Znaleziono 399 elementów dla „”
- Danuta Kossakowska – trzy wiersze
Ciężkości Martwy punkt to zaledwie początek końca. Wyblakła część osi po lewej stronie marginesu. Wykres funkcji bez wyrazu wolnego, bo coś się wyzerowało i nie chce zatonąć. Flashbacki, gdy sama stoję w kolejce, a koszyk prawie pusty, jak przeszło rok temu twoje oczy. Więc dryfuję, a gdy morze wyrzuci mnie w końcu na brzeg – grzęznę, zapominając kierunki, gdzie prawo, gdzie lewo – i środek. Żona Lota Znów kazałeś mi podpierać zimny brzeg kanapy. Dobrze, że hotel nie był obskurny i brudny. Muzyka płynęła jakoś nierówno, bez rytmu, a same słowa, zaczęły ulatywać pomiędzy framugami. Choć na końcu języka, pamiętam, miałam niewiele więcej niż "nie", nie do powiedzenia, raczej do wyszarpnięcia z płuc. Wyszłam na mały balkon. Stały tam kruki z kamienia, patrząc na mnie z niemym pytaniem, a ja wzruszyłam tylko ramionami. Gdy usłyszałam pewny krok, niepotrzebnie się odwróciłam, płacąc za to solą. Nie spojrzawszy już nigdy w stronę Sodomy i Gomory Jasne Błonia Nie przypominają mi nawet o tobie. Brak tu południa słonecznego, a ścieżka bez kamieni zalana jest asfaltem, który zbyt wolno wysycha. Budka z lodami została zamknięta, piwa nie kupisz na wynos, a wszystkie balony ktoś przebił i zamiast zapraszać, czytam kartkę "nieczynna". Z fontanny nie pryska już woda, a parasole złożone, nie powiewają więcej. I wszystko jakieś na nie na Jasnych Błoniach, jak i na Kasprowicza. Tylko pomnik papieża, jak stał, tak twardo stoi i tak jak ja – ruszyć się nie zamierza, bo chyba z kamienia rzeźbiony. Danusia Kossakowska - urodzona już w nowym milenium, w malutkiej wiosce nieopodal Szczecina. Studentka Filologii Romańskiej na Uniwersytecie Szczecińskim.
- Tomasz Hildebrandt – cztery wiersze
Grzybobranie pnie po wycince wyrastają jak grzyby po deszczu którym poobrywano kapelusze Jest takie jedno miejsce – pochwalił mi się pewien grzybiarz – tyle że można je kosić pilarką łańcuchową znalazłem je następnego dnia jeszcze żywe wspomnienia szumiącego lasu nie było trudno szukałem po prostu w obfitości braku ten widok miał w sobie melancholię nekropolii nie zapaliłem znicza ponieważ ktoś zapomniał zdjąć tablicę o zagrożeniu pożarowym żywica z sęków zastygała w strupy Płot a wieczorem ludzie siedzący na sofach przed prezenterami tkają płot na granicę słynącego z gościnności kraju żeby odgrodzić się od ludzi z krajów uznanych za niegościnne siedzących na ziemi przed strażnikami drucianych myśli wystarczy na setki kilometrów ogrodzenia wieńczonego ideami z drutu kolczastego wspartego filarami tradycji narodowej wzmocnionego fundamentem wiary prędzej matka z dzieckiem sforsują te zasieki niż grzesznik dostanie się do królestwa niebieskiego Wieczne korowody każde dmuchnięcie to gasnąca świeczka intencyjna za ocalenie dalekich niepotrzebnych żyć sunących w wiecznych korowodach ten huragan niczym kanonada wali celnie i na duże odległości zdziera dachy z głów krzyki z ust pozostawia kontury nagich niemych postaci jak kamienie w kłębach trawy spopielonej dłońmi tych którzy nadali sobie więcej praw dlatego posiadają więcej życzeń świeczek na piętrowym torcie za zdrowie i bogactwo bliskich za nieistnienie tych dalekich niechaj pozostaną kamieniami huragan ich wtedy nie przywieje morze nie wyrzuci Pustynnienie pustynia to tylko sceneria filmu dokumentalnego wystarczy wcisnąć klawisz stop i w czarodziejski sposób znika za oknem zieleń gęsta nasycona jak żołądek wybujała rzeczywistość bliska namacalna więc prawdziwa tylko bogowie istnieją choć ich nie można dotknąć tylko bogowie zabierają z tej ziemi życia masowo bezwzględnie powtarzają ludzie przeklinają Tomaszów za wątpienie w oszustwo