Znaleziono 372 elementy dla „”
- Małgorzata Dobosz – trzy wiersze
*** nie wiem jak to się stało gra przestała mieć znaczenie albo zaczęła znaczyć zupełnie coś innego ktoś (chyba on) wpuścił na boisko tyle małych piłek ilu było graczy no i każdy zajął się własną niby nareszcie ale jakoś do płaczu wtedy on wtoczył jeszcze jedną podpisał i ona chciała nas zmiażdżyć jak nasza wcześniej jego chciała, tyle że jego była naprawdę zjawiskowa i zamiast zejść wytknąć mu albo chociaż się wkurwić staliśmy zauroczeni niskie ciśnienie przestaję walczyć z uzależnieniem sięgam po Pismo Święte jak po kawę niech mnie o to głowa nie boli krótki mocny kawałek z rana potem latte z wózka 10 przystanków i każdy Alaska na 11 amstafy zostały z tyłu jest za to pancerny zawał może ją z tego wyliżą tribute dostałam pocztówkę na której stoi Sz. P. Poetka moje imię nazwisko i mój adres a z tyłu "jeden z najciekawszych (zostałam poinformowana po stronie z adresem) szkiców Egona" facet który wygląda jakby chciał sobie głowę odkręcić malutki podpis i data 1914 dalej "gramy w katalońskie kości z czeską śliwowicą, ale mamy w planach Austrię" - świetny film! nad śmietnikiem wisi pielucha z kupą małego Chrisa juniora ojciec jest zawiedziony w sklepie Laurenta manager zdecydował wysprzedać stare garnitury pojawiło się widmo tabunu Małgorzata Dobosz ur. w 1980 – czyta, od Rumiego po Janicky'ego. Żyje w Walii.
- Anna Podczaszy – wiersze
Chodzenie Chodzisz za mną ty, któryś to wszystko rychtował, z którym kleciłam to wszystko i resztę. Chodzisz, a ja coś chcę, wiadomo. Ciągle coś chcę na próżno. Na próżno za tobą chodzę i chcę objąć to wszystko, cośmy tutaj wyrabiali. Cośmy zrobili i to stoi, nie chodzi i jest ogromem, drzewem. Żebry I wybiła zła godzina, i świat się obrócił, i stwierdził: zawsze byłem z kamienia, a ty uparcie coś chciałaś wyżłobić. Trzymam w dłoni garstkę prochu, szepcząc, ashes to ashes, Anno Domini 2023 Granat Nie patrzę na ciebie, bo nie ma już ciebie, nie ma nawet cienia, którym długo byłeś, zanim cię zagarnął mrok olbrzymiej góry, na którą się wspinać – nie wspiąłeś. Nie chciałeś. Nie mogłeś. Choć dobrze jest spojrzeć z góry na królestwo wciąż żywe, wbrew dymom snującym się z okien pustej posiadłości. Pożar ugaszony. Nie usłyszę głosu, bo nie ma już głosu, nie ma nawet jęku, który wziął i wdarł się do pustego domu. Nic tu dla nas nie ma, jęczały płomienie na jałowych ścianach. Ani nic tu po nas. Trzeba nam umierać, ale nie ma śmierci. Ociąga się, zwleka, w ręce ściska granat, a w drugiej zawleczkę, jakby chciała wypić zawartość granatu. Śmieje się i woła – nic wam nie zostawię! Ani kropeleczki. Przyszła tutaj dla L. Przyszła tutaj Śmierć i zapytała, nie czyniąc poruszenia ust, gdzie jest to dziecko, jechałam wtedy krętą górską ścieżką, modląc się do hamulców, dowiozłam nas wszystkich, gdzie trzeba. Może wtedy, gdy patrzyłam na omszałe brzegi rzeczki o przedziwnej barwie, Śmierć ją kołysała, a jej oddech odpływał jak ten obłok, bezwiednie. Nie wierzę wam, hamulce, klocki i wahacze! I tobie, Śmierci, przebranej za igliwie, jak becik miękkie i ciepłe. Jechałam wtedy, może już wróciłam, szczęśliwie, gdy uniosła cię, dziecko, milcząca Śmierć, tuląc i obiecując, już więcej nie będę. Nieobecni Miałam tutaj być, ale jestem tylko duchem – jak ty, którego nie ma a stoisz murem dla mnie. Zapomniałam Przychodzę tutaj dwadzieścia lat po tym, jak skreśliłam wszystkie swoje wierszyki oprócz ciebie. W ustach mam źdźbło. Mówię a, o, i, do niczego niedoklejone samogłoski. Zapomniałam słów, zapomniałam, że graniczą z cudem nie do pomyślenia, nie do wybaczenia, mówię ci, kochany, teraz mam całą ich przestrzeń na siebie rozwartą i głuchą. Spójrz na nią już się nie boję chwili gdy nadejdzie coś na kształt wiatru i zdmuchnie moje okrycie mówiąc przecież to nic sama popatrz Anna Podczaszy (ur. 1972) - autorka kilku książek poetyckich wydanych przez Biuro Literackie. Jej teksty opublikowano również w kilkunastu antologiach i szkicach. Za tomik danc nominowana do Nagrody Nike 2001.Autorka tekstów piosenek zespołu HuRaban. Współpracuje z legnickim Teatrem Modrzejewskiej. Na podstawie jej wierszy powstał pieśniodramat Spójrz na nią (2019). Autorka scenariusza monodramu Zapowiada się ładny dzień (2022), zdobywcy Grand Prix na festiwalu Teatropolis w Łodzi (2023). Mieszka i pracuje w Legnicy.
