Z jednej strony wychodzi na to że nie czekali, ruszyli szybko. Z drugiej strony jakby wszystko u nich
za wolno. Pisałem, że na moje wyczucie koło piątku soboty wycofane eszelony orków spod
Czernihowa i Kijowa powinny pojawić się na łuku donbaskim. A z tego co dociera - a do mnie dociera niewiele. Tlą się pola walki koło Chersonia - na wschód i północ i południe od niego. Do odbicia miasta chyba daleka droga, ale tam się coś dzieje. Niektórzy pokazywali, że z Charkowa od północy coś się rusza na dopiero co zajęte Izium.
Kiedyś historycy wydadzą atlasy, mapy i wszystko albo bardzo wiele będzie wiadomo. A teraz
wiadomo mniej. Wiadomo, że orkom się spieszy, żeby 9 maja ogłosić kolejne zwycięstwo nad
faszyzmem.
Chyba, kurwa, swoim.
Ćwierkają wróbelki, że po niewielkiej, prawdopodobnie, partii czołgów T-72 z Czech, teraz od nas
pojedzie ich setka, niewiele, ale zawsze coś.
Nie, te czołgi nie zdążą pewnie do Donbasu w tym tygodniu, ale pomogą może wystawić jakieś
świeże siły po bitwie na łuku donbaskim, czymkolwiek ta bitwa się nie skończy.
Z Mariupola ciągle wyciekają jakieś nagrania z których wynika, że broniący się tam mają ciągle czym
strzelać, jeździć i jak nagrywać to wszystko z dronów.
Śni mi się szarża Rohirrimów na orki oblegające Mariupol. Śni mi się co noc, chociaż budzę się i na
pytanie żony czy coś mi się śniło mówię że nic, bo śnię na jawie. 90 kilometrów w linii prostej, 144 po
linii drogi z Hulajpola. Głowa pęka.
W nocy oglądałem niezliczoną ilość pogrzebów ukraińskich żołnierzy. Nie umiem się otrząsnąć z tego
kontrastu. Kiedy żołnierz wraca do domu, jedzie za nim konwój, ludzie stają przy drodze, klęczą,
modlą się, mrugają światłami. Żegnają wojownika.
Tamci nie zbierają nawet ciał.
Kolega napisał w konwersacji, że człowiek stał się człowiekiem kiedy wymyślił pogrzeb, pochówek,
gest który nie ma żadnego praktycznego znaczenia.
Kiedy tak patrzyłem na te pogrzeby, kiedy migały mi zdjęcia z Buczy, kiedy rano przeczytałem o
izbach tortur, o kolejnych miejscowościach z masowymi grobami po zaledwie kilku tygodniowej
obecności orków, coś mi pękło w głowie po raz kolejny.
Nie rozumiałem kiedyś, całkiem niedawno, jak można zestawiać ikony z uzbrojeniem. Jak można
modlić się za powodzenia naszych.
Ale po Buczy, Irpieniu, Kramatorsku nie mam już tych wątpliwości.
I zwyczajnie cieszy mnie, że wśród tych ikon jest też nasz, polski "piorun".
Cichcem modlę się do świętej Stugny, błogosławionego Javelina, do Pioruna i N-lawa,
nie opuszczajcie naszych braci i sióstr
bierzcie pomstę
Niech to czego nie wiem i nie widzę
będzie spełnioną nadzieją.
Kwiecień 2022. Nie pokonasz opowieści, nie ma mowy
Brakuje nowych wieści o przesunięciach na Łuku Donbaskim. Wiadomo że gracze się przegrupowują,
przestawiają.
Nie wiem czy nie będzie jak z tym konwojem a północ od Kijowa, co jechał i jechał i jechał i nie
dojechał.
Nocą, nawet jeżeli sobie postanawiam, że pójdę spać o czasie to jeszcze siedzę, ostatni raz sprawdzam
serwisy i strony gdzie mogą pojawić się nowości, przeglądam filmy, czy są jakieś nowe z nowych
miejsc.
