14 marca. Strachy na lachy albo powybijane zęby miszy
„On się zemści. Oni się nie zatrzymają. Są już kolejne cele.”
Trochę się naczytałem takich komentarzy w ostatni weekend. Ale każdy dzień, kiedy wojska białoruskie się nie ruszyły z Brześcia, to dobry dzień. To dzień kiedy jest nadzieja, bo jest ruch przez granicę. No bo Węgrzy, którzy próbują udawać Rosję, jak wiadomo nie pozwalają na transfer czegokolwiek sensownego przez swoje granice. Więc zostaje granica z Polską. I ona na razie jest bezpieczna.
Tak wiem, że dwa dni temu putlerowcy zużyli ponad trzydzieści dosyć drogich i nielicznych rakiet, żeby uderzyć na Międzynarodowe Centrum Operacji Pokojowych i Bezpieczeństwa, co jest nazwą wojskowego ośrodka szkoleniowego pod Jaworowem. Tak, tam się szkolili ochotnicy międzynarodowi.
Ale nie ma mowy o przypadkowym ostrzale. "Kalibr" to pocisk samosterujący, broń precyzyjnego rażenia. Taki ruski "Tomahawk" - mocno upraszczając sprawę. Trzydzieści takich pocisków zabiło na poligonie 35 ludzi i raniło 134. Czyli odpowiednik kompanii piechoty.
Nie mówię, że to się nie liczy. Zabici to zabici, ranni to ranni. Ale skoro jest wojna, to popatrzmy na to od strony wojennej. 30 super drogich rakiet, żeby zlikwidować kompanię piechoty. Koszt-efekt? Słabo.
Chodziło o to, żeby postraszyć.
Nie Ukraińców. Oni już stwardnieli.
Chodziło o postraszenie nas.
A ja o tych zębach miszy chciałem coś powiedzieć, bo chyba warto sobie coś wyjaśnić na spokojnie i zimno. Oczywiście misza ma broń biologiczną, chemiczną, jądrową, ma rakiety, ma okręty i siły lądowe około 800 tysięcy etatów na papierze.
No, ale etaty etatami, a liczy się to, co wojsko może wyprowadzić w pole. Struktury, jednostki.
Przez dwadzieścia lat armia putlerowska w pocie czoła reorganizowała się do nowych zadań i tworzyła nowe struktury i przestawiała się na organizację tak zwanych Batalionowych Grup Bojowych albo inaczej Taktycznych.
Taka grupa bojowa to nie jest dawny batalion czyli około tysiąca piechoty. To coś więcej. To dawny batalion, ale wyposażony i skompletowany tak, że może działać samodzielnie. Czyli posiadający jednostki wsparcia, łączności, kompanię pancerną, własną artylerię, saperów, medyków, własną kolumnę zaopatrzenia i jednostkę p.lot. Coś co kiedyś przysługiwało jednostkom zwanym w nomenklaturze wojskowej - wielkim - czyli poziomu co najmniej brygady-dywizji.
Taką jedną grupę - na ile czytam mądrzejszych ode mnie - na wypadek wojny wystawia na przykład cała Brygada. Zostają po wystawieniu w takiej brygadzie inne oddziały, ale już częściowo ogołocone z tego, co na wojnie ważne czyli sporej części jednostek wsparcia i logistyki.
Nadążacie jeszcze? No to dalej o tych zębach miszy.
Rosja to wielkie państwo, bo jak wiadomo od wieków, ciągle bierze pod ochronę, broni się lub broni innych i dlatego jest największa terytorialnie na świecie. Samochodu osobowego który by chciał kupić Francuz, Amerykanin czy Fin nie umiała wyprodukować, ale kilka mitów - owszem. Na przykład o tym, że zawszę się broni i w kółko jest atakowana.
No i ta wielka Rosja w 2021 roku kosztem wielu lat pracy i wyrzeczeń miała według analityków 168 takich Batalionowych Grup Taktycznych.
Wyobraźcie sobie te grupy jako klocki, podstawowe elementy układanki, narzędzia którymi się wojuje. To te żetony na mapach.