- Elżbieta Lipińska – cztery wiersze
Sen o Reykjaviku W nokautującym upale szukamy chłodnych tematów, zabieramy się więc na początek za porzucone lektury o Islandii. Bezustannie moknący i ślizgający się turyści, zwykle wywołujący w nas uczucie irytacji, lub – w korzystniejszym układzie – współczucia, teraz przyprawiają nas o ukłucie zazdrości. Towarzyszymy im z lubością, próbując obudzić w sobie ignorujący chłód. Kiedy już wyobraźnia niemal pozwala nam wyłączyć wentylator, rozpasana podświadomość rusza do ataku z wizją wulkanu w erupcji. Widzimy płomienie i parę, słyszymy syk, a porażony wzrok zaćmiewa unoszący się w powietrzu pył, ten sam, który kiedyś zatrzymał nas w rozpalonej Wenecji. Gorączkowo próbujemy odepchnąć od siebie tę wizję, ale nie umiemy zachować obojętnej formy, więc brniemy w paradoks Zenona, bo nieopatrznie daliśmy na starcie fory tropikalnej aurze. Wykres temperatury wciąż płaski jak geometria euklidesowa. Streszczamy się do czynności podstawowych. Nocą susza i lód są jednakowo ciche, w tym samym spłowiałym kolorze. Rdza To jest wiersz dla niezadowolonych. Zadowoleni wyszli z domu łowić resztki lata, niezadowolonym trzeba o tym opowiedzieć. Kaligraficzne znaki białych chmurek sprzed dwóch dni rozpłynęły się w szarą maź. Zniknął blask od wewnątrz i wokół. Tak znikają imiona i nazwy bez znaczenia; zapomniane, chociaż na końcu języka. Niezadowoleni narzekają na zbyt słodkie winogrona, za gorzkie pestki. A przecież rzeczy idealnych nie ma, limit się wyczerpał. Jest to, co jest. Przezroczyste światło próbuje zaznaczać cienie. Przestaję słyszeć perkusję na parapecie. Uszy słyszą w temperowanej skali. Reszta dźwięków dała się pogrzebać pod mokrą trawą, porasta pleśnią. Słychać, jak chrupie rdza. Migawki Koło przeskakuje po parę obrotów; zacina się mechanizm, kręcimy się jak chomiki. Skok. Stoimy w śniegu po kostki i nie ma stamtąd wyjścia, na pewno dobrego. To się nie może udać, jednak się udaje. Skok. Ktoś chowa buty, wtedy nie wyjedziesz. Taka rozpacz zaklęta w tych kawałkach skóry. Potem patrzysz na niego, nie możesz uwierzyć. Skok. Kobieta jedzie daleko od siebie nie chce już być ze sobą, to za bardzo boli. Skok. Oszukany ptak śpiewa ciemną nocą. Wiatr jest po jego stronie, głos rozpuszcza się w czerni. Rzecz jest tematem (centon) Książę San Meco znajduje wesz na głowie swojej żony. Bezzwłocznie odwszony, oskarża swoich wyborców, nazywając ich wszarzami. A oni na to: błoto wspina się w górę, by polizać niebo. Każdy jest nikim na swój własny sposób, nie jest to jednak pogląd powszechnie akceptowany. Co drugi poeta czuje się mordowany, (być zamordowanym udało się tylko jednemu) i ten długotrwały proces męczy go niesłychanie. Klnie więc soczyście słowami dosadnymi i grubszymi od sardynek, co nie przeszkadza mu zostać laureatem. Cały temat takiego combine’u znaleźć można na jednej stronie gazety. Elżbieta Lipińska (ur. 1946) – poetka, prawnik. Wydała sześć książek poetyckich: Pożegnanie z czerwienią (2007), Maj to łagodny miesiąc (2008), Rejestry (2011), Na końcu języka (2013), Kamienie (2017), O obrotach (2021). Jej wiersze zamieszczone zostały w antologiach Wschód‒Zachód. Wiersze z Ukrainy i dla Ukrainy (2014), Nielegalny prąd (2016) i Przewodnik po zaminowanym terenie (2016, 2021). Urodzona w Warszawie. Mieszka we Wrocławiu.
