Dlatego nie sprzątam pajęczyn
pod sufitem w pachwinach
ciało odpoczywa po skwarze
w przecięciach torowisk miasto
odsypia witanie po rozłące
żłobią je podrdzewiałe koła
dłuży się droga hamowania
zazdrośnie
Godzina? Prawie szósta
Wpija się słowem w opuszkę. Nie daje rozmasować.
Wszczyna bieg w rześkość skroplonej wilgoci, byle dalej
od źródła, od dźwięku, ścieńczonej skóry, wtartych w asfalt
liści. Pod skrzydłem jest, gdzie ukłucie najdotkliwiej boli.
Przystanek, szkło pancerne, światło reflektora.
Światłoczułość
Biała wilgoć osiada na srebrnych oprawkach żywionych woskowiną.
W uszach wiszą porosty. W kieszeni kamień, muszla,
folia po cukierku – tymiankowym, bez przerwy od kaszlu.
Gulgot głosów w tunelu wciąga mimochodem. W soczewce łuszczy się
plakat na słupie. Wchodzi tam jak po swoje. Z kwitem na odbitki
z prześwietlonej kliszy.
Dyskont w przelocie
Rachunek stałego klienta został aktywowany
weszły
tamaryszki ciężkie, deszcz.
Był grad,
lawendy pochylone
po nocy.
Dzień 3
pies wąchał kreta
długo
nie odejdzie
smutek
