top of page

Znaleziono 424 elementy dla „”

  • Jaime Sabines – pięć wierszy

    U ciebie to, czego poszukuję U ciebie to, czego poszukuję, czego pragnę, co kocham, u ciebie to. Pięść serca mego bije, woła. Dziękuję opowieściom, wyrażam wdzięczność matce twojej, ojcu twemu, i śmierci, która cię jeszcze nie dostrzegła. Dziękuję powietrzu. Jesteś smukła jak gałązka, delikatna niczym linia twego ciała.  Nigdy nie kochałem szczupłej kobiety, ale ty potrafiłaś sprawić, że moje dłonie zakochały się w tobie, związałaś moje pragnienie, pochwyciłaś me oczy jak dwie ryby. Dlatego tkwię pod twymi drzwiami, wyczekując. Imię twoje Próbuję napisać w ciemności imię twoje. Próbuję napisać, że cię kocham. Po ciemku próbuję to wszystko. Nie chcę, by ktokolwiek się dowiedział, by patrzył na mnie o trzeciej nad ranem, jak błądzę po pokoju tam i sam, szalony, pełen ciebie, zakochany. Oświecony, oślepiony, pełen ciebie, wylewasz się ze mnie. Wypowiadam imię twoje z całą nocy ciszą, wykrzykuje moje spętane serce.  Powtarzam imię twoje, mówię je znów, powtarzam niestrudzenie i jestem pewien, że w końcu nadejdzie świt. Rozbierasz się, jakbyś sama była Rozbierasz się, jakbyś sama była i odkrywasz nagle, że jednak jesteś ze mną.  Jakże cię kocham wtedy  między pościelą a chłodem! Zaczynasz mnie uwodzić jak nieznajomego, a ja kurtuazją chłodną cię obdarzam. Myślę, że jestem twoim mężem i że mnie zdradzasz ze mną samym. Ach, jakże się wtedy kochamy pośród śmiechu, że sami, sam na sam w miłości zakazanej! (Potem, już po, to ciebie się obawiam i czuję dreszcz). Teraz rozumiem, że mi cię brak Teraz rozumiem, że mi cię brak i że cię poszukuję pośród ludzi, w zgiełku, lecz wszystko na nic.  Kiedy jestem sam jestem coraz bardziej sam wszędzie sam, przez ciebie i przez siebie. Nic tylko czekam. Cały dzień czekam, aż nie przyjdziesz.  Aż sen mnie zmorzy, a ciebie nie ma i nie przyszłaś.  I zasypiam i okropnie zmęczony zapytaniem. Kocham, każdego dnia. Tutaj przy mnie, razem ze mną, brak mi cię. Możesz zacząć to czytać a jak już tu dotrzesz, zacząć od nowa.  Zamknij słowa niczym koło, krąg, puść je w ruch, spal je.  Krążą wokół mnie jak muchy, w gardle jak muchy w słoiku.  Jestem ruiną. Ruiną do szpiku kości, wszystko jest ciężarem. Kiedy będziesz miał ochotę umrzeć Kiedy będziesz miał ochotę umrzeć pod poduszkę złóż głowę i przelicz cztery tysiące owiec. Dwa dni bez jedzenia — wytrzymasz, i zobaczysz, ile piękna w życiu: mięso, fasola, chleb. Zostań bez kobiety — zobaczysz. Kiedy będziesz miał ochotę umrzeć, nie rób tyle hałasu: po prostu umrzyj i tyle. z hiszpańskiego przełożył Adrian Krysiak Jaime Sabines  (1926–1999) uznawany jest za jednego z najważniejszych poetów meksykańskich XX wieku.

  • Adrian Krysiak – trzy wiersze 

    Raz jeden Odznaczał się piękną ambiwalencją oooookrojonej moralności sznyt panikarza co to zawsze wie lepiej i choć nie trzymał rytmu — gdy nie trzymał rytmu — stuku trzynastozgłoskowca krzyczał stukiem nietrzynastozgłoskowca ach, jak on krzyczał stukał (nietrzynastozgłoskowcem) niech rzuci niech rzuci niech rzuci pierwszy kamieniem kto nie napisał nigdy złego wiersza Dwa razy Zabity kamieniem złego wiersza krzyczał z kolei o miłości podłości dosadności przemijalności niedoskonałości — niech mi doda skrzydeł krzyczał dudnił stukał niech mu doda skrzydeł niech mu niech mu niech mu będzie Do trzech Krzyk stuk tysiąca dud skrzydł zmiótł moralny chłód wielu wód Adrian Krysiak  (ur. 1987) – mieszka w Poznaniu. Z wykształcenia lingwista, z zawodu lektor języków obcych z zacięciem krytyczno-terapeutycznym, tłumacz, korektor i redaktor. Zainteresowania: hiszpańsko- i francuskojęzyczna literatura awangardowa i eksperymentalna, metafikcja, sztuka XX-wieczna, teatr absurdu, jazz, flamenco, fado, filmy Bergmana, Tarra, Miguela Gomesa. Publikował w „Helikopterze”, „Fabulariach”, „Stronie Czynnej”, „Drobiazgach”, „Tlenie Literackim”, „Wizjach”, „Trytytce”, „Gazeta Musi się Ukazać” i „Obszarach Przepisanych”. Raczej mizantrop, więc ogólnie milszy mu pantofelek.

