Znaleziono 399 elementów dla „”
- Karol Maliszewski – pieśni wariatek i wariatów
(teksty skomponowane z fragmentów utworów nadsyłanych do rubryki „Pocztówki literackie” w miesięczniku „Odra”) . czyta wszystko co ukazuje się na niebie i mówi nie to jeszcze nie poezja to na razie zwykłe chmury . delikatne muskanie twoich warg sromowych to były czasy a teraz co ca. canapa cannabis canal plus . a obok kolejne pokolenia kruków i żuków i małp za prętami klatek a jakie światło odbija się od naszych prętów . delegowana śmierć właśnie wraca z delegacji zobaczcie . chyli się lipiec i zabiera nadziei naszych cały pęk tu mi zabrakło pomysłu może pan coś panie karolu . deszcz pada ty robisz swoje deszcz pada ty robisz swoje deszcz pada ty robisz swoje ale będą pamiętać tylko ten deszcz . jestem częścią rodu i nigdy nie wyjdę poza ród młodzieńcze marzenia poszły się jebać apokalipsa poupadały salony tatuażu nasza młodzież wyszła z kryminału skończyło jej się ciało zabrakło na nim areału . kim jestem i czy jeszcze na jawie? może coś mnie pożarło i teraz śpi w trawie? erotyk wiem twoim celem spuścić się we mnie ale ja chciałabym czegoś więcej . miał być żydem i jeszcze dziewczynką czyli całkowity dramat ale matka do tego nie dopuściła milion kobiet tyle państwu brakuje, gdyby państwo tyle miało, produkcja by nie spadła, wystarczyłoby żołnierzy i robotników oraz rolników dla zapewnienia dalszej przyszłości, bliższa przyszłość zieje czarną dziurą, podobną do tych w kosmosie, jesteśmy bliżej gwiazd niż sądziliśmy, tego nie robi się państwu Nie jest On nie kocha zwierzątek Nie głaszcze traw ze wzwiedzionym członkiem Nie jest jednym z nas. . kocham twoje ubrania kurtkę prosto z wiatru spodnie z mokradeł uświnioną koszulkę i kiedy klamerką wpinam się w mokry biustonosz uśmiecham się do słońca . trawa nieporuszona twoimi zwłokami niczym prócz suszy komu te jabłka spadają komu schną ostatni ślimak przeżegnał się spłonął tamte ciche eksplozje już nas nie dotyczą zagospodarowywanie ziem zachodnich słowem, obrazem i dźwiękiem prr prr prrr! (na razie dźwiękiem, na resztę czytelnik musi poczekać) . w tym roku bez jachtów, damy sobie spokój z luksusowymi prostytutkami, zrezygnujemy z zakupu kolejnej wyspy, z pogardą odniesiemy się do propozycji generowania zysków, niczego nie będziemy generować, wstrzymamy wszystkie budowy, będziemy tylko chcieli mieć w plecy zwykły wiatr . wyłoniłem się z piany bo ojciec był pijany, kim jestem poza tym, że prawdopodobnie afrodytem . złamał pióro pisał jego skrawkiem i to była literatura na całego . pieśni wariatów i wariatek co już zapełniają rozpędzony statek zostawiają za sobą rodzinę dostatek co zawsze były bez ojców bez matek to są ich pieśni nie cudze co pan o tym sądzi i co skreślić pewnie końcówkę bo pan tak zawsze jak zauważyłam Karol Maliszewski (ur. 1960) – dr hab., pracuje w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UWr. Opublikował kilkanaście zbiorów wierszy i książek prozatorskich, m.in.: Nasi klasycyści, nasi barbarzyńcy, Zwierzę na J. Szkice o wierszach i ludziach. Nowa poezja polska 1989–1999. Rozważania i uwagi, Rozproszone głosy. Notatki krytyka, Po debiucie, Pociąg do literatury. Ostatnio wydał: Piosenka o przymierzaniu (2019), Bez zaszeregowania. O nowej poezji kobiet (2020), Czarownica nad Włodzicą. Baśnie z i legendy z Nowej Rudy i okolic (2021). Mieszka w Nowej Rudzie.
- Roman Honet – trzy wiersze
park, pokarm nie zatrzymam się tu już, aby popatrzeć na park okryty śniegiem i głowy mężczyzn grających w warcaby, piękne o zmierzchu. i ręce, wyciągnięte nagle przed siebie (są moje, moje!), albo kształt i gęstość, jakie przybiera ciało wobec żartów krwi: wrak, eksponat, smar – może to zapamiętam na zawsze. nie na zawsze – tutaj, i śpiewanie śniegu: ja jestem pokarm w ustach tych, którzy milczeli, i kamień w ustach tych, którzy mówili, chociaż nie mieli nic do powiedzenia tutaj, daleko może to pokarm w ustach, może czas każdej poprzedniej wiosny wokół mnie. także tej, gdy widziałaś nie pamiętam co, także tej, kiedy jadłaś własny język, żeby on mówił – pozwalam ci na cień, żeby on mówił – pozwalam na ciało (żebyś je miała najpiękniejsze, ty), wspinające się po to, czego nikt nie ma i mieć nie będzie – nieśmiertelność, trzask bata we krwi, w niej tarzające się zwierzę, szczęśliwe, spełnia się baśń, którą wymyśliło. tak więc dlatego – ciało czyste to bat, zwierzę, ucięty język, dlatego być szczęśliwym to być tutaj, być nieśmiertelnym to być daleko prędkość, żart dla Ozo być nieśmiertelnym to być szybciej niż ciało, całe z roztrąconej krwi, i niż promień, cały ze środka. dlatego świerszcze w trawie, brud w oczach i to zaklęcie – nie może być tak, że cię zastąpię. są obietnice, które składa się późno, zbyt późno. jak ta, że zapomnę kiedyś twoje „o, zobacz!”, twoje „o!” i „o!” i twoje „piii” w zaroślach nad rzeką. i szepnę – tak nie było. i być może stąd to moje tutaj śpiewanie o tobie, zaklęciach, świerszczach, i nieśmiertelni, oni muszą być szybciej i szybciej, dlatego każą czekać tak długo Roman Honet (ur. 1974) – poeta, w zeszłym roku wydał tom wierszy żal może on, współredaktor Antologii nowej poezji polskiej 1990-2000 (2000). Laureat Nagrody im. Wisławy Szymborskiej 2015 za tom świat był mój. Tłumaczony na czeski, hiszpański, litewski, turecki, niemiecki, norweski, słoweński, angielski, ukazał się wybór jego poezji w języku rosyjskim Месса Лядзинского (Msza Ladzińskiego) przeł. Siergiej Moreino, Moskwa 2017, tom w języku ukraińskim Світ належав мені (przeł. Iurii Zavadskyi, Tarnopol 2019) i serbskim Svet je bio mój (przeł. Biserka Rajčić, Belgrad 2021). fot. Katarzyna Szweda
- Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki – siedem wierszy
I. Pobudka w dobrym bardzo dobrym wierszu na który czekam od kilku lat i pewnie znowu obudzę się z niczym otóż w dobrym bardzo dobrym wierszu który widzi mi się jako rejestr naszych zmarłych sybiraków poczynając od Mimi Jeleńskiej i Teci Daszkiewiczowej (wraz z córką Ellą Michalską) w dobrym bardzo dobrym wierszu skupię wszystkie imiona lub obudzę się z niczym (30 I 2022) II. Wyrodny ktoś kto nie funkcjonuje rano zechce się dźwignąć pod wieczór ale dla mnie i dla ciebie (bo jest nas dwóch) znajdzie się miejsce wyłącznie w wierszu jest nas co najmniej trzech (Jasiejo, Jasiusio i Jasieczko) każdy od innej matuchny dlaczego więc powiadasz że każda matka będzie lepsza od Hrudnychy III. na trzy dni zrezygnowałem z ketrelu ale nie przyszedł do mnie choćby jeden wiersz niech ci będzie dobrze tam gdzie jesteś i tam gdzie zamierzasz spocząć po wszystkich trudach kto tak o tobie brzydko się wyraził mój głuptasku i umknął przed odpowiedzialnością dokąd ty się jeszcze wybierasz i z kim na krótko przed zapomnieniem IV. dziś jest ździebko lepiej i czytam wiersze Janusza Żernickiego jutro zaś nie widzę przed sobą żadnego światła choćby tekstu dziś jest całkiem pięknie i zaglądam do poezji Heleny Podhaliczówny jutro natomiast wszystko zaciemnia niepewność i pojawiają się ludzie którzy nie garną się do świata czego nie można powiedzieć o mnie V. Piosenka dla odbiorcy wiersz rozpadnie się na dwoje i troje zanim zdążysz nacieszyć się sobą niech ci będzie dobrze tam gdzie pozostajesz “w swoich i tylko swoich trzewiach w swoich i tylko swoich bebechach” które lubię okazywać gdy trzeba i nie trzeba z wszystkiego się rozbiorę a następnie dam dyla przed miłośnikiem poezji który coraz bardziej mnie onieśmiela VI. Zagwozdka ktoś kto nie funkcjonuje w poniedziałek zechce się podnieść we wtorek (i w środę nie dopuści do siebie jeszcze jednej zagwozdki) dlaczego powiadasz przecież to nieprawda że każda matka będzie lepsza od kochanki Norwida od banderówki która po akcji “Wisła” niepotrzebnie wróciła w przemyskie każda matka będzie lepsza od pomylonej Hrudnychy tylko się pozbieraj (2 IX 2019) VII. Gwiazdozbiór jutro natomiast wszystko zaciemnia niepewność i pojawiają się ludzie na różne sposoby zdeformowani skądś wyrwani którzy krwawią w owych ciemnościach niczym gwiazdy lecz daleko im daleko do gwiazd czego nie można powiedzieć o mnie mimo moich wielu wad ale nie jest moją winą że ludzie w różnym stopniu okaleczeni skądś przegnani nie garną się do siebie nie lgną wręcz przeciwnie (19 VI 2020) Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki (ur. 1962) - opublikował m. in. Nenia i inne wiersze (Lublin 1990), Liber mortuorum (Lublin 1997), Kamień pełen pokarmu (Izabelin 1999), Przewodnik dla bezdomnych niezależnie od miejsca zamieszkania (Legnica 2000, 2003), Dzieje rodzin polskich (Warszawa 2005, wyd. austriackie 2012), Piosenkę o zależnościach i uzależnieniach (Wrocław 2008, 2009, Stronie Śląskie 2018, wyd. czeskie 2018, wyd. litewskie 2020), Rzeczywiste i nierzeczywiste staje się jednym ciałem (Wrocław 2009, wyd. serbskie 2018), Kochankę Norwida (Wrocław 2014, Kołobrzeg 2023), Nie dam ci siebie w żadnej postaci (Kraków 2016) i Ciało wiersza (Stronie Śląskie 2021). Laureat m. in. Nagrody Literackiej Gdynia (2006, 2009), Nagrody Literackiej Nike (2009), Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius (2012, 2020), a także Nagrody Miasta Muenster (2021).
