Marcin Wróblewski – sześć wierszy
- Mirek Drabczyk
- 28 kwi
- 2 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 30 kwi
odgryzanie
zamiana okna z którego widać budynki
na to z drzewami i upływem czasu za szybą
poza tym niewiele nowego gdzieniegdzie
coś się przebudzi coś zaśnie na wieki
dwudziestu czterech godzin to pomaga
zastąpić optykę konsultowaną wielokrotnie
z lekarzem lub farmaceutą bólem
bo można mu zaufać
wyrok
duszne cielsko parowu
zroszone oksytocyną pokrzywy
plątanina korzeni w otrzewnej
znaczy drogę do łona światła świata
słychać tykanie zegara bez wskazówek
dalej odbierz co swoje
samogon
ja skóra krew kość
mówię do ciebie
lecz w ciebie nie
w tobie
nieustająco w sobie
może gdybym był winniczkiem
lub jakimś drzewem
Pochwyt
W łunie kolorowych świateł szczerzy się niebo.
Zęby błyszczą gładkim soczystym szkliwem.
Pachnie kadzidłem moczem i mirrą.
Podeszwy butów dotkliwie całują spoconą posadzkę.
Głos pana boli w kakofonii szeptów,
rani w trzaskach tranzystorów.
Spadł na mnie snop światła
i ujrzałem dziesiątki ciał powstałych z martwych.
Musiałem wyjść,
to już moje ostatnie życie.
za darmo
mogę zerknąć przez ułamek sekundy
ale wtedy nie zrozumiem
nawet gdy w rok uzbieram na obraz
suma odruchów nadal będzie bezwarunkowa
jak poćwiartowana kontemplacja
ciemne tło potrzebuje świadomości
która nie boi się ram
bo zna ich pozorną naturę
Anima
Swędzi mnie niebo nad drogą ze śladów.
Niech się zagoi, wytrzymam
nieme łechtanie cirrusów,
skrzypienie żeber dławiących płuca
prasą perswazji cumulonimbusów.
Przeżyję kosy wydziobujące mi oczy
ze starego garnka pod psią budą.
Błogosławione ptaki i głowa zwisająca
bezdusznie ze świętej czarnej jamy.