  • Lidia Karbowska – pięć wierszy

    Wiosna Komu moje ciało, komu moją krew? Bzy kwietniowe Łapię ostrość na kwiaty. Łapię ostrość na to, co pod nimi: rozpacz zdewastowanej Ziemi. Ale kwiecień, kwiecień. Bzy kwietniowe i kwiaty wiśni. Piękny jest bez, który wróży złe, złowrogie piękno dotyka mnie bardziej. *** Dwa Jezusy, jeden biały, drugi czarny. Na drzewie, które przeżyje nas wszystkich. Albo spłonie z naszej ręki. *** Upał. Tłum. Stoisko mięsne,  obok krzyż. Zastyg.  Nic do zbawienia. Wszystko w zapachu –  perfum, potu, mięsa. Czy Marilyn Monroe ruchała się w bramach? M. próbuje to googlować, ale ja nie muszę, ja wiem – szkło w ranę cipy, głęboko, najgłębiej. Lidia Karbowska  (ur. 1995) – bywa poetką, bywa dramatopisarką. Studiowała filozofię, ale nie umie w Kanta. Wciąż studiuje, tym razem sztukę pisania. Mieszka pod Poznaniem. Wydała zbiór wierszy otrzymane  (2023), a jej dramaty znalazły się m.in . w antologii Młod(sz)a Polska (2021) i w „Dialogu Puzyny” (2023).

  • Marcin Wróblewski – trzy wiersze

    prawda kłamstwa wyobrażam sobie czasem że to wieloryby gdy leżę w nocy ich śpiew niesie nieruchome powietrze doliny oszukuję się żeby sprawdzić jak to jest i mimo wszystko zawsze stwierdzam że nie ma mnie tam jestem tu gdzie śpiewają syreny pociągów wszyscy jesteśmy śp chciałbym ci coś powiedzieć zanim to nastąpi od poniedziałku czeka nas bowiem zdecydowane ochłodzenie które najprawdopodobniej utrzyma się do kolejnego weekendu moja matka miała wylew i jest częściowo sparaliżowana jak my wszyscy czasami myślę że chciałbym pasać gęsi ale dziś wszystko poogradzane może kiedyś jak kupię łąkę na której będziemy tylko my ja i gęsi nie patrz na czajnik światło tamtych dni nie pozwala mi się obudzić tymczasem fizycy z Toronto sugerują że absorpcja fotonów odbywa się w czasie ujemnym noc dzisiejszego dnia nie pozwala mi zasnąć fizycy z Toronto jeszcze tego nie wiedzą Marcin Wróblewski (ur. 1980) – wydał dwa zbiory wierszy:  Zimne Ognie  (2023) i Brama  (2023). Ukończył filologię polską, pracował jako nauczyciel. Publikował m.in . w „Toposie”, „Odrze” „Papierze Ściernym”, „Helikopterze”, „Art Papierze”, „Tekstualiach”. Laureat XLVI Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego „Limesu” (2023), wyróżniony w Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im. Georga Trakla (2023). Mąż i ojciec dwojga dzieci. Mieszka pod Nałęczowem.

  • Michał Nizgorski – chodź powiem ci prawdę o pisaniu

    czy takie złe są wiersze niełatwe jest wynalezienie języka na przeżywane trudności  dlatego nie ma dobrych wierszy bo nie są tak obszernie budujące  jak spełnione życie ale ale ale  świadectwo to za mało  mam takie w szafie no i co  niełatwe jest wynalezienie języka na przeżywane trudności  trudna dola twórcy  tak naprawdę nie ma kłącza  które porasta cicho dom oddech pachnący cynamonem z pocałowaniem poręczy oddaję schodom jest siostra ciszy  – sztuka ma ładniejsze kolczyki  a spotykanie się z nią  to jest właśnie odpowiedź strumień świadomości  a ja kiedyś szybko pisałem jakby mi mieli zabrać kartkę  zabronić pisać po mojemu w Polska moim trudnym języku 30 sekund i widziałem serdelki a obecnie to ziomal zawijam się w rollo i rumienię się myślą na wolno  aż skwierczą mi ręce i nogi by przewrócić się z boku na bok  bez trwogi  biedo  tabliczka firmy ochroniarskiej na lichym płocie zwiastuje wpierdol no więc ja wszedłem  ty rozum zostałeś a oni jadą już jadą i jechać będą  – chciałem tylko zakłócić  dziwny mir gospodarstwa domowego  to pomieszałem nosem chłodnik           zimno a od gorącego bulionu  puchnie matka gastryczna z dumy a oni jadą już jadą i jechać będą  nie odpuszczaj ale nazwij jeża stan bardo  przyjdzie  negentropia pingwin i wiosna  przyjdzie  Schopenhauer w spódnicy  opowie o promocjach na różowe okulary  a w imbryku zbawienia  będzie się rozpuszczać  jedna esencja czytała Krystyna Czubówna  książkofila od kolibra różni rodzaj aparatu pobierającego ulubiony pokarm  on otwiera książkę  przykłada do niej  aparat poznawczy  syci się treścią  a on czeka  na otwarcie kwiatostanu  syci się treścią Michał Nizgorski – wydał książkę poetycką Wypchnięty z gniazda  (2024). Sekretarz ,,Literatury, tej” przy Stowarzyszeniu Pisarzy Polskich Oddziału Wielkopolskiego i redaktor „Zeszytów Poetyckich”.