- Sylwia Jaworska – sześć wierszy
Wolne związki Nie zwiążemy się żadnym sznurem, na którym moglibyśmy zamiast prania, wieszać siebie – po wszystkim. Niepotrzebne będą kajdanki, będziemy wolno przechodzić obok tego przestępstwa. Tragiczne w skutkach związki – ale tylko chemiczne. Wczoraj mówiłam w przestrzeń – Szkoda, że mój kawałek życia to nie film. Gdybym ci go odtworzyła, zrozumiałbyś. Przesłuchanie Jesteśmy przepytywani w aptece na okoliczność nienarodzonego dziecka i literówki. Inne nazwisko, trójkowy numer telefonu – lojalność względem podwójnej litery. Nie mamy broni. Wspólne ręce trzymamy w twojej kieszeni. Trzęsiesz się jak twój pies. Dopiero kiedy on umrze, zamieszkamy w naszym domu. Krwotok wewnętrzny lub konflikt serologiczny Spotykamy się, żeby nie wykrwawić się na śmierć. Na wszelki wypadek pytam o twoją grupę. Bo choć nie ma jeszcze konfliktu, możliwe, że będzie potrzebny ratunek. W razie, gdybyś stracił za dużo krwi, czekając na mnie te kilka dni. Śmierć na plantach W najgorętszym dniu roku Spacer resztką sił. Za rogiem czai się samochód. Kelner byłby statystą, Choć w teatrze nic się nie działo. W szafirowej pracowni – kilka zgonów. Jedziemy z taksówkarzem w podróż za jeden uśmiech. Mój gaśnie zawsze nad ranem. Za nami przeszła już śmierć. Czterech chłopców wypadło z toru. My wpadliśmy na siebie wczoraj. Tajemnica Glorii zamiast boksu. Niebieski tramwaj zwany pożądaniem. I nic więcej tutaj się nie zdarzy. Męczeństwo Życie pełne umartwień. Latem przekazała wszystkie swoje dobra, kosztowności i szaty. Ciało zmarłej umieszczone na marach. W dwóch trumnach, po połowie – czaszkę i kości do pasa włącznie w drewnianej, miednicę, nogi i małe cząstki w ołowianej trumience. Doznano wielu łask za jej przyczyną. Widmo Zostawił za sobą pożar. Katedra, pustelnia, lekki ciężar. W chwili śmierci z jej ust uchodziła gwiazda. Choć inne już dawno zgasły. Błogosławiony stan, szalona kobieta. W skale spisany testament – krzyże, kielichy, obrazy. Przez osiem dni wystawiano jej ciało. Obraz chłodnej śmierci, skarb w sercu. Sylwia Jaworska – autorka arkusza poetyckiego Ustawienia (2019) oraz tomików: Mistrzowskie Trójki (2020); Echo serca (2021) oraz Pustynia (2022 ). W przygotowaniu Love Crimes. Publikowała m.in. w magazynach literackich: "Odra", "Fabularie", "Pismo", "Afront", "Bliza", "EleWator", „Fraza” oraz w Magazynie Materiałów Literackich „Cegła” i w antologii Przewodnik po zaminowanym terenie (2021)
- Marcin Ostrychacz – trzy wiersze
Wiersz o pogodzie Chrzcimy cyklony. Wlatujemy w ich oczy przejrzyste, mierzymy puls i ciśnienie, podziwiamy z orbity. Antycypujemy, by w porę uciec jak pająki podczas powodzi stulecia. Chrzcimy układy baryczne i śledzimy ich losy; katastroficzny miniserial, który nas dotyczy. Często rozmawiamy o ich wpływie na nastrój, z braku słów lub lenistwa, być może ze strachu. Śledzimy słonie tornad, zachwycając się trąbami potężniejszymi od jerychońskich. Nazajutrz, do czarnych worków zbieramy rozbite brzegi, drzazgi kurortów i śniętych ludzi. Po wizycie w Galerii Sztuk Pięknych w Ostrawie Wpierw kopano ziemniaki, następnie węgiel dla huty słynnej z jezior surówki i pieca wyższego od drzew, domów, gmachów, kościołów. Praca wołała o ręce, wieś kuliła się w cieniu kominów jak młoda sarna w trawie podczas sianokosów. Widok poszarzał jak koszule na sznurkach. Jak kości na deszczu. Słońce straciło wiernych, pory roku straciły znaczenie. Grały orkiestry dęte, milczały ptaki i drzewa; nad potokami stali kluły się smocze pisklęta. Nazajutrz wyciągały główki w stronę ciepłych krain. Pod butem postępu działy się miasta. Rósł gruz jutra. Patetyczniały symfonie pod batutami światła i prawa. I wyciągały coraz większe głowy na południe, w stronę kotła, nad którym pochylali się czarownicy. Od tamtego czasu gruz jutra zdążył wielokrotnie odziać się w chaszcze, powój, pokrzywę, oszlifować wiatr. Wolni ludzie, którym ukradłeś fotografie przodków, podwórka, domy, całe miasta i poczucie bezpieczeństwa, modlą się za ciebie. Szare gołębie, którym zniszczyłeś gzymsy i koty, którym zabrałeś ciepło kołdry i poranki w kuchni, modlą się za ciebie. Mieszkania, do których księżyc wpada przez dziury w ścianach, cały Neptun spowity atmosferą niepokoju – modlą się za ciebie. Matki twoich młodych sołdatów, niedojrzałych i ślepych, szlochających do słuchawki, modlą się za ciebie. I miliony matek na całym świecie, modlą się jak nigdy, bo nigdy nie modliły się za czyjąś śmierć. Twoja śmierć może ocalić miliony. Do modłów dołączają czarownice na czubach wzgórz i szamani w jurtach. Za śmierć, która może ocalić miliony, modlą się niedźwiedzie. W ich gwiezdnych oczach jesteś przerażoną ofiarą na czerwonej dłoni. Boisz się śpiewu spod gruzów miasta, zbombardowanego na twój rozkaz, śpiewu dziewczynki o włosach jak mlecze w czerwcu, o oczach jak bezchmurne niebo, bo wiesz, że śpiew tej dziewczynki – o oczach jak niebo, o włosach jak mlecze – jest głośniejszy od bomb i nigdy nie ucichnie. Marcin Ostrychacz - tato trzech kotów, miłośnik syntezatorów i marszów przez dzikie ostępy. Na koncie poetyckim ma cztery książki: Zamiatając pod wiatr, Ruje i wyciszenia, Cielenie lodowca oraz Lirogon.
- Rafał Skonieczny – pięć wierszy
Czarne oko na czarnym tle Pamięci RB dni skuteczne jak tabletki dzień po bezwiednie łykane nie dla wszystkich niosą ocalenie od tego są karetki pamięć przebiera w dniach jak w koszu ze szmatami byleby mieć co na siebie włożyć bez mierzenia rozchodzi się w szwach a chłopiec otworzył oczy i zobaczył że śni o tym co było powiedzą mu dni dzień po jest dla pamięci dniem straconym jak koszulka która chociaż sprana w życie miała chłopca długo uzbrajać teraz to on będzie śnił się dniom 04-06-2018, Gdańsk Angry dog for Android trzeba było łagodniej przemawiać do zwierząt. A i jeszcze tego, co okradał śmietniki trzeba było słuchać, razem z jego psem, zanim poniosło ich echo kamieni c. Teraz, panie, to już inny gatunek, inna mowa zupełnie, o ile w ogóle można ją mową nazwać. Zapisana w prostych czynnościach, w języku, w którym nic nie ginie, o ile w ogóle cokolwiek jeszcze żyje 24-12-2019, Gdańsk Tatuch Tato, masz być duchem! No to jestem. Biegniemy na górę, a raczej ja udaję, on próbuje. Normalnie duchy nie biegają, ale odkąd mieszkamy na strychu, wierzymy w coś więcej ponad wiatr. Zabawne, z jaką ochotą ucieka przed czymś, czego nie ma. Jestem najlepszym duchem, wszystko robię zgodnie ze sztuką. Nic mi tak dobrze nie wychodzi, jak udawanie, że mnie nie ma. 06-03-2020, Gdańsk Gdyby tylko ptaki nie jest źle, coraz puściej. Coraz puściej i cieplej robi się w lesie. Przejęcie władzy przez cienie, widać wreszcie gwiazdy – tylko one jeszcze świecą. A co, jeśli to nie gwiazdy, tylko Lasy Państwowe pod osłoną dnia regulują dym? Być może nam się nie należy, lecz coraz puściej, coraz mniej obywatelstwa, coraz łagodniej umierają państwa miasta, a rzeczy – o, proszę – nadal tu stoją bez najmniejszego wysiłku 06-04-2020, Gdańsk Po tamtych ludziach Rzeczy które znajduję między stronami ktoś je tam włożył sądząc być może że wróci do miejsca w którym skończył gdy załatwi inne sprawy Pozostawione w najlepszym momencie między jednym zdaniem a drugim które wszystko ma wreszcie wyjaśnić Papierki po cukierkach bilety kolejowe pocztówka z Mielna (pogoda dopisuje uściski dla rodziny) zaschnięty robak niewiele większy od przecinka Papierki życia które potoczyły się bez ostatniej strony Rafał Skonieczny – muzyk na permanentnych wakacjach nad morzem, autor sześciu książek z wierszami, m.in. Przeniesiony człowiek, Jestem nienawiść. Wiosną tego roku nakładem Instytutu Mikołowskiego ukazał się Powracający, rzecz dla miłośników s-f. Prezentowany tu zestaw, to wiersze, które nie znalazły miejsca w książce. fot. Natalia
- Kuba Niklasiński – sześć wierszy
Czachor I znów: rzucać i aportować sobie siebie z resilience szczeniaka. Within cells interlinked. Targowałem się a rebour podając coraz wyższe tony. W farsi oczywiście „czachor”. Teraz tak: komu dymu, komu dżdżu, kiedy wiersz to czerwone światło ostrzegawcze na szczycie komina pośród niepowetowanych upałów milenium. Blade Runo 2049 joga w dedykowanych legginsach, miłość celowana, nasze błogosławieństwo jest z wami na full. Przycisz, bo ryknie, i - hola, PLEASE DON’T COME AS YOU ARE. Pora najwyższa odróżnić kamień węgielny od węgla kamiennego nie zahaczywszy liberalnym wirnikiem o olinowanie z zabaw: kto jeszcze chce wyjść za drzwi i być kimś? P r z y n a j m n i e j. Przynajmniej posprzątaj po sobie wrak nadczłowieka. Golden hour Posłuchaj: autarkia pierwszego lepszego weekendu; w którym to miejscu kołdra skręciła się wpół, że przypomina klepsydrę? Kto we śnie opowiadał, że zgubił ajfona w Złotych Tarasach, niech przestanie już wydzwaniać na swój numer na jawie: utracony zostanie bez widocznego rezultatu ów sen i czas, którego stratę trzeba będzie na zawsze odżałować. W radiu designer mówiła, że jak złoty, to i oszczędność. Zrozum długo długo nic - i ja, a może ja i potem długo nic. Grubo poniżej benchmarku utopiony ajfon we łzach. N i e k a w a, n i e h e r b a t a, a l e c a ł y o b i a d z k o m p o t e m i a p a p e m. Popołudniem cichem i złotem tam i z powrotem po apartamencie w szlachetnych zieleniach brązach i miedziach, obolały jak obol i nawet w sztućcach na spłuczce - odprysk słonecznej palestry. W złotych wykończeniach - twoje wykończenie. Lekki Tren Parafia Matki Bożej Bez Pocieszenia Ośrodek Kultury Braku Woli i Ochoty Wakacje na Roztoczu, Wielka Racza Mała Rawka. Średnie faux pas w ciepły sierpień w Straconce. Hosanna Niech poniewiera sercem rozwielitki. Grabarz może chodzić do zarządu Cmentarza i żywe pracowniczki Sprzątające bajerować lub pod kwiaciarnią kwiaciarki. Brzoskwiniowy meszku na policzku przed burzą Biedronko na portfelu, nie mam wydać. Łyżeczko w słoiku miodu jak w bursztynie Od tygodnia Zatopiona Od tygodnia Malownicza Straconko Długa cętkowana jętko *** [W TYM MIEJSCU RZEKA] W tym miejscu rzeka Zawraca tworząc spory Półwysep porośnięty lasem Można się zgubić Chrzciny to czy pogrzeb? Na przodku przodek Gdzie jest? W altance. Co robi? Patrzy na łąki. Niestety nie gubimy się, (A szczawik w busiku Do telefonu jedzie palcem Po znaczkach z notatek: "Epilog v razy x plus c. Landau. To jest kosmos.") Zgubieni od dawna. Co robią Łąki? Obchodzą altankę z daleka. *** [WIDZISZ, CELE MOTTA MOGĄ BYĆ RÓŻNE] Widzisz, cele motta mogą być różne Kotwica w mętnej sadzawce Sadzawka w jasnym parku Na dnie parku głęboka noc. Przejścia, które powodują Twarz wybucha łzami Nagle w odpornym błysku Zrzut serca na bank. Widzisz. W błysku odpornym Na ciemność na bank Klon w deszczu defoliantów Nadpisuje się sam, to motto. Cele dna mogą być mętne Bank w jasnej sadzawce serca Kotwica z błysku i klonu W ciemności jak motto. Wysiwyg Przygody z przedmiotami na falach nieistniejącego morza w Oradei nocą gdy przedmioty “wnet” jak gromada małych zwierząt morskich zaliczanych do osłonic. Ile morza w lusterku, tyle życia w dolinie - o czym dziś szumią muszle z apką w tych zajętych łapkach? Podziwiam wystrój hallu, obracam bryłą siebie w ArchiCadzie złudzeń. Hasło: Kto wymyślił, wnet posiał falujące trawy? Odzew: Wszędzie dookoła. Nigdy nie będziemy gotowi. Drapieżne są larwy i imago ty popatrz na mnie prawdziwymi oczami, jak się ratuję i jak mi się nie udaje. Fala za falą po dwóch stronach powiek; drzemka za dnia wyrzuca mnie z siebie jak suche dłonie butelkę wody Fiji na obcy brzeg. Kuba Niklasiński - rodzony w pierwszą Wigilię lat osiemdziesiątych, autor książek z wierszami: Zielona góra, Proste piosenki o mieszanych uczuciach i kody konami. Mieszka w Krakowie.
