Znaleziono 644 wyniki za pomocą pustego wyszukiwania
- Mary Noonan – cztery wiersze
Salon Pszczelej Piękności Pszczoły przynoszą mi w etanolu. Niektóre pływają w żółtawej zawiesinie po sto lat, na przykład te, złapane na ulicy w Cagliari przez niemieckiego entomologa latem 1909 roku. Wyławiam szczypcami Nr 1 z jej alkoholowej macierzy, jest pomarszczona jak rodzynek, muszę teraz przywrócić ją pszczelości. Krok pierwszy to mycie w pszczelim szamponie, magiczna formuła. Wrzucam staruszkę do butelki, zdrowo potrząsam – Ups! Nóżka odpadła… Ech, nie szkodzi. Da się skleić. Wyciągam z roztworu zasuszoną robotnicę, kładę ją na malutkiej gąbce, przebijam pierś szpileczką, w punkcie skąd wyrastają skrzydła. Suszenie to spore ryzyko. Przy takich maleństwach zwykła suszarka nie sprawdza się, ale elektryczna pompka radzi sobie świetnie. Stareńkie skrzydełka łopoczą w strużkach powietrza, ożywają żółte i czarne barwy pasów okalających włochaty korpus. Czas na popisowy numer salonu pszczelej piękności. Kładę pszczółkę pod mikroskopem, potem specjalnym pędzelkiem rozgarniam jej futerko, zmatowiałe i skołtunione po długim, stuletnim śnie. Gdy koafiura odnowiona, ponownie chwytam szczypce, prostuję antenki delikatne jak włoski rzęs: kształtuję elegancką talię, rozczłonkowane nóżki a nawet kolanka. Nr 1 już uczesana i wymuskana! Ależ wrażenie! Umieszczam ją w płytkiej gablocie, dołączą do niej kolejne siostry. Jakieś dwadzieścia odnowionych pszczół dziennie. Mój zawód to “preparator”, liczą się tu zręczne ręce i oko do szczegółów. Kiedyś byłam organistką. Często myślę o tych małych robotnicach – na przykład dzisiejszej Nr 1, jeśli budowała sześciokątne komórki, kto dał jej ten gruczoł do produkowania wosku? A może była pszczołą pogrzebową, która usuwa z roju martwe siostry, jak najdalej od miejsca znojnego dozowania, pakowania i uszczelniania? Ciało Przez tyle wspólnych lat nigdy nie dotykaliśmy się, zasadą było trzymanie dystansu. Twoja kość policzkowa – szorstka, kanciasto rzeźbiona – to był tylko twój teren. Nawet słowo ciało było poniekąd zakazane i nigdy nie wyszło z twych ust. A teraz całkowicie przejęłam władzę, jak ośmiornica kładąca tabletki na twoim języku podczas śniadania, w nocy pozwalając by twoja sztuczna szczęka wypadła na moją otwartą dłoń. Namydlam twój siwiejący zarost, powoli przeciągam ostrzem maszynki po skórze podbródka, robię zakręty wokół jabłka Adama. Rozbieram cię, otwieram drzwi do prysznica, wpycham cię do środka. Cierpliwie proszę byś wyciągnął rękę, wyciskam dawkę szamponu, podpowiadam, że trzeba to wetrzeć we włosy na głowie. Drżysz, otrząsasz się, narzekasz, że moje ręce są lodowate. Nigdy nie przypuszczałam, że będę oglądać penis własnego ojca. Gdy po godzinach wyczerpujących perswazji, abyś wreszcie