pustynnienia za kradzież wiedzy o powszechnym wymieraniu Adamów wypędzają Deszcz urojony deszcz upragniony siąpi tylko w głowie nachmurzona twarz ciąży chwieje się opada piach też skrywa jakąś wilgoć krople kapią z echem w dół arterii ciała jak po instalacjach gruzów obnażonych erozją porzucenia miejsca zatrzymania czasu migracją w stronę oddalonych światów kiedy ich własne puchną z głodu nikną z nadmiaru strachu i niedoboru życia wolno umrzeć z pragnienia kiedy nie ma wody trzeba utonąć gdy wody jest za dużo pomiędzy śmiercią a śmiercią upuszczają z siebie urojony deszcz przez rany poją nim najbliższych Tomasz Hildebrandt (ur. 1977) – menadżer i animator kultury. Autor kilkunastu powieści: Wyjechać, nie wrócić, Druga Polska, Dotyk, Góry umarłych, Wymiary mroku, Czerwony szkwał. Otrzymał I nagrodę w dziedzinie prozy pomorskiej Costerina 2011, nominację do ogólnopolskiej Nagrody Złotego Pocisku oraz wyróżnienie w XVIII edycji Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. C.K. Norwida. W przygotowaniu debiutancki tom wierszy.
- Beata Gruszecka-Małek – sześć wierszy
Nie poganiaj rzeki kijem Ktoś powinien tu napisać, tylko kto. Może niezmieniony jeszcze w plażę. Niezłuszczony do ostatniego płatka kwiat wbity w dno oka, zasiany na polu widzenia wśród rzęsy, podany na zielonym talerzu jak ukojenie bolesnego stawu. Może ślimak, do którego wpada głos ryby niesiony drganiem wody, dopóki ucho całe, oko nieszklane, kamień jeszcze ostry. Patrz: tytuł tego wiersza. Sieciowanie współczesne morskie stworzenia muszą umieć odnaleźć się w sieci, a to nie jest łatwe. to jak pływanie w rosole, z którego spogląda na ciebie mrowie rozrzuconych ok. ale to nie jest całkiem ok, jeśli ciężko wpasować się w kratkę. bliskość sznurków powoduje u mnie splątanie. na sensoryczne obciążenie remedium to mówienie o wodzie. "woda to taki neutralny temat". tylko na mnie często nie działa i mam potrzebę wylewności. dosłownie: wymioty i torsje. W związku z kim z czym Samotność jest dosyć komfortowa. Nie masz wtedy kogoś, kogo możesz nie obchodzić. To może być prawda. I nawet mieć sens. Jeśli człowiek się nie myli, to znaczy, że ma rację. (A jak ludzie się nie myli, to śmierdzą). Nie musisz wierzyć, ale naprawdę, są tacy, którzy kompletnie nic od ciebie nie czują, nawet jeśli się bardzo starasz. Czy to nie spora korzyść? Jeśli ty też nie musisz czuć. Znam to z własnego odosobnienia. Czasami śmiejemy się z tego, ja i mój leniwy kąt. Tak już ma, mruczy coś w brzuchu, moim zmysłom i wymysłom. Wbrew pozorom to sprawa bardzo osobista. Samotność jest dosyć konfrontowa, znowu słyszę się uważnie i zauważam w lustrze, a kąt się do mnie łasi w tle. Beton To jest dopiero wola życia, jak źdźbło trawy przeciska się przez ucho igielne ściany. Czy to jeszcze imperfectum natury, czy już Przeszłość. Korzenie naszych pradziadów duszą się pod płytami. Czy to jeszcze trotuar, Czy już tortura. Udomowiona tuja wygryzła dzikie wino, a ulica wlała się do parku. Czy to jeszcze wygodne, czy już niebezpieczne. Czy to jeszcze cywilizacja, czy już głupota. Trawa rośnie zbyt cicho a beton to beton. I tak nic nie rozumie. Miedź albo nie miedź oto nie jest pytanie oto równoważnik zdania bo pytania stawiają filozofowie a domy stawiają murarze rzemieślnicy nie mogą zamieszkać w pytaniu odpowiedź nie może być domem kominkiem marmurem i sofą dlatego to nie jest pytanie to równoważnik wybrania. Początek Megi to odważna dziewczyna. pewnego dnia rozstała się z lękiem. Przyznała, że to chyba znienacka, ale teraz była znacznie silniejsza ciekawość tego, co było fikcją. ściągnęła z luster futerały, żeby dosięgnąć sobie do oczu. Już nie skacze, nie skaleczy się, choć noże wiszą w powietrzu