- Mirosław Drabczyk – dwa wiersze
Urna i Uryna jeśli teraz nie zagłosujemy wcale, albo zagłosujemy głupio bo szczeniacki bunt, anarchia z tiktoka, ciągoty do brunatnego piwa, albo inna dziedziczona po folwarcznych dziadkach franca będziemy mieć przesikane dyskusje pięknoduchów nie powstrzymają tsunami powtarzanie mantry ośmiu gwiazdek nie przywróci demokracji faszyzmu nie da się ot tak usunąć chemicznym wybielaczem jeśli teraz olejemy urny, upiorny odór (uryny pomieszanej z gęstym) zostanie tu na długo wejdzie w krwioobieg zmutuje receptory będziemy karleć brzydzić się tlenu Barańczak Pisał jakby ciął tłuczonym szkłem, nawet bolało jego zastraszonych rówieśników Ach, Barańczak, znamy, taki trochę późniejszy Norwid, w kółko roztrząsał bolączki człowieka, los narodu, to ten od moralnych rozterek osobnika zniewolonego przez system Nas to nie dotyczy, nie stoimy w kolejkach, na wakacje latamy do Grecji, reszta niech dzieje się bez nas, umówmy się, nie ma palących kwestii do zrozumienia nie damy się wpuścić w żaden polityczny kanał, cenimy sobie dystans i slow life Śmiejemy z memów o oszczanym dziadu, ale z sobą obchodzimy się delikatnie po co nam psychiczny dyskomfort? Mafijny rząd, wojna, handel ludźmi topniejąca Arktyka - to tematy zastępcze, być może fake newsy, nas to przecież nie dotyczy., Jak będzie trzeba, nauczymy się żyć na klęczkach, kto powiedział że jest w tej pozycji coś uwłaczającego, to tylko internetowa opinia. Przed Barańczakiem chronią nas earfony Mirosław Drabczyk – urodził się w Złotoryi na Dolnym Śląsku. Na początku lat 90. wydał dwa tomiki poetyckie. W prasie literackiej publikował opowiadania, eseje i wiersze. Kilka przekładów poezji Gary’ego Snydera weszło do antologii Przewodnik po zaminowanym terenie. Mieszka w Dublinie.
- Ewa Jarocka – listy do Jarka
14 sierpnia 2023 Niedrogi i śliski Panie Kaczyński, Jacek Inglot namówił mnie, bym pisała do Pana listy dwa razy dziennie. Zgodziłam się, bo jestem niegłupia, a mój kolega nienawidzi Pana jak szpinaku. Przykro mi z powodu uczuć kolegi, ale Jacek zazdrości Panu kota, który sika na Pana drewniane zabawki – bynajmniej nie ze starości, ale po złości. Może rozważyłby Pan oddanie Mruczka, on sikałby wtedy na książki fantastyczno-naukowe wspomnianego pisarza. Jest Pan niedrogi, bo Premier doniósł mi (gdy dzwonił wczoraj, że dziś nie będzie w Polsce żadnej pisowskiej afery i jest mu z tego powodu najnormalniej w świecie przykro), że pokątnie chodzi Pan do zabawkowego po klocki lego, które teraz są tanie jak barszcz. Nie to co w PRL-u, kiedy w Pewexie można było sobie popatrzeć przez szybę na plastikowego astronautę albo kapitana jachtu. Tak, lego jest teraz tańsze od drewnianych zabawek z manufaktury, rzeczy rzeźbionych rękami artystów po wyższych uczelniach. No jest Pan tani, w znaczeniu, że nie ceni Pan siebie wcale, bo mógłby Pan sobie kupić komputer, pada, smartfona, konsolę do gier albo Polskę, ale zadowala się Pan lego. Tymczasem plastik zjada nas wszystkich z zewnątrz i od środka, razem z PiS-em i politykami opozycji, niedługo ratunku dla Pana pasji trzeba będzie szukać w rękodziele. W drewnie. Bo po co nam lasy?! Uparł się Pan jednak na lego, jakby miał jakiś patent na zabawę w kosmos albo w żegluję. Wiem (bo Premier się wczoraj wygadał, gdy mu powiedziałam, że mi też jest przykro, że zabrakło Wam pomysłów na pisowską aferę w dniu dzisiejszym), że natrętnie skupuje Pan lego, bo drewniane klocki w Pańskim posiadaniu są wyślizgane i lepkie od kociego moczu, o ile koci mocz jest w stanie przylepić się do drewna. Nie znam się na lepkich sprawach, ale przecież to Pan jest nie tylko tani, ale i śliski. Pan wszystko wie, przykładowo, jak korzystać z karty płatniczej w sklepie. No, w zabawkowym przy Nowogrodzkiej albo na Krakowskim Przedmieściu. Musi Pan to wiedzieć, przecież tyle Pan nakradł złotóweczek, że nieprawdopodobne byłoby trzymać tę kasę w skarpecie. Zawłaszczona Polska nie zmieści się w skarpecie. Zawłaszczona Polska się tam nie pomieści zwłaszcza dlatego, że Pańskie skarpety są dziurawe jak nasz budżet. Jednak Pan przez dziury w skarpetach karmi ministrów, którzy są wzajemni i robią Panu prezenty. Ministrowie z Premierem na czele nie kupują Panu skarpet ani drewnianych zabawek, tylko lego. Oni już rzygają tym lego, ale też się uparli, by jeszcze bardziej zawłaszczyć nasz kraj. Ufają, że lego się Panu przyda, bo Pan ma jakiś piekielny patent – buduje nam prawdziwą Polskę (Premier mówił mi wczoraj, że chyba chodzi o to, że lepsza taka Polska niż kartonowa). Zazdroszczę Panu tych pieniędzy i kreatywności. Mimo iż jest Pan tani i śliski, jest Pan też dziecięcy, niewinny jak dzieciństwo. Nic tylko brać z Pana przykład, odwdzięczając się lego. I czy możemy mówić sobie po imieniu i skończyć z tym panowaniem? Oddałabym za to ostatnią miskę ryżu. 15 sierpnia 2023 Drogi Jarosławie, jesteś niedouczony. Zatem postanowiłam zabawić się w dydaktyczkę, a Ciebie wysłać na warsztaty z prezentacji przed kamerą. Bowiem Twoje próby zafundowania nam totalitaryzmu w Polsce są niedostateczne. Chcę Ci również pomóc przed wyborami w organizacji medialnej kampanii PiS-u, żebyś w kolejnych latach mógł nas dobić. Żebyś mógł dobić konie we wszystkich możliwych stadninach, służbę zdrowia, lasy, Konstytucję, sędziów, nauczycieli i żebyś mógł wreszcie odwiedzić San Escobar (no jak nie kosmos, gdzie Cię tam radośnie wystrzelą Twoi kamraci w kolejnego sylwestra). Czy wysłuchasz mnie, choć jestem kobietą? Mam czterdzieści trzy lata. Z wykształcenia jestem nauczycielką plastyki. Skończyłam jednak także podyplomowo dziennikarstwo. Wielokrotnie na studiach stałam więc przed kamerą, żeby się czerwienić, gubić w wywodach, jąkać i zacinać. Ale przyznasz, że mojej metody zjednywania sobie ludzi jeszcze nie próbowałeś. A co Ci szkodzi? Spróbuj. Mało pary w sobie masz? Na bank masz parcie na szkło. Gwarantuję Ci, że jeśli mnie posłuchasz, nikt Cię przed kamerami nie obrzuci pomidorami. Otóż moim zdaniem, poza laniem wody, nigdy nie mówiłeś: yyyyy yyy. Mówiłeś za to wiele innych rzeczy, które doceni tylko populistyczna nowiniara albo świnia. A żeby osiągnąć sukces, trzeba czegoś więcej i nie są to kurwiki w oczach ani podziurawione pod Kossaki ściany willi. Zatem tak, Twoje usiłowania zrobienia z Polski Piekła są tak niedoskonałe, jak próba utrzymania powietrza w dziurawym balonie z Królem Lwem. Człowiekowi wydaje się, że nie masz hamulców i pierdzisz, od środka rozrywa Cię gaz. A może Ty masz bordera i potrzebny Ci psychiatra? Do tego ganiasz po całej Polsce, jakbyś miał sraczkę-wybuszkę. Boże drogi, gadasz takie mądrości, że politycy Konfederacji przełączają kanał, schodzą do kanałów i biorąc z Ciebie przykład, organizują kampanie wyborcze szczurom. Nie mam telewizora w domu, więc tak naprawdę nie wiem, czy ganiasz już w amoku po wschodniej Polsce, czy tylko się wysługujesz ministrantami i ministrami. Czytaj: podżegasz ich przez telefon do przekroczeń. Do wpierdalania komunii bez łaski uświęcającej. A może biegasz po swojej willi, bojąc się, że znów osrasz kota? Fantazjuję sobie jednak, że gdybym była na Twoim miejscu, ganiałabym wszędzie. Z uwzględnieniem Argentyny, gdzie przecież po przejściu na emeryturę osiądziesz na stałe, by naśladować mnie i moje werbalne pogubienie przed kamerami. No, nie będzie końca słodkim kaczkowatym: yyyyy yyy. I to będzie piękne jak melodia z Radia Maryja. Tak, że Argentyńczycy ze wschodniej Argentyny powitają Cię jak wodza. Ziemniakami i jajkami, bo szkoda pomidorów. Mam czterdzieści trzy lata, ale nie spotkałam jeszcze tak ciapowatego, nieogarniętego zamordysty. Ty samym wzrokiem budujesz nowy ład, tyle że nam jest potrzebne Piekło. A jedno moje yyyyy yyy w Twoich tyranich ustach, jedno mikrohasło wyborcze PiS-u posłane w świat z Twojego kaczego dzióbka, sprawiłoby, że jeszcze bardziej zaangażowałabym się w sprawę, uczyniła ją swoją prywatną misją. Lepsze to niż pierdzenie w stołek. Potem ludzie mi nie powiedzą, że patrzyłam tylko na wszystko, jak Polska się zapada, rozpada, sypie, niszczeje, prywatyzuje, jak wykupuje ją obcy kapitał, by robić nam na podwórku San Escobar. A znane Niebo to nie to samo co nieznane Piekło, tak to chyba szło. Zatem yyyyy yyy witaj, ptaszyno, w zespole yyyyy yyy do spraw yyyyy yyy... Co Ty na to, żeby jutro poćwiczyć ze mną gaworzenie sam na sam? Oddałabym za to ostatnią miskę ryżu. 15 sierpnia 2023 Jarku, mam słabość do Twojego imienia. W chuj. Tak samo nazywa się mężczyzna, którego kiedyś kochałam, z którym chciałam mieć dzieci, może mogłam zestarzeć się. Ale nie wyszło nam, bo jestem kontrowersyjną osobą i uczucie się skończyło. Jarosław oznacza tyle, co kogoś, kto ma mocną sławę. A może i mądrość, intuicję, charyzmę? Bo przecież Ty jesteś karierowiczem, nowobogackim, choć siedzisz na utrzymaniu państwa. Przede wszystkim jednak jesteś mężem stanu. Jak Piłsudski, który też był kontrowersyjną postacią. Dzięki Wam jednak mamy wolność. A