  • Dominika Rzepka – cztery wiersze

    Droga szukałam cię całe życie, a teraz co robisz boję się ciebie, siebie, boję za nas posłuchaj ciała, co zrobiłaś, popatrz na wskroś przekorna, zaprzeczasz sama sobie to robisz zabierz z ramion przesyt z kręgów szyjnych ciarki przytrzymaj ciało, rwę się zanadto, by znosić to piekło Kiedy nadchodzi koniec to pierwszy raz, kiedy leżymy obok, ja tyłem do ciebie, odbieram każdą twoją myśl i każdy pomysł, zbliża się godzina mojego lotu, słyszysz, dłonie włączone na umowny znak pośpiesznie zaczynają chwalić mój brzuch, moją szyję, uszy i piersi i ciało, a usta wypełniasz już modlitwą o piękny koniec, i w końcu słyszę, jak świerszcze, raz po raz, i raz jeszcze, i wciąż, i pięknie, i w rytm, i w śpiew, i w ciszę, i w myśl, i w wilgoć, i w stukot, i w chaos, i w pociąg, i w szept, i w płacz, i w koniec, i w ciągłość, oj, proszę, tak, błagam, tak słyszę, tak czuję, tak widzę, tak, wiem, wychodzę. słodki boże znowu przed tobą - niewygodna ławka różowa spódnica opada wokół bioder nagie kolana wciskają się w klęcznik, czerwienieją, pieką, kadzidło one rozumieją się ze wszystkimi przyciągają błysk czystych oczu, silne zdrowe włosy w świetle słońca zakochane w morzu, w płatkach śniegu, w spełnianiu pragnień – dlaczego, słodki boże, dlaczego stworzyłeś kurwy? krążenie krwi zaśpiewaj mi piosenkę, proszę – pragnę leżenia i jedzenia malin zaśpiewaj mi piosenkę, proszę – pragnę śniegu i pragnę cukru włóż dłonie do mojej głowy wyszarp drące się sowy poukładaj zwoje nerwowe rozmasuj napięte punkty nie dotknę Cię, nie dzisiaj. dziś Ty mnie karm – malinami, pierzyną, słodkościami z odpustu. wpompuj we mnie tlen, zabierz dwutlenek węgla, zaśpiewaj mi, proszę – śpiewaj a później niech spadnie śnieg Dominika Rzepka (ur. w 1996) – absolwentka studiów społecznych na Uniwersytecie Wrocławskim oraz kursu aktorskiego Lart StudiO w Krakowie. Wiersze publikowała na stronie Wydawnictwa J. i e-eleWatorze.

  • Marcin Redkowiak – cztery wiersze

    [niezatytułowane będę mówił przypowieścią] rolnik szuka roli żonę już ma i czwórkę dziatwy z czego dwoje ułomnych: jedno pochyłe drugie w ekstazie i syn mocno perspektywiczny i córka do ułożenia słyszysz rolnik szuka roli gdy piętrzą się nowe początki on chciałby rozorać koniec słyszysz? idzie w złą stronę ale coraz wolniej to rzekłszy wykasłał się czule a kot przydrożny odwzajemnił mu próbą odejścia od strachu na rzecz sentymentu kot dawniej był znakiem jednym z tych znaków szczególnych które wracają co raz kiedy ich wola znaczenia napotka opór powietrza. [o bezdechu] księżyc wyłazi do ludzi przedstawia się ale na próbę księżyc potrafi jeść z rąk jeżeli te kończą się wejściem  na morza księżyc ucieka przetrawić morza są koncentratem dobranoc [wnikliwy ale kataklizm rozciąga je aż do płuc] [bądź grzeczny] nie zabieram cię  do rotundy na śró chcę przepić to co wybiorę ani w rejs heweliuszem mam domek na fiordzie i dwie blond córeczki nawet nie proś gołębie wystraszysz i padną a małysz poleci poleci w rejs na gołębie do rotundy na śró nie zabieram cię  zostajesz sam tu [-] dzień przerwy hodowla kierunków ujść szybciej dziczej kolorem tym różnić się od przełyku który wprowadza cię w schizmę noc przerwy zasilać rzekę  odmierzać czaplom lipienie  odwołać jabłoń na miejsce  kwitnienia w głąb nauk o czyśćcach Marcin Redkowiak  (ur. 1998) – rysownik, fotograf, poeta, eseista. Absolwent kierunku Animacja kultury na UMCS. Swoje wiersze publikował, m.in . w „Stonerze Polskim” oraz „Magazynie Malkontenty”. Uprawia flanering na czas, a jego stałym dostarczycielem wrażeń estetycznych – jak dotąd – pozostaje Lublin.

  • Radosław Wiśniewski – Bany Ukraińskie (12)

