top of page

Mirosław Drabczyk – Tatuaż NN


Poznałem go, kiedy pracowałem u tapicera, trochę nawiedzonego gościa, który miał ambicje bycia najlepszym tapicerem w kosmosie. Jurek był tam głównym projektantem i facetem od zarządzania. Robiliśmy ogromne sofy z marszczonymi oparciami, pufy i fotele wyściełane delikatną skórą, w sam raz dla paniuś, które od zakochiwały się w tych meblach od pierwszego wejrzenia, wyobrażając sobie, jak sadzają swoje kształtne dupy w zagłębieniach białych, beżowych albo bordowych foteli z cielęcej skórki. Jurek świetnie rysował, miał dobre noty na Akademii, podjął się roboty przy meblach, żeby mieć na życie, drugą jego pasją był tatuaż. Mieliśmy rok 1986, moda na tatuaże artystyczne jeszcze nie przyszła, tatuażyści nie mieli dobrego sprzętu, ani nie mogli liczyć na wielkie zyski, zresztą chętnych nie było wielu, nie każdy miał odwagę poddać się nakłuwaniu skóry ostrymi igłami chirurgicznymi, związywało się kilka takich igieł nitką, maczało w zwykłym tuszu i nakłuwało skórę, punkt po punkcie, krew bryzgała. Nie bez powodu tatuaże nazywano ostrym słowem “dziary”, kto miał dziarę, ten był git, teraz co druga dziewczyna ma tatuaż. Wtedy laski się nie tatuowały tak masowo, tatuaże to była męska rzecz, popularna wśród kryminalistów albo w subkulturach. Dziewczyny wyszywały wieszane w kuchniach nad stołem makatki z napisami “Gdzie miłość i zgoda panuje, tam szczęście swe gniazdko buduje”, albo “Zimna woda zdrowia doda”. Musiało wystarczyć, że nitka do wyszywanek była ciemnoniebieska, jak tusz do tatuażu. Zakolegowałem się z Jurkiem, nieraz spotkaliśmy się u mnie po pracy i pijąc tanie wino rozmawialiśmy o sztuce – przecież mieliśmy ambicje artystyczne, wcale nie było tak, że chcieliśmy spędzić resztę życia moszcząc krzesełka dla nowobogackich. Zagadnąłem Jurka o tatuaż, “ale co tatuaż?” A zwyczajnie, chcę, żebyś mi zrobił dziarę, nic wielkiego, minimalizm wręcz, żadne tam poplątane liście agawy, żadne gotyckie, celtyckie motywy, o syrenkach, serduszkach i motylach zapomnij, to nie nasze rewiry. Po długich dyskusjach stanęło na tym, że na moim lewym ramieniu, tuż powyżej bicepsu, powstanie kwadrat Malewicza wypełniony mgłą, po prostu, mocno obrysowany kwadrat 5 na 5 centymetrów a w środku coś nieokreślonego, jakby kawałek Drogi Mlecznej. Podczas nakłuwania, przyznam się, z bólu leciały mi łzy, a Jurek z papierosem w ustach, mozolnie maczając koniuszki igieł w słoiczku z tuszem mówił, że obraz, który się z tego wyłania przypomina mu Niedokończone Niebo.
Nazwa okazała się prorocza, bo po zapełnieniu tuszem jakichś trzech czwartych kwadratu Jurek trafił do szpitala z rozpoznaniem ostrego zapalenia nerek i nigdy z tego szpitala nie wyszedł. Zostałem z niedokończonym tatuażem. W ciagu paru miesięcy skóra wchłonęła część tuszu, a to co zostało, mocno kojarzyło się z konturem Związku Radzieckiego, który wtedy jeszcze istniał. Na Kremlu urzędował już Gorbaczow.
