top of page

Paweł Orzeł – rutynowy traktat z rajzy pod atol



Nie patrzysz na nic.
Bo i po co?

Nie patrzysz.
On nie patrzy. Ona nie patrzy. Ono nie ma oczu.

Kto puka do twojego mieszkania, kiedy nie ma mnie w nim? Kto?
I kogo nie ma?

Ona patrzy. Ona nie patrzy. Ona patrzy. Ona zadaje pytania i ma wtedy zamknięte oczy:
– Co to za kraj?
– Polska. Niemcy. Francja.
– Chyba jeszcze Włochy.
– Może kiedyś Hiszpania.
Potem kłamie, że południowe wybrzeże Francji jest nie do odróżnienia od hiszpańskiego.
Czy to pewne?
Straszne kłamstwo i bezrozumność.
Zabawne.

Samolot startuje. Lub przynajmniej próbuje to zrobić. W ogóle, co to znaczy startować?
Papieros. Zaciąga się. Prostuje skrzydła. Wydaje wkurwiające plumkające dźwięki. Do tego próbuje zagłuszyć wszystkie nędzne ludzkie odgłosy.
Głosy. Głosy.
Szum.
Papieros. Łyk alkoholu.

Chyba Hiszpania oddala się od nas.

Znowu pukanie. Siedzisz w toalecie. Dziecko krzyczy. Stewardessa nie chciała cię tam wpuścić. I rozmowa z pilotem. Przez pokładowy telefon lub jakoś tak:
– Czy wygląda na wariatkę?
– Czy jest niebezpieczna?
– Czy ma pomysł na siebie?
– Czy rozróżnia błękit i ultramarynę? – bo wiemy, że z żółtym i zielonym ma problemy. I z zielonym i żółtym. Może to taka cicha potrzeba. Może niechęć.
Ale jak wiele można się dowiedzieć przez ten pokładowy telefon.
Cholerny plumkający dzień.
I dźwięk.

– Dzień dobry. Czy jest pani zainteresowana naszą ofertą?
– Mam nadzieję, że odziedziczyłaś raka jąder.
– Ale proszę spojrzeć na to.
I co zrobisz?

Patrzysz więc:

ZAPACHY DLA MĘŻCZYZN I KOBIET | MEN’S AND LADIES’ FRAGRANCES

Paco Rabanne
Paco
Woda toaletowa 100 ml | Eau de Toilette 100 ml

Unikalny Paco to zapach świeży i orzeźwiający. Jego charakterystyczna nuta wyróżnia się nowoczesnością i uniwersalnością. Aromat idealny na każdą okazję, doskonały i dla kobiet, i dla mężczyzn.

Paco is a fresh and invigorating fragrance that is unlike any other. It is modern, young, accessible and universal. For women as for men. And it smells good!

139 PLN 31 EUR

Patrzy na ciebie groźnie. Nieprzyjemnie. Prawie zimno. Wydaje ci się, że tym spojrzeniem chce wyrazić, że już nie ma tego zapachu, który pamiętasz z dzieciństwa. Tego Paco Rabanne. Tego zielonego. Zielony. I chyba próbuje ci współczuć, ale czy można jej wierzyć?
To bardzo newralgiczny temat.

I oczywiście wielka, to znaczy całostronicowa, reklama z Lennym Kravitzem.
Myśli o tym fakcie. Jest trochę zaniepokojony. Stropiony. Z trzeszczącego głośniczka pilot mówi, że zostało jeszcze dwie i pół godziny. Dwie i pół. A za jakąś godzinę obsługa będzie proponować to samo do jedzenia. Do picia. Do noszenia i wąchania.
Tak, wszyscy zapraszamy do kontaktu.
A czerwona ziemia nigdy nie była aż tak zielona.

Są chmurą.
Chcą napierdalać.
Ciebie.

Brzozowska opowiada, jak porwała dzieci w Niemczech. I była obława.
I zjadła jeża.
Kto normalny je jeża?

Kiedy zacznie się nowy dzień?
Kiedy zacznie się właściwe oddychanie?

I po co chciałeś, by ten dzień się zaczął, skoro utknąłeś na pustej drodze. Chodzi o jeden autobus. Jeden magiczny autobus, który ma cię pokierować, zawieźć, doprowadzić na drugi koniec wyspy.
I chyba stał się cud.
Cholera, przyjechał. Akurat chciałem się rozpisać o beznadziei czekania. I czekania.
Czekanie.
Dobrze napisał Janusz Głowacki, że „cui bono?” to po polsku „po co?”.