wolność to jest to, co zrobimy z tym, co nam zrobiono. Jesteś wielkim mężem stanu i wiem to nie tylko z plotek. Nie wierzę, że plotki nie mają związku z prawdą, więc ufam tym, którzy do mnie piszą, że poprzewracałeś w głowie starszym ludziom, a teraz majstrujesz przy dzieciach. Nie boisz się? Ja się boję, choć kiedyś chciałam mieć dzieci z Jarkiem. Dziś wydaje mi się, że w innym życiu. Jarku, zaufaj mi, jestem dobrą kobietą, nie oceniam Twoich wyborów, bo nie znam Twojej historii życia. Od niej wiele zależy. Zależy od niej to, jakie decyzje podejmujesz, jak patrzysz na świat, że nie masz kurwików w oczach, że masz wizje jak święty człowiek. Może jesteś jurodiwym? Bożym szaleńcem, który chce się zaprzyjaźnić z diabłem. Chciałabym się do Ciebie zbliżyć, poznać Cię lepiej, nie tylko dlatego, że upiornie lubię Twoje imię. Może zamiast gaworzyć yyyyy yyy, pójdziemy dziś na basen do Aquaparku? Znów jest ciepło. Właśnie wybieram się na basen z kolegą, możesz się do nas przyłączyć, będzie nam raźniej. Najpierw się porozciągamy, potem popływamy w ludzkiej zupie. Będziemy gadać o poezji. Może jeszcze kogoś tam zbałamucisz, przeciągniesz na swoją stronę rymowaną frazą yyyyy yyy. Całym stadkiem rymowanych yyyyy yyy. Albo swoim nazwiskiem! Nazwisko też masz ładne, takie polskie. Ale ten ktoś, kto Ci na basenie ulegnie, nie będzie tak wyrozumiały jak ja. Jeszcze narobi Ci kłopotów, bo wyda Twoje basenowe wiersze na papierze. Teraz jest moda na wodne motywy, nie będzie wstydu. Tylko te rymy częstochowskie... Myślałeś o tym, by zostać poetą? Myślałeś, żeby się przebranżowić albo połączyć politykę z literaturą? Robić jakieś zaangażowane rzeczy? Gdybyś się zdecydował, gość z basenu z krzyżem na klacie zasiadłby w Sejmie na Twoim miejscu i nawet szef policji nic by nie wskórał, żeby go stamtąd usunąć. I Zero tylko poplułby garnitur z lumpeksu, przemawiając facetowi do rozumu. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Wybaczysz wszystko wszystkim, bo umiesz. I będziesz miał przecież nową pasję. I Zero przestanie się pluć. Kupi ci dom z lego do pisania wierszy. I też zostanie poetą. Zamieszkacie razem w domu z lego z basenem. Bedziecie mieli własny basen i tyle wody, żeby móc w niej bezkarnie sikać. Albo w oczku z karasiami, bo z Wami przecież nigdy nic nie wiadomo. I wreszcie nauczysz się pływać. Utoniesz przy tym dziesięć razy, ale gdy znów trafisz ze mną do Aquaparku, nie będziesz się pchał do nikogo z łapami, nie naskoczysz na bogu ducha winnych ludzi – rycerzów Maryi Niepokalanej, opozycjonistów, feministki, gejów czy lesbijki. Po bałamuceniu dzieci nie zostanie ślad w Twoim bio, a Zero wszystko łyknie. Wodę, siki i Twoje wiersze. On jest taki niewinny jak dziecko. Przede wszystkim jednak umie kochać. 16 sierpnia 2023 Wiesz, Kaczko, będzie na poważnie. Nie mam siły tłumaczyć Ci, dlaczego piszę do Ciebie dzisiaj trzeci raz z rzędu, czyli ponadprogramowo. Sama tego nie rozumiem, musiałabym zmyślić powód. Mam za to siłę, by się dołować ponad miarę. Muszę się wysmucić i zwierzyć komuś prawicowemu, i na swoją ofiarę wybrałam właśnie Ciebie, moje narodowe ptaszysko. Zwierzę Ci się z rzeczy, które, mam nadzieję, weźmiesz pod uwagę przy układaniu pytań referendalnych. Nie wierzę bowiem, że nie zależy Ci na mnie, na moim szczęściu. Nie wierzę, że nie lubisz ludzi, wolisz koty i sejmowe debaty o pierdołach – aborcji i izbie dyscyplinarnej. Ty chcesz służyć ludziom. Choć nie tak, jak oni tego potrzebują. Fantazjuję jednak, że kiedyś wszyscy się dogadamy i podział na dół i górkę zniknie. Poza tym to, co nas różni, to coś fest sztucznego, wykreowanego przez inne potrzeby i wartości. A tak naprawdę jesteśmy podobni. Chcemy chodzić po ziemi zadowoleni, móc kochać i nienawidzić. Chcemy realizować się, czasem zaznawać błogości, a czasem zadawać ból. Marzymy, by chodzić regularnie do pracy, kina, dentysty, na spacery. Jeździć na wakacje, mieć czas czytać książki. Uprawiać sport, ogródek i seks. Jeździć na rowerze i mieć na kogo oddać głos w wyborach do Sejmu i Senatu. I żeby nie było wojny. Zatem wróciłam z basenu i padam na nos, woda wyciągnęła ze mnie życie. Ostałam się jednak, żeby się smucić, dołować, próbować nie utopić się w beznadziei jak bezmyślny nurek w wielkim błękicie. I topię się jak pływackie beztalencie. Ale jak tu się nie smucić, skoro trzymam się ledwo życia, jedną nogą jestem gdzieś poza światem. Pierwszym z pytań referendalnych powinno być więc pytanie o sens ludzkiego cierpienia. O smutek, który to, co miłe, zasnuwa czasem jak gradowa chmura. Który pojawia się w mig, bez powodu, bez zapowiedzi i nadziei. Który truje jak piec na węgiel albo Premier. Który pustoszy. Bez smutku jednak nie można. Życie byłoby nieprzyzwoite bez smutku. Ale jak go przeżywać, by nie utknąć? By wracać do żywych i cieszyć gębę, cieszyć się niepowstrzymywaniem jadaczki przed wyrzucaniem z siebie jednego wielkiego yyyyy yyy. Jak żyć z tak wielkim smutkiem? Może inni pisowcy to wiedzą, Kaczko, skoro Ty milczysz jak grób. Czy mam mu się poddać, czy nie poddawać mu się za żadne skarby? Może mam mu się poddać tylko trochę, jak wtedy, gdy wygrałeś razem z PiS wybory do Sejmu, ale przerżnąłeś w Senacie. Prawda jest taka, że byłam wtedy trochę smutna, ale wiedziałam też, że nie wszystko, co zrobisz, będzie złe. Bo przecież jesteś człowiekiem, nie kotem. Ludzie to nie diabły. No więc smucę się już pół godziny i nie wiem, w co to się rozwinie, czy nie podetnę sobie żył. Może wyskoczę przez okno? A może posmucę się tylko trochę i pójdę spać, i odeśpię basen. Lub powalczę ze smutkiem i zjem czekoladę. Żeby utknąć? Nie chcę utykać. Widziałam w życiu, co się dzieje z ludźmi, którzy utknęli. Nie przeżyli dobrze danego im czasu. Najpierw robili się szarzy, inni przestawali ich widzieć, więc mogli się wreszcie zająć sobą. Ale oni się zabijali po trochu, czasem gwałtownie, tnąc żyły lub skacząc przez okno. Kaczko, wiesz, że Ty właśnie jesteś dla nich? Widziałam w życiu dużo smutku. W mój dół też nikt nigdy nie ingerował, nikt nie interweniował, że jest go za dużo, że, żeby się nie rozchorować, wystawię jedną nogę poza świat i będę tak stała w rozkroku, dopóki się nie zjawisz. Ale nie cofnę nogi, gdy się zjawisz, nie wskoczę z powrotem do świata. Wszystko tak naprawdę na pamiątkę smutku moich przodków – powstań i wojen, gwałtów, poronień, samobójstw i głodu. To powinno być Twoim celem. Analiza cierpienia i bólu. Niesienie ulgi takim małym ludziom jak ja. I tym, którzy mają jeszcze gorzej niż ja, bo utknęli. 16 sierpnia 2023 Kaczko, Kaczusiu, mój Ty żółty Kaczeńcu, martwię się o Twojego kota. Czy dałeś dziś Mruczkowi pić. Czy zostawiłeś mu odpowiednią ilość wody, zanim znikłeś. Wiem, że znikanie w gmachu na Nowogrodzkiej jest przyjemne, a pamiętanie o piciu dla kota nie, ale zobowiązałeś się być odpowiedzialny. Mruczek chce nie tylko przeżyć te upały, on chce dożyć jesieni, może Waszej wyprowadzki do Argentyny? Żebyś nie musiał tam uciekać, Mruczek jeszcze nam się przyda. Nie, głuptasie, bynajmniej nie zrobisz z jego wizerunku nowego loga PiS-u, choć może, gdy PiS jednak przegra wybory, będziesz miał z kim siedzieć w Argentynie w domku w kratkę. Z lego? Hmmm. To bardziej skomplikowane. Wiem, tymczasem opętało Cię to znikanie, ani myślisz o byciu odpowiedzialnym. Nie bój żaby, wkrótce i tak trafi Cię szlag, i pójdziesz do Raju za Piłsudskim. Ale, ale. Wybory już wkrótce, więc martwię się Mruczkiem, bo obmyślam dla Ciebie dalsze strategie działania. Dla Ciebie i dla Twojego kota, w końcu jesteście jednym. Prawie jak mąż i żona, którzy w jednym mieszkają domu. Wymyśliłam trzy takie rzeczy: 1. Może, jeśli Twój kot to przeżyje (że nie zostawiłeś mu dziś w domu picia, że zapominasz o nim regularnie, nie czochrasz go, nie bawisz się z nim w Polskę, bo cieszysz się znikaniem na Nowogrodzkiej), złapiesz zwolenników opozycji na pupila? Wszystkich niechętnych Tobie złapiesz na kota. Bo już masz beton w kieszeni. A przecież Ci wszyscy ekolodzy i obrońcy praw zwierząt kochają Mruczki. Schowaj więc dumę do kieszeni i pędź do Sejmu z miłością życia na rękach. Albo w kontenerku. Tylko, kurwa, nie zapomnij kuwety i pojemnika na picie. Byłby wstyd. I pokaż niewiernym jego pyszczek, łapy i brzuch w łatki. Pozwól im posmyrać spoconego od upału Mruczka. Takie smyranie to nie byle co. Takie smyranie to tylko w filmach. Dla dorosłych. 2. Może nagraj film z Mruczkiem, załóż fanpage na Facebooku i baw się w komentarze z ekologami i obrońcami praw zwierząt. Nikt nie będzie w stanie przestać patrzeć Mruczkowi w oczy, nawet największy twardziel, buc, cholera. Bowiem Twój kot nie jest fałszywy albo jest najmniej fałszywy z kotów, które żyją. On miauczy samą prawdę, prawdę i tyko prawdę, mógłby pokochać cholerę, buca i największego twardziela. Tymczasem będzie gamoni hipnotyzował ruchami ogona. Ma taki długi, puszysty ogon. I jajka! W sam raz jak gwiazdka porno. 