    Kwiecień 2022. To znowu Behemot, tylko on umie tak pięknie demaskować "Gdzie drwa rąbią - tam czajniki zwarcia mają" (przysłowie Neńców zanotowane przez Przemka Rojka w czasie sesji telepatycznej z syberyjskim szamanem, który idzie czwarty raz do Moskwy zabić Putina) Czytaliście o tych dziwnych sygnałach dotyczących Naddniestrza? No, że niby chcą sobie kacapy wyrąbać korytarz od Chersonia do Naddniestrza. Do tych przecieków doszły informacje o ostrzelaniu mostu kolejowego pod Odessą. Most jest uszkodzony i to raczej poważnie. I do tego jakieś dziwne zamachy w Naddniestrzu.  A co to jest Naddniestrze? No taki mały Ługańsk albo proto-Osetia. Nieuznawane przez nikogo mafijno-armijne państewko na terytorium innego państwa, ulubiona forma wywierania wpływu przez Moskwę. Naddniestrze dla tych co nie wiedzą – to część terytorium Mołdawii. I tam są wedle różnych wieści 3 batalionowe grupy bojowe prorosyjskie. I rosjanie tam siedzą od początku wojny cicho. Ukraińcy ich nie ruszają bo dla normalnych ludzi to jednak terytorium Mołdawii. Mołdawia ich nie rusza bo na co jej wojna z kacapią. No i tak siedzą na tym plasterku ziemi trzy kacapskie bataliony i czekają. Płonie Syberia i nie ma kto jej gasić. Po pożarach w Briańsku, które były dwa, a nie jeden jak myślałem, po pożarze w Twerze, willi gubernatora obwodu moskiewskiego, po pożarze Korolewa a wcześniej składu paliw i amunicji w Biełgorodzie - dzisiaj zapaliła się baza lotnicza w Ussuryjsku. W Noworosyjsku, na skraju rosji i Gruzji załadowano podobno kilka okrętów desantowych piechotą morską. No i trwają zakłady czy celem jest Bierdańsk (co by świadczyło, że jednak port w Mariupolu nie jest pod kontrolą sowietów), czy Sewastopol czy jednak od razu Odessa? Taki nagły desant na Odessę i rajd na Nadniestrze. To by było w sumie niezłe. Znowu by się rozciągnęli, rozrzedzili, bo widać wyraźnie, że tam gdzie kacapy zyskują tzw. gęstość to powoli i za cenę ciężkich strat, ale jednak prą do przodu jak walec. Tak nimi dowodzi ten cały Dwornikow, rzeźnik z Syrii. Wie, co to za wojsko i nie pcha ich to finezyjnych manewrów, wie że to kacapy, że łączność nie bardzo, że samodzielność też tak sobie, rozpoznanie to weź pan i tak ściśle ich pcha, nawała ogniowa, czołgi, piechota i znowu. I to wszystko pod przykryciem z powietrza. Jakby tak im się znudziło i by szarpnęli się na jakiś rajd to by była znowu okazja dla Oszczepników i pasterzy Bayraktarów. A może to tylko takie znowu typowe ruskie mataczenie i straszenie? Coś zademonstrują, coś pokażą, odstrzelą a nic z tego nie wyjdzie i powiedzą, że to maskirowka była. Tak jak z ta wywiadowczą podrzutką - mieli pokazać jakiś skład nazistowskich materiałów w Ukrainie, ale ktoś światły nie doczytał instrukcji wywiadowczej i zamiast trzech kart SIM, wrzucił trzy płyty z grą SIMS. No i w materiale propagandowym poszło, że o proszę co za degeneracja - Mein Kampf czytajo i w simsy grajo. Jedna płyta im nie wystarczy - trzy muszą perwersy se trzymać. W podobnych kategoriach - pijanej maskirowki - trzeba traktować zakręcenie kurka z rosyjskim gazem. Bo to można zrobić raz.  Ja tam uważam, że to dobrze, że w końcu ktoś na serio wprowadził jakieś sankcje.  Trochę mnie zdziwiło że to władmimir pizdowicz chujło sam na siebie nałożył te sankcje, ale kto głupiemu i bogatemu zabroni? Pewnie będzie ciężko przez chwilę. A może i nie, bo wiosna idzie, zużycie spadnie, zapasy są, gazport dzięki winie Tuska stoi, elementy zwrotne na granicy polsko-niemieckiej są, a jeszcze Wuj Sam pomoże, i dziadek Haakon jesienią czyli bałtycka pipa. A do tego te pożary. W Twerze, w instytucie badawczym gdzie pracowano nad "Iskanderami" jak się okazało to była wina czajnika elektrycznego. A ja mówię, że nie czajnika, tylko grzałek wrzutowych, które Krzysztof Latosiński  wylicytował ze składu skarbów Dipol Wrocław  i wysłał - jak sam mówi - jeszcze przed wojną w odpowiednie miejsca. Sam widziałem. Okej tyle Twer (jedna grzałka) i Korolewo (druga grzałka, ta mniejsza, 350W), ale co z resztą? Na przykład z płonącą Syberią? Przecież taki czajnik, to mógł być równie dobrze prymus, z którego przed chwila pił benzynę śmiertelnie ranny kot (Michał Bułhakow, "Mistrz i Małgorzata" strona 292 polskiego wydania z 2016 roku). Porozmawiajmy o kotach.  