wszedł pod kołdrę, chwytasz moją rękę zamykasz ją w swoich i nie pozwalasz, bym ją zabrała. Akt znikania Nie możemy już mówić sobie do widzenia, ani od siebie odchodzić. To minęło i teraz muszę wnikać i czmychać z twojego osobnego świata, gdzie zmarli swobodnie spacerują po przedpokojach, gdzie przejście przez drzwi zaraz będzie na zawsze zapomniane a dawno nieżywi przodkowie czają się za klatką schodową. Przemierzam salle des pas perdus*, gubiąc drogę, wchodząc przez jedne drzwi, wychodząc innymi, pojawiając się przed tobą dzięki systemowi przesuwnych paneli i znikam bez pożegnania, rozpływam się jak kamfora w tej wielkiej poczekalni, do której prowadzą wszystkie drogi. Jak ty ogarniasz te wszystkie przyjścia i wyjścia swoich gości, którzy ani się nie zapowiadają, ani nie umawiają wizyt wycofując się potem w ten sam sekretny sposób? Jakie to uczucie być osią ciagle obracającego się portalu, być już na zawsze pustą poczekalnią, gdzie zatrzymują się wyłącznie duchy śpieszące Bóg wie dokąd? * w wolnym tłumaczeniu: sala przypadków beznadziejnych W domu Znowu jestem w domu, ojciec czyta gazetę ciagle od nowa ten sam akapit, aż zaczyna się ściemniać, druk się rozsypuje i litery zsuwają się ze stronic a on zagarnia je wytrwale do ramek, przekonany, że jeśli będzie dostatecznie czujny one już więcej nie uciekną, jestem w tym domu, gdzie ścieżka zeskorupiałych serwetek prowadzi do łazienki, tam kawałki papieru złożonego wielokrotnie w kosteczki ułożone w rządku na okiennym parapecie. Czy już za późno, abym wypisała na nich swoje modlitwy, a potem otworzyła okno i wypuściła powietrzne koniki w przestrzeń? Papier jest w naszym domu świętością, każdy skrawek staje się miniaturową kopertą z listem do elfów nadawanym i odbieranym przez mistrza origami, który spędza nad nimi długie godziny kołysząc się na popsutym biodrze aż dzień stopniowo staje się nocą a on zamiata płatki śniegu z czarnych kafelków albo ze zwojów sznura wyrywa niepotrzebne drobinki. Chciałabym móc powiedzieć do widzenia człowiekowi, którego kroków tyle razy nasłuchiwałam przyklejona do schodów, którego chłodna ręka na mym czole i pytanie “jak się dziś czuje pacjentka?” powodowało szybsze bicie serca. Chciałabym móc go pożegnać, zanim przyjdzie baśniowy mag, żeby go zamienić w gniazdo suchych włókien, w stosik chrząstek. przełożył Mirosław Drabczyk Mary Noonan – irlandzka pisarka, wykłada literaturę francuską na uniwersytecie w Cork, tłumaczka poezji Nervala i Baudelaire’a. Kilka lat spędziła we Francji, jej pierwszy tom poetycki Fado house (2012) nosi ślady fascynacji twórczością francuskich symbolistów. Tom drugi Stone girl (2019) powstawał w czasie, gdy poetka opiekowała się ojcem zmagającym się z chorobą Alzheimera. Z niego pochodzą tłumaczone tu wiersze.