każdemu, kto myśli, że jest rybą, mogą krwawić skrzela. Jerzy z tego wiersza Jerzy z tego wiersza jest w podeszłym wieku, ubogi i ubogacony, prosty i prostopadły, ugięty pod ciężarem krzywolinijnych pleców. Jerzy z tego wiersza jest, a to wcale nie oczywiste, ani wykształcony, ani trener, ani couch, ale kiedy o sukinsynu z biura mówi człowiek niedostępny, to ja sama to odkrywam. Teraźniejszością się nie szasta. Beata Gruszecka-Małek (ur. 1986) – pedagog, pracownik socjalny i pracownik administracji publicznej. Autorka utworów przeznaczonych dla dzieci i dorosłych. Debiutowała udziałem w książce Słowa na miedzy przysiadły. Antologia poetów wsi. Autorka tomu wierszy Autopsje (2022) oraz licznych książek dla dzieci. Współpracuję z Klubem Integracji Twórczych Stowarzyszenie Żywych Poetów w Brzegu. Jej wiersze pojawiły się w "Herbasencji", "Nowych Myślach", "Nowym BregArcie". Laureatka nagród literackich.
- Joanna Wicherkiewicz – siedem wierszy
w Zachariacie zrobiliśmy sobie przerwę w miłości do ludzi czas połykał beton w betonie dogorywała natura ludzie stadnie wyrzynali się na słowa i na amunicję nienawiść spijaliśmy z poranną kawą i nosiliśmy do zamknięcia dnia śniliśmy słodko i to przerażało działania w Zachariacie podlegają kontroli pośrodku niczego postawiliśmy panoptikon stoimy na straży szarzyzny którą definiujemy według aktualnych trendów wypowiadamy się językiem bogów/szatanów szlifujemy myśli ustawiamy ambicje starzejemy się według dostępnych mód wyprowadzamy ze słowników tolerancję tak jesteśmy wolni nad Zachariatem mocują się niże szarość nie schodzi z ulicy w powietrzu rocznica śmierci i śmierć na kolejną rocznicę ty też masz most z którego chciałbyś skoczyć kiedyś śmialiśmy się częściej w Zachariacie dziś wpatrujemy się w wojny i odliczamy klęski śmierć grzybnia ciągnie się kilometrami pędzi powietrzem dojrzewa wzejdzie którejś nadziei poza jakimkolwiek wyborem opuszczone godziny nic nie tracą może tylko smutek naszych starań uciekamy bezkarnie w nagie ciała wypalamy lepki dzień przypadkowy hotel w którym chowamy się przed szarością ma pamięć spełnienia/niespełnienia wypełnia się melodią obcych westchnień mnoży namiętność sensualna awantura na zapachy oddechy wrzaski milczenia pędzi niezauważalnie do przeszłości nasycony ranek przywraca nas ulicy pod stopami tabliczka zapala oddech tu w czasie II Wojny Światowej było getto jeszcze kominy nie wygasły pali w pamięci umieranie a już barbarzyństwo dyktuje nowe rany syryjski dzień gaśnie w chemicznym bezdechu Ukraina w pyle i stali śmierć zamiast deszczu w Jemenie Kongo w przemocy a spod kopuły meczetu w imię modlitwy karabiny odmierzamy smutek przez kilometry ludzkich cierpień niebezpiecznie zbliżamy się do granic odczuwania ten świat w którym żyjemy jest tym na który zasłużyliśmy? w Zachariacie ludzie gubią się w bieli na granicy zmarzliny w splocie straconego czasu umiera dziewczyna pod tym samym niebem w ten sam biały wieczór matki zbierają kończyny dzieci dzieci grzebią ojców ściana płaczu lepka od krwi co czuję co czujesz co czuje co czujemy co czujecie co czują czułość pędzi z królami pasterzami do szopy do szopy gdzie się narodził zbawiciel odkupiciel Joanna Wicherkiewicz (ur. 1971) – lata dzieciństwa spędziła w Żurominie. Czas studiów związała z Olsztynem. Aktualnie mieszka w Uniejowie. Szczęśliwa matka i żona. Z wykształcenia nauczycielka. Od 2023 roku członkini Stowarzyszenie Pisarzy Polskich. Wiceprezeska Towarzystwa Przyjaciół Uniejowa. Wydała: Okruchy codzienności (2015), Dysharmonie (2018), Kim jest Zachary? (2020), wielkoludy (2022). Jej wiersze tłumaczone były na język angielski, ukraiński, rosyjski, hiszpański, portugalski, turecki oraz węgierski.