O tym, że z kotami Ukrainy lepiej nie zadzierać. Zbombardować Kijów? Tego się nie robi kotu. Kotu Behemotu. A Bułhakow urodził się tak w ogóle w Kijowie. Przypadek? Nie sądzę. Kwiecień 2022. Dzień 65. Ani kroku wstecz. Spróbuj zrozumieć  Pamiętam mój pierwszy wstrząs poznawczy jako obserwatora tej wojny, kiedy zobaczyłem na jakimś filmie w internecie porzuconą na drodze baterię armat, rosyjską. Stały jedna za drugą, podoczepiane do ciężarówek. Nieodprzodkowane, ze złożonymi posłusznie jeden obok drugiego ogonami. Jakby nikt nie bronił tej kolumny i dostała się w zasadzkę jadąc na defiladę.  To było gdzieś koło Sum, tak mówił opis filmu. Możliwe. Teraz mniej jest takich filmów a ściślej w ogóle ich nie ma.  Front w Donbasie na takie bezeceństwa nie pozwala.  Gęstość ugrupowania obu stron powoduje, że to przepychanie się, krwawe zapasy, może nawet klincz.  Ukraińcy nie chcą oddawać ziemi. Wiedzą, że co utracą, gdzie postoi noga kacapskiego żołdaka - będzie trudne do odzyskania. Tak jak Krym, a z doświadczeń innych bliskich sąsiadów chujowej rosji - Osetia, Abchazja, Naddniestrze. Także próbują trwać. A ruscy pod przewodem rzeźnika dwornikowa też nie próbują manewrów bo wiedzą, że nie umieją w manewry. Że tego żołnierza trzeba pchać w jednym kierunku, za plecami ustawić mu oddziały zaporowe albo siepaczy Kadyrowa i spychać ludzki wał jak bulożer. To mało widowiskowe operacyjnie, nie ma w tym finezji, wielu speców od wojskowości mówi że głupota, że trzeba manewrem, zwodem, zaskoczeniem, ale ja się trochę nie dziwię. Ukraińcy wiedzą, że gdzie postanie noga ruskiego żołdaka - tam gwałty, mordy i - coraz częściej się o tym mówi - wywózki na daleki wschód imperium - Sachalin i Władywostok. To porwania ukraińskich dzieci i ich przymusowe adopcje. Koniec końców zapewne to także przymusowe osiedlenia poddanych cara władimira wampirowicza ścierowjada putlera, żeby potem przeprowadzić referendum, w którym 117% poddanych wyrazi błaganie by prącie ich zespoliło z ciałem matuszki rosji. Dlatego Ukraińcy krwawią ale nie odstępują.  Pamiętacie te pierwsze raporty? Tu się działo, tam coś walnęło, tam kolumna wyszła i się zwinęła  - a front w Donbasie bez zmian, bez zmian, bez zmian.  Ale to ma swoją cenę, ten brak zmian. Nikt tam wojska nie luzował, nikt nie rotował, po prostu bronili się, walczyli i ginęli tam gdzie stali. I jeżeli teraz tam obrona, mimo wzmocnień trzeszczy to dlatego, że to była cena tamtego trwania - gdy ważyły się losy Kijowa, Czrenihowa, Sum, dwa miesiące kluczowe dla wojny. Dwa miesiące.  Powstanie Warszawskie trwało 63 dni. Zawsze, kiedy włączałem przycisk "czuwanie" - dziwiło mnie ile to czasu - 63 dni. Zaczyna się w sierpniu, urlopy, wyjazdy, wakacje, potem dzieci idą do szkoły, pierwsze klasówki, pierwsze piątki, dwóje, potem już chłody jesienne, zaczyna wszystko żółknąć na drzewach - a tam ciągle trwała walka. Przy ewakuacji Czerniakowa podobno woda w Wiśle miała już temperaturę ledwie kilku stopni, ludzie tonęli nie tylko z powodu ognia Niemców, świetnie wstrzelanych w lustro rzeki, ale z zimna. Zaraz północ, zacznie się 65 dzień walki Ukrainy. Dla wielu żołnierzy walczących w Donbasie to 65 dzień walki bez przerwy.  Nie widzicie ich tańczących w stepie po udanej akcji? Nie widzicie efektownych zasadzek?  Nie ma na to siły. I nie ma na to miejsca, zagęszczenie wojska jest za duże i z obu stron w zasadzie jest ono rozwinięte od ośmiu lat. I wszyscy znakomicie znają teren, są wstrzelani - jedni i drudzy. Nie ma mowy, żeby się gubiły w stepie całe bataliony, brygady tak jak to zdarzało się gdzieś między Konotopem a Browarami. Pod Kijowem stosunek strat był jak 1:4 dla Ukraińców. Podobno. Nie wiem jaki jest w Bitwie na Łuku Donbaskim, ale raczej niższy. Nie wiem jaki jest stosunek strat sprzętowych, szczególnie w artylerii. I to jest niepokojące. Nie widzicie też za wielu filmów z akcji bo prawdopodobnie obie strony nie mają się czym chwalić. To o czymś mówi, chociaż jest milczeniem. Krwawy kurz z obu stron.  Poza tym artyleria orków napierdala jak leci, robi walec ogniowy i rozpierdala wszystko (a potem czołgi puszczą po gruzowisku). To przewaga - nie mieć żadnych skrupułów i nie cackać się z cywilami. Ukraińska tak nie będzie strzelać bo przecież wie, że strzela także do swoich i po swojej ziemi. A jak strzela po ruskiej, to ostrożnie, żeby cywila nie trafić bo zaraz będzie hur-dur na pół świata.  Tak jakby nie było Buczy. Borodzianki. Teatru w Mariupolu. Szkół , szpitali, domów starców. I jakby nie było rakiety Buk wycelowanej w samolot Malasyan Airlines MH17 i 298 jego pasażerów. Zapomnieliście już, prawda?  