- Philip Larkin – wiersz
Uzdrawianie Wiarą Kobiety idą kolejno tam, gdzie w małym gronie, W okularach bez oprawek, stoi siwowłosy W garniturze z koloratką. Szafarze z oddaniem Proszą, żeby szły do przodu pod natchnione dłonie, Skąd spadają krople troski i duchowej wiosny, 20 sekund na zdrowie: Co się dzieje, dziecko? Z amerykańskim akcentem, żądającym tonem, I, złapawszy oddech, szybko rozpoczyna modły, Przedstawiając Bogu bóle w oku, to w kolanie… Głowę do głowy przyciska; odpycha ją ręką, Niby myśl natrętną; idą i siedzą w milczeniu; Błądzą zawstydzone i od życia odklejone Póki co, albo zdrętwiałe mają drgawki, płaczą Z trzewi i na całe gardło, skaczą w upojeniu I kiwają się, jak dzieci bliskości spragnione, Wtem prostują się z uśmiechem, święcie przekonane, Że po latach ktoś je wreszcie woła po imieniu, Da im wsparcie, pocieszenie; są tak ożywione, Że języki im się plączą, mrugają z rozpaczą, Głuche odgłosy wydają razem roześmiane. – Co jest?! – wąsate, w sukienkach trzęsą się, jakoby Poczuły odnowę. W każdej żyje myśl głęboka: „Sens życia tkwi w życiu według prawideł miłości.” Część potrafi wiele zrobić dla bliskiej osoby, Reszta myśli, co by mogła, gdyby ją ktoś kochał, Jednak wszystkie w tej modlitwie szukają wolności, Omamione, że w konwulsjach puszczają choroby. Każda, jak zamarzła ziemia, topi się i szlocha. Błogie ciepło się rozchodzi – słyszą z wysokości Głos ojcowski, a czas zadał temu kłam w całości. przełożył Jacek Świerk Philip Arthur Larkin (1922-1985) – jeden z najwybitniejszych poetów języka angielskiego XX w. Debiutował książką The North Ship (1945), następnie wydał trzy tomy poetyckie: The Less Deceived (1955), The Whitsun Weddings (1964), High Windows (1974). W 1970 r. opublikował zbiór recenzji o muzyce jazzowej All What Jazz: a record diary 1961-68.
- Ida Vitale – pięć wierszy
Fortuna Przez lata cieszyć się z błędu i jego korekty móc mówić, chodzić swobodnie nie istnieć w okaleczeniu wchodzić albo i nie do kościołów czytać, słuchać ukochanej muzyki być w nocy tą samą istotą co za dnia. Nie być częścią małżeńskiego układu, liczonego w sztukach bydła, ani podlegać rządom krewnych lub prawomocnemu skazaniu na ukamienowanie. Nigdy więcej nie paradować i nie dopuszczać słów które wprowadzają do krwiobiegu opiłki żelaza. Odkryć dla samej siebie zupełnie inną nieprzewidzianą istotę na moście spojrzenia. Być człowiekiem i kobietą, ni mniej, ni więcej. Tajemnice Ktoś otwiera drzwi i otrzymuje miłość w żywym ciele. Ktoś śpi na oślep, głucho, świadomie, znajduje wśród swego snu, lśniący, znak na próżno śledzony na jawie. Szedł wśród nieznanych ulic pod niebem niespodziewanego światła. Spojrzał, zobaczył morze i miał je komu pokazać. Wypatrywaliśmy czegoś: i zstąpiła radość niczym długo wyczekiwana przerwa w podróży. Strzęp Życie krótkie czy długie, wszystko czym żyjemy sprowadza się do szarego strzępu w pamięci. Z dawnych podróży pozostają enigmatyczne monety o fałszywych nominałach. Z pamięci unosi się tylko mglisty pył i perfumy. Czy to może poezja? Nocne wypadki Precyzyjne słowa, gdy już się położysz oznajmiają ci swe zmartwienia. Drzewa i wiatr kłócą się z tobą razem wypowiadając niepodważalne i możliwe nawet że pojawi się świerszcz który pośród twej bezsennej nocy zaśpiewa, by wytknąć ci błędy. Jeśli spadnie ulewa, powie ci piękne słowa, które dziurawią i zostawiają twą duszę, och, niczym poduszkę na szpilki. Jedynie otwarcie się na muzykę cię zbawi: ona, ta niezbędna, odsyła cię z powrotem trochę mniej apatycznego na poduszkę, miękki delfin gotowy ci towarzyszyć, z dala od brzemion i nagan, pośród dziwnych map nocy. Gra w układanie właściwych sylab, które wybrzmią niczym nuty, jak chwała, które ona zaakceptuje, by cię kołysały, i wynagrodziły zniszczenia dni. Słowo Wyczekiwane słowa, bajeczne same w sobie obietnice możliwych znaczeń, agorafobiczne, aerodynamiczne, anafilaktyczne, ariadny. Niewielki błąd czyni je ozdobnikami. Ich nieopisana dokładność nas wymazuje. przełożył Adrian Krysiak Ida Vitale (ur. 1923) – urugwajska poetka, ostatnia żyjąca przedstawicielka Pokolenia 45, wpływowej grupy intelektualistek i intelektualistów, głównie z Urugwaju, których kariery rozpoczęły się w latach 1945–1950. Poza nią do Pokolenia 45 należeli między innymi Juan Carlos Onetti, Mario Benedetti, Idea Vilariño oraz Juan Ramón Jiménez. Laureatka Nagrody Cervantesa.