- Maria Fraszewska – trzy wiersze
Jamochłon przeczytałam w wikipedii że macica to nieparzysty narząd czy dlatego czuję się samotna? przeszczepię sobie drugą macicę wczepię się w nową matkę a gdy w końcu urodzi się dziecko przestaniesz być kobietą w każdym człowieku jest dno do którego sięgasz podwójne dno jest w kobiecie Western a gdyby tak zamienić role kobieta staje się mężczyzną a mężczyzna kobietą jak w filmie kobieta zdrożona tropieniem złego człowieka zatrzymuje się na nocleg w saloonie zamawiając przy barze napój wyrównujący elektrolity w organizmie wypija jednym duszkiem zamawia następny i gorącą kolację wokół krążą powabni mężczyźni ocierając się o jej tyłek ramiona masując plecy i nagi kark dmuchając zalotnie targając włosy w celu dotarcia do prawdy odpinają ostrogi zdejmują wysokie buty i masują stopy dawno cię tu nie było kochanie dawno ... a może nigdy kobieta czerpie zło z oczu mężczyzny odpala silnik dzikiej mocy wędruje drogami szerokich źrenic wejdź we mnie przez otwór w źrenicy rozświetl duszę już czas na rozprężenie ciało łagodzi obyczaje palce zadbają o każdy szczegół dłonie unoszą rozkosz przymiotnikami słów czasowniki rozbierają literami pomalutku powieki gubią określniki swobodnie oddychasz przestrzenią spoglądam w dal bez obaw idąc bez obaw zatrzymuję się przy elektrycznym drzewie podziwiając jego stal trwania bladym rankiem kobieta wraca do stajni po napasionego konia aby wyruszyć w dalszą drogę do nieznanego celu podróży wszystkie drogi prowadzą do nurtu Boję się lękam się o swoją bezradność jak matka o dziecko drży troską nieuchronności gładzi powierzchnię rozlewa się przypalonym mlekiem zabić zabić sponiewierać entliczek policzek bęc piłka w grze toczy się okrągłym kadrem połamane kości ratują przed całkowitym upadkiem rośliny w powabie bronią siebie złość piękności nie szkodzi mówię pojękując na wietrze i opatrując rany liściom Maria Fraszewska (ur. 1958) – absolwentka socjologii, psychologii oraz pedagogiki i coachingu. Należy do Związku Literatów Polskich. Jest członkiem Zarządu ZLP Zielona Góra. Uprawia poezję, eseistykę i prozę. Wydała pięć tomów poetyckich, Wio w snach (1995), Z wiatrem (2009), Płonące języczki (2021), Posypana wiatrem (2022), Prze konanie (2023). Współpracuje w wolontariacie z Lubuskim Stowarzyszeniem na Rzecz Kobiet BABA. Mieszka w Zielonej Górze.