Nie mogła wszystkiego rzucić na Ukrainę, bo jest wielka i w wielu miejscach na świecie mało lubiana.
Więc wiadomo, że
- coś musi zostawić na granicy z Chinami,
- coś na Kaukazie,
- coś na Sachalinie i w okolicach Kuryli,
- coś pod Moskwą, jakby ukochany lud po zamknięciu instagrama się zbuntował nieco za bardzo
- i coś pod Petersburgiem, bo wiadomo, stolica inteligencji też coś może wymyślić.
Na marginesie - Ukraina z kolei może zmobilizować wszystko co ma przeciwko Rosji, a jest mniejsza, przede wszystkim się broni i mobilizuje się szybciej.
Zatem wielkie imperium na Ukrainę przygotowało 117 Batalionowych Grup Taktycznych. To jest około 70% samodzielnych jednostek. 70% dostępnych klocków.
Do 10 marca zdolności bojowe utraciły 22 takie grupy - oczywiście według rozlicznych centrów analitycznych. Do wczoraj liczba wytrąconych z powodu strat BGT wzrosła do 33. W tym 13 trzeba odtwarzać od zera, bo nie tyle zostały rozbite ile wybite. To jakieś 28% użytych sił. Klocków.
Taką grupę szkoli się latami. Nie da się jej zastąpić realnie w ciągu kilku dni wcielając dwa tysiące rezerwistów i rozdając im kałachy. To znaczy na papierze - można. Można nawet taką jednostkę stworzoną na papierze realnie pognać na Ukrainę.
I patrzyć jak rosną stosy trupów. Bo jej skuteczność będzie cieniem dawnej BGT.
Nie bardzo też można ruszyć żelazne rezerwy pozostałych BGT bo - patrz wyżej - Rosja nie może odsłonić się na Kaukazie gdzie ma protektorat w Abchazji i Osetii i ma Czeczenię, która jak zobaczy że car słabnie to może znowu zmienić front. Tak na przykład.
To stąd stagnacja na froncie - nie ma zbyt wielu doniesień o nowych bitwach, death roll nawet ten ogłaszany przez Ukraińców, też stoi w miejscu. Putlery się przegrupowują od tygodnia i nic z tego nie wynika. Ruskim brakuje chwilowo klocków, żetonów do gry.
Także gdyby misza chciał sięgnąć po więcej - to musiałby najpierw pójść do dentysty i wprawić sobie nowe zęby, bo jednej trzeciej z nich nie ma. I dzień w dzień traci kolejne.
I dlatego tak naciska na baćkę. Dwa dni temu, jak pewnie wiecie, rosyjskie samoloty ostrzelały znad terytorium Ukrainy miejscowość Kopanie na Białorusi, żeby dać Łukaszence pretekst do ataku, ale baćka coś się nie spieszy. Ma swoje powody.
Dlatego na chybcika putlerowcy robią zaciąg w Syrii, Libii płacąc żołd po kilkaset dolców za łebka, żeby tylko uzupełnić straty i znowu ruszyć.
A tymczasem, skoro nie mają jak ruszyć i dostali wpierdol, czego nie za bardzo potrafią ukryć - strzelają do bezbronnych, bombardują miasta, szpitale, szkoły, bloki mieszkalne. Ale robią to tylko dlatego, że chwilowo, albo na dłuższy czas - już nic innego im nie zostało. Pytanie czy szybciej przyjdzie do nich kompletny kolaps, czy Ukraina nas jeszcze czymś zaskoczy czy zgodnie z wielowiekową tradycją dworzanie ubiją cara i nowy car postanowi się dogadać.
Pomyliłem się już dwa razy w moich rachubach:
- raz, kiedy uznałem, że cała ta koncentracja wojska trwa zbyt długo i jest zbyt kosztowna na wojnę i raczej to rodzaj brudnej spekulacji na zwyżkę cen surowców na których Rosja zarabia;
- dwa, kiedy po pierwszych kilkunastu godzinach bałem się, że nie będzie kogo wspierać za dwa dni.