Tak, to jest czuwanie.
Jakby z mojej bezsenności miało cokolwiek dla Nich wyniknąć. Moja bezsenność nikogo nie
uratowała, nikogo nie ocaliła, nikomu nie pomogła sprawniej zarepetować broni, sprawniej
wymierzyć. Ale nie umiem inaczej, więc tak, czuwam.
I jak nie mam nic do roboty to odsłuchuję jeszcze raz piosenki tej wojny. Bayraktar, „Ruski idinachuj”
na melodię „we will rock you” Queenów, Kiyv Calling na melodię The Clash, "Nas rozjebali zdies w gawno", osiemset pięćdziesiątą wersję "Czerwonej Kalyny" i zmiksowanego Andrija. Ten najbardziej znany miks Floydów wcale nie jest najlepszy, Raczej gest niż wartość artystyczna.
To artyleryjska nawała w internecie, która zostawia to pole dla naszych. Onuce nie potrafią nawet
jednej setnej tego co nasi. Nie potrafią zaśpiewać ani ładnie, ani wulgarnie, ani śmiesznie. Nie potrafią
w grafikę, rysunek, malarstwo, klip video.
Kojarzycie ukraińską lekką piechotę tańczącą w stepie? Nie chodzi o to, że wojna jest tańcem. Chodzi
o to żeby pokazać, że się nie boisz.
Pamiętam taki film z Jeanem Belmondo, w którym w jakimś momencie, akcja ma miejsce w nocy -
zaczyna śpiewać w lesie. Pyta go ktoś czemu śpiewasz, a on mówi - bo jak śpiewasz i twój wróg
usłyszy że śpiewasz, to myśli, kurde, nie boi się bo śpiewa i wtedy twój wróg zaczyna się bać.
Tamci przegrali na opowieści, na skojarzenia, na obrazy i memy, zanim wojna się zaczęła. Już weźmy
to tolkienowskie, nośne dla globalnej kultury zrównanie z orkami. Dehumanizujące, no pewnie, ale
czy ktoś ma zamiar humanizować morderców z Buczy, Iprienia, Mariupola, Kramatorska? Sądy? A
ktoś słyszał w ostatnich 100 latach, żeby jakikolwiek rosyjski zbrodniarz został osądzony przez
jakikolwiek międzynarodowy trybunał za zbrodnie wojenne?
Także tak. Orki. Orki i tępa, agresywna propaganda pełna gróźb, wyzwisk, absurdów o barszczu
ukraińskim, narkomanach u władzy. Zero wyrafinowania i dystynkcji.
Twórczość jest domeną ludzi, którzy czują się wolni. Tylko wolni ludzie potrafią przekraczać progi,
grać konwencją, puszczać oko, bawić się dyskursami, swobodnie je podmieniać, tańczyć, śpiewać a
nawet się śmiać, mimo że burza huczy wokół nich. W najgorszej kurzawie krwi - mieć tyle wolności,
żeby zaśmiać się tamtym w twarz, zaśpiewać jak ten Belmondo w środku nocy w lesie.
Wolni ludzie kontra orki.
Tak pomyślałem kiedy zobaczyłem stworzone przez Natalię Leschenko - dziewczęce personifikacje
miast, które nie poddały się najazdowi wszystkie w stylu anime. Nie znam się na anime. Ale dziesiątki
milionów ludzi na świecie to rozumieją, poznają czy coś jest zrobione dobrze czy źle.
Mnie się wydaje, że te prace Natalii Leschenko są co najmniej poruszające.
Powiecie jakie to ma znaczenie - ta miażdżąca przewaga w twórczości?
Powtórzę co już kiedyś napisałem. Wojownika możesz fizycznie zabić, jak pokazują liczne przykłady
z dziejów ludzkości. Opowieści nie masz jak zabić. I cokolwiek by się na froncie nie stało - opowieść
potężnieje z dnia na dzień. Nikt ich nie pokona ani nie podbije, nie ma szans. Za późno.