- Karol Maliszewski – pieśni wariatek i wariatów
(teksty skomponowane z fragmentów utworów nadsyłanych do rubryki „Pocztówki literackie” w miesięczniku „Odra”) . czyta wszystko co ukazuje się na niebie i mówi nie to jeszcze nie poezja to na razie zwykłe chmury . delikatne muskanie twoich warg sromowych to były czasy a teraz co ca. canapa cannabis canal plus . a obok kolejne pokolenia kruków i żuków i małp za prętami klatek a jakie światło odbija się od naszych prętów . delegowana śmierć właśnie wraca z delegacji zobaczcie . chyli się lipiec i zabiera nadziei naszych cały pęk tu mi zabrakło pomysłu może pan coś panie karolu . deszcz pada ty robisz swoje deszcz pada ty robisz swoje deszcz pada ty robisz swoje ale będą pamiętać tylko ten deszcz . jestem częścią rodu i nigdy nie wyjdę poza ród młodzieńcze marzenia poszły się jebać apokalipsa poupadały salony tatuażu nasza młodzież wyszła z kryminału skończyło jej się ciało zabrakło na nim areału . kim jestem i czy jeszcze na jawie? może coś mnie pożarło i teraz śpi w trawie? erotyk wiem twoim celem spuścić się we mnie ale ja chciałabym czegoś więcej . miał być żydem i jeszcze dziewczynką czyli całkowity dramat ale matka do tego nie dopuściła milion kobiet tyle państwu brakuje, gdyby państwo tyle miało, produkcja by nie spadła, wystarczyłoby żołnierzy i robotników oraz rolników dla zapewnienia dalszej przyszłości, bliższa przyszłość zieje czarną dziurą, podobną do tych w kosmosie, jesteśmy bliżej gwiazd niż sądziliśmy, tego nie robi się państwu Nie jest On nie kocha zwierzątek Nie głaszcze traw ze wzwiedzionym członkiem Nie jest jednym z nas. . kocham twoje ubrania kurtkę prosto z wiatru spodnie z mokradeł uświnioną koszulkę i kiedy klamerką wpinam się w mokry biustonosz uśmiecham się do słońca . trawa nieporuszona twoimi zwłokami niczym prócz suszy komu te jabłka spadają komu schną ostatni ślimak przeżegnał się spłonął tamte ciche eksplozje już nas nie dotyczą zagospodarowywanie ziem zachodnich słowem, obrazem i dźwiękiem prr prr prrr! (na razie dźwiękiem, na resztę czytelnik musi poczekać) . w tym roku bez jachtów, damy sobie spokój z luksusowymi prostytutkami, zrezygnujemy z zakupu kolejnej wyspy, z pogardą odniesiemy się do propozycji generowania zysków, niczego nie będziemy generować, wstrzymamy wszystkie budowy, będziemy tylko chcieli mieć w plecy zwykły wiatr . wyłoniłem się z piany bo ojciec był pijany, kim jestem poza tym, że prawdopodobnie afrodytem . złamał pióro pisał jego skrawkiem i to była literatura na całego . pieśni wariatów i wariatek co już zapełniają rozpędzony statek zostawiają za sobą rodzinę dostatek co zawsze były bez ojców bez matek to są ich pieśni nie cudze co pan o tym sądzi i co skreślić pewnie końcówkę bo pan tak zawsze jak zauważyłam Karol Maliszewski (ur. 1960) – dr hab., pracuje w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UWr. Opublikował kilkanaście zbiorów wierszy i książek prozatorskich, m.in.: Nasi klasycyści, nasi barbarzyńcy, Zwierzę na J. Szkice o wierszach i ludziach. Nowa poezja polska 1989–1999. Rozważania i uwagi, Rozproszone głosy. Notatki krytyka, Po debiucie, Pociąg do literatury. Ostatnio wydał: Piosenka o przymierzaniu (2019), Bez zaszeregowania. O nowej poezji kobiet (2020), Czarownica nad Włodzicą. Baśnie z i legendy z Nowej Rudy i okolic (2021). Mieszka w Nowej Rudzie.
