Tamten poranek
kiedy
psy ganiały za swoim teraz
prostota ruchu po krzywych
bez rozwiązań
trawa była jeszcze mokra
psy zostawiały ślady
ślady znikały
w obrotach ciał
niebieskich od świtu
na skraju polany
słońce dawało znak
że nic się nie stało
w tamten poranek
gdy psy podbiegły do mnie
Pies
Lato w tym roku: sztuka dostrzegania.
Powietrze dotyka firanek.
Pies podnosi głowę,
liże lipcowe niebo.
Spoglądam tam gdzie pies.
Spoglądam w górę, wędruję
po łukach zakreślanych przez słońce.
Pies leży w plamie światła,
każdego dnia krótszej.
Na początku sierpnia
wypatruję odmiany
w przymrużonych konstelacjach.
Pies rozciągnięty w gwiazdozbiór,
chwyta perseidy w pysk.
Łapię poblaski, zbieram je
na zapas. (Zapisuję). Odnotowuję,
że kolejna noc minęła
bez słów. Głaszczę psa.
Pies dotyka moich wątpliwości.
Piszę właśnie o przemijaniu, kiedy
(niespodziewanie) odczytuję cię
między zdaniami. Przykładam ucho
do ziemi. Nasłuchuję, czy czas
wsiąka już w jesień. I czy dostrzegam
to co ważne tego lata.
Pies zwija się w kłębek.
Zarząd zieleni
(Miasto. Stoję w korku. Scrolluję bezczynność. Czytam.)
Zarząd zieleni informuje. Decyzją konserwatora. Drzewa
przeznaczone do. Prace polegające na. Dziś.
Te trzy topole. (Na zdjęciu ilustrującym tekst są smukłe, wysokie. W tle morze.)
Mają przeszło sześćdziesiąt lat. Podeszły wiek odbił się na ich kondycji zdrowotnej. Są zamierające, suche w osiemdziesięciu procentach. Grożą wywrotem lub rozłamaniem.
Topole, stare i groźne. (Pamiętam, jak ostatniego lata leżałam w ich cieniu. Nie pamiętam, żebym się bała.)
Należy dodać, że to gatunek mieszany, hodowany lata temu do produkcji papieru, a więc krótkowieczny.
Topole rosną szybko. (Półtora mojego życia, liczę.)
Nie stwierdzono na nich występowania gatunków
chronionych. O osłabieniu drzew świadczy również duża ilość jemioły
występującej na gałęziach. Prace zakończą się dzisiaj.
Topole bezbronne.
(Wciąż w korku. Brakuje mi oddechu i zieleni. Właśnie teraz
postanawiam napisać wiersz o topolach. Na kartce
długowiecznego papieru.)
Jestem morze
jestem morze i morze
nocą ołowiane
powieki mam ciężkie
myśli
wracają wracają
jestem morze faluję
aż świt
oderwę od brzegu
wykwitnę solą
