Maciej Skomorowski - dziewięć wierszy
- Miroslaw Drabczyk
- 25 gru 2023
- 5 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 29 gru 2023
Przyszłość pewnego złudzenia
Z wiekiem dorastasz do wprawy w masturbacji,
którą tak namacalnie zademonstrował Derrida
w związku z Rousseau, (to, tamto pismo) z wiekiem
jako singiel w wielkim mieście uczysz się ukraińskiego
od krasnych Ukrainek, cieszysz się z szans życiowych
w kosmopolitycznym kosmosie tuż przy metrze Rondo Daszyńskiego,
ale nie wypada ci z głowy, wypaść nie może, ta stara piosenka
Sweet Jane (jej automatyzmu psychicznego terapeutka
Magda nie uznała za zaburzenie), więc przed całym miastem
przyznajesz się do wprawdzie usprawiedliwionej przez miłość
nikczemności miłości, oskarżenia o okrucieństwo, która jednak
nie odnalazła tego, co było do znalezienia, chyba że dziś Karolina
będzie przez jeden dzień Joanną - któż jak nie ona?
a umówiony piątek jako spotkanie pożegnawcze
potraktujesz z estymą, winną tej, która prowadziła cię
przez te cztery ostatnie lata, nawet jeśli nie zrozumiała
szczytu: (tłumaczę: na szczycie jest płaskowyż, miejsce
dla kilku naszych flag, nie jednej). Polegamy. Ja już nie śpię,
nie śnię, nie śmiem; za mojego życia kilkukrotnie zmieniały się
oficjalne klasyfikacje DSM, ta cała nowa prokrastynacja
w magazynach na półkach stacji benzynowych… Pod piekielnym
słońcem sierpnia - gdzie znajdę duszę twardą twardością światła,
hardą i trudną miłość, moje polisemiczne dzień dobry dla ciebie,
sąsiedzie, znów chcę być sam, niesłusznie zarzucasz mi utratę
kierunku. Tego lata przyjaciele nazywają mnie Ulisses.
w progu
urodziłem się pierzasty i ślepy. moja akuszerka
nie spała przeze mnie. była zima stulecia, noc.
przemarznięte, głodne tłumy wychodziły na ulicę.
wiele razy zmieniałem opierzenie i wzrok ćwiczyłem
na tym, co akurat nazywało się sztuką. zimy
powracały cyklicznie. ulice pożerały tłumy.
wolę, wiedzę, pamięć przesłoniły pióra.
akuszerka miała zimne ręce, kiedy przyjmowała noc.
jej sztuka była ludowa, wskazywała na tłum.
okazało się, że warunkiem pamięci jest przeciwieństwo
ślepoty. wiedza zaczyna się wraz z nowym stuleciem,
a wola jest dana pierwotnie przy kruszeniu skorupki.
stulecie wydało zimną sztukę przetrwania.
trzeba wiele wiedzieć, aby czynić nowe pochody.
pióra przesłoniły widok nocą mojej akuszerce.
tłum nakarmił się jajem i skrył się w skorupce.
wiedzieć to widzieć ślepy głód ulicy. stroję się
w piórka, stojąc w progu, niedługo.
Etyka jakości życia
Prowadzę kalendarz, więc - zakładając stabilności postanowień
(za to ręczy się głową) - mogę powiedzieć, że znam przyszłość. Ruch
wyprzedzający jak w "Traktacie o dobrej robocie", bo dobrej roboty
można się nauczyć, nie można nauczyć się jedynie moich wskazań,
"Patrz na to!" - Wittgenstein przytacza powiedzenie arabskich matematyków
czynią różnicę między mówieniem i pokazywaniem, nie patrz na palec,
księżyc… Jutro znów, jak w najwyższej amplitudzie lipca, czekają nas
trzydziestki, pot, tłumaczy amerykańskich proszę o przekład
Na Farenheity. Kim stałem się po odejściu najlepszych przyjaciół,
porzuceniu rodziny? - Czas ujawnia się w każdej sekundzie,
z wolna zaczynam myśleć o tym, co na starość, to już się zaznacza, kostycznie,
już teraz jestem delikatnie żulerski, let's say, ale zdrowe odżywianie i joga
mogą bardzo pomóc, zawsze ufam lekarzom, MM, a ułatwienie dostępu
do zawodu psychoterapeuty dla ludzi po filozofii, to nadal dla mnie perspektywa
na przyszłość - dobra, i tu, na ulicy Czumy, gdzie żyję od dziesięciu lat, gdzie
umrę zapewne, bo tu chcę umrzeć, gdzie każdy mnie zna (mogę także zrobić
karierę w Radzie Nieruchomości, ale zaprzyjaźnione garnitury z ratusza
o tej spółdzielni mają to samo zdanie: złodzieje!) - nie życzę sobie więcej
złamanych serc. Od większych pieniędzy w tej wolskiej korpo dzielą mnie dwa,
trzy kliknięcia, dystans niebotyczny, lecz chcę pokazać ojcu, że potrafię
zarobić na siebie, bo na mnie kończy się linia, więc milczeć nie mogę. Jest
sierpień i lekkie zmęczenie latem, kondycja wolnego człowieka, słońce.
Nieznani sprawcy
Przed oświetleniem Reja w Puławach
popełniono na tej ulicy kilka morderstw.