- Roman Honet – trzy wiersze
park, pokarm nie zatrzymam się tu już, aby popatrzeć na park okryty śniegiem i głowy mężczyzn grających w warcaby, piękne o zmierzchu. i ręce, wyciągnięte nagle przed siebie (są moje, moje!), albo kształt i gęstość, jakie przybiera ciało wobec żartów krwi: wrak, eksponat, smar – może to zapamiętam na zawsze. nie na zawsze – tutaj, i śpiewanie śniegu: ja jestem pokarm w ustach tych, którzy milczeli, i kamień w ustach tych, którzy mówili, chociaż nie mieli nic do powiedzenia tutaj, daleko może to pokarm w ustach, może czas każdej poprzedniej wiosny wokół mnie. także tej, gdy widziałaś nie pamiętam co, także tej, kiedy jadłaś własny język, żeby on mówił – pozwalam ci na cień, żeby on mówił – pozwalam na ciało (żebyś je miała najpiękniejsze, ty), wspinające się po to, czego nikt nie ma i mieć nie będzie – nieśmiertelność, trzask bata we krwi, w niej tarzające się zwierzę, szczęśliwe, spełnia się baśń, którą wymyśliło. tak więc dlatego – ciało czyste to bat, zwierzę, ucięty język, dlatego być szczęśliwym to być tutaj, być nieśmiertelnym to być daleko prędkość, żart dla Ozo być nieśmiertelnym to być szybciej niż ciało, całe z roztrąconej krwi, i niż promień, cały ze środka. dlatego świerszcze w trawie, brud w oczach i to zaklęcie – nie może być tak, że cię zastąpię. są obietnice, które składa się późno, zbyt późno. jak ta, że zapomnę kiedyś twoje „o, zobacz!”, twoje „o!” i „o!” i twoje „piii” w zaroślach nad rzeką. i szepnę – tak nie było. i być może stąd to moje tutaj śpiewanie o tobie, zaklęciach, świerszczach, i nieśmiertelni, oni muszą być szybciej i szybciej, dlatego każą czekać tak długo Roman Honet (ur. 1974) – poeta, w zeszłym roku wydał tom wierszy żal może on, współredaktor Antologii nowej poezji polskiej 1990-2000 (2000). Laureat Nagrody im. Wisławy Szymborskiej 2015 za tom świat był mój. Tłumaczony na czeski, hiszpański, litewski, turecki, niemiecki, norweski, słoweński, angielski, ukazał się wybór jego poezji w języku rosyjskim Месса Лядзинского (Msza Ladzińskiego) przeł. Siergiej Moreino, Moskwa 2017, tom w języku ukraińskim Світ належав мені (przeł. Iurii Zavadskyi, Tarnopol 2019) i serbskim Svet je bio mój (przeł. Biserka Rajčić, Belgrad 2021). fot. Katarzyna Szweda
- Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki – siedem wierszy
I. Pobudka w dobrym bardzo dobrym wierszu na który czekam od kilku lat i pewnie znowu obudzę się z niczym otóż w dobrym bardzo dobrym wierszu który widzi mi się jako rejestr naszych zmarłych sybiraków poczynając od Mimi Jeleńskiej i Teci Daszkiewiczowej (wraz z córką Ellą Michalską) w dobrym bardzo dobrym wierszu skupię wszystkie imiona lub obudzę się z niczym (30 I 2022) II. Wyrodny ktoś kto nie funkcjonuje rano zechce się dźwignąć pod wieczór ale dla mnie i dla ciebie (bo jest nas dwóch) znajdzie się miejsce wyłącznie w wierszu jest