- Michał Kaczmarek – pięć wierszy
Z S3 na A4 z balkonu macha matka na dworze znajomy sąsiad z reklamówką dzwoniących butelek woła pracodawca łóżko tęskni za ciałem dziecka klamka za odciskiem linii papilarnych parkowe ławki mówią cicho do widzenia objazdowy teatr rusza w trasę wokół ratusza nie słuchamy jego piosenki ani ja kiedy skręcam w prawo na rozwidleniu ani ty zostawiłeś widok z okna i nas włączających silnik aby klimatyzacja schłodziła wnętrze w lekarskim oświadczeniu tajemnica w nocy z trzeciego na czwartego kwietnia zatrzymanie akcji serca Ostatnie spotkanie przyjechaliśmy po matkę by nas odwiedziła ojciec miał zostać złe samopoczucie siedzieliśmy w samochodzie przywitał się pomachał wnukowi rzucił wesoło ja bym pojechał matka nie chciała po latach pijaństwa kiedy się uspokoił wolała go mieć pod kontrolą w określonym miejscu jak lampkę która na środek biurka rzuca coraz słabsze światło przed telewizorem zadowolony z kilku dni samotności w połowie niewidoczny wysepka w deszczu która grozi wypadkiem Staruszkowie kiedy przychodzimy oni już są parami z przodu pośrodku i z tyłu samotni dzieci wyjechały w piętrowym domu dzielą czas między ogród telewizor wnuki raz na trzy tygodnie w ławce pół godziny przed mszą zbudzeni nad ranem przez pustkę dzień okrąg wypełniony kolorem białe plamy rosną zlewają się wreszcie dotykają krawędzi przed lustrem przy goleniu Basia idziemy najwyżej poczekamy Pięćsettysięczne miasto niedziela centrum chłopak który strzałem w głowę zabija narzeczonego swojej byłej dziewczyny a potem zabija siebie pokonuje nieznaną trasę za pomocą internetowej aplikacji znajduje kawiarnię tramwaj autobus spacer a może nawet cześć do kolegi albo zejście z drogi kobiecie w ciąży podziękowanie uśmiech na miejscu strzał krzyk krew na rękach i ziemi strzał po raz drugi i wreszcie strzał samobójczy samochód zwalnia odjeżdża przechodzień złożył podanie o przyjęcie do liceum dla dorosłych wychodzi zza rogu kamienicy Pięćsettysięczne miasto piątek obrzeża chłopak który strzałem w głowę zabija narzeczonego swojej byłej dziewczyny a potem zabija siebie miał matkę nie został nikt brat ale brat to za mało kiedy umiera syn siedemdziesięcioletnia emerytka jesienny wieczór puste mieszkanie wspomnienia zdjęcia i książki brak nadziei za późno by budować spotkania z koleżankami przełożone biura podróży nie zwracają opłat za odwołane wycieczki co z życiem życia nie ma kotka leniwie liże łapy chyba ma nowotwór sprawa przycicha reporterzy badają zaniedbania w ratuszu matka wychodzi z domu dziewczyna z trudem otwiera oczy Michał Kaczmarek (ur. 1986) - z wykształcenia nauczyciel języka angielskiego, w praktyce pracownik biurowy. Publikował w pismach i na portalach, m.in.: „Afront”, „artPAPIER", „eleWator”, „Migotania”, „Odra”, „Projektor”, „Pro Libris”, „Protokół Kulturalny”, „Śląsk”, „Tlen Literacki", „Versopolis” (w j. angielskim, tłumaczenie własne), „Wytrych”. Laureat konkursów poetyckich.