Bez Jurka to już nie było to samo, rzuciłem robotę u tapicera, zacząłem projektować szyldy. W miejsce siermiężnego socjalizmu wkraczał do Polski siermiężny kapitalizm, zlecenia na tablice, loga i druki reklamowe waliły drzwiami i oknami. Zaczynała się epoka komputerów, musiałem siedzieć po nocach, żeby poznać ich możliwości. Kiedy opanowałem obsługę programu CorelDraw 4 wydawało mi się, że złapałem pana diabła za rogi, tymczasem zawalił się Związek Radziecki, od którego odłączyły się niektóre republiki, jedyna mapa Związku Radzieckiego została na moim ramieniu. Zapomniałem o niej na 35 lat, roboty miałem tyle, że nie było czasu chodzić na basen, rzadko wyjeżdżałem na kąpieliska, nie dawałem nikomu okazji do zadawania pytań o moje Niedokończone Niebo. Mamy już rok 2020, jesteśmy w innej w epoce, nowinki ze świata przyswajamy z prędkością Pendolino pędzącego przez Otwock. Polskie studia tatuażu jadą pełną parą, miliony osób obojga płci zdążyło odwiedzić nadwiślańskie tatoo shops i uzyskać tam osobistą pieczęć, mniej lub bardziej uświadomiony znak tożsamości i przynależności. Wybór jest nieskończony, fantastyczne zawijasy, zębate bestie, gotyckie miecze, piłki futbolowe i wielobarwne pnącza roślinne zrodzone w głowach projektantów zapełniły ramiona, uda, pośladki, plecy a nawet szyje i czaszki miłośników swojskiej dziary. Studia tatuażu to współczesne przybytki sztuki. Nie więcej jak rok temu uznałem, że wypada coś zrobić ze swoim wydziaranym potworkiem. On od początku nie przypominał nieba, kojarzył się raczej z potwornościami. Funkcjonowanie państwa pod nazwą Związek Radziecki nie aspirowało do niebiańskości. Znalazłem w internecie studio tatuażu i kazałem zamazać nieszczęsny kontur upadłego imperium. Zamieniłem go na regularny pasek o szerokości 5 centymetrów okalający całe ramię, pod spodem dodałem węższy pasek. Taki wzór występuje w tradycji Nowej Zelandii – układ dwóch pasków ma, wg Maorysów, znaczenie magiczne, choć to pewnie jakaś bzdura rozpowszechniana przez miłośników Harrego Pottera latającego na miotle.
Przez trzy tygodnie we wtorki i piątki chodziłem na męczące nasiadówki, ale nic dobrego z tej przeróbki tatuażu nie wyszło. Po ostatniej sesji trafiłem do szpitala. Najpierw straciłem smak i węch, potem zauważyłem, że oddaję mętny mocz i pocę się jak diabli, zasłabłem w poczekalni, konieczna była reanimacja, potem seria badań, pobrano krew, bez krwi nie ma szpitala, bez szpitala nie ma życia. Żyję, ale białych krwinek mam za dużo, czerwonych za mało, mówi doktor, że nie bilansuje się, a równowaga jest potrzebna, inaczej stan zapalny i tu mamy do czynienia ze stanem zapalnym proszę pana. Oby nie zapalenie nerek, panie doktorze, Jurek na to umarł, a nie, on chorował na ostrą niewydolność nerek. Zapalenie to nie to samo, człowiek łatwo traci zdrowie, późno sięga po rozum. Czekam na wyniki, dziwnie długo to trwa, może coś im się nie zgadza, pytałem pielęgniarek, zdziwione, że nie rozumiem procedur. A co mnie wasze procedury, od procedur to można się nabawić odleżyn, ja bym wolał już wiedzieć, co mi jest i czy Jurek ma coś wspólnego z moją chorobą, to żaden przypadek, że rozchorowałem się równo trzy godziny po ostatniej sesji.
Nie mówił nigdy Jurek, że ma coś do Maorysów i ich sztuki. Przez tyle lat nosiłem na skórze to Niedokończone Niebo, mogłem je cholera zostawić, co mnie podkusiło, żeby zamalować. Nigdy nie wierzyłem w życie pozagrobowe, ale widocznie musiało jakoś do Jurka dotrzeć, że profan w tatoo shop zaczernił jego dzieło, a ja jeszcze za to zapłaciłem. Pewnie się Jurek wściekł, też bym się wściekł, ale czy bym tak ekspresowo na kogoś klątwę sprowadził, to nie wiem. Człowieku poznaj samego siebie, najlepiej w ekstremalnych okolicznościach. Nie wymądrzaj się Sokratesie, podobno ta moja wersja nieudolności… tfu, niewydolności nerek jest uleczalna, właściwie to wcale nie niewydolność, tylko zwykłe zapalenie, ale kto wie, jakie będą następstwa. Jurek też miał się leczyć, a nie zdążył. Co mnie z tym tatuażem podkusiło. Łażę po korytarzach oddziału, oglądam wielkie tablice z przekrojami nerek, wyglądają jak przekrojone pomidory malinowe, próbuję się czegoś dowiedzieć, zaczepiam lekarzy, pielęgniarki opędzają