nas co najmniej trzech (Jasiejo, Jasiusio i Jasieczko) każdy od innej matuchny dlaczego więc powiadasz że każda matka będzie lepsza od Hrudnychy III. na trzy dni zrezygnowałem z ketrelu ale nie przyszedł do mnie choćby jeden wiersz niech ci będzie dobrze tam gdzie jesteś i tam gdzie zamierzasz spocząć po wszystkich trudach kto tak o tobie brzydko się wyraził mój głuptasku i umknął przed odpowiedzialnością dokąd ty się jeszcze wybierasz i z kim na krótko przed zapomnieniem IV. dziś jest ździebko lepiej i czytam wiersze Janusza Żernickiego jutro zaś nie widzę przed sobą żadnego światła choćby tekstu dziś jest całkiem pięknie i zaglądam do poezji Heleny Podhaliczówny jutro natomiast wszystko zaciemnia niepewność i pojawiają się ludzie którzy nie garną się do świata czego nie można powiedzieć o mnie V. Piosenka dla odbiorcy wiersz rozpadnie się na dwoje i troje zanim zdążysz nacieszyć się sobą niech ci będzie dobrze tam gdzie pozostajesz “w swoich i tylko swoich trzewiach w swoich i tylko swoich bebechach” które lubię okazywać gdy trzeba i nie trzeba z wszystkiego się rozbiorę a następnie dam dyla przed miłośnikiem poezji który coraz bardziej mnie onieśmiela VI. Zagwozdka ktoś kto nie funkcjonuje w poniedziałek zechce się podnieść we wtorek (i w środę nie dopuści do siebie jeszcze jednej zagwozdki) dlaczego powiadasz przecież to nieprawda że każda matka będzie lepsza od kochanki Norwida od banderówki która po akcji “Wisła” niepotrzebnie wróciła w przemyskie każda matka będzie lepsza od pomylonej Hrudnychy tylko się pozbieraj (2 IX 2019) VII. Gwiazdozbiór jutro natomiast wszystko zaciemnia niepewność i pojawiają się ludzie na różne sposoby zdeformowani skądś wyrwani którzy krwawią w owych ciemnościach niczym gwiazdy lecz daleko im daleko do gwiazd czego nie można powiedzieć o mnie mimo moich wielu wad ale nie jest moją winą że ludzie w różnym stopniu okaleczeni skądś przegnani nie garną się do siebie nie lgną wręcz przeciwnie (19 VI 2020) Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki (ur. 1962) - opublikował m. in. Nenia i inne wiersze (Lublin 1990), Liber mortuorum (Lublin 1997), Kamień pełen pokarmu (Izabelin 1999), Przewodnik dla bezdomnych niezależnie od miejsca zamieszkania (Legnica 2000, 2003), Dzieje rodzin polskich (Warszawa 2005, wyd. austriackie 2012), Piosenkę o zależnościach i uzależnieniach (Wrocław 2008, 2009, Stronie Śląskie 2018, wyd. czeskie 2018, wyd. litewskie 2020), Rzeczywiste i nierzeczywiste staje się jednym ciałem (Wrocław 2009, wyd. serbskie 2018), Kochankę Norwida (Wrocław 2014, Kołobrzeg 2023), Nie dam ci siebie w żadnej postaci (Kraków 2016) i Ciało wiersza (Stronie Śląskie 2021). Laureat m. in. Nagrody Literackiej Gdynia (2006, 2009), Nagrody Literackiej Nike (2009), Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius (2012, 2020), a także Nagrody Miasta Muenster (2021).