Kwiecień. Biedna Europa patrzy na Mariupol
It's the stuff, it's the stuff of country songs
But I guess it was something to go on
Hey, if God will send his angels
I sure could use them here right now
(U2, "If God will send his Angels")
Jeżeli tamci to orki, to powinniśmy być świadkami szarży Rohirrimów, prawda? Tylko, że to
metafory, metafory - a życie to co innego.
Mariupol, Mariupol.
W linii prostej 97 kilometrów do linii stanowisk ukraińskiej armii. 144 po drodze. Żeby go
odblokować pewnie trzeba by było użyć korpusu zmechanizowanego.
A skąd go wziąć gdy wszystko ściąga na Donbas?
I jeżeli w Donbasie zrobi się kocioł, to rozpędzona maszyna potoczy się dalej na Dnipro i - tak, tak
znowu na Kijów, ale południowego wschodu.
Żeby tam poszła szarża Rohirrimów - Europa wcześniej musiałaby wysłać Ukrainie dużo czołgów.
Niemcy dzisiaj zaoferowali 60 czołgów Leopard 1A5, typ nieznany Ukraińcom, z amunicją, której nie
mają ani nie mogą zdobyć na wrogu, z pancerzem, który 40 lat temu uważany był za papierowy.
No i za miesiąc mogliby przekazać pierwsze egzemplarze. A za trzy miesiące - wszystkie
sześćdziesiąt. A tu potrzeba dwustu, zaraz, z wyszkolonymi załogami.
To już lepsze te nasze, czeskie i słowackie T-72. Ale za mało i za późno.
Biedna Europa patrzy na Mariupol.
Czy patrzy tam papież Franciszek? Może już warto byłoby go zacząć też pisać z małej litery? Tak,
zaproponował, żeby krzyż pański w drodze krzyżowej niosła rodzina rosyjska i ukraińska. Tylko nikt
nie rozumie co grozi i czym strasznym płaci za tę wojnę rodzina rosyjska? Ktoś spalił żywcem mamę?
Ktoś utopił Saszkę w rzece jak uciekał z babcią? Ktoś zgwałcił synka na oczach mamy przywiązanej
do krzesła w miasteczku Bucza?
Nie. To się wydarzyło - by podtrzymać tę metaforę - rodzinie ukraińskiej z rąk rodziny rosyjskiej.
Dlaczego zatem razem mają nieść krzyż?
A może patrzy tam Paolo Cohelo, wielki rycerz światła i mądrych mądrości ludowych? Czy może w
opowieści o zbombardowanym szpitalu, teatrze, dworcu dopatrzy się rusofobii?
W filmie, który dostałem za pośrednictwem znajomych obrońcy Mariupola mówią o walce do końca,
o wierności, o tym że Europa i Ukraina razem.
Niech to wybrzmi przez chwilę.
Popatrzcie na ich zamazane twarze.
Jeden chłopak macha do obiektywu, drugi pokazuje zaciśniętą pięść.
Wierzą w to, że ich walka dalej ma sens.
W Mariupolu w którym zostało 120 tysięcy mieszkańców z 450 tysięcy przed wojną. Większość
uciekła. Około 20 tysięcy zginęło. 80 albo 90% domów jest zniszczonych lub uszkodzonych.
W Mariupolu, w którym miało wczoraj dojść do ataku chemicznego sarinem. Informacja
niepotwierdzona. Ale pasowałby.
Pisałem, że użycie broni chemicznej jest obosieczne i w polu - pozbawione sensu? No tak. Napisałem.
Ale żeby się znęcać nad jakimś oblężonym, dającym się wydzielić zwartym obszarem zabudowy, jak
dzielnica miasta - w sam raz.
Szczególnie kiedy jest 97 kilometrów w linii prostej do posterunków armii ukraińskiej a 144 po
drodze. Świadków brak. Zawsze można propagandowo ograć po raz sto pierdylion osiemnasty, że tam
jest "Azow" a wiadomo, "Azow" to "Azow".