3. Bierz kasę za to, co się będzie działo w Sejmie i na Facebooku. Licz sobie mamonę za to, co się będzie działo w sejmowej ubikacji i na czerwonym pojemniku na wodę do spłukiwania kibla, kiedy się zatka. Zarabiaj w barze i w restauracji w okolicy Sejmu oraz w ichnich toaletach. Pobieraj datki nawet za to, co znajdzie się w wyobraźni niezainteresowanych zjawiskiem uzależnienia od seksu. Wreszcie bierz garściami, chowaj do buzi i do gaci. Nie wywracaj oczami, nie jęcz. Albo wyj. Nie wystarczy Ci bowiem zawłaszczona Polska, by żyć godnie w Argentynie. Żeby przeżyć, musisz mieć przychylność totalnie wszystkich. No, poza Mruczkiem, bo Wy już macie więź. A jak nie będziesz miał przychylności jakichś ekologów i obrońców praw zwierząt, będzie dramat. Oczywiście, tylko pozornie. Bo jesteś krezusem i zanim ekolodzy i obrońcy praw zwierząt się połapią, kupisz sobie resztę głosów w wyborach parlamentarnych. 4. (Wiem, cholera, ja też nie umiem liczyć do trzech.) Zatem jeśli już kupisz sobie głosy, zrób nam w Polsce Piekło. Zrób nam takie Piekło, żebyśmy myśleli, że to Raj pełen prawicowych polityków. A potem jedź odwiedzić Argentynę. Wypoczywaj tam i myśl, co zrobić, żebyśmy nie zaczęli myśleć. Żebyśmy z ekologami i obrońcami praw zwierząt nie wymyślili lewicy. Oczywiście, załatw tę sprawę ze współudziałem Mruczka. On jest mega ważny dla tej historii świata. Dlatego pamiętaj, żeby po powrocie z Nowogrodzkiej dać mu pić. 17 sierpnia 2023 Hej ptasia mordo! Nie mogę spać. Może dlatego, że robię dziś u siebie imprezę. Wpadniesz? Lubię robić imprezy, bo mam wtedy w domu czysto, że mucha nie siądzie. Zawsze dokładnie posprzątam na przyjście gości. Gdy nie spodziewam się nikogo, jest różnie. Najczęściej zastawiam wszystko farbami. Stół, podłogę, parapety. Mam chyba za dużo kolorowych mazideł z tego polskiego dostatku. Zatem wymyłam dokładnie nawet lodówkę w środku i nakupiłam rzeczy na koreczki. Będę dzisiaj robiła koreczki przez cały dzień. Mógłbyś wpaść do mnie wcześniej i mi pomóc. Lubisz pomagać w kuchni? To też przecież jest Polska. A lubisz oliwki? Ja nie, ale moi goście tak. Dlatego kupiłam dwa opakowania oliwek na przystawki. Kupiłam też sery i pomidory. Nie bój się, nie obrzucę Cię nimi, będziesz bezpieczny. I nikt z zaproszonych przeze mnie na siedemnastą ludzi też Cię nie obrzuci gównem. Moi goście ukochaliby Cię, gdybyś wpadł na chwilę. Gdybyś pokazał, jaki jesteś towarzyski, dzielny, autorytarny w wyrażaniu własnych potrzeb. A może Ty jesteś asertywny? Po swojemu, lekko kuriozalnie... Moi goście pewnie by się popluli z wrażenia, widząc na domówce ptaka. Rzygania serem i pomidorami nie byłoby końca. Może nawet komuś ulałaby się żółć? Lubisz imprezy? Chodzisz czasem na jakieś? Mnie się zdarza. Ostatnio częściej niż rzadziej. Jest fajnie. Ale nie upatruję w tym jakiegoś większego sukcesu rozwojowego. Brakuje mi czasu tylko dla siebie. Na czytanie i pisanie. Na zbijanie bąków. Bo coraz częściej lubię się nudzić. Zamykam się w domu i tylko patrzę na bałagan. Na porozstawiane wszędzie farby i pędzle. Tak mi dobrze, jakby PiS znów wygrało wybory parlamentarne. Jakby wprowadziło zakaz pracy. No, ale sztuczna inteligencja kiedyś nas zastąpi. Musimy się przygotowywać. Trenować bezczynność i wyuczoną bezradność. Jednak bywa, że mam wyrzuty sumienia, że nie pracuję nad nową prozą tyle, ile bym mogła. Że ganiam za ludźmi jak głodny Mruczek. Ale lubię ludzi, szczególnie tych, którzy dziś u mnie będą. Też byś ich szczerze polubił. Są spoko, choć nie mają prawicowych poglądów. Ale potrafią rozmawiać, dyskutować, uczyć się. Umieliby pogadać nawet z politykami Konfederacji, a to przecież najgorsi możliwi faszyści. Zatem nie bój się, wdziej coś różowego, pomaluj usta brokatem i przyjedź autem z własnym alkoholem. Upijemy się w miłym towarzystwie. Na pewno będziemy kopcić e-papierosy w kuchni. Nawet ja się skuszę. Nie masz prawka? Tylko piętrzysz problemy. Są jeszcze pociągi. Ptasia mordo, nie daj się prosić. Możesz wpaść nawet z policjantem w cywilu. Przyjaciele moich przyjaciół są moimi przyjaciółmi. Tylko nie przyprowadzaj narodowców. Mam ich dosyć na podwórku. Jak już się upijemy, pewnie do nich wyjdziemy, żeby się bić. Będzie zabawa w stylu PiS. Szybko zapomnisz, że jesteś we Wrocławiu. Przypomni Ci się Sejm i opozycja i cała frustracja z ciebie wyparuje. Tak na marginesie, też byś mógł zostać moim sąsiadem. Nosiłbyś w kieszeni kastet i pluł na ludzi, którzy sobie radzą. Całymi dniami reperowałbyś pod oknami samochody. Szczególnie swój, choć nie masz prawka. A wieczorem ruszałbyś furą, pokazać się na dzielni. Może byś w końcu wyrwał jakąś blacharę? Mruczek też by się tu odnalazł. Razem z dzikimi kotami polowałby na szczury. No, to dziś widzę Cię u mnie o siedemnastej odstawionego w brokat, pachnącego adidasem. Jeśli nie chcesz pić, możesz przynieść trawkę. 17 sierpnia 2023 Niejadalna, łykowata kaczko, a jednak pisowski skarbie nad skarbami! Piszę do Ciebie w trakcie przygotowań do imprezy, bo kolega mi napisał, że moje listy do Ciebie brzmią jak zaproszenie matrymonialne. Jezusie Nazaretański! Zaczęłam się więc zastanawiać, czy panuję nad sobą. Czy wiem, co robię. Czy jestem w Tobie zakochana. Nie jestem w Tobie zakochana po uszy, choć czasem kręci mi się w głowie, czuję motyle w brzuchu, prawie tracę kontakt z rzeczywistością, odlatuję w miejsce piękniejsze niż San Escobar. Ale bywa, że nawet Cię nie lubię, bo próbujesz mnie na siłę uszczęśliwiać. A ja mam własny rozum i wolną wolę. Chociaż jestem kobietą, wiem, co jest dla mnie dobre, i chcę o sobie decydować sama. Możesz mnie wspierać, a właściwie towarzyszyć mi, ale nie możesz przeżyć za mnie życia. Możesz się modlić za mnie, jeśli już musisz, ale nie zmienisz mnie. Ja się zmienię tylko wtedy, gdy poczuję, że tego chcę. Kumasz bazę, czaisz czaczę, moje złoto piratów, pisowski klejnocie... Może gdybyś nie był taki namolny i dyrektywny, zakochałabym się w Tobie całą sobą, po uszy. W Twoim zadartym nosku, małych oczkach i kaczym kuperku, którym kręcisz kółka w telewizji jak tancerka go-go. Tak, to ważne. Przecież w pierwszym momencie ważny jest wygląd, nie charakter. Tyle tylko, że nie chciałabym mieć dzieci, choćby ćwiartki bobasa, nie ścierpiałabym nawet jednej jasnej rzęsy niemowlaka. Czy zniósłbyś to, że nie urodziłabym Ci syna? Pierworodnego, który poszedłby w Twoje ślady i został tancerzem go-go. Nie, Ty nie zniósłbyś braku dziedzica, płakałbyś mi codziennie, może nawet przymuszał mnie do porzucenia antykoncepcji i nudnego seksu oraz zainteresowania się macierzyństwem. Na początek w bezbożnych programach TVN. Widzisz, jaka jestem mała??? Zamiast iść z Tobą do kina, teatru, muzeum iluzji, zamiast poznać Twoją bratanicę i Mruczka, wreszcie zamiast iść razem z Tobą i Mruczkiem na rozbieraną randkę, ja planuję naszą przyszłość. Że nie będziemy mieli dzieci, bo nie chcę być matką. I że Ty będziesz miał z tym wielki jak dół problem. A prawda jest taka, że to się dzieje za szybko. Że my się słabo znamy. Bo ledwo się znamy. I nie wiemy, co będzie. Może już jesienią wyemigrujemy do Argentyny? Nawet nie wiem, czy Twoje oczy podobałyby mi się z bliska. Czy nie uznałabym, że są kaprawe, złośliwe, że masz zaćmę, i potencjalna wymiana spojrzeń między nami będzie przynajmniej utrudniona. A jak będzie niemożliwa, nie będę mogła znaleźć Twojej duszy... co zrobię? Jak żyć razem bez duszy jedynego? Dusza to dla mnie wszystko. To piękno i błogość, to błogosławieństwo dane mi przez drugiego, takiego samego człowieka jak ja. No i w rzeczy samej nie jestem w Tobie zakochana, czasem nawet Cię nie lubię. Mój kolega się myli, że rzucam Ci wyzwanie do starania się o moją rękę. On nie umie czytać między wierszami, pewnie w ostatnich wyborach głosował na PO. 17 sierpnia 2023 Kaczy nielocie, ale żeby tak mnie olać? Z góry na dół i z dołu do góry, sikiem prostym, brutalnie... Nie, nie ma mojej zgody na takie zachowanie. Jesteś świnią, nie kaczką. Nawet nielotem nie jesteś, tylko ograniczoną świnią, która widzi wyłącznie to, co przed nią. Zatem nie widzisz mnie, tej, która stoi obok, która chciałaby wystać przy Tobie do końca życia. Widzisz Piłsudskiego. Nie przyjechałeś do mnie, bo nie masz prawka? Trzeba było wziąć limuzynę rządową z kierowcą lub szoferem. Albo mogłeś przylecieć, są pewnie połączenia lotnicze z Warszawy do Wrocławia, my też mamy lotnisko. Ale Ty wolałeś siedzieć z kotem w domu. Mruczek dostał kociego kataru? Okocił się? Zostałeś tatą dziedzica? A ja nie dość, że zorganizowałam imprezę, upiłam i nakarmiłam gości, to jeszcze zrozumiałam, że się w Tobie zakochałam jak nastolatka. Ja dla Ciebie zostawiłabym Wrocław i przeprowadziła się nawet do Kielc. Albo pod Kielce. Gdybyś mieszkał pod Kielcami, w jakimś zapyziałym Jędrzejowie. Żałuj. Na imprezie było super. Goście pili, palili, śmiali się i gadali, a ja siedziałam cicho i popatrywałam to na drzwi, to na zegarek, czy mi zrobisz wielką niespodziankę, trafiając w moje skromne progi. Nie pojawiłeś się jednak u