Dryfowałeś bezpiecznie po wzburzonym morzuziemskiego zodiaku owinięty jak mumiaw klucz prześcieradeł, coraz dalej od rajui krainy dzieciństwa, natrętna zieleń Veronese
wychodziła poza cztery ściany niczym utajona łąka
na której pasły się twoje biblijne jednorożce i sny,
te o kobietach od Modiglianiego, o smukłych
szyjach jak łanie, przebiegały w poprzek kroplówki,
i znikały pod drugiej stronie twojego śniadania na trawie,
wtedy wchodziła Ewa Góral prosto od Breughla
domokrążcy, wpatrzona w oczy Sfinksa, z odrobiną
szaleństwa w oczach, pamiętasz zasłaniałeś jej oczyInną bajką Wojaczka, ona śmiejąc siębębniła palcami o pusty blat stołu, w Myśliwskiej
znowu podrożały zakąski, staniały żarty o śmierci,
od tamtej pory twoja poezja zgęstniała
jak symbolika Hieronima Boscha, poznałeś
smak głodu i cierpienia przez cienką ścianę szklanki
siorbiąc wieczorem w kuchni wystygłą herbatę,
twój Olimp po śmierci Rafała W. stał pusty,
czasem w kawiarni Empiku Dyczek, Coriolan,
sprzeczali się o to, czy surrealizm może byćprzezroczysty, lecz obrazy dawno już nas zdradziły,
odsłaniając pustkę idei zwanej człowiekiem, coraz częściej, siedząc przed szachownicą, grałeś z uchem Van Gogha w ślepy traf.
Chudłeś w oczach, starałeś się trzymać dłonie
na powierzchni białej pościeli, smukłe palce
jak u pianisty, w ten covidowy czas odcięty
od ludzi, ale wolny, bez maski, więcej mówiłeś
milcząc niż gdybyś krzyczał do ściany.
Bez reszty pamiętałeś o kruchej filiżance
pełnej śladów kobiecych ust, czułeś ich smakdo końca. Po tamtej stronie obiecana sobie rozmowa
z Rimbaudem o micie Syzyfa.
Pamięci Teresy Ferenc
Horyzont pisze się w samotności, tak jak morze,
które przecina je na poziomie głębi bursztynu,
by przysiąść na chwilę tuż przy falochronie.Rozsupłuje wodorosty, to po ty by lustro wody
mogło oddzielić światło latarni od szarości ziemi,
a ścieżka wydm niechaj dnieje i łasi się do rąk.
Tak szybko przemija czas między palcami,
piasek odsłania niewypowiedziane słowa, milczysz, bo kamień jest zbyt lekki by unieśćeter gnozy poza kres niewiedzy. Bo tyle z naspozostanie, ile nas zamilczą.
Tabula rasa
Teresie Rachwał
Światło we mnie się wyczerpie, a muszę jeszcze ogród podeprzeć głogiem, aby ziemia
nie przygniotła mojej palety, głęboko osadzają się w nas
martwe liście, warstwa po warstwie wypełniają
szczeliny w parapecie, wiem coś o tym, zabrały mi ojca,
chodził po ogrodzie i nagle zniknął, jak kometa,
a ja do dzisiaj malując puste domy, szukam go daremnie,
stąd mój strach turla kule gliny i wciska mi pod próg,
kiedy leczę księżyc lubczykiem, słońce witam
kładąc głowę na rynnie, żeby nie świeciło mi w oczy,kolory zlewają się w jedną długą wstęgę,cucę wodę w kałuży kozieradką, aby została ze mną
na dłużej, a tu nic, tylko pokrzywy jak zmarszczki
pylą od rana, nie mogę oddychać, próbuję rysowaćdom postawiony kominem do góry, mojaarchitektura bierze się z odwiecznej potrzebyzgłębiania nieodkrytego bogactwa tego świata, jestem ćmą, żyję nocą, rozmawiam z duchem Nema,
cisną mnie okna w skronie, są za duże, rozpierają się
w ramach jak niedokończone obrazy, wolę
zamiast ludzi wpuszczać do domu małe smugi światła,
aby zległy przy mnie jak bezpańskie koty, a tu ogród przychodzi do mnie w gości na wyciągnięcie pędzla, mam tylko odrobinę mniszkai liście łopianu, wschody i zachody słońca zlały się w jeden obraz, blejtram świtu próbuje wejść na stałe w moje życie, jest za późno,
ja potrzebuję żywego człowieka, a tu samotność
wgryzła się w moje swetry, nitki uwierają mnie
wzdłuż ściegu, nie wiem jedynie
z której strony przyjdzie po mnie wiosna,a przecież muszę jeszcze wszystko nazwać od początku.
Gabriel Leonard Kamiński (ur. 1957) – poeta, wydawca, księgarz. Laureat wielu konkursów i turniejów poetyckich. Autor dziewiętnastu książek poetyckich i jednego zbioru opowiadań, m.in.: Ulica Przodowników Pracy (1987), Wratislavia cum figuris (2002), Swen albo wrocławska Abrakadabra (2012), Mój rok 1968 (2013), Ballada o domu i innych rzeczach śmiertelnych (2016), Jestem, ocalałem (2016), Listy do van Gogha (2017), Kiedy śpiewał Cohen (2019), Nieme kino (2023). Mieszka we Wrocławiu. fot. Agata Rzeszutko
Comments