- Sylwia Jaworska – sześć wierszy
Wolne związki Nie zwiążemy się żadnym sznurem, na którym moglibyśmy zamiast prania, wieszać siebie – po wszystkim. Niepotrzebne będą kajdanki, będziemy wolno przechodzić obok tego przestępstwa. Tragiczne w skutkach związki – ale tylko chemiczne. Wczoraj mówiłam w przestrzeń – Szkoda, że mój kawałek życia to nie film. Gdybym ci go odtworzyła, zrozumiałbyś. Przesłuchanie Jesteśmy przepytywani w aptece na okoliczność nienarodzonego dziecka i literówki. Inne nazwisko, trójkowy numer telefonu – lojalność względem podwójnej litery. Nie mamy broni. Wspólne ręce trzymamy w twojej kieszeni. Trzęsiesz się jak twój pies. Dopiero kiedy on umrze, zamieszkamy w naszym domu. Krwotok wewnętrzny lub konflikt serologiczny Spotykamy się, żeby nie wykrwawić się na śmierć. Na wszelki wypadek pytam o twoją grupę. Bo choć nie ma jeszcze konfliktu, możliwe, że będzie potrzebny ratunek. W razie, gdybyś stracił za dużo krwi, czekając na mnie te kilka dni. Śmierć na plantach W najgorętszym dniu roku Spacer resztką sił. Za rogiem czai się samochód. Kelner byłby statystą, Choć w teatrze nic się nie działo. W szafirowej pracowni – kilka zgonów. Jedziemy z taksówkarzem w podróż za jeden uśmiech. Mój gaśnie zawsze nad ranem. Za nami przeszła już śmierć. Czterech chłopców wypadło z toru. My wpadliśmy na siebie wczoraj. Tajemnica Glorii zamiast boksu. Niebieski tramwaj zwany pożądaniem. I nic więcej tutaj się nie zdarzy. Męczeństwo Życie pełne umartwień. Latem przekazała wszystkie swoje dobra, kosztowności i szaty. Ciało zmarłej umieszczone na marach. W dwóch trumnach, po połowie – czaszkę i kości do pasa włącznie w drewnianej, miednicę, nogi i małe cząstki w ołowianej trumience. Doznano wielu łask za jej przyczyną. Widmo Zostawił za sobą pożar. Katedra, pustelnia, lekki ciężar. W chwili śmierci z jej ust uchodziła gwiazda. Choć inne już dawno zgasły. Błogosławiony stan, szalona kobieta. W skale spisany testament – krzyże, kielichy, obrazy. Przez osiem dni wystawiano jej ciało. Obraz chłodnej śmierci, skarb w sercu. Sylwia Jaworska – autorka arkusza poetyckiego Ustawienia (2019) oraz tomików: Mistrzowskie Trójki (2020); Echo serca (2021) oraz Pustynia (2022 ). W przygotowaniu Love Crimes. Publikowała m.in. w magazynach literackich: "Odra", "Fabularie", "Pismo", "Afront", "Bliza", "EleWator", „Fraza” oraz w Magazynie Materiałów Literackich „Cegła” i w antologii Przewodnik po zaminowanym terenie (2021)
- Marcin Ostrychacz – trzy wiersze
Wiersz o pogodzie Chrzcimy cyklony. Wlatujemy w ich oczy przejrzyste, mierzymy puls i ciśnienie, podziwiamy z orbity. Antycypujemy, by w porę uciec jak pająki podczas powodzi stulecia. Chrzcimy układy baryczne i śledzimy ich losy; katastroficzny miniserial, który nas dotyczy. Często rozmawiamy o ich wpływie na nastrój, z braku słów lub lenistwa, być może ze strachu. Śledzimy słonie tornad, zachwycając się trąbami potężniejszymi od jerychońskich. Nazajutrz, do czarnych worków zbieramy rozbite brzegi, drzazgi kurortów i śniętych ludzi. Po wizycie w Galerii Sztuk Pięknych w Ostrawie Wpierw kopano ziemniaki, następnie węgiel dla huty słynnej z jezior surówki i pieca wyższego od drzew, domów, gmachów, kościołów. Praca wołała o ręce, wieś kuliła się w cieniu kominów jak młoda sarna w trawie podczas sianokosów. Widok poszarzał jak koszule na sznurkach. Jak kości na deszczu. Słońce straciło wiernych, pory roku straciły znaczenie. Grały orkiestry dęte, milczały ptaki i drzewa; nad potokami stali kluły się smocze pisklęta. Nazajutrz wyciągały główki w stronę ciepłych krain. Pod butem postępu działy się miasta. Rósł gruz jutra. Patetyczniały symfonie pod batutami światła i prawa. I wyciągały coraz większe głowy na południe, w stronę kotła, nad którym pochylali się czarownicy. Od tamtego czasu gruz jutra zdążył wielokrotnie odziać się w chaszcze, powój, pokrzywę, oszlifować wiatr. Wolni ludzie, którym ukradłeś fotografie przodków, podwórka, domy, całe miasta i poczucie bezpieczeństwa, modlą się za ciebie. Szare gołębie, którym zniszczyłeś gzymsy i koty, którym zabrałeś ciepło kołdry i poranki w kuchni, modlą się za ciebie. Mieszkania, do których księżyc wpada przez dziury w ścianach, cały Neptun spowity atmosferą niepokoju – modlą się za ciebie. Matki twoich młodych sołdatów, niedojrzałych i ślepych, szlochających do słuchawki, modlą się za ciebie. I miliony matek na całym świecie, modlą się jak nigdy, bo nigdy nie modliły się za czyjąś śmierć. Twoja śmierć może ocalić miliony. Do modłów dołączają czarownice na czubach wzgórz i szamani w jurtach. Za śmierć, która może ocalić miliony, modlą się niedźwiedzie. W ich gwiezdnych oczach jesteś przerażoną ofiarą na czerwonej dłoni. Boisz się śpiewu spod gruzów miasta, zbombardowanego na twój rozkaz, śpiewu dziewczynki o włosach jak mlecze w czerwcu, o oczach jak bezchmurne niebo, bo wiesz, że śpiew tej dziewczynki – o oczach jak niebo, o włosach jak mlecze – jest głośniejszy od bomb i nigdy nie ucichnie. Marcin Ostrychacz - tato trzech kotów, miłośnik syntezatorów i marszów przez dzikie ostępy. Na koncie poetyckim ma cztery książki: Zamiatając pod wiatr, Ruje i wyciszenia, Cielenie lodowca oraz Lirogon.