Niełatwo słuchać pewnych form zacietrzewienia.
Cały lokal śpiewa „pies jebał Dalmację”.
To może być wielki przebój tego sezonu.

Za dużo patrzysz, za mało piszesz.

A co się dzieje tam daleko? Dochodzisz do wniosku, że raczej nic ciekawego. Ani nic nowego. Ani nic wartościowego. Ani…
Sam zobacz jeszcze raz:

…te rządy zapowiadają biedę – uzasadnia polska ambicja – brak orientacji – chyba że wrócimy do władzy – nasi przeciwnicy byli cały czas za – taka jest prawda proszę państwa – dominium polsko-francuskie – oszalała ideologia zbrodnicza ideologia – może opanować umysły setki ludzi…

Przepraszam.
Może chcesz usłyszeć jeszcze trochę?
I jeszcze trochę:

…jest to dosyć ważne by rzeczywistość kłamliwą odkłamać – podniesienie limitu emisji – dokładnie trzy lata temu Jarosław Kaczyński mówił tak – margines i inne kłopoty – oddaję głos panie pośle – część osób to kupuje i oznacza to że – bronić polskich interesów narodowych – być w administracji europejskiej – rząd polski reprezentuje polskie interesy – neutralność – jesteśmy przeciwnikami – trzydziesty piąty rok – taki cel – to jest nasza idea i my wprowadzimy produkcję – ten temat jest dużo szerszy – w Ostrołęce też to podkreślał – nic nie robił by bronić polskiej energetyki – przekaz idzie – ja go na razie nie widzę – bezpieczeństwo żywnościowe i polskie rolnictwo – duży budżet własny – z lewej strony socjalistów i demokratów – kto głosował przeciw – to nie są zadania wspólne a kondominium – większe bezpieczeństwo – oni są przeciw – jest to możliwe i o to będziemy się bić…

Piaskiem po oczach. Razem z wiatrem. A jako student dopowiadał coś o nożu w plecach i chuju w dupie, co zawsze wywoływało sporo radości przyjaciół.
Ale, właśnie, kim są przyjaciele? Kogo można tak nazywać?
I czemu kelner w ogóle nie podchodzi? A kelnerka chciała dwie zimne wody przynieść? Nikt niczego takiego nie zamawiał.

Rzeźba Chrystusa w kościele, rodzaj mistycznego krucyfiksu, ma włosy. Takie zwyczajne, ludzkie. Ale im dłużej się na nie patrzy i im dłużej o nich myślę, tym bardziej jestem przekonany, że to ogon osła. Osiołka. Takiego jak w rzeźbie po drugiej stronie kościoła, która przedstawia zwierzę i Jezusa na nim.
Wszyscy znamy te rzeźby. Te motywy.
A przynajmniej powinniśmy, nie?

I jeszcze inny kościół. Kościółek właściwie. Naprawdę niewielki, ale z wielkim przekazem na drzwiach wejściowych. Prosta informacja o zamykaniu drzwi. Bardziej rozkaz, polecenie, nie prośba. Nie. Drzwi należy zamykać, bo inaczej wchodzą gołębie.
A wszyscy chyba wiemy, co robą gołębie w kościele, nie?

Siedzisz. Siedziałeś. Będziesz siedział.
Kiedyś.
Leżysz więc na plaży, na której utopił się kiedyś nie nieznany Francuz. Z dzieckiem. Z dzieckiem się utopił. Na oczach żony i drugiego dziecka. Nie myślisz teraz o szczegółach. Ani tej historii, ani swojego nieporadnego skakania po falach. I z falami.
– Dziś nie ma warunków do pływania.
– Owszem – potwierdzasz sam sobie.
Ale czy kiedykolwiek tu są?
Tak czy inaczej, jest pięknie.

I pewna tablica, prowadząca do tego miejsca, „mówi”:

Plaque commémorative pour François et Bahia

El 26 de diciembre del 2013, François Christophe de 47 años y, su hija Bahia de 11 años, fueron arrastrados por una gran ola que los sorprendió mientras se encontraban a orillas del mar. Muy a pesar de la belleza de esta playa, el mar es muy peligroso. Mirenlo de lejos. Puedan servs sus muertes para evitar otros dramas.

Le 26 décembre 2013, François Christophe, 47 ans, et sa fille Bahia, 11 ans, ont été emportés par une vague tournante qui les a pris à revers, alors qu’ils n ‘étaient qu’au bord de l’eau. Malgré la beauté de cette plage, la mer y est meurtrière. Regardez-la de loin.Puisse leur mort servir à éviter d’autres drames.

