Lato na wyspie vol. 2
Oppenheimer buduje w sercu Barbie
bombę z plastiku ogień otula naszą wyspę
różowym dymem oplata suche porty
stąd do morza jest asfalt wylizany gumą
w głębi są myśli wykrzywione horyzontem
niezmiennie udajemy mężczyzn choć
umrzemy kobietą świat to tylko kolorowy
balonik na sznurku z bożych pomyłek
będziemy palić grabić i gwałcić
cudze fajki resztki drobnych
myśli niespokojne miękkie i puchnące
młodość oddaliśmy tym na przystanku
co śpiewali whisky i mówili że
rodzice słuchali i mają szacunek
a koleżanki ich pachniały tak jak
nasze dziewczyny najlepszego lata
nasza droga nie biegła szlakiem
skróty ledwo szelesty westchnienia
niemniej blisko i zawsze cicho
w wielkim błysku plastikowego grzyba
Poprawny
ty już teraz nie jesz mięsa
sumienia świata bez kości
a ja jestem cała w kawałku
wysmażona przyprawiona
na wynos tak jak lubisz
a ty już nawet nie pijesz
nie fermentujesz myśli
ja od dawna wytrawna
mnie od leżakowania
boli cała ta miłość
a ty jesteś już o krok
od oświecenia tak czuły
na wszelką niejasność
ja drepczę za tobą
ślepo zjadając twój cień
C C
niezdolny ale za to inny
święty co nie był aż taki święty
wciąż za mało męskie kobiety
za mało kobieci mężczyźni
wojna co jest już wygrana
zagłada co wisi i nie spada
strachy strachy strachy
mój drogi Paspartou
złe rzeczy od zawsze
mieszkają pod moimi paznokciami
czasem zostawiają ślad na szklance
rodzą się ze śliny i drżenia rąk
nigdy nie odejdą
uklęknij przeproś poproś o więcej
Channel nr 10
głuche miejsca po bombardowaniach
jak przestawienie zegara
cofać się o dwa trzy spacery
leśnym traktem
miny robić na drodze
dla kolejnych wędrowców na siłę
pisać i szczać jednocześnie
być szaleństwem na końcu łańcucha
ślepe miejsca po zachwytach
jak nieme ścieżki
niewybuchy
Popołudnia
nie umiem już drzemać po obiedzie
zmęczony zmęczeniem drżeniem
trącam nerwowo ciszę
myśli przeskakują nie kończą się
znikają kiedyś były linearne
bioproste ekoczułe
dzień trwa i noc trwa czasami
się wydarza pulsując arytmicznie
synapsę zniewala echem
Primum pisces litterae
znów się sobie śnimy na wielkiej łące
członek w milczeniu wskazuje piersi
one sutkami patrzą mi prosto w oczy
a ręce mamy jak spuszczone charty
to są wciągające historie wchodzą przez
nos do mózgu na butach mają naszą ślinę
budzi mnie głowa w kamieniu poduszki
ziemia ciągnie w dół za płuca za serce
ból stoi zdrętwiały w kącie szpitalnego pokoju
olejną farbą ścian listy pisane do ciebie
ciągną się serpentyną czerwonych bandaży
w zamkniętym oknie pływają śnięte ryby
On
Zapytałem czy jest
megalomanem.
Stanowczo zaprzeczył.
Potem godzinę
tłumaczył mi
jakim jest naprawdę.
Comments