to już ostatni raz, kiedy mówisz do mnie malenʹka.
od jutra przecinamy więzy, rozluźniamy więzi.
teraz poróżnią nas kraje i nazwiska. tamte
kobiety będą uprawiać miłość i rodzić dzieci,
tu zostanie zima i niepotrzebny strach.
jeśli wrócisz, znajdziesz smugi krwi, rozwłóczyny.
to już ostatni raz, kiedy mówisz do mnie wojna.
przez dom niosę w żyłach gorejące sny. przez noc.
zabierz mnie do domu
w tych sukienkach czuję się obła, bezkształtna
jak masa, z której kiedyś próbowano ulepić kobietę.
miała długie ręce i chude palce, mogła nimi sięgać
po wszystko, czego chciała, ale nie po miłość.
miała wąską talię, którą wypełniały jedynie kości
i soczyste owoce, dwa jabłka bez gniazd nasiennych.
zabierz mnie do domu. odrzucam tkankę jak obcy
pęd, jak uszkodzony płód, którego ciało pozbywa się
samo. podobno bez niej będę bardziej miękka i milsza
w dotyku, podobno zmieni się też mój zapach, więc
okoliczne zwierzęta przyjdą do mnie na chwilę
przed odejściem, by spocząć na moich kolanach.
zmarzlina
to świt albo zmierzchanie. języki światła
sunące po ścianie przypominają początek
starego filmu. jesteśmy tu sami, opuszczeni
jak dzieci w obcym mieście, do którego
zaprowadził je tlący się pod skórą niepokój.
gdy mnie dotykasz, jestem częścią wszechświata.
jego milczącym rozgałęzieniem, na końcu
którego panuje wieczna zmarzlina. ze znajomych
smaków został mi tylko słodki, inne to popiół,
samotny spacer po cmentarzu. nienazwany ból,
którego nie sposób opisać bez użycia słowa
umieram.
te dni
te dni bez rozmów to listy między nami,
których nie sposób zmieścić na kartkach.
niewytarte lustra, niepoukładane ubrania,
rozrzucona po wczorajszej nocy pościel.
już nie tęsknimy. nasze ciała powycierane
jak zbyt często odwiedzane miejsca, gdzie
czas nie gra roli, liczy się tylko przestrzeń.
to zaglądanie w siebie, pycha i upadek,
potem wracanie od nowa. te dni bez ciebie
to otwarta książka, na końcu której autor
zostawia pustą stronę, jakby próbował
zmieścić na niej wszystko, co twoje.
***
to terytorium wroga, skrzyżowanie frontów.
stąd gwiazdy wyglądają tak samo jak z domu,
jednak spadają pod innym kątem. ciągnące się
za nimi ogony przypominają ogony komet,
niosą drobiny kosmosu i płomienie. już nie
mówimy o wojnie. konflikt na pograniczu
wybrzmiewa mniej więcej tak samo jak
bitwa o telewizory na promocji w Lidlu –
i choć jest nam wstyd, przymykamy oczy.
kiedy nas nie widzą, stajemy się tą częścią
lasu, która nigdy nie ulegnie przemianie.
Anna Musiał
(ur. 1987) ‒ poetka, recenzentka, fotografka. Redaktorka Babińca Literackiego w latach 2017-2020. Autorka trzech książek poetyckich: Pandemonium , Coleoptera i #bodypain. Pod jej redakcją ukazała się 111. Antologia Babińca Literackiego 2016-2019 . Publikowała w wielu magazynach i antologiach.