Dlatego nie podejmuję się przewidywania, ile to jeszcze potrwa i jakim zakończy się wynikiem.
Na pewno Rosjanie będą straszyć, strzelać rakietami coraz bliżej granic, dzwonić często do swojego przydupasa - niejakiego Orbana, chociaż już sami zaczynają się gubić. Zwróciliście uwagę że Ławrow nawet nie zaprzeczał temu, że zbombardowali szpital położniczy w Mariupolu? Wydukał tylko, że tam faszyści byli.
No, pewnie nienarodzeni jeszcze.
Piekło na ciebie czeka Siergiej.
Wojna się łatwo nie skończy.
Ani szybko.
A ruskie będą straszyć.
Ale jak to mówiła moja święta prababcia Sabina, urodzona w 1900 roku w Kołomyi pod panowaniem Cara Aleksandra (zmarła w 1990 r. w wolnej Polsce):
– nie strasz nie strasz, bo się zesrasz.
16 marca. Trudne rozmowy z Tymoteuszem
- Tato, a co tu jest napisane, co mówi ten kosmicny okrencik?
- Żeby ten duży sobie poszedł do siebie bardzo szybko
- On jest ukraiński?
- Tak
- A narysujemy dzisiaj rosyjski zamek?
- Nie
- A dlacego?
- Nie mam ochoty rysować rosyjskiego zamku
- Bo jest wojna?
- Tak, synku bo jest wojna i Rosja napadła na Ukrainę, a tam mam znajomych i teraz na nich spadają bomby, ktoś do nich strzela.
- A cy to powód, zeby nie rysować rosyjskiego zamku?
- Teraz, dla mnie tak, kiedyś może narysujemy rosyjski zamek
- I będzie piękny?
- Bardzo bym chciał
- A cy Rosja jest piękna?
- Pytasz o kraj, zamki, ludzi?
- No ... tak o wsystko
- Nie wiem, bo nigdy w niej nie byłem, ale zawsze chciałem pojechać.
- To dlacego nie pojechałeś?
- Bo najpierw byłem za młody, żeby samemu jechać, a potem obiecałem sobie, że pojadę jak przestanie rządzić zły Putin i Rosja będzie przyjaznym dla sąsiadów krajem wolnych ludzi
- I nie udało się?
- No, od dwudziestu dwóch lat nie udało się.
- Tato, to ile tych krajów chce ten Putin?
- Nie wiem synku, bo nie wiem co on ma w głowie
- Ja myślę ze pienć, bo tak - Ukraina Litwa Łotwa Estonia i Polska
(małe paluszki zgięte w kułak prostują się przy kolejnej nazwie kraju aż cała rączka wreszcie jest wyprostowana, proste)
- A co będzie jak Rosja wygra z Ukrainą Tato?
- Może się zdarzyć tak, że wtedy po pierwsze Ros nie będzie miał gdzie wrócić, a po drugie – Rosja może napaść na nas.
- A dlacego?
- Nie wiem synku, zło nie ma sensu.
- A jak wygra Ukraina, to napadnie na Rosję?
- Właśnie nie, bo Ukraina się tylko broni, broni swoich granic, dla Ukrainy wygrać to znaczy wypchnąć wroga ze swojego kraju i żyć w spokoju dalej i tyle.
- A jak Rosja na nas napadnie to co?
- To pojedziecie z Mamą, Babcią i Niunią do Berlina do mojego przyjaciela, on już wie, że w razie czego ma Was przyjąć jak swoją rodzinę, a ja tutaj zostanę.
- A ja nie mam zamiaru nigdzie jechać.
- Póki jesteś dzieckiem nie będziesz decydował synku. Gdyby wojna wybuchła – to miejsce dzieci i kobiet jest w bezpiecznym miejscu. A mężczyźni zostają. Tak to już jest.
- Nigdzie nie pojadę.
- Na razie nie musimy się bardzo martwić, bo ja myślę, że Ukraina wygra.
- Ja tes.