- Robert Bly – cztery wiersze
Miesiąc szczęścia Ślepy koń stoi pod czereśniami Zimną ziemią lśnią kości Serce wyskakuje Niemal pod niebo. Ale lamenty I tkanki ściagają nas z powrotem w ciemność Noc nas pochłania. Tylko Łapa Wynurza się z mroku Żeby oświetlić drogę. Będzie dobrze. Po własnych jarzących się śladach brnę przez noc. Kot w kuchni Słyszałeś o chłopcu, który przechodził obok czarnej wody? Nic więcej nie powiem. Poczekajmy parę lat. Coś go zachęcało, by tam wszedł. Czasem człowiek idzie groblą, z wody Wysuwa się ręka i wciąga go w głębiny To nie było jakoś szczególnie Zamierzone. Staw czuł się samotny, lub potrzebował Wapnia, kości mają go dużo. Co zdarzyło się potem? Pojawiło się coś małego jak nocny wiaterek, taki miękki Sunący wolno, sapiący, tak sapie Stara kobieta, gdy wieczorem w kuchni przesuwa garnki, Rozpala ogień szykując żarcie dla kota. Oglądając zaćmienie słońca w Maine Zaczęło się koło południa. Na szczycie Mount Batte Roznosiła nas radość. Ktoś wziął tekturkę, Szpilkę i wszyscy darliśmy się głośno, gdy słońce Pojawiło się jako malutki obraz na okładce zeszytu To było trudne do uwierzenia. Nauczyciel z technikum Którego tam spotkaliśmy objaśnił, że to kamera otworkowa Ludzie w Renesansie uwielbiali z niej korzystać I kiedy księżyc wreszcie minął słoneczną tarczę Na skale poniżej wielkiej jodły zobaczyliśmy Tuziny malutkich półksiężyców – obrazki uzyskane Tym samym sposobem.Były ich tysiące! Gdy zbliżyliśmy się granitowej skały Pojawiły się nawet w naszych słomkowych kapeluszach Przełamaliśmy się tabliczką czekolady, jeden facet z Maine Opowiedział dowcip. Słońca były wszędzie – u naszych stóp. Budząc się ze snu W naszych żyłach flotylle ruszają w rejs Małe eksplozje na linii wynurzenia I mewy biją skrzydłami wiatr słonej krwi. Jest ranek. Okolica spała całą zimę. Siedziska w oknach pokryte futrami, na podwórzach pełno Zmarzniętych psów, zgrabiałe dłonie niezgrabnie trzymają ciężkie książki. Budzimy się, wychodzimy z łóżek, żeby zjeść śniadanie! - Krzyki niosą się z pobliskich portów krwi. Mgła opada a maszty z trzaskaniem podnoszą się w promieniach słońca. Teraz śpiewamy i drobiąc kroczki tańczymy na kuchennej podłodze. Całe nasze ciało jest jak przystań o świcie; Już wiemy, że kapitan zachował nas byśmy przeżyli ten dzień. przełożył Mirosław Drabczyk Robert Bly (1926-2021) – amerykański poeta ery "beatników", eseista, prozaik, tłumacz i wykładowca. Debiutował w roku 1962 tomem poetyckim Silence in the Snowy Fields (1962). Za Światło wokół ciała (1968) otrzymał nagrodę National Book Award for Poetry. W sumie opublikował kilkanaście książek z poezją, liczne tłumaczenia i prace krytyczno-literackie. Międzynarodową sławę przyniosła mu książka Iron John: A Book About Men (Żelazny Jan: Rzecz o mężczyznach, 1990), w której w pionierski sposób odniósł się do typowo męskiego przeżywania świata. Jest to analityczna, sięgająca do mitologii opowieść o istocie męskości i męskiej inicjacji, ale także o problemach i wyzwaniach w życiu współczesnego mężczyzny.