- Rafał Skonieczny – pięć wierszy
Czarne oko na czarnym tle Pamięci RB dni skuteczne jak tabletki dzień po bezwiednie łykane nie dla wszystkich niosą ocalenie od tego są karetki pamięć przebiera w dniach jak w koszu ze szmatami byleby mieć co na siebie włożyć bez mierzenia rozchodzi się w szwach a chłopiec otworzył oczy i zobaczył że śni o tym co było powiedzą mu dni dzień po jest dla pamięci dniem straconym jak koszulka która chociaż sprana w życie miała chłopca długo uzbrajać teraz to on będzie śnił się dniom 04-06-2018, Gdańsk Angry dog for Android trzeba było łagodniej przemawiać do zwierząt. A i jeszcze tego, co okradał śmietniki trzeba było słuchać, razem z jego psem, zanim poniosło ich echo kamieni c. Teraz, panie, to już inny gatunek, inna mowa zupełnie, o ile w ogóle można ją mową nazwać. Zapisana w prostych czynnościach, w języku, w którym nic nie ginie, o ile w ogóle cokolwiek jeszcze żyje 24-12-2019, Gdańsk Tatuch Tato, masz być duchem! No to jestem. Biegniemy na górę, a raczej ja udaję, on próbuje. Normalnie duchy nie biegają, ale odkąd mieszkamy na strychu, wierzymy w coś więcej ponad wiatr. Zabawne, z jaką ochotą ucieka przed czymś, czego nie ma. Jestem najlepszym duchem, wszystko robię zgodnie ze sztuką. Nic mi tak dobrze nie wychodzi, jak udawanie, że mnie nie ma. 06-03-2020, Gdańsk Gdyby tylko ptaki nie jest źle, coraz puściej. Coraz puściej i cieplej robi się w lesie. Przejęcie władzy przez cienie, widać wreszcie gwiazdy – tylko one jeszcze świecą. A co, jeśli to nie gwiazdy, tylko Lasy Państwowe pod osłoną dnia regulują dym? Być może nam się nie należy, lecz coraz puściej, coraz mniej obywatelstwa, coraz łagodniej umierają państwa miasta, a rzeczy – o, proszę – nadal tu stoją bez najmniejszego wysiłku 06-04-2020, Gdańsk Po tamtych ludziach Rzeczy które znajduję między stronami ktoś je tam włożył sądząc być może że wróci do miejsca w którym skończył gdy załatwi inne sprawy Pozostawione w najlepszym momencie między jednym zdaniem a drugim które wszystko ma wreszcie wyjaśnić Papierki po cukierkach bilety kolejowe pocztówka z Mielna (pogoda dopisuje uściski dla rodziny) zaschnięty robak niewiele większy od przecinka Papierki życia które potoczyły się bez ostatniej strony Rafał Skonieczny – muzyk na permanentnych wakacjach nad morzem, autor sześciu książek z wierszami, m.in. Przeniesiony człowiek, Jestem nienawiść. Wiosną tego roku nakładem Instytutu Mikołowskiego ukazał się Powracający, rzecz dla miłośników s-f. Prezentowany tu zestaw, to wiersze, które nie znalazły miejsca w książce. fot. Natalia
- Kuba Niklasiński – sześć wierszy
Czachor I znów: rzucać i aportować sobie siebie z resilience szczeniaka. Within cells interlinked. Targowałem się a rebour podając coraz wyższe tony. W farsi oczywiście „czachor”. Teraz tak: komu dymu, komu dżdżu, kiedy wiersz to czerwone światło ostrzegawcze na szczycie komina pośród niepowetowanych upałów milenium. Blade Runo 2049 joga w dedykowanych legginsach, miłość celowana, nasze błogosławieństwo jest z wami na full. Przycisz, bo ryknie, i - hola, PLEASE DON’T COME AS YOU ARE. Pora najwyższa odróżnić kamień węgielny od węgla kamiennego nie zahaczywszy liberalnym wirnikiem o olinowanie z zabaw: kto