top of page

Tadeusz Zawadowski – pięć wierszy



ucieczka z araratu

wymyśliłem górę i nazwałem ją ararat. kiedyś sądziłem
że jest moim ocaleniem. w chwilach zwątpienia
wspinam się na jej szczyt i szukam śladów łodzi
którą tam pozostawiłem. wciąż łudzę się nadzieją
że mógłbym nią powrócić do miejsc które po mojej ucieczce
stały się bezludne. wierzę że na powrót mogą tętnić życiem.
dzisiaj widzę jak po opadnięciu wody ziemia wokół mnie
pustynnieje. stare drzewa umierają
jedno po drugim.


gałąź

kolejna bezsenna noc. patrzę w gwiazdy. zbyt wiele
by policzyć. są za odległe by stały się
namacalne. tylko gałąź za oknem jest realna.
uchyla się pod dotykiem mego spojrzenia i co chwila
puka lekko w szybę jakby chciała mnie wyprowadzić
z tego mieszkania w krainy mego dzieciństwa. cichutko
otwieram okno i podążam za nią kalecząc stopy

o wieczność.


odleciały żurawie

nieopodal domu urządził sobie legowisko niewielki staw.
wieczorami w jego sierści zbierały się żaby i głośno
plotkowały o miejscowym ptactwie. obok
przysiadł na cembrowinie studzienny żuraw
i przysłuchiwał się ich rozmowom. czasem tylko
zamachnął się zardzewiałym wiadrem
płosząc coraz bardziej zacierające się
w pamięci obrazki
z dzieciństwa.

dziecięce zabawy


moje rzeki

płyną przeze mnie rzeki wraz z rozlewiskami. nazywam je
wzruszeniami. próbuję ujarzmić zaporami słów których
nie buduję z wielkich liter. tylko małe jest prawdziwe.
kryje się w dłoniach jak pisklę które dopiero ma wylecieć
w świat. to przed nim odkrywanie nienazwanego.
moje rzeki to one prowadzą mnie
do źródła.


powrót do domu
                                                pamięci Mamy

wiem że już tam czeka na mnie z obiadem.
pachnie zupą szczawiową i pękiem świeżo ściętych
narcyzów. a ja jak zwykle się spóźniam.
jakbym nie zdążył dorosnąć
nauczyć się mowy zegarów.


titanic

znowu płynę tytanikiem. mam nadzieję że w końcu
uda mi się rozminąć z fatum i dopłynąć do brzegu.
wielokrotnie wsiadałem na jego pokład jednak
za każdym razem rozbijałem się o górę lodową
ludzkiego zwątpienia. zaczęto uważać mnie
za szaleńca. jednak moja kapitulacja oznaczałaby
że uwierzyłem w nieodwracalność zdarzeń

i własną śmierć.


na skraju

nie wiem jak znalazłem się w tym parku skoro od dawna
on nie istnieje. jego ślady ukryte są w sepii starego
albumu. kiedyś znałem tu niemal wszystkie
tajemnice skrywane pod rozłożystymi
drzewami. miłości do grobowej deski tak wtedy
odległej że aż nierealnej. żwirowe alejki wybiegały
na powitanie moich kroków. dzisiaj
patrzę w głąb i widzę tylko samotne drzewo
na skraju drogi.


odlot

odleciały ptaki z mojego ogrodu. stoję pod drzewem
i kreślę orbity ich powrotu. próbuję
naszkicować zarysy skrzydeł. ręka
jednak coraz bardziej chwiejna i kształty niepewne.
lotki nie wytrzymują naporu powietrza i gną się ku ziemi.
śpiew niczym echo odbija się od drzewa które jeszcze
daje schronienie. stoję pod nim i patrzę w niebo.
powoli rozprostowując

skrzydła.








Tadeusz Zawadowski (ur. 1956) – poeta, redaktor, krytyk literacki. Członek Związku Literatów Polskich. Tłumaczony na rosyjski, łotewski, chorwacki, bośniacki, serbski, słoweński, grecki, włoski i angielski. Wydał 17 tomów poetyckich. Od 1981 roku mieszka w Zduńskiej Woli. 

תגובות


bottom of page