- Andrew Choate – pięć wierszy
Komedia powinna być o ludziach kontra przedmioty a nie o ludziach kontra ludzie Jeśli chodzi o wysokość dźwięku słyszę nierozwiązane akordy gdy pojawia się rozdzielczość która prawdopodobnie wyjaśnia dlaczego jestem taki dobry w zakochiwaniu się i wiecznie nie w pełni wykorzystany Odwołaj Dżihad, właśnie obejrzałem Hee Haw usmażona marynarka wojenna ugotowana na parze armia zgrilowane siły powietrzne ugotowana piechota morska wyłuskana straż przybrzeżna siły kosmiczne à la sous vide Nie wiem, czy chcę jeść w tej restauracji. Nie ma sekcji „o nas” na ich stronie internetowej. Denerwuje mnie... to, że nie znam historii właścicieli. Co ich kręci Po jakich ścieżkach ongiś stąpali Co zaryzykują dla mojej rozkoszy Szczerze mówiąc, wymagam przekonującej narracji od ludzi z tak bliskim dostępem do kapitału spekulacyjnego, że mogą zatrudniać ludzi do siekania i podsmażania cebuli. Muszę poznać – oj, tak – tę filozofię, która leży u podstaw tego, w jaki sposób ich pracownicy wtłaczają te przetworzone warzywa w przepyszne pożywne kąski dla grymaśnych wymagających podniebień w całym regionie. Z większą świadomością i perwersją, chcę być poinformowany, w jaki sposób dążenie właścicieli do równowagi między smakowitością a pożywieniem – w dobie otyłości i głodu się waży. Moje następne zaspokojenie głodu musi pochodzić z restauracji z prężną lecz wciąż swojską zakładką „o nas”, jako część ich obecności online. Gdybym tylko mógł pokonać wszystkie swoje niedostatki mógłbym w końcu stać się uzależniony od seksu stworki w twoim jachcie stworki wypełzające z twojego jachtu widziałem jak idziesz do sklepu, i zastanawiałem się, co kupiłeś ale potem przypomniałem sobie że widziałem te stworki wypełzające z twojego jachtu Jacht oznacza tu największe, najbardziej zawadiackie życzenie. Co chciałbyś dostać na Gwiazdkę, mały stworku? Jak można nie chcieć nieba w sobie? Nie słyszy się zbyt wiele o granicy Kolorado-Nebraska I nie słyszałeś tego ode mnie Uzupełnienie: właśnie usłyszałem że jest tak wiele podstawowych praw i towarów które są nielegalne w Nebrasce że większość mieszkańców Nebraski których chcesz poznać regularnie przedostaje się do Kolorado aby uzyskać nielegalne towary z Nebraski Nie słyszałeś tego też że usłyszałem to od siebie Zamiast mówić „dziękuję”, powiedz „dla ciebie anonimowy” To nie arachnofobia jeśli jesteś dentystą To nie zawrót głowy jeśli ona to lubi To nie podejrzliwość jeśli się ośmielisz To nie przeprosiny jeśli on tego chce To nie projekcja jeśli mogę sobie słodko wyobrazić pewnego piłata wykonanego przez pewnego Sokratesa 1 pilat na sokratesa Kurczak słodko-kwaśny Margaret Thatcher oddaje mocz wiersze ze zbioru You’ve Been Gifted: Half Oxygen Forgotten (2023) przełożył Tomasz Pierzchała Andrew Choate – pisarz z Karoliny Południowej, autor książek: Language Makes Plastic of the Body, Stingray Clapping, Too Many Times I See Every Thing Just the Way It Is oraz Must Have Jazz.
