za oknem wciąż bieleją spłachetki śniegu. powtarzasz
się przysłowiami chociaż wiesz że tą ludową mądrością
można wybrukować piekło. wtedy przypominasz sobie
że to nie ten związek frazeologiczny. zawsze miałeś kłopot
ze związkami. to podobno wina wadliwego połączenia w mózgu. mniejsza
z tym. tak naprawdę piszesz to tylko dlatego że podoba ci się
słowo spłachetki. ale zamiast cieszyć się nim i bawić usiłujesz
otworzyć w głowie szufladkę z napisem gramatyka historyczna.
stąd już tylko krok do polityki historycznej. wojna trwa. nie uciekniesz.
biały wiersz o braku zimyten wiersz uparcie chce się zrymować. schować.
knować. wędrować stąd do częstochowy nowomowy.wybielam go. uparcie pozbawiam rymów rytmów. arytmia
ma nas wybielić. wcielić słowa w ciało. na biało
pomalować ulice. na nice
wywrócić stary świat. rad nierad
ustąpi. jednak skąpi nam słów. znów
się rymuje. słownik w telefonie nie zna słowa zrymować
w zamian proponuje zrujnować.
ćwiczenia z chemiina ulicy słonecznej upał. szczęśliwy zbieg. okoliczności
są sprzyjające. kropla potu wolno płynie po karku. chciałbyś
zlizać. podążać językiem po jej śladach. schodzić
coraz niżej. już wiesz że to będzie coś. proces
już się zaczął. niedziela. słoneczna
wspina się na skarpę. niebezpiecznie
skracamy dystans. zapominamy
o maskach (nie szukaj metafory mówimy
o pandemii). liczysz na więcej. efekt motyla. tego latatrzepot skrzydeł to tylko wielkie
rude ćmy.
apostazjataki dzień. poniedziałek który podobno jest
czwartkiem. jeden z tych kiedy wierzę że nie udałam się nawet sobie. taki miesiąc.
znów umierają mężczyźni o pięknych głosach i kobiety
o zimnych sercach. a może odwrotnie. ten rok
jak wyrok. kiedyś ulegnie zatarciu. w natarciu
trzeba wziąć udział. porzucić wiarę ojca i matki
w to że jestem nikim.
przednówek
chłód podchodzi do gardła drapie w krtani. słowa stygną
zanim zetkną się ze światłem. wiosna ciągle nie może się zacząć.
mówisz o żurawiach i czaplach a ja widzę tylko szare
wróble. czasem sikorki zawiedzione brakiem ziarna.
białe zmienia się w mokre. mokre w słone. sól prowadzi nas
do szarych przylądków które nazywają się zielone. śnią się
mężczyźni po których miało nie być już śladu. wychodzą z kątów
lata chude po których nie chcą nadejść te tłuste.
Dorota Ryst – absolwentka Wydziału Polonistyki UW. Wydała osiem tomów wierszy – najnowszy to i inne miasta (2023). Jej twórczość była publikowana w licznych almanachach, antologiach i czasopismach literackich. Jest jedną z założycieli Stowarzyszenia Salon Literacki zajmującego się promocją polskiej poezji. Organizuje i prowadzi spotkania autorskie, festiwale, warsztaty poetyckie. Jest redaktorką almanachów oraz tomów poezji, jurorką w konkursach poetyckich. Od 2017 roku prowadzi Spacery Literackie po Warszawie i innych miastach. fot. J. Kessler
Comments