się ode mnie jak od muchy, każą czekać, czekam, znowu gapię się na tablice z nerkami i opisami chorób. Na obiad sałatka pomidorowa, jeść mi się odechciało, wracam do sali, facet z sąsiedniego łóżka, który strasznie chrapał, gdzieś poszedł, sam zostałem, ściemnia się, kołdra ciepła, diody migają, jutro może coś lekarz powie, może się przyzna do pomyłki lekarskiej, wręczy papiery i wypisze do domu. Śnił mi się Jurek, siedział w jakiejś kanciapie, biurko zawalone papierami, kartonami i szablonami, na ścianie makatka z napisem “Nie klękajcie się”. Przed Jurkiem kineskopowy monitor, klawiatura zakurzona, obok popielniczka. Jurek z tą swoją bujną czupryną wpatruje się w jakieś hieroglify na ekranie, wcale się nie wita, ledwo coś tam mruknął, żebym zrozumiał, że wie o mojej obecności. Poklikał trochę, hieroglify się wyostrzyły, wskazał na psa labradora. Ma na imię Staropramen, tak jak to czeskie piwo. Wiem, wtedy nie mogliśmy go w Polsce kupować, ale przecież to sen, czas się zatracił, zobacz jaki mam komputer: ekran zasłonięty filtrem, kineskop jak szafa, kto na takich teraz pracuje? Dłubię fuchę dla Towarzystwa Nefrologicznego, siedemnaście obrazków ma być, jak siedemnaście mgnień wiosny, każdy z nich ma pokazać nerki w różnych stadiach choroby. Od cholery roboty z przekrojami, ten mi najlepiej wyszedł, przypomina dwa poprzecznie przecięte pomidory malinowe, poprawki zajmą mi całą noc, nie wiem czy mi papierosów wystarczy, ale do rzeczy: z chorobą, która cię dopadła nie mam nic wspólnego. Myślisz, że złośliwie ci ją zesłałem, za to, że zniszczyłeś mój tatuaż, no tak, prawda, jedyną pamiątkę po mnie pozwoliłeś sobie zamazać. No trudno, stało się, nie obwiniaj mnie o nic, nawet nie wiem, jak mógłbym cię za to ukarać, tu takich rzeczy nie uczą, a ja i tak mam sporo niedokończonych projektów, nic nie trwa wiecznie. Chodź tu Staropramen, pan cię pogłaszcze, fajnie, że wpadłeś, no, dobry pies. Obudziłem się o trzeciej i do rana nie zasnąłem. Jurkowi uwierzyłem, jak mógłbym nie wierzyć staremu kumplowi. Jego udział w moim chorowaniu odfajkowałem, ale choroby nie biorą się z niczego, zapalenie nerek musi mieć coś wspólnego z tatuażem. Zmianę konturu ZSRR na maoryskie pasy ktoś musiał odnotować, a nie każdy będzie tak wyrozumiały jak Jurek. W końcu to był jakiś symbol, pamietam te banery w salach, gdzie odbywały się zjazdy partii komunistycznej, młodzi tego nie wiedzą, ale w tamtym orwellowskim świecie symbole były ważniejsze od zwyczajnego biegu rzeczy. ZSRR wręcz torturowało ludzi symbolami, nie lepiej jest w obecnej Rosji, obecna Rosja jest taka sama jak ZSRR, też zero wyrozumiałości. Wielkoruska żądza zemsty i odegrania się za zmyślone krzywdy chyba nawet teraz większa. Kurwa, że też wcześniej nie pomyślałem o Putinie, czy ja ostatnio piłem u kogoś herbatę, może gdzieś łyknąłem zatrutej kawy? Był taki nawrócony oficer Litwinienko, który przekazał Brytyjczykom tajemnice rosyjskiego wywiadu, agent FSB zaprosił go do restauracji i tam podał mu kroplę trucizny do herbaty. Wykończyli chłopa, bo ich zdradził, ale moja zbrodnia była niezamierzona, co prawda kazałem zaczernić mapę dawnego imperium, ale przecież mają w archiwach swoje stare mapy, nowe też pewnie mają. Czy polon atakuje tylko nerki czy cały organizm? Zła wola obecnego władcy imperium przekracza wszystko, co znamy, Putin z pewnością byłby zdolny, żeby mnie ukarać, do łagru nie może mnie zesłać, bo mieszkam na terenie Unii Europejskiej, ale mógł, na przykład, kazać zatruć moje biedne nerki. Jakbym dostał dawkę Noviczoka, to bym miał takie objawy jak Skripal i jego córka. Kremlowscy agenci udający gejów na wycieczce otruli ich w Salisbury. Piana z ust, omdlenia, wymioty i tak dalej. Udało im się ujść z życiem, brytyjska służba zdrowia wzięła ich w porę pod opiekę. Trucizna, którą agenci posmarowali klamkę mieszkania Skripalów nazywała się Noviczok, niewinna nazwa, kojarzy się z tańcem kazaczokiem. Staremu satrapie na Kremlu zachciało się tańca na stosie trupów, zachciało mu się odbudowywać imperium. Mogłem nie zwlekać z tym zaczernieniem tatuażu, szkoda, że nie zrobiłem tego za rządów Jelcyna, on nie był taki mściwy, dobrotliwy alkoholik. Nie leżałbym teraz w szpitalu.
