Małgorzata Osowiecka-Szczygieł – trzy wiersze
- Miroslaw Drabczyk
- 28 mar
- 2 minut(y) czytania
Going postal
Coś się skrada i nigdy nie było większe.
Króliki parzą się za głośno, by myśleć.
Farmerka obrzeza
kolbę, rozbieranie kukurydzy piątą godzinę,
ich palce w kolcach wiecznych kaktusów bolą,
jeden z nich wziął nóż i tańczy ze skalpem.
To ciężka praca: mówią do siebie.
Podobno do studni wrzuca się papierosy i grzechy.
Zachodzące słońce oświetla czerwone dłonie,
ślina z osoczem użyźnia pola,
zwycięzcy czekają na świt,
przecierając karki krowom.
Jak z filmu Sergia Leone
To miasto jest za małe dla nas dwóch,
więc szykujemy się na walkę, w której obaj możemy przegrać,
zamknięci w jednym grobie od dziesięciu lat. Ale to właśnie tego dnia
wszystkie stacje o nas mówiły: zmęczeni ludzie po dwóch stronach
stołu; to my – uniformy, których nigdy nie ściągamy.
Zanim zdążyłeś powiedzieć, że będzie dobrze,
zęby wypadły mi z ust, ulica przy młynie została odnowiona,
miętówki wyparowały i skończył się azbest. Wtedy zdałem sobie sprawę,
że aby być szczęśliwym, trzeba kopać głęboko
w sobie.
Walka zaczyna się w południe, pod skórą
już biegnie kolej do domu.
Song of remorse
W lipcu chodzimy bez niebieskiego światła.
Chcemy więcej morza i mięsa.
W lipcu nocą pokal solo na parapecie,
a godziny palą w przełyk i biją,
bo ta noc jest pojemna. Gęsta
zawiesina w zatoce, martwe foki, Iwona bez jedynek w buzi, chcą zlikwidować Sebę,
ktoś tam wjechał, potrącił ciała w kolorze betonu, oni się trzęsą z falafelem w dłoni,
wiecznie głodni, usiądź niżej,
tak jest wygodnie.