Pierwszy zapis na liście kacapskich zbrodni. 298 osób. 17 lipca 2014 roku.  Pamiętam, weszliśmy właśnie do mieszkania na dziesiątymi piętrze bloku na zapleczu Mardżaniszwili z Tblisi w Gruzji. W telewizorze działało tylko kilka kanałów informacyjnych. I resztki samolotu spadające dziesiątki razy jednego wieczora.  Taki to ruski mir, nie mówcie mi że dowiedzieliście się wczoraj.  17 lipca 2014 roku. Dlatego krwawią, ale nie opuszczają miast, miasteczek. Bo nie mają złudzeń. Tylko, że najlepszym Javelinem nie sięgniesz baterii haubic, która łoi cię z odległości dwudziestu czy trzydziestu kilometrów. Odpalanym z ramienia "Piorunem" nie sięgniesz strategicznego bombowca wystrzeliwującego rakietę manewrującą czy chociażby zrzucającego zwykłą bombę ale z wysokości 12 kilometrów. Potrzebna jest ciężka broń i to od dawna. Wzruszające jest zatem wsparcie świata. Jak ta armato-haubica z Australii, która jest już w drodze do Ukrainy.  Jakoś mnie poruszyły te kangury z flagami Ukrainy.  Pewnie te kangury nie wiedziały jeszcze rok temu, że jest taki kraj jak Ukraina i nie jest rosją. Wzruszające, tylko pytanie czy nie za późno i nie do taktu. Nie wiem. Bo w ogóle niewiele wiadomo, a skoro niewiele wiadomo, to mimo złych myśli i czarnych przeczuć - nie wypada być małego serca i nie wierzyć w nich, którzy tam są.  Nie dlatego, że coś z tego wynika konkretnego, bo pewnie nic. Dlatego, że nie wypada.  Ja nie jestem zmęczony. Nikt z nas nie jest zmęczony. To nie jest kwestia samopoczucia, tylko decyzji. Rozkazem dziennym unieważniam co rano wszystkie złe przeczucia i mówie sobie pod nosem "idi nachuj". Pytam ostatnio Olafa, Olaf jak u Ciebie, a on mówi, że dobrze i pyta, on, gdzieś, skądś, nie pytam przecież gdzie dokładnie jest - a jak u Ciebie, jak u Was, dobrze? Odpisuję - wiesz, nie ma alarmów bombowych, dom stoi, na inne domy też bomby się nie sypią więc tak, dobrze, bardzo dobrze. (I myślę jak idiota znowu, że my tutaj cały Kiełczów to są domy bez piwnic a jesteśmy na lew od osi ewentualnego natarcia na Wrocław) 1 maja 2022 . Radosna pieśń artylerii Ukraińska arta godna jest własnej pieśni. Na niej leży teraz ciężar walki na Łuku Donbasu. Mówiłem wam - oszczepnicy z granatnikami, czy to N-Law czy nawet Javelin, któren nie jest granatnikiem, ale porządnym pociskiem przeciwpancernym fire and forget - to widowiskowo wygląda, ale artyleria niesie ciężar tej walki.  Oszczepnik ruskiej haubicy zza horyzontu nie sięgnie. Ale ukraińska haubica - ma szansę. Przewagę liczebną i jeżeli chodzi o zapasy amunicji mają kacapy. Ale przewagę informacyjną, łączności i - at last but not the least - morale, wiadomo kto. Skąd kozaki to wiedzą, to nikt nie wie, ale chyba trochę można się domyślać od początku. No i jak wiecie, po siedemnastym bombardowaniu artyleryjskim Czornobajewki ukraińska arta zrobiła eleganckie ześrodkowanie na sztab 49 armii putlerskiej. Dwóch generałów od razu do piachu, jeden w stanie krytycznym do szpitala. Nawet jak z niego wyjdzie w zawodach pływania synchronicznego ani gimnastyce artystycznej raczej nie wystąpi.  Mogli by się nauczyć, że w zasięgu arty lufowej przeciwnika, który może jest słabszy liczebnie, może nawet sprzętowo, ale nie jeżeli chodzi o rozpoznanie, łączność i ogólny brak pierdolenia się w biegu - narad sztabów się nie urządza. Ale oni chyba naprawdę wierzą w swoją własną propagandę.  Nie wiem dlaczego ci ze sztabu 49 Armii nie trafili na żadną listę. Bo teraz po wczorajszej artyleryjskiej napierdolce w sztab 2 Armii pod Izjum wszyscy mówią że zginąwszy dziewiąty generał, tym razem Andriej Simonow.  Ha. Podobno był tam też pan Walerij Gerasimow, sam zastępca sztabu generalnego i rzeźnika Dwornikowa. I podobno ranny. Nie jest znany jego stan, może wskoczy na dziesiąte miejsce? Czyli dwunaste albo trzynaste? Czy zagra jeszcze w kolejnej edycji gwiazd tańczących na lodzie?  I to w większości arta ukraińska. A dzisiaj dzień ludzi pracy. Pomyślcie o spracowanych ramionach ładowniczych. Taki pocisk 152mm to waży koło 40 kilo, plus ładunek prochowy, no jakbyście tak jeden z drugim pomachali, to byście zrozumieli braci Ukraińców jak mówią o wyjściu do walki jak wyjściu do roboty. Świętując zatem 1 maja, nie zapomnijmy o kacapskich generałach nucąc ukraińską pieśń arty. Nie zapomnijmy, bowiem tak szybko odchodzą. Radosław Wiśniewski  (ur. 1974) – animator i promotor literatury piszący wiersze i prozę. Wyżywa się publicystycznie, pracuje w hurtowni urządzeń niskoprądowych.