(Rysujemy dalej, ja robię tło, synek uzupełnia ufoludami, potworami wesołymi i smutnymi, wampirami, paszczakami i niepaszczakami)
17 marca. Kłąb
Są chwile, kiedy nie wiadomo co powiedzieć, kończą się słowa i zostają jakieś wiązki obrazów, przebitki tego, co już kiedyś było, czego doświadczyła zbiorowość, której jestem częścią i co w krwawym spazmie solidarności zlewa się z tym, co sam widzisz.
W tym kłębie, chmurze, obłoku dymu, krwi, słów klątwy wiruje opis z klasztoru Benedyktynek Sakramentek w Warszawie 31 sierpnia 1944 roku:
"Po południu o trzeciej nieszpory, jak zwykle w czwartek, o Najśw. Sakramencie, potem kompleta, w czasie której nalot. Aeroplany krążą bez końca nad samym kościołem, nie zrzucając jednak bomb. Pomimo to mężnie mówimy kompletę: Sub umbra alarum tuarum protege nos [Pod cieniem skrzydeł Twoich osłoń nas], potem cudna oracja Visita nos [Nawiedź nas], błogosławieństwo i w końcu Salve Regina [Witaj, Królowo]. Z jakim uczuciem odmawiałyśmy tę przepiękną antyfonę, będącą chyba najlepszym przygotowaniem na godzinę śmierci!
Warkot aeroplanów nieco przycichł, jakby się oddalił, z uczuciem pewnej ulgi, lecz zawsze w poważnym skupieniu, siostry otoczyły wieńcem tabernakulum i rozpoczęły adorację wynagradzającą. Zwykle, gdy bombowce warczały nad nami, odmawiano wspólnie jakieś błagalne modlitwy, dziś przeciwnie – zapanowała wielka cisza, pełna powagi śmierci.
Nagle straszny wstrząs, ciemność, krzyk ludzki i wołanie komendanta: Spokojnie, Państwo, to tylko filar!
Pomylił się biedny komendant. Nie był to filar, ale całe sklepienie kościelne zapadło się z cichym poszumem, grzebiąc pod swymi gruzami nasze zakonnice i do tysiąca cywilnych osób."
I te słowa, spokojnie, to tylko filar. Dlaczego to zdanie zostało z tylu lat lektur. Bo takie zwykłe, typowe, bezbronne słowo w obliczu zagłady. Zagłady, która przychodzi ot, tak bez wielkiej zapowiedzi.
Z szumem walą się cegły, tony pyłu, które były ścianami, stropem.
O tym pisali ludzie, którzy byli świadkami działań kacapskiej armii w Syrii. Oznaczyć coś znakiem czerwonego krzyża to było, jak stworzyć dodatkowy celownik. Najpierw atakowali budynek. Odczekiwali godzinę dwie i kiedy mijał szok i pojawiały się słynne "Białe hełmy" bombardowali drugi raz, żeby pozabijać ratowników i lekarzy, żeby ludzi nie miał kto ratować następnym razem.
Gdzieś grzmi Mickiewicz, że zemsta, zemsta na wroga, z Bogiem albo i pomimo Boga. I brzmi bardziej niż się myśli, bo to gdzieś w żyłach nie w głowie.
Chociaż łapię się na instrumentalnej myśli, że przydałby się ten bóg do jednego, jako ten sędzia, przed którym na ziemi ci zbrodniarze nie staną. Jako stwórca piekła, w którym powinno się znaleźć jednak jakieś miejsce.
Chociaż czuję ten absurd bo ja jestem tutaj a oni, one giną tam. Cokolwiek nie zrobię czuję się śmiesznie, chociaż wiem, że nie wolno nawet tak myśleć. Z oniemienia trzeba się wyrwać i dalej robić swoje tak, jak one i oni tam. Być z nimi tutaj i tam najlepiej jak potrafię.
Na pohybel bestii.
Jadę do pracy rano, stoję w kroku, kierowcy patrzą zdziwieni a ja śpiewam, fałszuję i płaczę. Płaczę, milknę i znowu śpiewam, jakby ten mój śpiew, rwanym płaczem mógł cokolwiek zmienić, kogokolwiek uratować, komukolwiek dodać sił.
