Centrala 1984Lampy uliczne rzucają na sufit ruchome cienie drzew targanych wiatrem.Burza szaleje także w domu.Nigdzie nie ma ciszy.Deszcz bębni o szyby a z nim palce o blat kuchennego stołu.Zaczynamy.Zaciągam zasłony.Idą identyczni ludzie. Noszą niebieskie mundury i sztuczną inteligencję.Emocje pojawiają się tylko na monitorze.Kontrola uczuć w kamerze, trzeba kupić bilet na kolejne chwile.Życie zaczyna awanturę od szafy.Trzęsą się wieszaki, wyprasowany garnitur ściera się z bluzą od dresu. Krawat zachowuje stoicki spokój.Biorę klucze.Jest pierwszy sukces ‒ ruszamy.Przepisy i regulaminy właśnie dostały po mordach na rogu nieoświetlonej ulicy.Nareszcie.Mogę powiedzieć, że.Ale wolę się ugryźć w język.
GrzybGaszę zło z wczorajszego dnia jak papierosa w popielniczce.Wypijam dobro ze wspomnienia jak szklankę soku jabłkowego.Z apetytem spożywam psylocybinę w każdej postacii od razu mam wyłożoną iluzoryczność, która idzie boso po rozbitym szkle.Moje myśli cudownie plączą się na prostej linie.Jestem w obrazie namalowanego czasu razem z powietrzem, nie odchodzę zbyt daleko.W mojej głowie nie ma już wczoraj ani jutro, jest tylko dzisiaj.System przykryły liście zmieszane z plastikiem.Potem lecę w przyszłość statkiem kosmicznym.Robot mówi do mnieBądź ludzki.O nie, tylko nie to, kochany robocie.
OddechNa ulicy pozostawiono śmierć pijaną od szarego dymu spalin.Skrzyżowanie.Tramwaj zadzwonił niecierpliwie.Ktoś włączył klakson.Z okna bloku wyjrzała kobieta ubrana na czarno.To nie jest jej pora,choć jej twarz mówi, że to już.Prezentuję nowy garnitur na wystawie sklepowej.Z wyglądu nie jestem podobny do nikogo.Po drugiej stronie moja ukochana wystawia białą suknię.Z wyglądu też nie jest podobna do nikogoŻadne z nas nie musi oddychać.
PółnocDroga.Piasek i kamienie, za lasem woda.Płonie ognisko.Śmiech i śpiew. Ktoś gra na gitarze.Jeszcze nie wybiła północ.Młodość klei się do ciał jak sok z pomarańczy.Miastoza dnia bywa szorstkie od kurzu, w nocy śliskie od deszczu.Światła w oknach wykreślają prostokątną przestrzeń.Samotność jest teraz psem piszczącym w domu.Nikt nie przyszedł.Nie będzie spaceru.Starość pamięcią zasypuje swoje kroki.
OdwołaniePrawda jest taka, że chciałem zmienić swoje życie, więc wyruszyłem w podroż.Każdej nocy śniło mi się, że zapomniałem butów, a przecież nie wziąłem kurtki.
Droga wiedzie przez zaciśnięte usta i zmrużone oczy. Rozjaśnia się dopiero w nocy.
W końcu zatrudniłem obwoływacza snów.Prawda jest taka, że – o, przepraszam‒ ziewnąłem.Prawda jest taka, że obwoływacz snów się nie spisał i znowu siedzę w domu, w butach z klamką w dłoni.
I nie wiem, gdzie jest moja kurtka.
Już nie mogę zasnąć.
Igor Frender
- z wykształcenia animator społeczno-kulturalny, doktor nauk medycznych. Pracownik Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Z zamiłowania pisarz, filmowiec amator. Od wielu lat jest aktywistą i promotorem kultury niezależnej. W 2023 r. założył grupę poetycką Ventyl. B. Autor pierwszej polskiej powieści z nurtu Giallo pt. Człowiek Jatka, która ukazała się w 2018 roku. Kolejne dwa kryminały Mordercza proteza z 2020 r. i Upiór w masce z 2022 r. zostały wydane przez Wydawnictwo CM w serii „nowy polski kryminał”. Jest także autorem książki poetyckiej Idziemy, jest stromo (2022). W 2023 roku rozpoczął serię wydawniczą Literatura Stowarzyszenia Pisarzy Polskich Dramat tom 1, dramatem pt. Jak obalić człowieka. Mieszka w Poznaniu.
Yorumlar