mnie. We Wrocławiu też nie byłeś. A oprócz mnie i lotniska jest tu SkyTower, Iglica, Hala Stulecia, ZOO i Papugarnia. Mamy Hydropolis, kina, krasnale, teatry, kluby literackie i biura. Nasz prezydent jest swój. Też ma kota, Wrocka. A ja się tak starałam. Stanęłam na rzęsach, dałam z siebie wszystko, lecz nie wytrząsnęłam z Ciebie litości. Zatem nie zlustrowałeś mojej stylówy świńskimi oczyma. Nie zmierzyłeś tych wszystkich ludzi, których zaprosiłam i upiłam, jacy są, co ich cieszy, a co smuci, czy w przyszłości będą głosowali na PiS. Wreszcie nie obrzuciłeś wzrokiem stołu, który jeszcze długo po Faktach uginał się od resztek sera, wędlin i oliwek. Kaczy pomiocie, jest mi najnormalniej w świecie przykro. Czuję się odrzucona i zraniona. Może nawet oszukana? Nikt mnie nigdy tak nie skrzywdził, nie upokorzył. Pójdziesz za to do więzienia. Zobaczysz. A przynajmniej ja tego Ci życzę. Całym sercem. Życzę sobie, żeby PiS przegrał jesienią wybory parlamentarne. Żeby nie zdołał ich sfałszować. Żeby po przegranej żadne naprędce ustanowione teraz prawo nie uratowało dup polityków, którzy są Ci bliscy. Żeby oni cierpieli jak ja, a Ty żebyś musiał na to patrzeć. Na ich ból. Jak spierdalają do Argentyny, by ich tam Argentyńczycy zatłukli pomidorami. Serio, nie mam dla Ciebie litości, bo się nie starasz tak, jak bym tego chciała. Nie umiesz dbać o nikogo i jeszcze prawdopodobnie zostałeś ojcem małej kici. Pewnie podziwiasz teraz, jaka jest ślepa. Bezbronna. Krucha. A mówiłam Ci wczoraj, żebyś używał Mruczka, nie kochał. Bo ja Cię kocham miłością nieskończoną. Późno to sobie uświadomiłam, ale nie mogę teraz spać. I nie zasnę już nigdy. A przecież rano też nie spałam. Przygotowywałam się do tego, co nie zamieniło mojego życia w San Escobar. Pozornie. Po Faktach, które oglądnęłam z niemałą satysfakcją, pijani goście zabrali mnie bowiem samolotem do San Escobar. Miałam nie pić do końca życia, ale upiłam się jak ta lala. Byłam wulgarna i powtarzałam: pierdolę tego kaczego nielota. Tę świnię, która udaje kaczkę i szeregowego posła Kaczyńskiego. Masz, wklejam Ci zdjęcie z San Escobar. Zazdrość. Zwijaj się z zazdrości, wpakowałeś się przecież w niezłe gówno z tym Mruczkiem. Ale gdybyś się u mnie zjawił, nie przeżyłabym tylu boskich chwil. Nie umiałabym Ci wybaczyć. Teraz Ci wybaczam, bo powoli robię się pusta i senna. Złość mi przechodzi. Zaczynam czuć obojętność. I to, że kiedyś muszę zasnąć, a relacja z Tobą da mi tylko gwarancję bezsenności. Zawsze chciałam to powiedzieć: jebać PiS! 18 sierpnia 2023 Jestem w San Escobar. Wytrzeźwiałam. Świeci słońce, trochę razi mnie w oczy. Dopadł mnie światłowstręt? Może dlatego, że mam lekkiego kaca. A może on wcale nie jest lekki, tylko już nie pamiętam, jak to jest rzygać dalej niż się widzi? Nie pochwaliłbyś tego, gdybyś tu był, mój kaczy bigocie. Ty preferujesz dziewice, które nie wiedzą, jaka jest różnica między łechtaczką a sromem. I nie dowiadują się tego po pijaku w nocy w San Escobar. Może dlatego wczoraj zabrakło Cię u mnie w domu jak różańca świętego? Jak wody święconej i objawień Maryi. No ale ja nie jestem prostaczką, jestem świadomą siebie kobietą. W San Escobar jest bezchmurnie, bezwietrznie, niebo piękni się błękitem, czuję się trochę tak, jakbym była w Raju. Czyli w jakimś takim pisowskim Piekle, gdzie wszystko jest możliwe, nie ma zasad. A podobno opozycja twierdzi, że człowiekowi potrzebne są granice, nie kościoły. Ale i tu, i w Polsce są tylko kościoły oraz dziesięć absurdalnych bożych przykazań. Licho wie, jak to ugryźć. Zatem na wszelki wypadek pisowcy na sejmowych korytarzach podgryzają się w pupy. Wczoraj miałam prawdziwy kryzys. Ale już nie jestem taka zła na Ciebie, kaczucho. Jesteś moim pisowskim kaczyskiem, ulubionym politykiem prawicy, wzorem mężczyzny, męża stanu, moją największą sympatią. Czuję się wyróżniona uczuciem, które w sobie do Ciebie noszę. To ten boski dzień w San Escobar przyniósł mi nowe siły i ambicje, by walczyć o Ciebie i naszą więź. Mimo iż nie szanujesz kobiet, traktujesz je jak pojemniki na spermę, bo koło miłego feministy nigdy nawet nie stałeś, chcę jeszcze raz spróbować połączyć nas w jedno. W jeden ssaczy, splątany jak węzeł gordyjski organizm. Choć tu mi ludzie mówią, że nie masz penisa! Że „masz gips na rzepie”. Cokolwiek to znaczy, nie może być dobrze. Może to jest źródło Twojego wycofania? Teraz rozumiem więcej, dlaczego Cię wczoraj zabrakło. Jaka byłam ślepa. Ty jesteś kulasem! Poza tym nie wierzę, że nie masz fiutka, choćby małego, kruchego, tyci tyci. Ludzie chcą Cię tu ośmieszyć, znieważyć, upokorzyć. Nie wiem dlaczego, przecież poniekąd zawdzięczają Ci istnienie na ziemi. Gdybyś nie natchnął Waszczykowskiego, gdybyś nie dał mu władzy, ten nie powołałby do istnienia San Escobar. Może to Waszczykowski nie ma penisa? Może nie ma nawet jajek, dlatego tak pojechał. Bo poniosła go fantazja. Poniosła go taka fantazja, której pisarzom bajek nie brakuje. W konsekwencji są tutaj nawet lasy, do których można wchodzić podczas epidemii. Nikt nie wycina stuletnich drzew. Masakra. Ale pierdolę Waszczykowskiego, to Ciebie kocham wielką miłością. Tobie zawdzięczam wszystko. Zawdzięczam Ci nowy ład, czyli taką rewolucję, przy której największy penis się chowa. Ty musisz mieć fiutka giganta. Żaden drągal się z nim nie równa, nawet największy chuj. A ja potrzebuję właśnie takiego bolca pachnącego prawicą i bożym przykazaniami. Gdy mam chcicę, mogłabym rozerwać czyjegoś malca. Jezu, przepraszam, ale chyba ten lekki kac morderca sprawia, że jeszcze nie doszłam do siebie. Choć nie mam już w głowie helikoptera i nie całuję się po kolei z wszystkimi facetami w San Escobar, żeby potem podziwiać w egzotycznych krzewach ich przyrodzenia, jeszcze potrzebuję dla siebie czasu. Powoli wrócę do równowagi. I do Polski, by bawić się z Tobą w Piłsudskiego. Albo w objawienia. Co Ty na to? Mógłbyś mi się objawić we Wrocławiu przy Jedności Narodowej. Mogłabym ssać Twój święty wizerunek dniami i nocami. Ssałabym go jak dziewica, delikatnie. Potem coś bym we mnie wstąpiło i... zrobiłoby się ostro. Nauczyłbyś mnie wszystkiego, jak ssać Cię namiętnie. Żeby nam się to udało, musisz zapuścić wąsa jak Piłsudski. Kiedyś chyba miałeś małego wąsika jak Hitler! Tak, koniecznie to znowu zrób. Albo przynajmniej przestań golić jajka. Ludzie tu nie mówią, że nie masz jajek. Musisz je mieć, jak inaczej spłodziłbyś kicię? Masz takie jaja, jakie może mieć tylko ktoś, kto łamie Konstytucję. Dobra, bo znów mi się chce rzygać po piciu. Muszę iść puścić pawia, żeby móc wrócić do Ciebie i Twojej Polski. Żeby nie zrzygać się, gdy będę Cię ssała na chodniku przy Jedności Narodowej. Jeszcze byś mi powiedział, że nie jestem kobietą, bo kobietY nie piją i nie ruchają. A właśnie że robią wszystko, mój drogi niedowiarku. Jadzia też była dobra w te klocki. Zapytaj taty, gdy Ci się objawi. O ile z nim gadasz. 18 sierpnia 2023 Kaczysławie, rzygam już pół dnia. Rzygam żółcią. Jest mi naprawdę niedobrze, jak wtedy, gdy w całej Polsce trwały protesty kobiet. Bo niby aborcja jest zła, czasem traktowana jest jako antykoncepcja, ale kobiety przestały mieć wpływ na swoje życie. Żyję od tego czasu w konflikcie wewnętrznym. Podziemie aborcyjne wcale mi nie poprawia nastroju. Mam wyrzuty sumienia, że nie wyszłam wtedy na ulicę krzyczeć: jebać PiS i Konfederację. Bo też jestem kobietą, nie wiem, czy bym nie umarła, gdybym musiała czekać na obumarcie w mojej macicy uszkodzonego płodu. Jakiegoś potworka. Pewnie nie dałabym rady. W ogóle nie chcę mieć dzieci, może właśnie dlatego? Boję się ryzyka, powikłań, policji antyaborcyjnej. Ty tego nie rozumiesz. Choć masz łeb jak sklep i nawet tytuł doktorski, nie jesteś jedną z nas. A może jesteś? Ukrywasz się wśród mężczyzn, żeby nie rodzić chorych dzieci. Zainspirowałeś się „Seksmisją”, odwróciłeś sytuację, bo żyjemy w patriarchacie. Kaczy padalcu, przemyśl to jeszcze raz, odpuść nam, zmiłuj się nad nami. Kobiety byłyby Ci wdzięczne do grobowej deski. Niejedna uwierzyłaby, że zmiana jest możliwa. Dobra zmiana stałaby się faktem. Jeszcze nie jest za późno. Proszę. Utwórz specjalną komisję, która wypracuje kompromis aborcyjny. Zgłoś projekt kompromisu w Sejmie. Protestuj. Wyjdź na ulicę i krzycz: jebać PiS i Konfederację. Uda się, opozycja tylko na to czeka, już zakasuje rękawy do pracy. I wtedy nie beton, ale wygraną w jesiennych wyborach miałbyś w kieszeni. Twój elektorat wreszcie byłby cywilizowany, mądry. I ja bym na Ciebie zagłosowała z czystym sumieniem. Świat przestałby się gorszyć Twoimi wizjami Polski. Rzygam pół dnia i myślę, że może nie zatrułam się alkoholem, tylko jestem w ciąży. Zaszłam w ciążę przez pączkowanie, jak grzyb, bo nigdy żaden facet jeszcze mnie nie tknął. Nikt mnie nawet siłą nie obłapiał. Czekałam na Ciebie, mój wybawco, tymczasem Ty się bawisz w ptasiego ciula. Marzą Ci się opresje, śledztwa, przesłuchania, tortury. Od lat śni Ci się areszt, więzienie i kajdanki. Nie