top of page

Mirosław Drabczyk – Sieneńskie zwierzęta

  • Miroslaw Drabczyk
  • 29 maj
  • 5 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 31 maj

Zacząć od wilczycy czy od jaszczurki? Chronologia wskazywałaby na jaszczurkę, bo podczas spacerów po zaułkach Sieny łatwo natknąć się na małe jaszczurki wygrzewające się na kamiennych lub ceglanych murkach. Z powodów historycznych pierwszeństwo należy się jednak wilczycy karmiącej parę ludzkich niemowląt. Odlana w brązie, rzeźbiona lub malowana zdobi ważniejsze punkty w miejskiej topografii, nie wyłączając Piazza del Campo i schodów katedry. Ona jest najważniejsza wśród sieneńskich zwierząt. La Lupa – tak brzmi włoska nazwa Wilczycy ma swoje miejsce w herbie miasta. Według legendy, miasto założyli synowie Remusa uciekający przed drugim z rzymskich bliźniaków – Remulusem.

Zwierząt jest w Sienie zadziwiająco dużo, choć nie wszystkie są realne. Żeby zrozumieć ich obecność, trzeba cofnąć się do średniowiecza. Wtedy zaczęła się rywalizacja poszczególnych dzielnic miasta – contrad, które dla identyfikacji obrały sobie własne kolory i symbolikę. Każda contrada ma w herbie symbol zwierzęcy. Nawet jeśli nazwa nie oznacza bezpośrednio nazwy zwierzęcia (np. Fala, Las lub Wieża) graficznym jej symbolem będzie zwierzę lub ptak (jedynym wyjątkiem jest Muszla). Dlatego Falę reprezentuje radosny delfin, Las nosorożec, a Wieżę umieszczono na grzbiecie słonia. Kolejne symbole to Jeż, Ślimak,  Nosorożec, Żyrafa… W zoologicznej wyliczance nie może oczywiście zabraknąć szlachetnych koni biorących udział w Palio, czyli kilkuminutowej gonitwie wokół głównego placu Sieny. Zapoczątkowana w średniowieczu rywalizacja siedemnastu sieneńskich dzielnic trwa nadal, a miarą fanatyzmu ich członków niech będzie fakt, że na dzień przed gonitwą wierzchowce wprowadza się do kościoła po specjalne błogosławieństwo.
Intrygujące są wizerunki zwierząt umieszczone wśród ornamentów fasady sieneńskiej katedry. Lwy, smoki, gargulce, orły i skrzydlate krówki. Czym tłumaczyć ich obecność w towarzystwie gotyckich świętych? Muszą to być symbole, ale co o nich wiemy? Pomocne w odpowiedzi może być przypomnienie, kiedy powstawała katedra i kiedy ukończono prace nad fasadą. Była to druga połowa czternastego wieku, w tamtych latach wielką popularnością cieszyły się bestiariusze, czyli ilustrowane przewodniki po średniowiecznej symbolice zwierzęcej. Brak pewności, czy to jest właściwy trop poszukiwań: poczciwa skrzydlata krówka żadnej bestii nie przypomina. Tylko kontekst historyczny wskazuje, że krówki, jelonki, orły i lwy najpierw pojawiły się na kartach bestiariuszy a potem wspięły na fasadę katedry. Szerzenie treści religijnych nie mogło obywać się bez symboliki zwierzęcej.

