top of page

Michał Piechutowski – pięć wierszy



Proroctwo

Dziwnie jest poruszać się
w niespójnym systemie filozoficznym
który przemilcza
konsekwencje podjętych działań
Nazwałem go marksizm-debilizm
nie bez powodu
Odrzucono wprawdzie bazę
lecz całą uwagę poświęcono nadbudowie
Tak powstała świątynia z papier mache
w której bogiem jest każdy doń wchodzący
Ktoś powie Areopag
Ja widzę Hyde Park
z tą różnicą że można obrażać każdego
o kim z szacunku myślę wielkimi literami
a mową nienawiści jest apelowanie do
zdrowego rozsądku
Pewnego dnia barbarzyńcy
staną pod jej murami
i niepotrzebny będzie ogień
Runie gdy się o nią oprze
chociażby jeden z nich


po prostu

moja śmierć
nie będzie aluzją
ani protestem
nie umrę za sprawę
ani nie złożę życia w ofierze
umierając
niczego nie będę udowadniać
ani z nikim polemizować
ratować honoru
czy manifestować wiary
umrę
zwyczajnie rzężąc
i z trudem chwytając powietrze
bezideowo i fizjologicznie
po prostu


Już masochizm czy tylko hipokryzja

Złoszczę się gdy w pracy z radia lecą wkurwiająco łzawe kawałki"Kayleigh" Marillion"Your ghost" Kristin Hersha z tych nowocześniejszych "Somebody that I used to know" Gotye i masa innego popowego gówna A już szczególnie głośno komentuję
ten kicz Daabu "Ogrodu serce"
na równi z "Twoją Lorelei" Kapitana Nemo
Jad parzy mi usta i podrażnia gardło aż do chrypy
"Po co to tak skamleć" pytam wtedy retorycznie
"Trzeba mieć resztki godności" wykrzykuję
z ogromnym przekonaniem
A jadąc do domu
słucham tego syfu na słuchawkach
mam go mnóstwo w telefonie
i zaciskam oczy z bólu
nie dając popłynąć łzom po policzkach


Samo życie (biednych ludzi)

Kroimy na części co mamy
Starając się niczego nie marnować
Troski rozpisujemy z góry na cały miesiąc
Żeby nie zwaliły nas z nóg
W ciągu pierwszego tygodnia od wypłaty
Oszczędzamy sklepowe wystawy
Przed apetytem oczu
Hamujemy łaknienie
Cerujemy nawet mgłę z łez
Osiadłą na rzęsach
Przyda się na inne okazję
Jak stara sukienka po przeróbce
Braki w teraźniejszości łatamy
Przyszłymi ratami harmonogramu spłaty
Nawet jeśli potem niespełnione marzenia
Smakują jakoś tak gorzko
Nie poddajemy się bo mamy siebie
A każde z nas dwie ręce
Którymi możemy się opleść
Jak linami okrętowymi
I powstrzymać przed niewiarą
Że zawsze damy sobie radę


Asymptota

Nieobce mi jest myślenie magiczne
To silniejsze od rozsądku
Podbudowanego edukacją
Wstydzę się tego i jednocześnie
Pokładam nadzieję
Że myśląc czy rozmawiając o tobie
Jakoś istnieję w twoim życiu
Że mnie to jakoś do ciebie przybliża
Że wreszcie nadejdzie dzień
W którym usiądziemy
Popatrzymy na siebie
Wszystko sobie wyjaśnimy
I żyjąc dalej w odrębnych przestrzeniach
Stworzonych przez naszą historię
Już nigdy siebie nie stracimy
Co za nonsens
Nigdy się to nie ziści
Bo odległość między nami
Zmniejsza się asymptotycznie
I już zawsze będziesz
O krok przede mną
Odwrócona gniewnie plecami












Michał Piechutowski (ur. 1973) – młody, zdolny, atrakcyjny. Brak talentu nadrabia pracowitością. Prowadzi bloga, którego nikt nie czyta. Z wykształcenia politolog. Z zamiłowania magazynier/archiwista w szpitalu.

Comments


bottom of page