budzisz się z krzykiem w nocy, gdy śni Ci się mordobicie, dyby i kara śmierci. Chyba mam syndrom sztokholmski, że w tym jestem. Jestem w tym po uszy i powoli zaczynam się sobą brzydzić. Zastanawiam się, jak sobie coś odebrać, pozbawić siebie dobra, przyjemności. Myślę, jak się ukarać za tę niemożliwą miłość do Ciebie. Podejrzewam, że to ciąża urojona. Że wymyśliłam sobie tylko, że noszę pod sercem Twojego dziedzica. Radosnego i zdrowego jak ryba. Jakaś część mnie chce być matką Polką. Ta część odpowiedzialna za losy Polski i świata, fest dojrzała, nieekologiczna. Może nadodpowiedzialna? Podobno kobieta staje się kobietą, gdy urodzi dziecko. Nie musi to być dosłownie dziecko, czasem to wiersz czy obraz, liczy się gotowość do pewnych rzeczy i postawa. Co zrobimy, gdy zacznie mi rosnąć brzuch? Bo już rzygam. To kwestia tygodni, może trzech miesięcy. Wezmą nas na języki, cała warszawka będzie się śmiać, a najbardziej Tusk. Czy Mruczek mnie nie zabije z zazdrości? A jak mnie zabije, kto Cię będzie kochał? Kto będzie pisał do Ciebie listy? Życie bez miłości to bida z nędzą. Ty też przecież nie umiesz żyć bez przewracania kobietom w głowach. Jesteś uroczy, masz do tego dryg. Mógłbyś sobie zjednać względy jakiejś amerykańskiej aktorki lub piosenkarki, żony Trumpa, ale wybrałeś mnie. Wybrałeś mnie spośród miliardów i nie popuszczasz mi. Czasem czuję się też przy Tobie jak mała dziewczynka dyscyplinowana w szkole. Jak podczas jakiegoś apelu z okazji Dnia Niepodległości. Ale nie jestem Piłsudskim, więc nie szanujesz mnie bardzo, bardzo. Gapisz się na moje cycki, a ja na ślinę, która nie cieknie Ci z buzi. Tak, mam duży biust, a Ty się nie ślinisz. To znak? Nie chcę go interpretować. Nie mam odwagi. Piersi mi od tej ciąży urosły, są gigantyczne, to jest czas na aborcję. Kaczysławie, zgódź się i pomóż mi zrobić skrobankę. Albo przeproś się z zakazem aborcji, myśl o tym, co masz, co jest w zasięgu Twoich możliwości. Nie nadajemy się na rodziców. Wystarczy wykręcić numer telefonu: 22 635 93 95. Nawet nie musisz jebać PiS. 18 sierpnia 2023 Jarku, wyrzygałam dziś na tropikalnej plaży całą żółć razem z żołądkiem i poczułam się znacznie lepiej. Właśnie wracam z San Escobar do Polski. W tym liście chciałam Cię przeprosić za to, że porównałam Cię do świni i chwilę wierzyłam lokalsom, że nie masz penisa albo że Twój penis jest mikry. W sumie nie lubię dużych penisów, więc dla mnie jest OK. Mogłoby być OK, gdybyś raczył się ze mną umówić na rozbieraną randkę. Coś mnie rano naszło, opętało, ale czułam się taka skacowana naprawdę źle. Teraz jestem już tylko zmęczona, mogłabym zasnąć w Twoich skrzydłach. W objęciach Twoich skrzydeł. Na pewno byłoby mi dobrze, nie miałabym koszmarów. Śniłoby mi się, że to nie samolot mnie niesie do Polski, ale Ty. Nawet gdyby boeing 737 wpadł w turbulencje, pomyślałabym, że to Ty mną lekko potrząsasz, bym się obudziła i spojrzała na Ciebie znów jak na Piłsudskiego. I ja pomyślałabym, że jesteś marzycielem jak nasz najważniejszy działacz niepodległościowy. Nie inaczej. I Tobie zrobiłoby się błogo od tego, bo mamy przecież porozumienie telepatyczne. Wyrosłyby Ci ręce i nogi, by mnie porwać do siebie do kuchni. Zrobiłbyś mi herbatę z suszu. Dodał cytryny i kocich włosów. Ale Mruczek by mnie nie napastował. Ani nie zabiłby mnie z zazdrości o Ciebie. Znów byłby kocurem, który się nie okocił, bo to jest niemożliwe. On jest kastratem, nie marcującą się kotką. Gdyby usłyszał nasze kroki, uciekłby do piwnicy lub na strych. To tylko moja fantazja spłatała nam figla, że on jest w wieku rozrodczym i mógłby Ci dać dziedzica. Tych figli miałabym w sobie teraz co niemiara. Razem byśmy mieli wykwit zaskakujących niespodzianek i okazji do przeżycia, zabawy. Poszlibyśmy z herbatą do salonu pełnego antyków – biblioteczek z książkami. Przeczytałbyś mi niedoskonałą Konstytucję Rzeczpospolitej Polskiej. Położyłbyś mi rękę na piersi. A ja bym nie była w ciąży, bo nie chcę mieć dzieci. Nawet kota nie pragnę. I tylko bym zadrżała. Kochalibyśmy się pierwszy raz. Na podłodze pod kocim posłaniem, które wzięlibyśmy za koc. Wreszcie miałabym pierwszy raz za sobą. Tylko trochę by mnie to bolało. Generalnie by nie bolało, bo znów wyrosłyby Ci skrzydła i zabrałbyś mnie do pisowskiego Nieba. Piekło miałoby kolor tęczy i trochę byś kręcił nosem, a potem... Potem już tylko byłbyś szczęśliwy. Już zawsze byłbyś szczęśliwy, normalnie jak spadająca gwiazda. Nigdy byś jednak nie spadł i nie rozbił się o skały na Marsie czy Jowiszu. Naszym celem byłoby życie na ziemi. Tej ziemi. Dlatego rękami i nogami, które już raz Ci wyrosły z ptasiego tułowia, którymi ofiarowałeś mi rozkosz, budowałbyś silną Polskę. Bo Polska dzisiaj to mały siusiak na glinianych nogach. Ale jeszcze będzie z niej imperium. Nawet Niemcy będą się z nami liczyli. Kanclerz Niemiec będzie z Tobą konsultował sytuację w Europie. Unia Europejska anuluje Polsce wszystkie kary za łamanie prawa. Będzie u nas lepiej niż w międzywojniu. Przyjmujesz przeprosiny? Nie gniewasz się już ani trochę? Może chowasz jeszcze urazę? Odrobinę. Przyznaj się. Boisz się, że nie poradzę sobie z tym, że było Ci przykro? Mi też było przykro. Zwłaszcza teraz robi mi się smutno, gdy jesteś tak daleko, może jeszcze na Nowogrodzkiej, bo pracujesz do późna. Psujesz sobie wzrok przy słabym oświetleniu. Jarzeniówki to gówno. Ale Ty konstruujesz podstępne pytania referendalne, bo ktoś mi mówił, że klamka w tej sprawie zapadła. Nie pomyl się mój drogi, bądź jak lis ostrożny. Nie nakazuj naszym rodakom bawić się w głupoty. Wymyśl mądre pytania i właściwe odpowiedzi. Spodziewaj się, że beton udzieli Ci tylko takich odpowiedzi. A reszta oleje referendum. Być może jak wybory. No to jak już się nie gniewasz, nie myślisz o mnie, że jestem słaba i mogłabym sobie zaszkodzić wypowiedzianą przez Ciebie prawdą o moich uczynkach. Powiem Ci, że jestem odważna jak lwica. Nie wierzysz w to do końca, bo jestem kobietą? Zatem udowodnię Ci to szybko. Przykładowo, bardzo chciałabym mieć inaczej na nazwisko. Jak prawdziwa patriotka. Chciałabym się nazywać Kaczyńska. To by brzmiało dumnie, tylko pozornie swojsko. Jarocka to mocne, charakterne nazwisko, wolę jednak być kojarzona z ptakiem o skrzydłach, w których razem z rodakami mogę odnaleźć prawo i sprawiedliwość. 18 sierpnia 2023 Jarku, wylądowałam na polskiej ziemi, ucałowałam ją jak polski papież i w drodze autobusem do domu zrozumiałam, że chcę być dla Ciebie czuła. Potrzebujesz tego jak opozycji, której musisz robić na złość, stale wsadzając przeciwnikom szpilę, drażniąc ich i prowokując. Niestety, nawet gdy ktoś umrze. Jesteś przekorny jak bandyta. Ale ja Ci dam czułość i pozbędziesz się wszystkich okropnych cech. Nikt nie powie więcej o Tobie, że jesteś trudny czy toksyczny. Przede wszystkim pozbędziesz się złośliwości z przekorą. Znów staniesz się dziecięcy, do rany przyłóż, ludzie będą do Ciebie garnęli jak do lidera. Żeby razem świętować Dzień Flagi Narodowej albo Wojska Polskiego. Pomaszerujemy ulicami Warszawy lustrowani przez Tuska i Czarzastego oraz Hołownię. I oni wezmą udział w paradzie ubrani w kwiaty i czołgi. Nikt nikomu nie podpali mieszkania, nie pomyli Empiku z wrogiem. Będziemy przyjaciółmi, nawet jeżeli pięknie się różnimy. Prawda? Stać Cię na przyjacielskie gesty i moja czułość to z Ciebie wydobędzie. Będziesz dobry dla wszystkich żywych istot. Także dla dzieci, do których nie masz słabości jak ja, choć Twoja bratanica jest potrójną matką. Przede wszystkim jednak staniesz się dobry dla siebie. Wiesz, że uczyłam się o Tobie w liceum? Mój historyk mówił wprawdzie, że to już polityka, ale z pasją opowiadał o Solidarności, Okrągłym Stole i pierwszych częściowo wolnych wyborach w historii Polski po II wojnie światowej. Mówił też, że przespałeś stan wojenny i kiedyś podobno nazywali Cię Balbina. Byłeś wtedy czarny jak węgielek. Miałeś grzywę włosów na głowie, nie miałeś zmarszczek i byłeś szczupły jak przecinek. Twój brat jeszcze żył. Nie rozróżniałam Was, ale kochałam tak samo. Wiem, to niemożliwe, żeby kochać dwie różne osoby taką samą miłością, ale byliście fest podobni, jak dwie krople wody. Teraz my jesteśmy podobni jak dwie krople wody. Dlatego, myślę, Ty też właśnie dotarłeś do domu i bez mycia zębów idziesz spać. A co, robimy sobie prawdziwy Dzień Dziecka. I ja potrzebuję czułości, dlatego możesz o mnie pomyśleć przed snem. Połóż ręce na kołderce i marz o Ewuni. Że Ewunia też o Tobie duma i ciężko wzdycha z nienasycenia pomieszanego z gorącem. Fantazjuj, że odmieniłeś jej życie, uczyniłeś sensownym, wartym każdej ceny. Ja to poczuję, jak pod koszulkę nocną w kwiatki wkrada się moja własna spocona i głodna wrażeń ręka. Jak moja własna ręka mnie zjada w całości. Miętoli i szczypie. Och. Gdybyś to mógł być Ty i Twoja ciężka grabia doktora prawa. Gdyby to była Twoja ręka, mogłabym oddać nawet swoje prawa wyborcze. Wszystko bym oddała, honor i godność, byś mógł robić ze mną cuda na kiju. Oboje więc potrzebujemy tej czułości. Nie ma, że któreś bardziej, a któreś mniej. Choć czasem Ty będziesz dawał więcej, a czasem ja mniej. I na odwrót. Robiąc jednak bilans, wyjdzie nam po równo. Bo będziemy się uzupełniać. Będziemy jak dwie połówki jabłka, choć każde z nas będzie pełnowartościowym, smacznym owocem. Soczystą antonówką. Nie, nie położę się na Tobie jak bluszcz i tego samego oczekuję do Ciebie. Niezależności w zależności. O, nawet nie prawa i sprawiedliwości, ale partnerstwa. No, to dobranoc, mój skarbie. Jeszcze raz Cię przepraszam za to, co wygadywałam rano, byłam niepoważna. Ty wiesz, że jestem Twoim głuptaskiem. 