- Wioletta Ciesielska-Pawlak – Pokój do płaczu
jeśli chcesz być moją dziewczyną muszę sprawdzić czy faktycznie masz tam błonę mój tata mówi że wszystkie jesteście takie same moja ciotka ma gabinet na początku pietryny każdą tam prowadzę po cuksy w cudze bachory to ja się wrobić nie dam na cotygodniowy sex będziemy jeździć do mojej kawalerki po mojej babci moim maluchem od mojej mamy lubię jak tam jest czysto więc przed zawsze porządnie się podmywasz musisz się podszkolić boś drętwa powinnaś się wić jak na moich ulubionych pornolach moje byłe zawsze miały orgazm popracuj nad tym proszę pamiętaj wybrałem właśnie ciebie a to jest zaszczyt sierotko powtarzaj za-szczyt jestem twoim słoneczkiem mamusia radziła żebym była kucharką w sypialni i dziwką w kuchni czy jakoś tak opromieniam mojemu panu drogę z łoża do pracy i z pracy do łoża czekam co wieczór na ganku ze schowanym pod podomką garem kaszy nocą będzie młócił aż wypluję plewy chore szczytowała wielokrotnie to dar mówili koledzy w gimnazjum jesteś wyjątkowa będziesz gwiazdą mówili panowie z branży gdy podpisywała pierwszą umowę była taka szczęśliwa robi to co lubi i jeszcze jej za to płacą tylko adres zmieniła i jednostkę chorobową nigdy nie podchodź do nieoswojonych zwierząt po ogoleniu tygrysa na skórze zostają pręgi gdy myślisz że poskromiłeś kobietę purpurzyć się będzie dziko jej sutek i srom nie wiem do tej pory nie wiem czy rowerzysta łapał równowagę przytrzymując się na chwilę mojej lewej piersi a bioenergoterapeuta robiący hokus pokus nad nastoletnim łonem wywoływał pierwszy okres nie wiem też czy znajomy ma rację gdy twierdzi że piszę ostrzej gdy jestem zaraz przed słyszałam wiele razy że powinnam mieć miękkie cycki i twardą dupę na pewno mam mocną głowę kiedyś mnie w skroń jebnęła huśtawka a na przerwie koledzy podcięli nogi i trzasnęłam potylicą o ścianę i o podłogę to chyba w pełni tłumaczy moje f(r)azy pełna penetracja z pozostawieniem nasienia w pochwie* penetruj mnie jak twój bóg przykazał na górze synaj w brzuchu wieloryba wśród płonących krzewów penetruj pijany penetruj naćpany penetruj mnie z lajpem pod okiem i kosą pod żebrem jestem tylko pochwą na dwóch nogach więc nie krępuj się proszę zalej nasieniem mając w poważaniu głębokim *audycja radiowa Danuty Sobol "jak być dobrą żoną w sypialni". Wiersze z tomu Pokój do płaczu, KIT Stowarzyszenie Żywych Poetów, Brzeg 2023. Wioletta Ciesielska-Pawlak (ur. 1980) – autorka tomów poetyckich krańcówka Litzmannstadt (2019) i Wciórniości (2022). Publikowała m.in. w „Odrze”, „Stronie Czynnej”, „Helikopterze”, „Obszarach Przepisanych”, „Cegle”, „Tlenie Literackim” i „Wakacie”. Potrafi naciągać rzeczywistość jak zbyt krótką kołdrę. Ma wspaniałe Stado.
- Grzegorz Wróblewski – siedem wierszy
Klara Łuska jaszczur Obiecuje Klara wierzy Nieprzytomna Łuska jaszczur Coś o Rasta I się poci Klara naga Łuska jaszczur Kwiat paproci Łuska jaszczur Na nią spada Bo masz inną Pulsar głowę Łuska jaszczur Coś o Rasta Klara wierzy Pulsar czary Łuska jaszczur Na nią spada I się poci Kwiat paproci I pulsary Kwiat paproci Łuska jaszczur Kwiat paproci Zbiera siły Nozdrza naga Potem fantom Z niej wycieka Gwiazdy błyski Bez tułowia Łuska jaszczur Robi oczy Przerażony Łapie oddech Szuka ciała Kwiat paproci Klara w końcu Ostudzona Łuska jaszczur Zejść nie może Wizja trzyma Kwiat paproci Ulica Dolna W końcu ojcu obcięli nogę. I zmienili nam dyktatora… Natomiast pięć lat temu widziałem gawrona, który zrzucił z wysokiego drzewa na maskę samochodu włoski orzech. Po co zrzucił? To oczywiste! Żeby go w ten sposób rozłupać i potem bez popitki zjeść. Alkoholizm przy ulicy Konduktorskiej Świat bez boga jest światem nieludzkim – grzmią mokotowskie ssaki. (Z pewnością nie jest to sezon na kolorowe latawce…) Ponieważ żyję w świecie bez boga, żyję w świecie nieludzkim. I wszystkie skomplikowane kwestie mam z miejsca wyjaśnione. Obroty ziemi Powoli zachodzi słońce. Planuje się obniżenie ochrony wilka. Co oznacza zgodę na odstrzał. Ale mamy za to właściwy lek. To nie jest przecież czas na ból. (I nie są to wcale liryczne kolaże!) Wilki są agresywne i lubią padlinę. A księżyc jest piękny jak srebrny pierścień… W przypadku wątpliwości skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą. Wymiana Zrzutka na klacz i wiersze o pracy przy ścinaniu dębów, które widziały, a nie powinny widzieć. Stara klacz nie pasowała do drogich stajni. Była kulawa, więc właściciele oddali ją do rzeźni. Kupili z dobrej hodowli młodego, atrakcyjnego ogiera. Nastąpiła wymiana… Dlatego starcy farbują włosy. Nie pasują do pocztówek z błękitnych lagun. Próbują trzymać się w pionie, żeby nie zakopano ich w dole. Ogier też długo nie pociągnie. Zwykłe wieczory przy świeczkach. Rzeźnia. Cztery mrożone kaczki W sklepie natknąłem się na kobietę, która kupiła cztery mrożone kaczki. Z dumą na mnie spojrzała… Czy to było rewolucyjne? Tak, z pewnością! Nie zmarnowała przynajmniej życia. Szczęśliwi, którzy wciskają w siebie proteiny, zamiast spekulować o minotaurach i aktywnościach seksualnych mrówek. Grzegorz Wróblewski (ur. 1962) - artysta wizualny, autor książek poetyckich, prozatorskich i dramatów; m.in. Ciamkowatość życia (1992/2002), Planety (1994), Dolina królów (1996), Prawo serii (2000), Pomieszczenia i ogrody (2005), Hologramy (2006), Noc w obozie Corteza (2007), Nowa kolonia (2007), Hotelowe koty (2010), Pomyłka Marcina Lutra (2010), Dwie kobiety nad Atlantykiem (2011), Wanna Hansenów (2013), Gender (2013), Kosmonauci (2015), Namiestnik (2015), Choroba Morgellonów (2018), Implanty (2018), Miejsca styku (2018), Pani Sześć Gier (2019), Runy lunarne (2019), Tora! Tora! Tora! (2020), Cukinie (2021), Letnie rytuały (2022), Niebo i jointy (2023). Tłumaczony na kilkanaście języków, m.in. na język angielski, zbiory: Our Flying Objects – selected poems (2007), A Marzipan Factory – new and selected poems (2010), Kopenhaga – prose poems (2013), Let’s Go Back To The Mainland (2014), Zero Visibility (2017), Dear Beloved Humans (2023). W Bośni i Hercegowinie Pjesme (2002), w Czechach Hansenovic vana (2018). Brał udział w licznych wystawach zbiorowych i indywidualnych (malarstwo, mixed media, instalacje) w Polsce, Danii, UK i Niemczech. Autor ksiązki asemic writing Shanty Town (Post-Asemic Press, USA, 2022) oraz książki-obiektu z poezją wizualną Polowanie (Convivo, 2022).
- Anna Podczaszy – Trzy skarby i dwa wierszyki
Skarb 1 Jest możliwość, że na górnej półce znajduje się to, co się może i zgubiło i leży zadowolone albo i nie, nic nam do tego, choć właściwie zależy, jak na to spojrzeć i czy aby na pewno górna jest ta półka. Nieważne. Ważne, że to jest (albo i nie) i skomle o naszą uwagę. Choć nie wiadomo, czy o uwagę, czy po prostu skomle (zależy, jak na to spojrzeć) i czy skomle, czy może jednak wyje z taką mocą, że spadam w otchłań. Tak, jest też możliwość, że to się nam nigdy nie zgubiło. Skarb 2 Mogę, owszem, zwalić ściany (w poszukiwaniu ciebie) i znaleźć komunijny święty obrazek, Świętą Rodzinę i Andrzeja, też świętego. Dać nura w ich srebrne okręgi potem mogę (w poszukiwaniu czegoś). Skarb 3 Można też zrównać dom (w poszukiwaniu szczęścia) i wygrzebać ukryty skarb, srebrny jak spokojne jezioro, bez rysów i dramatycznych teatrów. Sufit zostawić, niech wisi, jak wisiał. Mój Święty Obrazek W ’42 przyjęłam komunię przenajświętszą po raz pierwszy. Napije się pani ze