Michał Piechutowski – sześć wierszyPredestynacjaA może wszystko ma swój sensWydarzenia układają się jak pasjansAlbo pierwiastki na tablicy MendelejewaWpadają uporządkowane kształtamiW stosowne otwory dziecięcej zabawkiI w ustalonej sekwencji przez kowala losówByć może biali muszą czuć się lepsiŻółci - być pracowitsiCzarni - pogardzaniA Indianie północnoamerykańscyWytępieniJan Kalwin w coś takiego wierzyłNo może nie do końca aż takZ tobą chcę podpalić światRozpętajmy światową pożogęNiech pochłonie stare formyJak u Hasiora zapłoną portretyPrezydentów i pierwszych sekretarzyKościelne chorągwie wojskowe sztandaryCzerwone czarne i tęczowe flagiBandery proporce wimple Loga wszechwładnych korporacjiOraz hasła demonstrantówRuną katedry i biurowceŚwiątynie i betonowe termitieryOgniem oczyśćmy światBy powstał nowy bez wadNasz gniew sięgnie nieba i spopieliGwiazdy chorągiewki na księżycuZaczniemy od ogniska na działceZagrabimy suche liście i naznosimy chrustuI słusznieŻycie to zbiór stratIch ilość rośnie wraz z jego długościąW postępie geometrycznymGranicę stanowi kres istnieniaNiegłupio to wymyśloneCoraz mniejsza liczba rozmaitych uwikłańPozwala na obniżenie poziomu stresuZwiązanego ze świadomością kresu życiaW panującym porządku rzeczyŚmierć jest nieodzowna by zrobić miejsceNastępnym pokoleniom ludziI stopniowo oduczać ich zachłannościA jest czym się zachłysnąćMłodośćMiłośćPrzyjaźnieAmbicjeNadziejeŻyciowe planyTo tylko wybrane przykładyNa szczęście wszystkoKruszy się i ścieraJak kamień w zapalniczceHydrant (Świetlickiemu)Zobaczyłem neon więc wszedłemPchnąłem drzwi i się otwarłyNie wszedłem zamawiaćNie wszedłem zapijaćNie wszedłem awanturować się z ochronąJa wszedłem się odlaćMam już we krwi dwa promileI nie ma w niej miejsca na trzeciOdpada dylemat czysta czy whiskyWszedłem się odlaćZobaczyłem neon więc wszedłemPchnąłem drzwi i się otwarłyNie wszedłem zamawiaćNie wszedłem z sanepiduNie wszedłem wszczynać bójkiNie wszedłem uciekać nie płacącJa wszedłem się odlaćGraliśmyNajpierw w piwnicyU kumpla w kamienicyPotem w domu kulturyOstroBezkompromisowoCali myChcieliśmy podpalić światSpaliliśmy wzmacniaczA ja dostałemZapalenia gardłaWypieprzyli nas z domu kulturyBunt się skończyłDo matury pół rokuNasi ojcowie nasze matkiZ biegiem czasuNasze matkiZnienawidziły naszych ojcówKlasyk tamtych czasówWódka i rękoczynyA kiedy owdowiałyCzują się samotneNie wiedzą co zrobićZ dalszym życiemWiędną nadspodziewanie szybkoMoże jednak ich kochałyA może życie straciło sensBo złość była dla nichPaliwem na każdy dzieńI dlatego tęskniąMichał Piechutowski (ur. 1973) – młody, zdolny, atrakcyjny. Brak talentu nadrabia pracowitością. Prowadzi bloga, którego nikt nie czyta. Z wykształcenia politolog. Z zamiłowania magazynier/archiwista w szpitalu.
PredestynacjaA może wszystko ma swój sensWydarzenia układają się jak pasjansAlbo pierwiastki na tablicy MendelejewaWpadają uporządkowane kształtamiW stosowne otwory dziecięcej zabawkiI w ustalonej sekwencji przez kowala losówByć może biali muszą czuć się lepsiŻółci - być pracowitsiCzarni - pogardzaniA Indianie północnoamerykańscyWytępieniJan Kalwin w coś takiego wierzyłNo może nie do końca aż takZ tobą chcę podpalić światRozpętajmy światową pożogęNiech pochłonie stare formyJak u Hasiora zapłoną portretyPrezydentów i pierwszych sekretarzyKościelne chorągwie wojskowe sztandaryCzerwone czarne i tęczowe flagiBandery proporce wimple Loga wszechwładnych korporacjiOraz hasła demonstrantówRuną katedry i biurowceŚwiątynie i betonowe termitieryOgniem oczyśćmy światBy powstał nowy bez wadNasz gniew sięgnie nieba i spopieliGwiazdy chorągiewki na księżycuZaczniemy od ogniska na działceZagrabimy suche liście i naznosimy chrustuI słusznieŻycie to zbiór stratIch ilość rośnie wraz z jego długościąW postępie geometrycznymGranicę stanowi kres istnieniaNiegłupio to wymyśloneCoraz mniejsza liczba rozmaitych uwikłańPozwala na obniżenie poziomu stresuZwiązanego ze świadomością kresu życiaW panującym porządku rzeczyŚmierć jest nieodzowna by zrobić miejsceNastępnym pokoleniom ludziI stopniowo oduczać ich zachłannościA jest czym się zachłysnąćMłodośćMiłośćPrzyjaźnieAmbicjeNadziejeŻyciowe planyTo tylko wybrane przykładyNa szczęście wszystkoKruszy się i ścieraJak kamień w zapalniczceHydrant (Świetlickiemu)Zobaczyłem neon więc wszedłemPchnąłem drzwi i się otwarłyNie wszedłem zamawiaćNie wszedłem zapijaćNie wszedłem awanturować się z ochronąJa wszedłem się odlaćMam już we krwi dwa promileI nie ma w niej miejsca na trzeciOdpada dylemat czysta czy whiskyWszedłem się odlaćZobaczyłem neon więc wszedłemPchnąłem drzwi i się otwarłyNie wszedłem zamawiaćNie wszedłem z sanepiduNie wszedłem wszczynać bójkiNie wszedłem uciekać nie płacącJa wszedłem się odlaćGraliśmyNajpierw w piwnicyU kumpla w kamienicyPotem w domu kulturyOstroBezkompromisowoCali myChcieliśmy podpalić światSpaliliśmy wzmacniaczA ja dostałemZapalenia gardłaWypieprzyli nas z domu kulturyBunt się skończyłDo matury pół rokuNasi ojcowie nasze matkiZ biegiem czasuNasze matkiZnienawidziły naszych ojcówKlasyk tamtych czasówWódka i rękoczynyA kiedy owdowiałyCzują się samotneNie wiedzą co zrobićZ dalszym życiemWiędną nadspodziewanie szybkoMoże jednak ich kochałyA może życie straciło sensBo złość była dla nichPaliwem na każdy dzieńI dlatego tęskniąMichał Piechutowski (ur. 1973) – młody, zdolny, atrakcyjny. Brak talentu nadrabia pracowitością. Prowadzi bloga, którego nikt nie czyta. Z wykształcenia politolog. Z zamiłowania magazynier/archiwista w szpitalu.