19 sierpnia 2023 Cześć Jarku, dziś od samego rana będziesz zazdrosny jak cholera, zeźlisz się, bo przejrzysz na oczy, zobaczysz prawdę o nas. Na pewno będziesz rzucał kryształami po mamie i kurwami. Twoi sąsiedzi się zaniepokoją i wezwą policję. Ale policja stoi pod Twoim domem od 2015 roku. Stróże porządku nie będą więc wiedzieli, co zrobić. Zgłupieją na widok tak wnerwionego wodza. Zatem zaczną śpiewać kolędy, bo znają tylko takie wesołe piosenki. A wszystko po to, by zagłuszyć huk tłuczonego szkła i bluzgi pana życia i śmierci. Od kurw przejdziesz bowiem do suk i podłych szmat. Poprzez torby niewypchane i sekutnice, będziesz mnie wyzywał od łajdaczek, blachar i podłych żmij. Nie skończysz na dziwkach i wywłokach. Sam już nie będziesz wiedział, co gadasz, zwłaszcza że na pysk wyjdzie Ci piana. Nie będziesz się jednak bawił w małą syrekę, bo ja zaplanowałam pójść na urodziny przyjaciółki. Sama. Bez Ciebie. Nawet przez chwilę nie myśląc o Tobie, będę piła ze znajomymi dziewczynami wino. Będę się śmiała i dzieliła doświadczeniem życia. Lepszy wibrator, mąż czy własny palec. Jak fajne są pingwinki do masowania łechtaczek. Że się psują, ale można je łatwo zareklamować. Że są dobre firmy z gadżetami erotycznymi, które przyjmują reklamacje. Po dwudziestej pijane pojedziemy taksówką nad zbiornik wodny, żeby się w nim nago kąpać. Żeby krzyczeć na całą okolicę, jak potrzebujemy facetów. Mądrych gości. Partnerów, przy których chce się wystać. Czasem takich jak Ty? Hmm. Zacznę w to wątpić. W drodze powrotnej znów będziemy płakać ze śmiechu. Jedna z nas ukradkiem zwymiotuje wino do opakowania po chipsach, druga o mało nie zsika się na siedzenie taksówki. Potem będzie opowiadała, że się tam bezczelnie zlała. Tak na serio, Jarku, nie wiem, jak będzie na imprezie Tete, ale nie sądzę, że poniżej moich oczekiwań. A znasz mnie, mam spore oczekiwania. Równie duże jak Ty ambicje, by wyprowadzić kraj na prostą, czyli zrobić z Polski państwo wyznaniowe. W dużej mierze już nim jesteśmy, ale może być gorzej. Pod Twoimi rządami, czyli w trakcie trzeciej kadencji rządu PiS. I nic mi nie będziesz mógł zrobić. Bo co mi zrobisz? Chore dziecko? Zakujesz mnie w pas cnoty? Obrzezasz nożyczkami do skórek? Zamkniesz w zakonie klauzurowym? Zalecisz mi pokutę przez biczowanie się włosiennicą? Choć jesteś papieski bardziej niż sam papież, jeszcze nie jesteś księdzem. Ani egzorcystą. A może Ty nie studiowałeś nauk prawnych, tylko teologię w seminarium? Polacy nie znają całej prawdy, bo pisowcy regularnie kłamią i mają na to papiery, który olewa cały kraj. Jarku, nie będziesz mógł mi nic zrobić, bo przecież nie jesteśmy razem. Sam mówiłeś to listonoszowi, gdy dostarczył Ci wreszcie kilka listów ode mnie. Nazwałeś mnie wtedy upiorną wariatką, debilką. Bo Ty nie umiesz kochać, nawet siebie nie lubisz. Widzisz tylko Piłsudskiego, choć osoba Tuska też Ci zabiera energię i zdrowie. Szczególnie to, że on zrobił karierę za granicą, a Ty tkwisz na Nowogrodzkiej i nikt Cię nie szanuje poza Zerro. Zerro Cię szanuje jak własne uzębienie, ale to pozory. Tak naprawdę szykuje się na Twój stołek, chce przejąć schedę po naczelniku państwa. Starym kawalerze z demencją, który nie ma konta w banku ani flamy, by razem z nią iść ulicą na zakupy, dać się od czasu do czasu sfotografować kolorowym pismom. Którego jedyną rodziną jest Mruczek i zepsuta kobieta mająca wiele romansów i mężów. To nie będzie trudne. O ile Zerro chytrze zbrata się z Dudusiem i Pinokio. To nie może być trudne, bo oni się go boją jak swoich nadopiekuńczych matek. Są ciapowaci i plotą takie farmazony, że Zerro czuje się pewnie, choć też nie błyszczy inteligencją. Jeśli ma sukcesy, to dzięki własnej brutalności. On ma sukcesy w prześladowaniu Polek i Polaków, bo pluje jadem. Można go pomylić ze żmiją zygzakowatą. Szczególnie Prezydent celuje w podobnych omyłkach, gdy jego żona milczy, nie szepcze mu do ucha, że ma wstać z klęcznika. To Twoja wina, Jarku. Sam sobie tę zazdrość wymodliłeś na uroczystościach państwowych. A ja chciałam być dla Ciebie czuła, mogłabym się dla Ciebie przeprowadzać pod Kielce. Zaprosiłam Cię na imprezę do własnego domu, a Ty nie dałeś mi nawet ułamka znaku, że nie przylecisz. Byłabym zawsze zwarta i gotowa, na każde Twoje skinienie, rozkaz. Ale wolałeś, żebym gniła w samotności bez kwiatów i czekoladek od Ciebie. Sam nie radziłeś sobie z samotnością dobrze ani wcale, padła Ci ona na głowę. To przez tę samotność totalnie Ci odbiło i teraz jako naród mamy przechlapane. Zatem pójdę na imprezę do Tete, bo mam dość czekania na Twój list. Dojrzałam. Może tam poznam kogoś nowego i to nie będzie prawicowy polityk? Nawet gdybyś zmienił zdanie i napisał mi dwie frazy przez kancelarię Premiera, nie chcę musieć być kolejną milczącą żoną polityka PiS. Żeby mówili na mnie niemowa, śmiali się ze mnie i krytykowali moje stroje. Żebym nie mogła się ubierać tak, jak chcę. Żebym musiała się maskować, nosić zachodni czador, czyli być zakryta od stóp do głów. Nawet latem na imprezie u przyjaciółki, gdzie mowa jest o pingwinkach i dobrych, klasycznych wibratorach z silikonu. Gdzie mogę się nawalić jak sztucer, a potem obszczać taksówkę. Ewa Jarocka (ur. 1980) - absolwentka podyplomowego Studium Literacko-Artystycznego w Krakowie. Autorka czterech książek poetyckich i czterech prozatorskich. Nominowana m.in. do Nagrody Literackiej Gdynia w kategorii poezja i w kategorii proza. Stypendystka Prezydenta Miasta Wrocławia w dziedzinie literatury. Maluje.
- Anna Musiał – pięć wierszy
zavtra to już ostatni raz, kiedy mówisz do mnie malenʹka. od jutra przecinamy więzy, rozluźniamy więzi. teraz poróżnią nas kraje i nazwiska. tamte kobiety będą uprawiać miłość i rodzić dzieci, tu zostanie zima i niepotrzebny strach. jeśli wrócisz, znajdziesz smugi krwi, rozwłóczyny. to już ostatni raz, kiedy mówisz do mnie wojna. przez dom niosę w żyłach gorejące sny. przez noc. zabierz mnie do domu w tych sukienkach czuję się obła, bezkształtna jak masa, z której kiedyś próbowano ulepić kobietę. miała długie ręce i chude palce, mogła nimi sięgać po wszystko, czego chciała, ale nie po miłość. miała wąską talię, którą wypełniały jedynie kości i soczyste owoce, dwa jabłka bez gniazd nasiennych. zabierz mnie do domu. odrzucam tkankę jak obcy pęd, jak uszkodzony płód, którego ciało pozbywa się samo. podobno bez niej będę bardziej miękka i milsza w dotyku, podobno zmieni się też mój zapach, więc okoliczne zwierzęta przyjdą do mnie na chwilę przed odejściem, by spocząć na moich kolanach. zmarzlina to świt albo zmierzchanie. języki światła sunące po ścianie przypominają początek starego filmu. jesteśmy tu sami, opuszczeni jak dzieci w obcym mieście, do którego zaprowadził je tlący się pod skórą niepokój. gdy mnie dotykasz, jestem częścią wszechświata. jego milczącym rozgałęzieniem, na końcu którego panuje wieczna zmarzlina. ze znajomych smaków został mi tylko słodki, inne to popiół, samotny spacer po cmentarzu. nienazwany ból, którego nie sposób opisać bez użycia słowa umieram. te dni te dni bez rozmów to listy między nami, których nie sposób zmieścić na kartkach. niewytarte lustra, niepoukładane ubrania, rozrzucona po wczorajszej nocy pościel. już nie tęsknimy. nasze ciała powycierane jak zbyt często odwiedzane miejsca, gdzie czas nie gra roli, liczy się tylko przestrzeń. to zaglądanie w siebie, pycha i upadek, potem wracanie od nowa. te dni bez ciebie to otwarta książka, na końcu której autor zostawia pustą stronę, jakby próbował zmieścić na niej wszystko, co twoje. *** to terytorium wroga, skrzyżowanie frontów. stąd gwiazdy wyglądają tak samo jak z domu, jednak spadają pod innym kątem. ciągnące się za nimi ogony przypominają ogony komet, niosą drobiny kosmosu i płomienie. już nie mówimy o wojnie. konflikt na pograniczu wybrzmiewa mniej więcej tak samo jak bitwa o telewizory na promocji w Lidlu – i choć jest nam wstyd, przymykamy oczy. kiedy nas nie widzą, stajemy się tą częścią lasu, która nigdy nie ulegnie przemianie. Anna Musiał (ur. 1987) ‒ poetka, recenzentka, fotografka. Redaktorka Babińca Literackiego w latach 2017-2020. Autorka trzech książek poetyckich: Pandemonium , Coleoptera i #bodypain. Pod jej redakcją ukazała się 111. Antologia Babińca Literackiego 2016-2019 . Publikowała w wielu magazynach i antologiach.