O dziewiątej rozpoczął sie obchód, myślałem że lekarz tylko zajrzy do sali, zerknie na kartę choroby i pójdzie, a on przystanął i zaczął wykład. O szkodliwych substancjach, niezdrowym odżywianiu, braku minerałów, o tym że endorfiny rządzą naszym zachowaniem. Przerywam mu, bo mam swoją wersję, panie doktorze, choroby nie biorą się z niczego, Jurek się wymawia od udziału, ale tym Ruskim przecież nie można wierzyć, oni mają do nas, Polaków bardzo negatywne nastawienie, gdyby Roosvelt postawił się w Teheranie…
Lekarz machnął ręką i wyszedł z sali, nie zdążyłem mu powiedzieć o konsekwencjach słabości prezydenta USA oraz niemocy Churchila, których Stalin ograł jak dzieci i zagarnął cały blok państw Europy wschodniej i środkowej, czego konsekwencje ponosimy do dziś. Łatwiej zmienić ustrój i sojusze militarne, niż ludzką mentalność. Po godzinie lekarz wrócił, stanowczo nakazał, żebym się nie odzywał i zaczął wykład, prawdziwy wykład, jakby zamiast mnie i tego drugiego gościa pokornie siedzących na szpitalnych łóżkach znajdowała się w sali cała klasa studentów w białych fartuchach. Proszę nie szerzyć teorii spiskowych i oprzeć się na odkryciach naukowych, proszę przez szacunek dla wysiłku rzeszy naukowców badających jak funkcjonuje ludzki organizm, zawierzyć stwierdzeniom, że stan zdrowia zależy od czynników biologicznych a nie politycznych. Bieżący stan zdrowia jest każdorazowo wypadkową uwarunkowań genetycznych i efektów odżywiania, czy ujmując to szerzej, efektu stylu życia. Taki płyn mózgowy: jego funkcjonowanie zależne jest od nasycenia witaminami, tłuszczami, białkami, wapniem, żelazem, magnezem i tak dalej. Organizmy są ściśle powiązane z przyrodą i do właściwego funkcjonowania potrzebują całej tablicy Mendelejewa. O, i tu się z panem doktorem zgadzam, Ruscy od zawsze mieszali się w nasze życie, w egzystencję znaczy, a teraz dobierają się do naszych organizmów, ten Mendelejew musiał być jednym z nich. Lekarz, jakby nie usłyszał, ciągnął dygresję o genetycznej podatności na choroby. Genu nie wydłubiesz, jaki dostałeś po przodkach, z takim żyjesz, DNA to rodzaj nieodwracalnej kombinacji: albo pan dostaje wysokie IQ i radosne usposobienie albo chorobę dwubiegunową, skłonność do depresji, czy inne cholerstwo. Jak ktoś ma kiepskie DNA i opresyjnych rodziców, to tak jakby trafił negatywną kumulację w totka. Albo jeśli ktoś jest łatwo zakochującym się pracoholikiem, od rana do wieczora zapieprza, żeby spełnić zachcianki swojej paniusi, która zakochuje się w kolejnych fotelach z cielęcej skóry, albo w drogich zabawkach z Amazona. DNA jest jak szatan w postaci spiralnie skręconego węża, podpowiada ci żebyś zrobił to lub tamto, i ty robisz. Zamiast żyć w raju, zaharowujesz się jak górnik, bo inaczej opadnie ci poziom dopaminy i wpadniesz do piekła, czyli w depresyjną dziurę.
Tego było już za wiele, co ja mam wspólnego z jego dziurami i mutacjami? Lekarz znowu swoje, proszę trzymać się wyjaśnień naukowych, pan jest inteligentnym człowiekiem, trzeba porzucić teorie spiskowe i senne wizje. Wiedza medyczna podpowiada, że najbardziej pomocna będzie zmiana diety, musi pan prowadzić taki tryb życia, który zapewni panu równowagę minerałów, cukrów, białek, odpowiednie dawki insuliny, serotoniny i endorfin. Zagadał się ten lekarz, niedługo obiad, nie mam siły dyskutować, przytakuję, niech mi wypisze receptę na te pierwiastki, suplementy, mogę chrupać magnez jak koń, lit mogę litrami przyjmować, mogę nawet pić tłuszcz stuletniego wieloryba, niech mi tylko pozwoli iść na obiad. Wreszcie skończył gadać, wydał dyspozycje pielęgniarkom, rozchodzimy się w zgodzie, idę do stołówki, po paru krokach jeszcze się do niego odwracam: ale ten Putin to jest jednak chuj, co?






Mirosław Drabczyk (ur. 1962) – pisze wiersze, opowiadania, artykuły, tłumaczy z języka angielskiego, redaguje. Kiedyś zdobył II nagrodę w konkursie literackim a za otrzymane pieniądze pojechał na wycieczkę do NRD. Nie przestaje podróżować.




bottom of page