A tam w Mariupolu ciągle są ludzie, którzy zaciskają pięść i mówią o walce do końca.
Patrzę i czytam codziennie analityków przesuwających linie na planie miasta, w którym nigdy nie
byłem i już pewnie nigdy nie będę.
Patrzę na tę niebieską strzałkę na wschód od Hulajpola. Nie posunęła się ani o kilometr od tygodnia.
144 kilometry po drodze.
Ci idący od Mikołajowa musieliby najpierw zająć Chersoń, przejść Dniepr, żeby ich walka wywarła
jakiś wpływ na sytuację pod Mariupolem.
Mariupol ginie, a my patrzymy na chłopaków oczyma komórki jednego z nich jak mówią, że
wierność, że Europa, że walka do końca.
Dwa dni temu podobno doszło do pierwszego od 45 dni przypadku, że poddała się większa grupa
żołnierzy z Mariupola.
Ktoś z szeregów 36 Samodzielnej Brygady Piechoty Morskiej napisał 11 kwietnia list/meldunek.
Napisał po rosyjsku. Translator tłumaczy z trudem, gubi się składnia. Poprawiam go, żeby brzmiało
lepiej po polsku, miejscami nie rozumiem.
Od 47 dni walczymy w Mariupolu [...]. Zbombardowano nas z samolotów, ostrzeliwano nas z
artylerii, czołgów i innej broni. Odpowiednio podtrzymaliśmy obronę, czyniąc niemożliwe. Ale
wszelkie zasoby z czasem się wyczerpują.
[...] dostaliśmy kiedyś 50 pocisków 122mm (?), 20 min, kilka enlavów i starlink od Elona Muska -
dzięki Elon, przeżył wiele nalotów i nadal pracuje [...] Przez ponad miesiąc żołnierze piechoty morskiej walczyli bez uzupełniania amunicji, jedzenia, wody, wodę wylizując z kałuży i ginąc na pęczki.
Góra rannych stanowi prawie połowę stanu brygady. Ci, którzy nie mają pourywanych kończyn i
mogą chodzić, wracają do linii.
Piechota zginęła, walczą kanonierzy, strzelcy przeciwlotniczy, sygnalizatorzy, kierowcy. Nawet orkiestra.
Umierają, ale walczą. Powoli się kończymy. Mądrzy generałowie radzą zabierać amunicję od wroga.
[...]
Były szanse. Były możliwości, ale ze względu na powolność raportowania w pionie nie zostały one
wdrożone. Nikt już nie chce się z nami rozmawiać, ponieważ jesteśmy spisani na straty. Dzisiaj
prawdopodobnie będzie ostatnia walka, bo nie ma już amunicji. Potem walka wręcz. Potem śmierć
jednych, niewola dla innych.
Drodzy Ukraińcy.
Nie wiem, co będzie dalej, ale naprawdę proszę, abyście wspomnieli piechotę morską dobrym słowem
i bez względu na to, jak dalej się wszystko potoczy - nie mówcie źle o piechocie morskiej.
Zrobiliśmy wszystko, co możliwe i niemożliwe.
Pozostaliśmy na zawsze wierni.
To ja jestem ta biedną, ciulową europą patrzącą na Mariupol.
Ty nią jesteś. W jakimś sensie papież franciszek z małej litery miał rację. Jesteśmy europą, więc
jesteśmy winni. Oni tam, w jakiejś jamie pod ruinami Mariupola wierzą w tę naszą Europę bardziej
niż my sami.
To oni mogli by dyskutować, czy nas przyjmą do swojej wspólnoty,
a nie na odwrót.
Wspólnoty, która ginie w Mariupolu.
Chyba że jednak cud, szarża Rohirrimów.
Europa jako baśń, której nie mam siły im odebrać.
Chociaż na to nie zasłużyła.
Ale oni
tak.