Wzrok orła jest niezwykle przenikliwy, ludzkie oko takich zdolności nie ma. Kołując wysoko orzeł może wypatrzeć rybę pływającą w głębinach. Gdy ją ujrzy, spada z wysokości, nurkuje, chwyta swą ofiarę w szpony i ulatuje z nią na brzeg. Kiedy orzeł się starzeje, jego skrzydła stają się ciężkie a wzrok zachodzi mgłą. Wtedy rozumny ptak szuka fontanny i wzbija się w górę jak najbliżej słońca. W górnych warstwach atmosfery jego skrzydła zaczynają się przypiekać a ciemność jego oczu zostaje wypalona promieniami słońca. Wówczas orzeł jak piorun spada do fontanny i nurkuje trzy razy. Skrzydła odzyskują swoją moc a oczy na powrót stają się czyste i przenikliwe. Tak więc Ty człecze, którego powłoka się starzeje, oczy zachodzą mgłą a serce pogrąża się w mroku, Ty też powinieneś szukać duchowej fontanny Naszego Pana, ku Niemu wznieść swój wzrok i swoje myśli, bo On jest fontanną sprawiedliwości. W ten sposób staniesz się na powrót młody i silny jak orzeł.

Ponieważ autorzy bestiariuszy opierali swoją wiedzę na zapiskach starożytnych oraz własnej fantazji, opisy pokazywanych zwierząt nie miały nic wspólnego z rzetelnością naukową, prawdopodobnie nie nikt nie widział potrzeby oddzielenia faktów od zmyśleń. Bestiariusze nie służyły popularyzacji wiedzy zoologicznej, były jedynie narzędziem religijnej propagandy. Podobno były wtedy w Europie lekturą równie popularną jak teksty Starego i Nowego Testamentu. Objaśniana przez kaznodziejów symbolika pozwalała lepiej zrozumieć prawdy wiary, niż zawiła, pełna metafor literatura biblijna.

Pelikan żyje w Egipcie, na brzegach rzeki Nil. Przykład pelikana pozwala się przekonać, jak niezmierzona może być miłość rodziców do potomstwa. Kiedy młode pelikany trochę urosną, uderzają swoich rodziców ostrymi dziobami. Dorosłe pelikany im oddają i tak młode zostają zabite. Jednak po trzech dniach matka rozdziobuje sobie pierś, kładzie się na zwłokach piskląt i własną krwią polewa ich martwe ciała. Wtedy młode wracają do życia. Tak nasz Pan Jezus Chrystus, który nas do życia powołał, został przez nas w twarz uderzony i zabity a jego krew popłynęła dla naszego zbawienia i dała nam życie wieczne.

Również panterę uznawano za symbol Jezusa. Przypisywano jej właściwość, która mieszkańców brudnych średniowiecznych miast a także wieśniaków żyjących w jednej izbie z prosiakami, kurami i krowami musiała przekonać o boskim powinowactwie pantery. Czarny lśniący kot miał bowiem wydzielać miłą woń z pyska, która to woń miała przyciągać pozostałe zwierzęta. Nieczuły na jej zapachowy powab pozostawał jedynie smok, którego wcale wtedy nie kojarzono z jaszczurką. Uważano, że jest samcem żmiji. A żmija, jak wiadomo, to wcielone zło dysponujące diabelską mocą.
Na miniaturach w średniowiecznych kodeksach pantera pojawia się w towarzystwie jelenia, który był wrogiem diabła i tak jak ona miał zdolność wydzielania bardzo miłej woni z pyska. W naturze służyło to zwabianiu potencjalnych ofiar, ale w porządku symbolicznym liczył się głównie sens pozytywny, bo jeleń był symbolem prawego chrześcijanina, który idąc za Chrystusem odrzuca diabelskie pokusy. Potrafi też szybko uciec przed myśliwymi, czyli złymi duchami.

Z kolei symbol lwa mógł być odczytywany dwojako: jako król zwierząt i pradawny symbol Słońca. Lew mógł być figurą samego Chrystusa, obdarzonego boską naturą. W innych przedstawieniach lew bywał symbolem diabła, a było to bezpośrednie nawiązanie do cytatu z biblii diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć.