mną wiśnióweczki z tej okazji? Ach, mamy już ’24? Sto lat! Poleję. Popatrz pani, jak ten czas leci, myślałam. To było wczoraj. Pierwsze imię od chrztu jest Helena. A drugie imię od biskupa nazywa się Zofia. Wypijemy? Która to, już? Boże, jak ten czas, dopiero myślałam. A pani co wtedy porabiała? Nie żyła pani? No, co zrobić, bywa i tak w życiu. Czy to od pani ja ten dom posiadam? To wypić trzeba z tej okazji. Od Niemca? Naprawdę, będzie tu pani miała nowoczesne wygody, tylko chałupę zamieść. A ja do pieca dołożę – serce Jezusa gorejące i wiśnióweczka niczego sobie, ale maj zimny w kościele parafialnym. Do tej pory czuję w kościach ten krzyż, mój słodki Boże. Koło Otóż nie ma możliwości, że wołam: „Hop hop! Na pomoc!” Jeszcze czego! Sama wymieniam koło siebie oddechy – raz, i jeszcze raz, i jeszcze. A ostatni starczy na zawsze, skoro się kończy świat. Anna Podczaszy (ur. 1972) – autorka kilku książek poetyckich wydanych przez Biuro Literackie. Jej teksty opublikowano również w kilkunastu antologiach i szkicach. Za tomik danc nominowana do Nagrody Nike 2001. Autorka tekstów piosenek zespołu HuRaban. Współpracuje z legnickim Teatrem Modrzejewskiej. Na podstawie jej wierszy powstał pieśniodramat Spójrz na nią (2019). Autorka monodramu Zapowiada się ładny dzień (2022), zwycięzcy kilku festiwali teatralnych, w tym festiwalu Teatropolis w Łodzi (2023). Mieszka i pracuje w Legnicy.
- Karol Maliszewski – pięć wierszy
Literatury Literaturo o uchodźcach, wojnach, zamachach, mniejszościach i ich prawach, o kapitalizmie i tak dalej, bardzo ważna literaturo, daj żyć mniej ważnej, zupełnie malutkiej, literaturze o niczym, czyli pustce, w której rozgrywają się te wszystkie pozorne rzeczy, jaskrawe maźnięcia pędzlem na bladym płótnie. Fala Jedno stado pcha się na drugie, nie mając nic złego na myśli, tak niesie ich fala, jedni drugim wykręcają ręce czy raczej racice, nic złego, konieczność zaprowadzenia porządku; skierujcie kamerę gdzie indziej, najtrudniej pokazać nic, które zostaje po przejściu fali. Społeczeństwa Społeczeństwo było za tyranem, gwarantował kapuśniak i najlepszą słoninę, kazał otworzyć gorzelnie dla turystów i badaczy żywego słowa, zadowolenie rosło wprost proporcjonalnie, kobiety na powrót były kobietami, mężczyźni z troską opowiadali o ich losie, co transmitowała usłużna telewizja. W ościennych państwach pogotowie strajkowe trwało permanentnie, rolnicy od lat przytupywali przy ogniskach z opon, już nawet nie pamiętali, o co im szło, ale gdyby nagle podniósł ceny w skupach zboża, byliby za tyranem. Nic Nic już nie osiągać, żadnego królestwa, wystarczy to, co tracimy, osiągnięcia są dla wybranych. Ułożenie towarów na Kredyt bez zwierzeń, czytelniku, pójdziesz na to, zawierzysz pieśń, oddasz gardło, potem i tak po drugiej stronie spotkają się nasze ślady, cienie za skąpe na opowieść czy interpretację, ale zawsze, powiemy, był ruch, przeciek, wzajemność; kto cię tu prosił, wykrzyczane w gniewie, to też komunikat, nawiązanie, przecież mieliśmy tylko zrobić zakupy bez kartki, z ręką swobodnie w kieszeni, nie na klawiaturze. Karol Maliszewski (ur. 1960) – dr hab., profesor UWr., pracuje w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UWr. Opublikował kilkanaście zbiorów wierszy i książek prozatorskich, m.in.: Nasi klasycyści, nasi barbarzyńcy, Zwierzę na J. Szkice o wierszach i ludziach. Nowa poezja polska 1989–1999. Rozważania i uwagi, Rozproszone głosy. Notatki krytyka, Po debiucie, Pociąg do literatury. Ostatnio wydał: Piosenka o przymierzaniu (2019), Bez zaszeregowania. O nowej poezji kobiet (2020), Czarownica nad Włodzicą. Baśnie i legendy z Nowej Rudy i okolic (2021). Mieszka w Nowej Rudzie.