top of page
Pomiędzy płatkami a mąką w sklepie słuchałam tłustego bitu, co miażdży przeponę i rozgniata serce, ale ani razu nie przytupnęłam do jego rytmu. Czasami szurałam nogą pod stołem w knajpie, kiedy niewygodna rozmowa z Pedro uwierała bardziej niż kamyk w bucie. Nie pomagał wtedy ulubiony makaron z chrupiącym kurczakiem, ani dorysowany przez Pedro odręcznie uśmiech na otłuszczonej serwetce. Liczyłam, że jeśli poszuram trochę, to strzepnę z siebie w końcu odpowiedź, jak zaschnięte błoto, które zbyt długo nie chciało skruszeć. Szuranie ostatecznie go irytowało. Upomniana raz, a potem drugi, zrozumiałam, że tańczenie w miejscach publicznych, nawet tak powściągliwe, jest irytujące. Przestałam więc tańczyć i poruszać rytmicznie ciałem. Przestałam ruszać nim nawet nierytmicznie.
w klubie i patrzyłam na jego pląsy na rozgrzanym neonami parkiecie. Był wężem w człowieczej skórze, którą zrzucał wyłącznie w tańcu. Po drugim drinku próbowałam wysyczeć w jego kierunku: chodź do mnie, a jednak dopóki nie odważyłam się wejść na parkiet, on nie reagował. Wahałam się, czy utknąć pomiędzy jedną nutą, a drugą i dać się w niej zamknąć, czy może złapać kilka rytmicznych tonów i dać się im ponieść ku jego osobie.
Katarzyna Woydyło (ur. 1992) – absolwentka filologii germańskiej na Uniwersytecie Śląskim. Jej opowiadania opublikowane zostały w "Stronie Czynnej", "Tlenie Literackim" oraz w "Epei". Mieszka w Zabrzu.
bottom of page