Niejednoznaczna jest postać gryfa, którego od starożytności wyobrażano sobie jako połączenie szlachetnego lwa i drapieżnego orła. Obu tym zwierzętom przypisywane są atrybuty królewskie, dlatego w wielu kulturach gryf uważany był za władcę wszystkich stworzeń i jednocześnie strażnika praw boskich. W średniowieczu wierzono, iż szponem gryfa można leczyć ślepotę. Handlarze cudownościami sprzedawali naczynia wykonane rzekomo z jego pazurów (w rzeczywistości rogi antylop) oraz domniemane jaja gryfów (czyli strusie jaja).

Ludzie średniowiecza nie mogli oglądać egzotycznych zwierząt ani w naturze ani w zoo, ani w internecie. Swoją wiarę w istnienie antylop, hien, pelikanów, ale także bazyliszków, mantykor i smoków opierali na wiedzy czerpanej od wędrownych kaznodziejów. Mimo całego ograniczenia musieli zdawać sobie sprawę z ogromu świata niepoznanego. Czasem do bogatych miast europejskich przywożono wielbłądy, lwy i żyrafy, łatwo więc było wmówić ludowi, że w krainach dalekich i niedostępnych, do których zagląda tylko Wiedźmin z wiedźmińskim mieczem, żyją stwory posiadające lwie łapy, upierzenie kruka i głowę orła. Albo zębatą paszczę szakala, skrzydła nietoperza i błoniaste łapy gigantycznej kaczki. Nie wszystkie zwierzęta bestiariusza musiały biegać po okolicznych lasach, łąkach i zagajnikach. Dzięki opowiadaczom i artystom gryfy, smoki i skrzydlate krowy uzyskały kształty i zawładnęły wyobraźnią powszechną. Podszyta tęsknotą do grozy i egzotyki wiara w lecznicze właściwości pazurów bazyliszka i „bardzo miłą woń z pyska pantery” brała się z niewiedzy. W dwunastym, trzynastym i czternastym wieku nie było wielkich szans na naukową weryfikację propagandowych bajdurzeń. Po 650 latach jakie minęły od umieszczenia skrzydlatych krówek na fasadzie sieneńskiej katedry, zapotrzebowanie na obcowanie z mitologicznymi bytami zmalało tylko nieznacznie. Popularność powieści i filmów z gatunku fantasy zdaje się potwierdzać potrzebę wiary w bajki. W XXI wieku mamy większe możliwości zdobywania wiedzy empirycznej, ale społeczeństwa chętniej wierzą w zabobony i nachalną propagandę niż w potwierdzone naukowo fakty. Najbardziej niewinnym wyrazem tęsknot za światem mitów jest popularność gier komputerowych. Potyczki wirtualnych bohaterów (często wzorowanych na postaciach z bestiariusza) zawładnęły umysłami milionów ludzi na świecie. Można się pokusić o tezę, że dla użytkowników gier wirtualny Wiedźmin, Skyrim lub Thor są tak samo realni jak dla ludzi średniowiecza realne były skrzydlate monstra obdarzone nadnaturalnymi mocami. Co ostatecznie dowodzi, że jako pokolenie, które umiało zaprząc do pracy sztuczną inteligencję niewiele różnimy się od nabywców sproszkowanych smoczych zębów mających leczyć bóle zębów, czyraki, katar i bezpłodność.





Mirosław Drabczyk – redaguje magazyn "Suburbia", przed laty wy­dał dwa zbiory poezji. W pra­sie li­te­rac­kiej i w antologiach pu­bli­ko­wał opo­wia­da­nia, ese­je i wier­sze. Kil­ka jego prze­kła­dów poezji Ga­ry­’e­go Sny­de­ra we­szło do jedynej w języku polskim książki Dlaczego kierowcy ciężarówek z drewnem wstają wcześniej niż adepci Zen (Znak, 2013). W tym roku ukazał się zbiór jego opowiadań Szopka ruchoma. Miesz­ka w Du­bli­nie.

     Redakcja  Krzysztof Śliwka,  Mirosław Drabczyk
                        Ilustracje  Paweł Król 

  • Facebook
  • Instagram
bottom of page