jeszcze chce wyjść za drzwi i być kimś? P r z y n a j m n i e j. Przynajmniej posprzątaj po sobie wrak nadczłowieka. Golden hour Posłuchaj: autarkia pierwszego lepszego weekendu; w którym to miejscu kołdra skręciła się wpół, że przypomina klepsydrę? Kto we śnie opowiadał, że zgubił ajfona w Złotych Tarasach, niech przestanie już wydzwaniać na swój numer na jawie: utracony zostanie bez widocznego rezultatu ów sen i czas, którego stratę trzeba będzie na zawsze odżałować. W radiu designer mówiła, że jak złoty, to i oszczędność. Zrozum długo długo nic - i ja, a może ja i potem długo nic. Grubo poniżej benchmarku utopiony ajfon we łzach. N i e k a w a, n i e h e r b a t a, a l e c a ł y o b i a d z k o m p o t e m i a p a p e m. Popołudniem cichem i złotem tam i z powrotem po apartamencie w szlachetnych zieleniach brązach i miedziach, obolały jak obol i nawet w sztućcach na spłuczce - odprysk słonecznej palestry. W złotych wykończeniach - twoje wykończenie. Lekki Tren Parafia Matki Bożej Bez Pocieszenia Ośrodek Kultury Braku Woli i Ochoty Wakacje na Roztoczu, Wielka Racza Mała Rawka. Średnie faux pas w ciepły sierpień w Straconce. Hosanna Niech poniewiera sercem rozwielitki. Grabarz może chodzić do zarządu Cmentarza i żywe pracowniczki Sprzątające bajerować lub pod kwiaciarnią kwiaciarki. Brzoskwiniowy meszku na policzku przed burzą Biedronko na portfelu, nie mam wydać. Łyżeczko w słoiku miodu jak w bursztynie Od tygodnia Zatopiona Od tygodnia Malownicza Straconko Długa cętkowana jętko *** [W TYM MIEJSCU RZEKA] W tym miejscu rzeka Zawraca tworząc spory Półwysep porośnięty lasem Można się zgubić Chrzciny to czy pogrzeb? Na przodku przodek Gdzie jest? W altance. Co robi? Patrzy na łąki. Niestety nie gubimy się, (A szczawik w busiku Do telefonu jedzie palcem Po znaczkach z notatek: "Epilog v razy x plus c. Landau. To jest kosmos.") Zgubieni od dawna. Co robią Łąki? Obchodzą altankę z daleka. *** [WIDZISZ, CELE MOTTA MOGĄ BYĆ RÓŻNE] Widzisz, cele motta mogą być różne Kotwica w mętnej sadzawce Sadzawka w jasnym parku Na dnie parku głęboka noc. Przejścia, które powodują Twarz wybucha łzami Nagle w odpornym błysku Zrzut serca na bank. Widzisz. W błysku odpornym Na ciemność na bank Klon w deszczu defoliantów Nadpisuje się sam, to motto. Cele dna mogą być mętne Bank w jasnej sadzawce serca Kotwica z błysku i klonu W ciemności jak motto. Wysiwyg Przygody z przedmiotami na falach nieistniejącego morza w Oradei nocą gdy przedmioty “wnet” jak gromada małych zwierząt morskich zaliczanych do osłonic. Ile morza w lusterku, tyle życia w dolinie - o czym dziś szumią muszle z apką w tych zajętych łapkach? Podziwiam wystrój hallu, obracam bryłą siebie w ArchiCadzie złudzeń. Hasło: Kto wymyślił, wnet posiał falujące trawy? Odzew: Wszędzie dookoła. Nigdy nie będziemy gotowi. Drapieżne są larwy i imago ty popatrz na mnie prawdziwymi oczami, jak się ratuję i jak mi się nie udaje. Fala za falą po dwóch stronach powiek; drzemka za dnia wyrzuca mnie z siebie jak suche dłonie butelkę wody Fiji na obcy brzeg. Kuba Niklasiński - rodzony w pierwszą Wigilię lat osiemdziesiątych, autor książek z wierszami: Zielona góra, Proste piosenki o mieszanych uczuciach i kody konami. Mieszka w Krakowie.