Kwiecień. Energia wychodzi w różnych kierunkach i nie musi wracać
W szumie silnika strzępy rozmowy
Wspólne patrzenie na szosy wstęgę
Ta romantyczna tania sceneria
Co z urzędnika robi włóczęgę
(Jan Krzysztof Kelus, "Ballada o szosie E7")
Tak patrzyliśmy z Małpą w tę szosy wstęgę, na zachodzie gasł dzień, jego furgon mruczał i wyrwało
mi się, że chyba zrobiliśmy, stary kumplu, dobry uczynek.
- No, ani się człowiek nie obejrzy, chwila nieuwagi i, o. - odpowiedział Małpa. Z głośników leciał
jakiś southern country rock, który jest najlepszy na jazdę samochodem na granicy zmęczenia. No, bo
jak mawiał klasyk - czułem, że energia ze mnie wyszła. Dobra energia w dobrym kierunku.
Nie wiem kiedy i jak, ale jakoś od tej czwartej kiedy zajechałem osiołkiem pod bramę biblioteki, do
ósmej, kiedy dziękowałem Nataszy, Tani i Saszy za to że byli z nami w Bibliotece - wyszła ze mnie
energia.
Dlaczego jechaliśmy we dwóch jednym samochodem, chociaż wyjechaliśmy dwoma maszynkami,
zapytacie?
Co z osiołkiem moim, fordem, będziecie dopytywać?
No cóż, nieopatrznie powiedziałem przy osiołku, wyjeżdżając spod pracy, że żeby zarobić na szybko
przed świętami łatwe pieniądze, bo tych jak wiadomo brakuje - to złom wywieziemy z firmy
nazajutrz. Czyli dzisiaj.
Złom z firmy to bywają fajne pieniądze. Kiedyś woziłem też kartony, ale to było mniej opłacalne.
I myślę, że osiołek to usłyszał i się przestraszył, bo zajechałem pod bibliotekę i osiołek zrobił -cyk-
cyk-eeeee i już nie odpalił.
Musieliśmy go wtoczyć na parking i zostawić.
To znaczy poklepałem go po karoserii i powiedziałem, że oczywiście nie, nie zostawię cię osiołku
najwierniejszy z wiernych. Naprawimy ciebie. No ale na święta musisz zostać tutaj.
Małpa powiedział, że tak po prawdzie to on osiołka rozumie, bo też chętnie by na święta został w
Brzegu.
Szczęście, że Małpa miał furgon rodzinny dla całej kapeli i sprzętu, to miałem jak wrócić, nawet nie
sam, a ze sprzętem.
I tak akcja Wolna Grupa Ukraina nas wczoraj bez reszty. Nawet po powrocie do domu i rozładowaniu
sprzętu z furgonu Małpy, czułem jakby kręgi na wodzie, a może nawet sam byłem tym kręgiem.
I to poczucie w domu, że nie czuwałem jak należy, chociaż przecież grając wczoraj - zarazem
czuwaliśmy przecież przy naszych przyjaciołach. Z całych siła czytali my i grali my - mimo, że tu i
tam trafiła się fryta.
Dopiero w nocy rzuciłem się do uzupełniania braków, tak, jakby z mojego czytania, bycia myślami
tam - miało coś wyniknąć.
Doczytałem to, co już wszyscy wiecie, że drugi po "Waslijiu Bykowie" okręt rosyjski, który brał
udział w inwazji na Wyspę Żmij poszedł nachuj.
Grałem w Brzegu z koszulce, której na zdjęciu nie widać, ale zdobi ją cytat z Obrońców Wyspy Węży.
Miła była myśl, że ja tutaj grałem z tej koszulce, a tam ósmy w ogóle, a drugi z tych, które napadły na
Wyspę Węży okręt orków szedł tam gdzie jego miejsce.
Pierwszy jak wspomniałem, korweta w technologii stealth, utrudnionej wykrywalności "Wasilij
Bykow" został nakryty 7 marca salwą niekierowanych pocisków rakietowych "Grad" w okolicach
Odessy. I się zapalił w wyniku pożaru.
Ten drugi okręt, co miał brać udział w inwazji Wyspy nazywa się, w zasadzie nazywał się...