  • Szymon Florczyk – sześć wierszy

    Inna muzyka Kiedy nadchodzi jest jak pogłos batuty odbitej tuż nad powierzchnią wody w głębokiej studni Nagle trwa od samego początku który w pozłocie herbaty płótnie nieba wydłużonym cieniu jabłonki nie przepowiada żadnego potem a przestrzeń zagięta w krąg dźwięczy podobnie do bransoletki zsuwającej się wolno z nadgarstka Wtedy rodzi się wiersz wyfruwa z dłoni nie wraca kluczenie trzeba mi jechać, patrzeć, chłonąć. a może jedynie wykonywać ruchy? niemniej rośnie ten głód kolorytu jaki się jeszcze mną nie odmieniał. i oto są kamienice, kościoły ciut starsze, wieże wznioślejsze, bruk nieco twardszy, cegła czerwieńsza, a mostki gościnniej ugięte nad żywszą falą. od samego początku jak rewers. prawdziwe nowe gdzieś jakby było, a umyka w zaułkach. rzuca za siebie gazety niby już czytane. więc widzę tylko przypisy do świata? licznych kuzynów widm za źrenicą? już pamiętam: kiedyś to ty nakłuwałaś palcem szarawe niebo. akty pływalne pozwoliłem sobie przeczytać wiersz tak, jak był napisany: nuty, zacieki, dziwne znaki, szumy za uszami, skądś bryza. coś z tego wciąż przepisuje się piaskiem. chrobocze łapkami, chybocze klateczką. pozwoliłem sobie napisać wiersz tak, jak wypuszcza się wstążkę przez palce; teraz wije się gdzieś w półmroku, toczy kółka, plecie smyczkę na przetaczane. blisko życia daleko piszesz na paskach słońca sukiennej kratce w musie owocowym na palcach w skwarze i pocałunku chłodnym kształcie chciałbym żeby te miękkie dłonie pływały pomiędzy wersami doskonale nie rozpuściły się jak powidok albo co gorsza przybrały dziwne kształty puchnąc czymś z dna nim zastygną bezpieczniej mi pisać o literach N.N. czasami znienacka mi gdzieś znikają niektóre palce albo zwyczajnie rzadziej przypominają o swoim istnieniu meldując się tylko w mgliste rocznice i z wczesnym zmierzchem kładą w chłodzie na parapetach czasem zadrapię się w tamtym miejscu na plecach i jakby brakowało blizny albo napisu czyjąś dłonią całej połaci skóry już tak nie czuję przychodzi też chęć by poszperać za uchem w poszukiwaniu głosu ale tam jakiś suchy świerszcz a z lustra spogląda na niego mój cichy wzrok Floreria Na parterze pałacu La Zecca w Watykanie wzrok ściągają dwuskrzydłowe wrota, jak czujny anioł, choć niemal zawsze lekko uchylone. Za nimi jest świat zebranych z wielu pokoi zabytkowych mebli, które mogą wypożyczać tymczasowi mieszkańcy. W zgęstniałym powietrzu drzemią tapicerowane fotele i krzesła, toaletki, komody i ciężkie, pojemne szafy, obrazy i wazony, zastawy i serwety. Unikatowe jak życia, do wypożyczenia od ręki. Jak zabytkowy stół, do końca zeszłego lata uświetniający dzienny pokój budyneczku w ogrodach watykańskich. Ma dwie płaskie, szerokie szuflady. W prawej szufladzie dłoń szukała w pośpiechu dokumentów, potem przez chwilę czuć było zapach olejku walerianowego, po czym mieszkanie zostało opróżnione przez pracowników magazynu meblowego i wreszcie kolejni lokatorzy mogą przebierać wśród przedmiotów. Nierealnie zadbane, lśniące jak nowe i niezmienne, oplecione głęboką i miękką niewiedzą, dlaczego złuszczają się z nich jedynie słowa. Tylko zgarbiony konserwator głaszcze politurę i czule przemawia niech ktoś udzieli eutanazji tym meblom, bo trwają i trwają, a to nieludzkie, takie nieludzkie. Szymon Florczyk (ur. 1986) – od zawsze mieszka i pracuje w Krakowie. Autor zbioru wierszy Ciało i zgłoska (2024) oraz ilustracji do zbioru haiku Doroty Czerwińskiej nieboziemia (2024). Publikował wiersze m.in. w "Toposie", "Odrze", "eleWatorze", "Migotaniach", "Akancie", "Helikopterze", "Obszarach Przepisanych", "Post Scriptum", "Wytrychu", na stronie "Wydawnictwa J". Wyróżniony w ogólnopolskich konkursach poetyckich „Struna Orficka” (edycja XIII) i „Erotyk na krechę” (edycja V). Jako amator próbuje sił również w muzyce z pogranicza rocka i klasyki.