- Nada Topić – Meteorologia ciała
**** ciało pamięta a niewypowiedziane zostaje w nim przedziwnie odciśnięte niczym skamielina gdy zmienia się pogoda cierpi na migreny bóle w stawach i inne dolegliwości które biorą się z nadmiaru z powodu wszystkiego co nawarstwia się w kościach ciałem powinna zajmować się paleontologia **** raz w miesiącu ciało krwawi ukrywa się po pokojach śledzę plamy które zostawia na kafelkach i prześcieradłach i zużyte kulki waty kiedy znajduję ciało otwiera się spokojne i blade wychodzi wpatruje się we mnie ze zdziwieniem jak w księżyc **** ciało czasami odchodzi i nie ma go całymi dniami kiedy wraca ze śladami ptaków na plecach zadrapaniami w milczeniu obmywam mu stopy smaruję kolana śliną oddaje się dotykom i skruszone patrzy na mnie ukradkiem niczym skarcone dziecko **** ciało żyje beze mnie a jego wnętrzności pulsują szybkimi uderzeniami porusza się samo z siebie opierając się mocno nogami zabiera innym przestrzeń ciało się nie zamartwia a jego życie jest bardzo proste kiedy jest głodne karmi się kiedy jest zmęczone kładzie się i przykrywa powiekami przekład Paulina Janssen Nada Topić (1977) – ukończyła filologię chorwacką na Uniwersytecie w Zadarze. Jest autorką licznych prac naukowych na temat bibliotekarstwa, historii książki i czytelnictwa. Autorka tomów poetyckich, książki obrazkowej, opowiadań, powieści, prozy lirycznej i monografii naukowej. Dotąd opublikowała: Svetac u trajektnoj luci (Święty w porcie, 2005), Kako se rodila roda (Jak urodził się bocian, 2007), Meteorologija tijela (Meteorologia ciała, 2015), Male stvari (Nałe rzeczy, 2016), Bezbroj i druge jednine (Mnogość i inne liczby pojedyncze, 2017), Stope u snijegu (Ślady w śniegu, 2019), Otac (Ojciec, 2019), Sestra (Siostra, 2020), Morpho amathonte (2020), Majka (Matka, 2022) i Moji (Bliscy, 2023). Prowadzi klub czytelniczy Kult(na)ura oraz forum poetyckie Poezija na katu (Poezja na piętrze). Mieszka i pracuje w Solinie. Jej wiersze były tłumaczone na angielski, polski, niemiecki, rumuński, bułgarski i hiszpański.
