błędzie.
(Nie jest pewne, które z nas to mówi).
Afazja? Apatia? Anomalia?
Ameba?
Kwas
Co ty tak z tym A? Pyta.
Skąd mam wiedzieć, co ja,
Alfa jestem jakaś, czy Omega?
Odpowiadam, sącząc
krew. Nie, kwas.
Nie, łzy. Szkarłatne łzy, których
akurat nie wylałeś, gdy dotykałam cię
na koniec. Było ci zimno,
poprosiłam pielęgniarkę o koc.
Zmęczona i zła, nie wierzyłam,
że idziesz na śmierć. Tyle razy
ją, Chryste, oszukałeś, to jak miałam wierzyć?
Boże! Gdybym wierzyła, to wtedy
bym cię poprosiła – chociaż ty
pamiętaj,
a ja się odwrócę.
Kara
Powiedz mi, błagam,
ale on milczy za karę. Noś sobie
to gówno teraz, mówi mi zimno.
Dobrze ci tak!
Nie, nie jest mi dobrze, tłumaczę.
Idiotka, prycha, o czym z tobą gadać?
Tak brzmi moje imię? Idiotka?
Też ładnie, wołam z nadzieją,
ale on przewraca oczami
i powtarza: Idiotka. Nie wiem,
czy mogę mu wierzyć, choć chciałabym bardzo.
Wiara
Ale moja wiara nie jest kwestią chcenia
czy bardzo.
Gra
Czyżby? Wątpi. A widzisz,
sam też nie jesteś pewny, ja mu na to.
Nie zwalaj na mnie, cwaniaro,
nie o mnie teraz mowa. Ale, owszem,
mam wątpliwości dotyczące twojej konstrukcji
i umocowania. Jakie znasz węzły i chwyty?
Ile drew przeciosałaś w zręb? Ile narosło ci
punktów w Grze?
A ja - ile mam? Denerwuje się, nagle,
nie wiedzieć czemu, spłoszony.
Uspokój się, mówię, dla mnie i tak
tu jest pięknie.