  • Cztery razy OuLiPo

    OuLiPo (Ouvroir de Littérature Potentielle, czyli „Warsztat Literatury Potencjalnej”) to międzynarodowa grupa literacka założona w 1960 roku przez francuskich pisarzy i matematyków, w tym Raymonda Queneau i François Le Lionnaisa. Jej członkowie eksperymentują z formą literacką, stosując ograniczenia formalne, matematyczne i lingwistyczne, aby pobudzić kreatywność. Celem grupy jest poszukiwanie nowych, niekonwencjonalnych sposobów tworzenia literatury poprzez rygorystyczne reguły, takie jak pisanie bez użycia określonych liter czy korzystanie z matematycznych struktur.  OuLiPo to jedna z najdłużej działających grup literackich. Jej członkowie porównują siebie do „szczurów konstruujących labirynt”, sami wybierając wyjście z niego. Przykłady ich dzieł to Sto tysięcy miliardów wierszy  Raymonda Queneau, powieść La disparition  Georges’a Pereca napisana bez litery „e”, oraz Kiedy zimową nocą podróżny  Italo Calvino – hiperpowieść.  Frédéric Forte Mężczyzna, król, dziewczyna rzeczy rozrzucone losowo po świecie troszeczkę na początku i pierwsza pieśń opowiadająca że: my nasze próbne galopy (nasze zamki w Hiszpanii) wszystko piękniejsze w nieładzie najwyraźniej / ale nikt nie jest pewien czym stanie się muzyka – na ulicy, którą idziesz w pobliżu zawsze pozytywny w słońcu (z, bez) "czy zamieszkałbyś w domku dla lalek? nawet antysejsmicznym?” – procesja utknęła w środku ulicznego ruchu: znaczenie ruchu staje się trudne do odczytania, pasmo przenoszenia głosy liturgiczne – „dobrze, pies, w gruncie rzeczy” pytam sam siebie jak zwolnić nocne obiekty / to pytanie o pustkę pomiędzy postaciami, zdaniami (o ile takie są) : w końcu, odległość czym ją wypełnić? – albo następnie poukładać zwierzęta, obrazy : bąbelki w kształcie króliczka, który pęka! wybuchają , nie służą niczemu / szukamy znajdujemy w tumulcie napompowanym helem powietrze, którego się nie spodziewaliśmy (nie do końca): dwie minuty zaledwie w stanie nieważkości (z wyjątkiem mikrograwitacji którą wywiera na nas pamięć) – tam wszystko jest szorstkie: każdy róg ulicy, rzeczywistości gra od nowa nasyceń „czy jesteśmy zgubieni, w sensie czy to poważne, doktorze?” – uczę się rozwiązywać węzły, to dość skomplikowane czasami jasne: dzień bez techniki niczym niedzielny poranek w idealnym wyczuciu czasu bezczynny / ciała na swoich miejscach w oczarowaniu ………………… ………………… Michelle Grangaud Jabłka i przypływ Samotna noc toczy we mnie niezwykłą i odległą przestrzeń. Jest zima. Jezioro tkwi pokryte szronem wspaniałego lodowca. Świetlistość róż na purpurę święta wylewa szczyptę nieba. Bibelot utrwala w lustrze w salonie swe błyski. Zimowy wieczór. Samotny cień przekracza kamienny próg.  Ten sens wypity w bloku słów w locie nagiej czerni ze swym głosem. Oddech wieczoru, w miastach, listowiu, dreszczach jego cienia. Gołąb grucha.  Strumień toczy z trawą blask. Już z jednej jeden więcej niż ku nim wszystkim jedno i to samo skrzydło. Paul Fournel Głód Nie wierzę w Boga Lecz wierzę w głód Gdyby Bóg istniał umieściłbym go W pustce którą głód Pustoszy nasze brzuchy Bóg pyszniutki Bóg okropny W zależności od tego czy pustka zostanie wypełniona czy nie zostanie wypełniona Bóg bezwzględny i bezbłędny Dompteur, szofer. Tylko miłość człowiecza Może zakłócić pustkę głodu I sprawić by Bóg powrócił Do swego brzucha W końcu kto nigdy nie marzył, Siedząc na wielkim łożu, O ssaniu jednej po drugiej Kości swej ukochanej? z francuskiego przełożył Adrian Krysiak Eduardo Berti Początek  Ojciec i syn idą w milczeniu do szkoły, niecałe piętnaście minut od domu. Ręka jednego, ta mniejsza, gubi się w ręce drugiego; dłoń poci się, a palce lekko drżą. To pierwszy dzień szkoły. Dwie sylwetki poruszają się na tle zachmurzonego nieba. Szkoła mieści się w bardzo starym budynku, niegdyś białym, obecnie szarawym, na wpół ukrytym za cienkimi, powykrzywianymi drzewami. Ze sposobu, w jaki poruszają głowami i rozglądają się na boki, widać, że jeśli nie jest to pierwszy, to co najwyżej drugi raz, kiedy odwiedzają to miejsce, być może po wizycie wstępnej lub zapisach. Ale ten raz liczy się inaczej, to chrzest, krok transcendentalny, dużo rozmawiali między sobą, a także z kobietami w domu: siostrą i matką. Jedna stwierdziła: „Sama bym cię nauczyła czytać i pisać, ale szkoła to co innego, to większe przeżycie”. Druga powiedziała, że jest dumna i pogratulowała mu. Im są bliżej, tym ruch staje się większy. Niektórzy wchodzą do szkoły, inni wychodzą: dzieci w wieku siedmiu, ośmiu, dziesięciu lat; dorośli z kilkoma książkami pod pachą. Uczniowie starszych klas bacznie lustrują pierwszorocznych bez najmniejszego skrępowania. Pierwszoroczni, z drugiej strony, mają rzadki instynkt rozpoznawania się nawzajem, ale brakuje im odwagi i jakiejś zachęty, aby się przywitać. W końcu cisza między nimi dwoma zostaje przerwana. Słychać: „Jestem szczęśliwy”. A także: „Kto by pomyślał?” Na koniec zaś: „Zabrałeś zeszyt i coś do pisania?”  Dłonie się rozdzieliły i teraz są bardziej spocone. Nowy uczeń pyta drugiego, tego doświadczonego, czy też tak się czuł pierwszego dnia szkoły. „Oczywiście” – pada odpowiedź. Nowy uczeń uśmiecha się. Potem przychodzi mu do głowy, żeby powiedzieć: „A co, jeśli inni uczniowie…”, ale podmuch wiatru rozwiewa koniec zdania. „Już o tym rozmawialiśmy, nie ma co myśleć o innych!” – słychać pośród przywróconej ciszy. Obaj idą dalej, nie trzymają się już jednak za ręce, ich kroki są tak równe, że jeden wydaje się młodym odbiciem drugiego, i jak niektóre zespoły muzyczne nagle milkną jak na zawołanie, w doskonałym zgraniu, bez najmniejszego znaku zapowiadającego manewr, w prawie identyczny sposób zatrzymują się w tym samym momencie, w całkowitej synchronizacji, i jeden delikatnie klepie lekko przygarbione plecy drugiego.  „Na rogu jest kawiarnia, widzisz?” – pyta ten, który klepał. „Tak, widzę, dlaczego?”„Będę tam na ciebie czekał, tato. Dobrze?” „Tak, dobrze” – drugi odpowiada nieco mechanicznie. Dopiero po kilku krokach (jest już w szkole, już to zrobił, a jego stopy stoją na patio) odwraca się i krzyczy w kierunku pleców syna: „To trzy godziny! Co będziesz robić tak długo?” Uśmiechając się z daleka, syn wyjmuje książkę, którą trzymał w kieszeni, i, otwarłszy ją, udaje, że czyta, gest, którego nigdy wcześniej nie odważył się uczynić ze względu na dawny dyskomfort, który nadal powstrzymuje zarówno jego, jak i kobiety w domu, przed czytaniem w obecności ojca magazynu, książki czy czego bądź.  Gest nie wyszedł źle, wręcz przeciwnie. I zbliża się do kawiarni, wymachując książką, dobrze widoczną, jak ktoś z dumą prezentujący trofeum, niczym ktoś niosący ostrożnie coś cennego. W tej książce, powiadają, znajdują się litery, które jego ojciec wkrótce wreszcie pozna.  Opowiadanie pochodzi z tomu „Lo inolvidable”. Z języka hiszpańskiego przełożył Adrian Krysiak. Frédéric Forte  (ur. 1973) – francuski poeta. Od 2005 członek OuLiPo. Prezentowany utwór pochodzi z tomu Dire ouf. Michelle Grangaud (1941–2022) – francuska poetka. Przyjęta do OuLiPo w 1995. Prezentowany utwór pochodzi z tomu Poèmes fondus. Paul Fournel  (ur. 1947) – francuski pisarz i poeta. Nagrodzony Prix Goncourt de la nouvelle. Przyjęty do OuLiPo w 1972. W latach 2003–2017 pełnił funkcję przewodniczącego grupy. Prezentowany wiersz pochodzi z tomu Le Bel Appétit. Eduardo Berti  (ur. 1964) — argentyński pisarz i tłumacz, od prawie trzydziestu lat mieszkający w Paryżu. Od dziesięciu członek OuLiPo.

     Redakcja  Krzysztof Śliwka,  Mirosław Drabczyk
                        Ilustracje  Paweł Król 

  • Facebook
  • Instagram
bottom of page