- Jonáš Hájek – siedem wierszy
Cośmy widzieli Widzieliśmy gospodarza, który kończy z owcami, ponieważ nie ma siana. Owiec nie będzie. Chcieliśmy się pocałować pod wiśnią, ale przekwitła. Karela Hynka Máchy nie będzie. Widzieliśmy wioskę-widmo w polderze powodziowym, zostawione tuje, krawędzie ogrodów bez domów. Niespokojne gawrony w koronach drzew. Widzieliśmy, że to liryka przyrody jest najbardziej zaangażowana i że jesteśmy jej winni przeprosiny. Za Jiřím Rulfem A potem zadzwonił dzwonek – historia jest kontynuowana. Świeży wiatr przyniesie państwowość w proszku. We wnętrznościach zakrzyknie krew. Tego miodu, co ukradniemy, jeszcze nikt nie jadł. Nawet ten gość od pijaru, który wymyślił świętego Nigdy. Ci sami Och, kto wie czym wypchane walizy, które musimy czasem wlec! Jak rzymski legion nieustannie w drodze mało nie wyzioniemy ducha i nie urwą się uchwyty. I na basenie gdzieś w głębi krajubeztroscy, niewinni, prężni ludzie w zbiorowym okrzyku, który powoli przelewa się przez jesiony letniego popołudnia. GH Flora Kiedy ci będzie świeża absolwentka z bladym uśmiechem podawać lody, nie mów o braku gorliwości; lepiej powąchaj jej palce, którymi przed chwilą dotykała łona. Tyle jest miejsc, w których absolwentki z nieśmiałym uśmiechem podają lody i rzeczywistość słodko się rozpada. Wieści z terenu Trzy tysiące jeleni, Dokładnie tyle samo danieli, słonek i kuropatw. Dzików dwa razy więcej, saren dziesięć razy. Ćwierć miliona zajęcy, bażantów trzy tysiące kop, osiemdziesiąt tysięcy lisów. Takie są tej zimy, litości, łowieckie zasoby. Czesi znów będą ssać z cycka Roberta de Niro. Pomnik Svatopluka Čecha* Jasne, patrząc na pudełka po pizzy, na psy biegające w przeciwpożarowym zbiorniku, glediczja trójcierniowa traci wody gruntowe z powodu otworów wentylujących metro, rozwódka chodzi w kapciach do znajomego, poeta pracuje w magazynie dekoracji i rozbiera niebo w Narodowym, straszliwie jasnoniebieskie, mamy trochę zastępczych korzeni i życiowych funkcji, zastępczy społeczny byt?, jak powiedzieć naród i nie czuć się przy tym dziwnie?, w internecie mnożą się cytaty o niepewnym pochodzeniu, trzeba chronić ducha, kiedy powiem chronić, już mam w ręku pistolet maszynowy i rozkrajam dzieci, do okna w środku Pragi wpada zapach wyludnionych wiosek, nie czytałem Svatopluka Čecha, pożyczyłem książkę, ale je trzeba wybierać, koordynować, generować obroty, krążyć, postać z brązu pod przerzedzonym klonem spogląda w dół na cały spust, cenne drzewo pozdrawia skrócone telomery, drewno, woda i kamień pozostają obojętne aż po wiek plastiku. * Czeski pisarz, poeta i dziennikarz żyjący w latach 1846-1908. Piekło nad Zdobnicami W tym kraju, w którym nic nie grozi, gdzie na zmianę śpią rozum i wyobraźnia, a krzyki przekupniów są tylko tak jakby, zakwitła skryta namiętność imperatywów. Myśliwi i babcie zielarki wyszli z mody, więc diabeł wciela się teraz w coacha, w końcu kto by sobie dawał radę zupełnie sam? Nic ci nie grozi: wytwarzasz pluszowe kopyta, nie będziesz artystą w środkach transportu, i z każdym krokiem zdecydowanie wypełniasz biografię, która może być twoją. przełożył Karol Maliszewski Jonáš Hájek (ur. 1984) – czeski poeta, przetłumaczony na kilka języków. Studiował muzykologię na Uniwersytecie Karola w Pradze. Autor tomów Suť (Gruz) i Vlastivěda (Nauka o kraju ojczystym). Laureat nagrody J. Ortena (2007). Mieszka w Pradze. Jego wiersze były publikowane w „Poboczach” (w przekładzie Franciszka Nastulczyka) oraz w „8. arkuszu Odry” (w przekładzie Zofii Bałdygi).