On the 26th of December 2013, vacationers Francois Chrisophe (47) and his daughter Bahia (11) were swept away by a rotating wave that shuck up on them while they were just standing by the shore. Despite the beauty of this beach, the ocean can be treacherous. Observe it from afar. May their passing help prevent other tragedies.

I, oczywiście, wszystkie błędy zgodne z chęciami tablicy.
Co nie?

Czy zastanawiałaś się kiedyś, jak to wygląda?
Piasek prowadzi do wody. Woda prowadzi do skały. Skała prowadzi do mewiego gówna. To gówno z kolei nigdzie już nie może prowadzić.
Jeszcze raz.
Piasek do wody. Woda do składy. Skała do krwi.
Nie.
Piasek i woda. Woda i skała. Skała i słońce.
Tak już lepiej.

Czy zainteresuje się nami dziś jakiś kelner?

Piasek z wodą. Woda ze skałą. Skała ze słońcem. Słońce z tobą. Ty z wiatrem. Wiatr z porostem. Porost z falą. Fala z percepcją. Percepcja z krabem. Krab z siłą. Siła ze ścieżką. Ścieżka z wytrzymałością. Wytrzymałość z nami. My z winem. Wino z mądrością, tak mówią. Mądrość ze szczęściem i charyzmą.
I wszędzie widzimy ślady naszych stóp.

I strasznie mnie wkurwia ich mucha.

I strasznie nie chcę stąd iść.
Ty nie chcesz.
Ja nie chcę.
Ja nigdy nie będę chciał.

W głowie jest piasek. Albo skała.
W płucach woda. Fala za falą.
W sercu tylko słońce. I trochę z tych chmur.

Całą resztę ciała wypełnia wiatr.

Nie ma mądrości.

Nie ma, to prawda. Patrzysz przez okno i się smucisz. Może zastanawiasz się odrobinę nad stanem inteligencji lub inteligentności dziesięć tysięcy metrów nad ziemią. Ale czy i tego możesz być pewien? Kapitan bez kompleksów posłużył się określeniem prawie trzydziestu trzech tysięcy stóp. Tak więc sam widzisz, że jest jak jest.
– Może pójdziemy to toalety? – słyszysz, jednocześnie czujesz się przykro wyrwany z bezmyślnego zamyślenia. – Nikt nie zauważy.
Próbujesz więc przez chwilę myśleć o propozycji. O swoim problemie kardiologicznym. O wypitym alkoholu. O ciasności samolotowych toalet. Też o tym jak mało napisałeś przez parę dni. Nawet tydzień. To rzeczywiście bardzo rzuca się w oczy w tym tekście. Czytając ten tekst.
– Coś zapoczątkowane w przestrzeni powietrznej Portugalii i skończone w Hiszpanii musi być groźne – odpowiadasz. Naprawdę nie miałeś nic mądrzejszego do powiedzenia? Naprawdę, naprawdę? Masz więc podłą odpowiedź na pytanie o inteligencję i inteligenckość.
– Weź! Weź! Potem będzie Warszawa! – krzyczy jeszcze głupsze od ciebie dziecko. Nawet nie chcesz uciszać. Już ci wszystko jedno.

Patrzysz na kolorowy plasterek na ranie. Jaki on ma kolor? Tęczowy, po prostu tęczowy.
O czym jeszcze chcesz myśleć?
Zawisło w powietrzu pytanie, jakim cudem żona Himilsbacha postanowiła zostać jego żoną. Jakoś tak. Podobno była to porządna kobieta. Chyba nauczycielka geografii. Czy Himilsbach, który miał wszystko i wszystkich w dupie, mógł jej pokazać krainy, które nigdy jej się nie śniły?

Piszesz te słowa. Ktoś się roześmiał.
Gnieciesz paragon w kieszeni, a chciałeś napisać, że portfel. Szumi. Szum. Ona śpi lub udaje, że śpi.
Co jeszcze chce się wydarzyć?

Kup bilet.
Kup bilet. Kup bilet.
Każdy element tego samolotu każe ci kupić bilet. I niewiele więcej.

Postaci z Turysty Mayenburga przestały do ciebie mówić. Nie martwię się tym. Nie myśli. Tylko jakoś coraz trudniej oddychać.
Nie myśl.
Gdzie stosuje się tę formę budowania zdań z wyrazem „człowiek”, ale chodzi o pierwszą osobę liczby pojedynczej? Na przykład:

Człowiek chce rzygać dalej niż widzi, słuchając tych bzdur dookoła.