Za chwilę osiągnę granicę administracyjną
miasta, nie jest zimno, idę prosto. Za ścianą
ciemnych drzew, przeciwlegle na torach
hamują pociągi. Mogłem się przekonać,
że mój krzyk byłby niedosłyszalny w okolicy
niemalże przez minutę. Tyle trwa żelazny szczęk.
Coś mogło się wydarzyć, ktoś mógł zbiec. Zima,
nie wiem, czy ktoś stoi w cieniu, gdzie.
przed świętami
chciałbym, żeby jakiś bóg
się wreszcie narodził. chciałbym
na święta trochę lepszych piosenek w
w radio i rozejmów na świecie. chciałbym,
żeby jakiś bóg się wreszcie narodził
i przemówił nowym, potężnym słowem,
któremu znów moglibyśmy uwierzyć.
Biografie
Tomaszowi Wojtasiowi, lubelskiemu filozofowi
Staliśmy się tylko odrobinę bardziej drobnomieszczańscy.
Wyrobiliśmy nawyki, naczynia pozmywane. Zwielokrotniliśmy
punkty widzenia, gromadzimy je, porównujemy.
Lekarz nas osłuchuje i z gabinetu wychodzimy pocieszeni,
bo przecież z niczego nie musimy jeszcze rezygnować – ryzykujemy.
Nadal czujemy się młodzi, choć alimenty są jak najbardziej na poważnie.
Identyfikujemy się poprawnie politycznie oraz gramy racjami,
wymieniamy argumenty, przede wszystkim na własny użytek.
Prowadzimy życie, umywamy ręce,
oczekujemy erotycznych snów.
Mogłoby się wydawać, że gładko dociągniemy do końca –
upewniają nas o tym znajomi, wybrane książki,
już teraz monotonna zmiana pór roku.
W końcu coś wiemy, choć koniec wymyka się myśleniu.
I nie jest to płacz. Nie jest to śmiech. Nie całkiem milczenie
w tych pourywanych, najczęściej z grzeczności, zdaniach.
I powiem, że testamenty, które powoli rosną w nas
w coraz zwięźlejszą formę,
będą doskonalsze niż możemy to sobie teraz wyobrazić.
Będzie padać
Dziś mam szansę na bitcoina. Padało, pada
i będzie padać cały dzień. Tylko pomyśleć
co telefony zrobiły z naszymi życiami…
To niby proste sylaby, wietnamski, jednakże
nie potrafię powtórzyć co w chińczyku mówił
sprzedawca frytek. Załapałem się na przypadkowy
kadr wczoraj wieczorem w parku - u mnie młodzież,
jak widać, także jest postępowa i uprawia sztukę.
Może srebro we krwi? Może domu ściany
wywalone jak języki? Może być też i tak, że wcale
nie musimy odrabiać lekcji - to Wy
musicie odrobić lekcje. Czas do tego przykładany
niedokładnie odzwierciedla nakłady pracy, nie jest
lustrem doskonałym. - Ta jedna, jedyna. Pierwsza.
Okazja czyni złodzieja, więc kradnę buziaka. Nieprawda
podawana na słodko, z imbirem i suszonymi pomidorami -
jak ci smakuje? W tle drzewa kanadyjskiego lasu
na pulpicie, na ekranie, ja teraz tylko powielam siebie
samego z najlepszych chwil, bowiem szczęście, piękno
i dobroć zawsze mają jednaką twarz, uśmiech i łagodne
skinienie. Mam te zdjęcia dla ciebie. Nie zawiodę na środę.
bliżej, dalej, niepotrzebnej śmierci
ze spraw pilnych urząd skarbowy,
dwa dni na znalezienie trzeciej roboty,
ponawianie prób zapewnienia sobie odrobiny więcej
snu, od dziś siostra u mnie. oczywiście ukraina.
poza tym chciałbym dokończyć artykuł
o lyotardzie, spotkać się z eweliną w puławach,
przeprosić kilka osób, kilku osobom zaszkodzić,
na wakacje wyjechać w góry. dalej moje horyzonty
nie sięgają. małżeństwo około pięćdziesiątki.
a jeżeli się rozmyślę - kupię jakieś zwierzę.
Popieram zamknięcie nieba
Przyjechała ze Stanów, więc gdy z lekkim akcentem
zacząłem objaśniać, że interfejs jest easy to use
sądziła, że ją podrywam. Skończyliśmy na kawie.
Na kawie się skończyło. Potem wracaliśmy -
jakby wielokrotnie - do tego ciemnego pomieszczenia
na 34 piętrze, gdzie ludzie są dziwnie ubrani
i niektórzy nie mogą mieć gabinetów z powodu
lęku wysokości (przeszklone okna), np. zamiatają,
a misją tych w gabinetach są pieniądze - wracaliśmy
z kawy przez Żabkę okrężną drogą i trafiliśmy
na kolejkę złożoną z ukraińskich dzieciaków
wylewającą się na Świętokrzyską - byli ubrani
jakby kupowali w Pepco i bardzo radośni, pewni
swojej młodości, nastoletni Ukraińcy...
Ona chciała już być na górze, ja miałem
tam tylko drobną sprawę do załatwienia,
więc poszedłem jej na rękę i po kawie nie
kupiłem hot-dogów (łatwe przejście
od easy to use) jak obiecywałem (kolejka...),
może i słusznie, w Stanach mają lepsze, ale wjechaliśmy tam
szybko i słowem nie napomknąłem, że w radosnym tłumie
roześmianych i pryszczatych nastoletnich Ukraińców
widziałem śmierć ojca w oczach jednego z tych dzieciaków.