- Jan Sojka – sześć wierszy
Ciemność nie istniała dopóki jej nie wymyśliłem niefrasobliwy ojcze troskliwa matko nie odchodźcie od okna patrzcie co potrafi światło mojego syna w brzuchu mojej żony Mam mroczne imię powiedziało Morze Czarne iskrzącym głosem stoję po kolana w wodzie myślę o małym synku jutro po raz pierwszy wykąpie się w wielkiej wannie Mokry schyłek dnia rozpostarł ramiona i wyglądał suchej twarzy chmury dalej wstawiały się za deszczem dopóki nie rozgonił ich śmiech moich synów 11 grudnia 2013 w wieku czternastu lat chciałem być piętnastolatkiem wszystkie rzeki kiedyś wrócą popłynie ta sama woda kiedy mój syn skończy czternaście lat pójdziemy nad rzekę mniej więcej za lat trzynaście jakoś koło południa Szuka synów których nie spłodził otoczony miastem wdeptuje we wspomnienia zatrzymał się przy moście puścił przeszłość przodem nie ma pośpiechu jest piątek zaginionego Kładę rękę na sercu mojego syna i strzegę jego snu jestem przewodnikiem jego nocy dla tej swojej szukam szmuglera Z tomu Sesuv noci przełożyła Zofia Bałdyga Jan Sojka (ur. 1973) – ukończył studia na kierunku bohemistyka – historia. Pisze prozę i poezję. Opublikował m.in. zbiór opowiadań Rodina a jiné regály (2020) opisujący „własne pokolenie” uwięzione w kwarantannie, która zmusiła wielu do zaprzestania okłamywania samych siebie. Jest autorem czterech zbiorów poezji, z których czwarty, Sesuv noci (2019), wyszedł w Paryżu w tłumaczeniu Eriki Abrams - Éboulis de nuit.
- Grzegorz Wróblewski – asemic writing (2024)
Grzegorz Wróblewski (ur. 1962) - artysta wizualny, autor książek poetyckich, prozatorskich i dramatów. Brał udział w licznych wystawach zbiorowych i indywidualnych (malarstwo, mixed media, instalacje) w Polsce, Danii, UK i Niemczech. Autor książki asemic writing Shanty Town (Post-Asemic Press, USA, 2022) oraz książki-obiektu z poezją wizualną Polowanie (2022). Mieszka w Kopenhadze.
- Miłka O. Malzahn – Dziennik Zmian (8)
Zabawa Ściany odbijają dźwięki, aż okna lekko drżą. Kurz tańczy na parapetach. Rytm, mocny i oczywisty wbija się w ciało, ustala nowy puls. Ludzie ulegają nakazowi, postanowili się dobrze bawić, dobrze czuć, zobaczyć wszystko na własne oczy, usłyszeć wszystko na własne uszy. Jeszcze w domach wysączyli trochę piwa, by potem mocno ściskając butelki za chudziutkie szyjki kontynuować zmianę składu chemicznego mózgu. Przyjemność. Dziwne, że też nikt nigdy się nie obawia, że w końcu udusi butelkę! Potencjalni mordercy butelek chętnie przestępują z nogi na nogę, symulując nieprzeciętną chęć do tańca. Niż tego. Zatańczą tylko najodważniejsi. Tuż przy scenie. Konferansjer uprzejmie prosi, żeby najlepsza z najlepszych – publiczność, zrobiła hałas i nie ulega wątpliwości, że akurat to potrafi zrobić i należy to nazwać hałasem. Otwarcie sklepu (hałas), koniec roku (hałas),, produkcja selfie, ach te wspomnienia…(hałas). Ale, ale.. niektórzy wyzywająco kontestują. Impreza dla tak zwanych mas… a kto chce być masą, hę? Ale przyszli popatrzeć, pogardzić trochę. I tak wiadomo, że „Ona tańczy dla mnie….” Miłka O. Malzahn – zajmuje się filozofią oraz dźwiękiem. Jest dziennikarką, pisze książki z pogranicza gatunków, tworzy i publikuje piosenki, wykłada na uczelniach, prowadzi warsztaty. Łączy nieoczywiste nauki o myśli ludzkiej z oczywistymi ścieżkami dedukcyjnymi. Tworzy offowy kanał podkastowy „Dziennik Zmian”, moderuje spotkania z artystami, podróżnikami, pisarzami, a najbardziej regularnie – prowadzi muzyczne programy w Radiu Białystok.