Wywlekli pudła z blachy,
Natkali kul do luf
I straszą – sami w strachu
Strzelają do ciał i słów.
Zabrońcie żyć wystrzałem!
Niech zatryumfuje gwałt!
Nad każdym wzejdzie ciałem
Pamięci żywej kształt.
Choć słońce skrył bojowy gaz
I żołdak pławi się w rozbojach,
Wciąż przed upadkiem chroni nas –
Zbroja
(Jacek Kaczmarski, "Zbroja")
Nic innego mi przez gardło dzisiaj pewnie nie przejdzie.
Jadę, śpiewam, płaczę, płaczę, jadę, śpiewam mimo, że powinienem stanąć, cały świat powinien stanąć
na sekundę.
17 marca. Anioły słusznej pomsty
Przygniotła mnie ta wiadomość z Mariupola. Jeden kłąb w którym są obrazy, gniew, emocje,
ale brakuje słów. Nie miałem siły pisać o niczym, a dzisiaj rano myślałem tylko o tym.
Myślałem intensywnie oraz intencjonalnie. Możecie nazwać to modlitwą. Aż przyszła wiadomość, że ze schronów pod Teatrem w Mariupolu wyciągają żywych. Oczywiście - pewnie nie wszystkich. I oczywiście, dopóki Mariupol jest oblegany - wyciągnięci spod gruzów w jednym miejscu, mogą zginąć w innym.
Ale skoro jest nadzieja - uznałem, że jednak trzeba dbać o braci i siostry swoich, trzeba wspierać dobrym słowem gdy nadzieja zawodzi. I skoro ktoś czyta co ja tutaj piszę
- to pisać, nie oddawać pola rozpaczy.
Niech rozpacz zamienia się w gniew.
W modlitwę do aniołów słusznej pomsty.
Wczoraj i przedwczoraj ukraińska artyleria ostrzelała lotnisko w Chersoniu, zajętym przez putlerowców.
Putlerowcy już raz byli ponoć ostrzelani na tym lotnisku, stracili sporo sprzętu, ale niczego się nie nauczyli.
Znowu zaparkowali helikoptery w rządku, w jednej linii, niczym ich nie osłonili, nawet za bardzo nie rozśrodkowali.
A tu niespodzianka! Jeb!
Ukraińska arta jeszcze żyje, ma amunicję i umie strzelać.
Pożar widać było z kosmosu. Policzono od siedmiu do szesnastu płonących jednostek sprzętowych i coś co wygląda na zbiorniki paliwa, bo strasznie kopci.
Do piekła.
Ten ostrzał był możliwy, bo Mikołajów został wyraźnie odciążony - zagony kacapskie na północ od miasta zostały odparte lub zniszczone pod Wozniesieńskiem - rzućcie okiem na mapę.
Zagrożenie zniknęło, można było trochę sił i wsparcia zużyć do aktywnej obrony. Bo strzelała arta spod Mikołajowa gdzieś, stamtąd, podobno.
Wczoraj zginął piąty generał rosyjski w tej wojnie.
Pytacie jak oni giną?
No jak łączność i morale do dupy, to dowódca musi objeżdżać podległe jednostki, powyzywać, mordę sprać, sprawić, żeby podwładny bardziej się bał jego niż wroga.
A kacapy nie panują nad terenem, tylko nad drogami, węzłami drogowymi, ryglami.
Kiedy zatem jedzie taki generał - wystarczy cynk, a zdaje się, że wymiana wiadomości i informacji leci dzięki NATO w czasie rzeczywistym. Jak jest cynk - można spróbować zadbać, żeby na trasie był ktoś, kto umie dobrze strzelać. Na przykład snajper, albo dwóch. Także już pięciu sługusów putlera poszło do piekła, tam gdzie ich miejsce.
Gdyby ktoś miał wątpliwości czy NATO pomaga - to ta przedziwna koincydencja, która sprawia, że dziesiątki razy niewielkie ukraińskie grupy uderzeniowe są dokładnie tam gdzie powinny być i w czasie, który jest najlepszy, jest dowodem, chociaż nie wprost.
