top of page

Victor Ficnerski – trzy teksty prozą

Time travel

Z triasu do kredy, do jury. Z dolin pełnych paproci i dinozaurów do czasów rewolucji francuskiej. Z czasów rewolucji do baroku. Do antyku. Do czasów zarazy. Totalnie popierdoliły nam się linie transferu przestrzeni czasowej. Rząd nie nadąża z regulacjami. Cierpimy na wysyp pieprzonych wolnościowców w duchu laissez-faire. Fanboyów Ayn Rand. Jak ten narwaniec z A7x-a, który sprzedał nas, gdy podpatrywaliśmy Katarzynę II w jej sypialni. Skurwiel z CR9-a, który próbował ratować Kennedy’ego, kiedy my chcieliśmy jedynie dociec prawdy. Raz już próbował namieszać w notatkach Marksa. Nowa technologia przyniosła ze sobą nowe problemy moralne i zbyt szybko stała się popularna. Każdy leszcz może sobie na nią pozwolić, podczas gdy infrastruktura wciąż pozostawia wiele do życzenia. W tej chwili stoimy z Piercem obok naszej EX52Mo, nówki, nieśmiganej, i szykujemy się do kolejnego skoku. Maszyny obecnej generacji przypominają kontenery na śmieci. Wrzucasz do środka biodegradowalne odpady i wciskasz przycisk jak w Powrocie do przyszłości. Tyle mówiono o wirtualnych zagrożeniach, o zmianach zachodzących w naszych mózgach. Tymczasem nasze mózgi mają się dobrze. Działają bez zarzutu. To nasza rzeczywistość ulega dezintegracji. Desynchronizuje się. Glitche stają się codziennością. To takie błyski przed oczami, szramy zawieszone w powietrzu. Przenikanie się tekstur, spowodowane przecinaniem się linii. Nomenklatura z gier video mówi sama za siebie. Chcieliśmy się jedynie zabawić. Infrastruktura upada.
Sven Marvellous

Sven Marvellous był najlepiej zarabiającym filozofem na YouTubie. Uratował dziewięćdziesiąt dziewięć małżeństw, nawrócił dwustu lewaków, napisał dwadzieścia książek i przemawiał na trzystu publicznych eventach. Jego kanał liczył już ponad milion subskrypcji, choć jeszcze niedawno startował jako platforma dla półgodzinnych vlogów, nagrywanych w drodze do pracy. Marvellous z czasem zaczął równolegle nagrywać podcasty i wykłady z filozofii, przeprowadzał wywiady, promował kontrowersyjne trendy myślowe. Przestrzegał przed toksycznymi matkami. Zaczął odradzać międzyrasowe małżeństwa, otyłość i używki. Totalnie zafiksował się na ilorazie inteligencji i jego międzyrasowej dystrybucji. Na międzygrupowej dystrybucji produktywności. Słyszeliście o zasadzie Pareto? Od Pareto już tylko krok do stwierdzenia, że mniej rozwinięte państwa z natury są niezdolne do utrzymania demokracji. O krok od obalenia wszystkich tez o patriarchacie. Krytycznej teorii rasowej. Wszystkich teorii zakorzenionych w marksizmie. W przeciągu kilku lat Sven staje się najpopularniejszym filozofem w internecie i jednym z najbardziej kontrowersyjnych twórców na YouTubie. Potem wybucha cała ta afera z Georgem Floydem, na którą Sven ma oczywiście dość alternatywne spojrzenie. Potem demonetyzują i blokują mu kanał.
Zapowiadający się
Przytoczył się pod moje drzwi, gdy kończyłem pierwszą kawę. Był dobrze zapowiadającym się, wrocławskim poetą i wiedziałem, że nie pozbędę się go przed południem. – Kawa czy piwo? – spytałem, wskazując w stronę kuchni. – Jedno i drugie – odpowiedział i zapalił papierosa. – Już niosę – odparłem i zakląłem pod nosem. K. był prawdziwym wrzodem na dupie. Odwiedzał mnie regularnie, bez zapowiedzi, odkąd znalazł pracę na poczcie, którą zaczynał późnym popołudniem. Siedział na mojej kanapie z nogą założoną na nogę i nie wychodził, póki go nie nakarmiłem, nie napoiłem i nie wysłuchałem świeżej porcji pretensji i narzekań. K. nigdy nie kończyły się powody do narzekań. Do wypluwania trucizny, której opary unosiły się w powietrzu długo po jego wyjściu. Innymi słowy: nie spotkałem nikogo, kto ledwie zaczął dwudziestkę i byłby równie zgorzkniały. – Jakieś dupy? – spytał i zaczął siorbać kawę. – Raczej laptop i kilka gierek. – Powinieneś znaleźć sobie jakieś dupy. – Może i powinienem. Ale, K., twój styl życia wydaje mi się cholernie wyczerpujący. Poligamia, którą praktykujesz, z czysto energetycznego punktu widzenia jest wysoce niewydajna, skomplikowana, kosztowna. W dodatku twoje zdrady wymagają ciągłego kłamania i trzymania jakiegoś rejestru tych kłamstw... – Znajdź sobie jedną – parsknął K. – Pokochaj jakąś anorektyczną brunetkę z wielkim oczami. – K. – powiedziałem. – Miłość to czas plus wytrzymałość. Ja nie mam czasu. – Wskazałem na stos książek, stojący w rogu pokoju. – I nie potrafię wytrzymać nawet sam ze sobą. – Pierdolisz! – zaskrzeczał i pokręcił nosem. Chyba naprawdę mieliśmy ze sobą niewiele wspólnego. Na dobrą sprawę łączyła nas jedynie literatura. K. był pełen gniewu, nie akceptował niczego, co nie spełniało jego wygórowanych oczekiwań, wyznawał zasadę „wszystko albo wcale” i wierzył w przyrodzony talent. Ja byłem neurotykiem i wszystko kierowałem przeciwko sobie, wierzyłem w zasadę „raz a porządnie” i posiadałem nieco większe pokłady tolerancji i empatii. Właściwie to nie mogłem znieść K. Zamęczaliśmy się nawzajem, szykanowaliśmy własnym towarzystwem, ale to on, ze swoją osobowością, flirtującą z profilem socjopaty, wychodził z tych pojedynków obronną ręką. Z pełnym bakiem. Z materiałem na kolejny wiersz albo opowiadanie. Kiedy poszedłem zaparzyć kawę, ściągnął portki i zaczął odlewać się z balkonu.





Victor Ficnerski
(ur. 1990) – publikował w pismach: “Afront”, “Arterie”, “Cegła”, “Czas literatury”, “EleWator”, “Fabularie”, “Malkontenty”, “Rita Baum”, “Wyspa”. W antologiach: Dzieci Wolności. Antologia przełomu, Przewodnik po zaminowanym terenie 2, EleWator. Antologia 2012-2021. Proza. Debiutował tomikiem W tym mieście (Wydawnictwo papierwdole, 2022). Organizuje wydarzenia literackie pod szyldem “Papier Ścierny”. Mieszka we Wrocławiu.
fot. Wojciech Chrubasik


Comments


bottom of page