Co oznacza tyle, że się niecierpliwisz i nic nie możesz z tym zrobić, bo każde działanie jest bezcelowe. Myślisz więc o duszeniu się. Katarze. Jakiejś niedogodności cewki moczowej. O wypitym whisky w samolocie, co bardzo lubisz, ale jest dość nieopłacalne. O łuszczącej się skórze. O przymusie rozpakowania się, prania, odłożenia wszystkiego na swoje miejsce i znalezienia innych dla nowych przedmiotów. O kłamstwach ludzi. O nieuniknioności. O tobie. O sobie. O pięknym kocie, który może czeka na twój powrót. Albo już cię nie pamięta.

Powrót? Do mieszkania?
Zamyka oczy.
Trochę to wszystko smutne i samolot znów skręca nieznacznie w prawo.

Wydaje ci się więc, że jesteś Olem z Turysty, o której to sztuce już wspomniałeś. Pod koniec każdego aktu umierasz. Chyba zawsze inaczej. Raz jesteś dzieckiem, raz dorosłym. Kiedy indziej duchem. I nie potrafisz powiedzieć, czym się różni śmierć dziecka i dorosłego. Chcesz wierzyć, że niczym. Ktoś ci pozwala wierzyć. To to samo. I tyle.
Rozglądasz się więc i zastanawiasz.
I wymyślasz.
I rozmyślasz.

I niechętnie wyobrażasz:

[...]

*

Co chcesz zobaczyć? Co chcesz zobaczyć inaczej?
I co chcesz osiągnąć?
Przyglądasz się kartce, która leży przed tobą. Leży na blacie. Inne osoby też jej się przyglądają. Próbujesz ją odczytać. I próbujesz odczytać innych.
Szkolna klasa. Bez ścian.
Próbujesz zrozumieć.

Coś was cały czas dziwi. Albo dziwi pierwszy raz od dawna.
Zastanawiacie się. Wszyscy się zastanawiacie. Każdy przy swoim biurku. Wszyscy w wielu postaciach.
Próbujecie nie zwracać uwagi.
Wy. I obcy.
Próbujecie nie patrzeć na siebie. Koncentrować się tylko na zadaniu. Jednym zadaniu.

Czyjś dotyk.
Ktoś dotyka czyjegoś ramienia.
Można ignorować.

Mam przed sobą zdanie, które muszę rozebrać na czynniki pierwsze. Rozbiór logiczny i rozbiór gramatyczny. Nie wiem, czy robię to dobrze, skoro nie jestem pewien żadnych nazw.
Koncentruję się na zadaniu.

Kolumny i rzędy.
Jest ich coraz więcej.
Nazwiska i oceny.
A ciebie coraz mniej.

Płyniecie prymitywną i niesterowalną tratwą. Panikujecie i toniecie. Zastanawiacie się, kto ją tak zbudował. Kto doprowadził do tej sytuacji.
Przygląda wam się inna grupa ludzi.
Chce pomóc. Nie chce pomóc.
W rzece ukrywają się różne niebezpieczeństwa.

Niezrozumienie czegoś. Ukrywanie.
Ktoś nie zwraca uwagi na rozwiązanie, do którego właśnie doszedł. Wydaje mu się, że praca nie może być zaliczona. Przygląda się rysunkom, wykresom.
Rozpraszają go wstające osoby.

Czego nie rozumiem?
Z każdą chwilą oddycha mi się coraz lepiej. Nie duszę się.
Kiedyś już tu byłem. Czuję się tu bezpiecznie.
I po co były te wszystkie pauzy?

*

Brzozowska mówi, że chyba nie jest najgorzej.
Nie wiem?
A ja wiem?
Ciekawe co robi Rafał. Fajny chłop z niego. Dobry jak Polska.

11–18.05.2024 + (28.05.2024) + (2.06.2024)




Paweł Orzeł (ur. 1985) – głównie prozaik i tłumacz. Ostatnio wydał teksty funeralne (2022) oraz przekłady dwóch tomów wierszy Rosy Berbel: Dziewczynki zawsze mówią prawdę / Las niñas siempre dicen la verdad (2023) i Planety fantomowe (2024). Obecnie przygotowuje „jakiegoś chapbooka”… fot. Elżbieta Brzozowska

ความคิดเห็น


bottom of page