"Moskwa". No i wicera z wieciera "Moskwa" także dostała za swoje i jak to przyznały nawet kacapy
oficjalnie - "doszło do eksplozji amunicji w wyniku pożaru".
Acha, a do pożaru doszło w wyniku zaprószenia ognia przez nieostrożne rozpalenie ogniska w
komorach amunicyjnych?
Tak w ogóle durny wołodia, taki z ciebie pojętny uczeń Adolfa, a nie wiedziałeś, że jak zaczęła się
wojna, to twój mistrz szybko przemianował jeden z okrętów z "Deutschland" na "Lutzow" właśnie po to, żeby nie było głupiej sytuacji kiedy Royal Navy zatopi okręt o nazwie "Niemcy"?
Ukraińscy wojownicy wysadzili też wczoraj most pod Izium. Ale na pusto, mówią żadna sztuka, więc
poleciał most, ale z nim jeden Tigr jakiś Kamaz i coś jeszcze.
Chociaż bywało i tak, że z całego mostu żołnierze trzeciej armii świata potrafili zjechać w bagno. Też
pod Izium, bez wysadzania mostu utopili czołg i dwa transportery.
Mnie się to zdarza w "World of Tanks" jak włączę funkcję "dwa razy R" i pójdę po kawę do kuchni, a
oni potrafią tak na wojnie. Zuchy.
Postępy kacapskie w Donbasie? Zero. No wiecie, przegrupowują się trzeci tydzień.
W nocy widziałem film z Gniezna, 12 kwietnia, 9;23 rano, lory, a na lorach M109 Paladin i wozy
dowodzenia i łączności na podwoziu M113. Zdjęcia naszych T-72M1 też wypływają tu i tam. Z
opóźnieniem, więc pewnie to wszystko już w Ukrainie.
Także kwiecień trzynastego to nie był dobry dzień dla kacapów.
Powiecie że dla mnie też bo osiołek padł?
Nic podobnego. Osiołek nie chciał wozić złomu i chciał żebyśmy sobie z Małpą wrócili furgonem i
pogadali sobie trochę, a nie tylko rozwijamy kable,
zwijamy kable,
pomiędzy tym gramy,
czytamy
i do domu.
Osiołek podarował nam czas.
I jeszcze taka myśl, że nie wiem jak na nazwisko miały Natasza i Tania, które czytały ukraińskie
tłumaczenia polskich wierszy.
Wiem tylko, że z Nataszą się popłakaliśmy dziękując sobie nawzajem, bo nie wiadomo kto komu tutaj
i za co ma dziękować.
To zdanie miało być puentą.
Nie wiadomo kto komu i za co ma dziękować.
14 kwietnia 2022. Krótkie spięcia. Naród w duchu, duch w narodu
Zawsze wsiadam do ostatniego segmentu.
Jadę tylko dwie stacje. Startujemy z Nadodrza, potem Sołtysowice i na Psim Polu wysiadam.
A tu dużo miejsca na stanie. Ławek nie ma. No to stoję.
Ekipa za to jest zawsze.
Remontowo-budowlana.
Piana, piana
czasem stakana.
Tematy wszelkie. W tym głównie poważne. Bo na przykład takie zagadnienie - czy kierownik pociągu
może wyjebać ze składu za samo picie czy za bycie pijanym?
Jak wiadomo nie chodzi tutaj o rozstrzygnięcia ale o spór, który szlifuje urodę wywodu.
Aż żal, że to tylko kilka minut biernego współudziału w dyspucie, więc strzygę uszami zawzięcie. I
nagle słyszę jednego ze starszych ekipy:
- Weeeeeeź kuuurwa nie sieeeej propagandy jaaaak ten kuuurwa cały Putin...
Naród, powiadają nasz jak lawa.
Radosław Wiśniewski (ur. 1974) – animator i promotor literatury piszący wiersze, prozę, wyżywający się publicystycznie pracownik hurtowni urządzeń niskoprądowych.
Comments