Wczoraj też specjalne siły ukraińskie uwolniły uwięzionego przez putlerowców mera Melitpola.
Operacyjnie nie ma to żadnego znaczenia, niby. Ale w zestawieniu z ginącymi generałami putlerowskimi daje klarowny komunikat. Swoich nie zostawimy. Wroga ubijemy.
Armia putlerowska ciągle odmawia przyjęcia zwłok swoich poległych, a zebrane ciała likwiduje w krematoriach.
Raportowanych jest wiele lokalnych kontraataków przeprowadzono w rejonie Sum, Ochtryki, Charkowa, Czernichowa, uderzono na skrzydła tego ramienia kleszczy, które próbowało wedrzeć się do Kijowa od wschodu od Browarów i Boryspola.
To wschodnie ramię jest strasznie długie i chude, oparte o dwie drogi. Łatwo to przeciąć, tylko czy Ukraina ma jeszcze zapas niezbędnej siły i krwi? Bo bezkrwawo to na pewno nie idzie.
W tej wojnie może nie być wielkich "kotłów". Armia agresora może wykańczać się w dziesiątkach takich pozornie nieskoordynowanych, szarpanych, na poły partyzanckich uderzeń. Dziesiątki małych kotłów, zdezorientowanych pododdziałów w stepie. Być może.
Mariupol ciągle walczy. Liczba ofiar cywilnych w tym mieście przekracza już podobno 20 tysięcy. To więcej niż liczba cywilnych ofiar oblężenia Warszawy w 1939 roku.
Kolejny poranek kiedy granica białoruska pozostaje spokojna. Zaopatrzenie może iść przez polską granicę.
Chiny kolejny raz podkreśliły że nie wezmą udziału w działaniach przeciwko Ukrainie, chociaż co sprzedają pod stołem - nikt nie sprawdzi.
Japończycy drugi raz w ostatnich trzech tygodniach przypomnieli Rosji, że nie bardzo uznają jej okupację Kuryli, a i co do Sachalinu to nie są zbyt przekonani.
Rosjanie mimo wyżywania się na celach cywilnych i wdarcia się miejscami głęboko w Ukrainę nie osiągnęli żadnego strategicznego celu wojny. Nie osiągnęli swobody i panowania w powietrzu. Utracili inicjatywę operacyjną na północy i wschodzie. Na południu jedyne co potrafią to katować Mariupol.
Świat szepcze o rozejmowych warunkach wyrażonych ezopowym językiem putlerowskiej propagandy. Myślę, że Ukraina się na to nie zgodzi. Polska by się zgodziła. Ale z Ukrainą może być inaczej.
Pamiętam po krwawych pierwszych próbach stłumienia Majdanu, w lutym 2014 roku - był projekt ugody, jakiegoś kompromisu, mnie się wówczas na odległość wydawało, że rozsądnego, lepszego niż dalszy rozlew krwi. Ale Majdan powiedział Janukowyczowi - йди геть.
Myślałem wtedy, oni oszaleli.
A oni po prostu czuli swoją siłę i nie chcieli jej zamieniać na układanie się z kimś, kogo już mieli za mordercę swoich, za bandytę. I Janukowycz musiał uciekać. Majdan wygrał.
Bardziej to czuję niż rozumiem. Tę atmosferę demokracji opartej na wiecu wolnych kozaków.
Jak Majdan czegoś nie chce, to tego nie będzie. Majdan, jak wielogłowy, świadomy stwór.
Nie wiem tego na pewno, ale każdy ukraiński dowódca, który teraz by powiedział, siądźmy do negocjacji mógłby mieć kłopoty z subordynacją podwładnych.
I śnię o odsieczy Mariupola.
I o aniołach słusznej pomsty,
o ile te istnieją,
oby prowadziły pewnie ręce i oko
obrońców
oby sprawiły by się nie zawahali
gdy będą odsyłać zło
tam
skąd przyszło
do piekła.
Radosław Wiśniewski (ur. 1974) – animator, promotor literatury piszący wiersze, prozę, wyżywający się publicystycznie pracownik hurtowni urządzeń niskoprądowych.