Dackard Prot – żart ponadczasowy
- Mirek Drabczyk
- 28 kwi
- 4 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 1 maj
Święty Kazimierz – powracają czajki
(w odpowiedzi na Sonety z chałupy – Jana Kasprowicza)
Nie wiadomo, który to dzień tej zimy nadszedł. Mężczyzna w brązowej, mocno wyblakłej, więc może już beżowej, a może wiśniowej kurtce plisowanej otwiera piknik przy płocie. Śpi snem głębokim, ściskając dłonią puszkę podpieraną falą brzucha.W koronie, jak nad upadłym Jezusem, powiewają w wilgotnym jeszcze podmuchu piórka opadające z pożartej przez kota sikorki. Już nadleciały. Znaczy zima ma akurat swoje południe. Utopią ją wkrótce okrutne dzieci miejskich karaluchów. Popłynie spalona żarem jak ciała pstrągów u drogi strumienia. Betony pokryją się żółcią, zielenią, aromatem ozonu z rur żrących powietrze pojazdów, w oddechach gorączkującej wiosny, studzonej wieczorami i gwizdami z syberyjskich stepów. Śmietniki wypełzną na polany cementowych mozaik. Już ozdób z psich kup, jak bombek na choince wigilijnej Mikołaj, nie ujrzy przechodząca sprzątaczka w zamarzniętych rękawicach. Żółtych malunków i liter nie znajdzie ksiądz przy murach kościoła na śnieżnobiałej tablicy, polerowanej codziennie na wszelki wypadek. Dzieci radośniej z fajkami w dłoni za szkołą się zgromadzą, by choć chwilę promieniem podepilować skórę. Wiosna nadchodzi. Kolejny koniec przynosi.
Numeracja
(w odpowiedzi na Sonety krymskie – Adama Mickiewicza)
Przeczytałem wiele książek Koontza. Czy jest się czym chwalić? Nie ma. Przeczytałem też kilka książek autora Hannibala, w oryginale i po polsku. Jest się czym popisywać? Nie ma. Pisanie to proces twórczy, jego efekt rzeczywisty ujawni się w głowie odbiorcy, aczkolwiek odbiorca jest raczej urojony.
Piszący bez problemu powinien poradzić sobie z prostym zadaniem, jakim jest przetłumaczenie [na język współczesny] osiemnastego sonetu krymskiego Adama Mickiewicza. Banalna sprawa. Nauczyciel twierdził, że tam nie ma czego tłumaczyć, bo tekst jest całkowicie zrozumiały, wyzwanie pojawia się dopiero wtedy, gdy próbujemy napisać go prozą.
Do pomysłu podszedłem z entuzjazmem. Odszukałem nawet te sonety. Krymskie. Przeczytałem je z uwagą.
Ku mojemu zdziwieniu, nie są ponumerowane. Nie nazywają się również sonet taki lub owaki. Wytłuszczoną czcionką, co jakiś czas, pojawia się w długiej treści, bez podziału na strony coś na miarę tytułu. Moja niewątpliwa inteligencja podpowiedziała, że to muszą być tytuły. Chyba tytuły, bo kiedy je liczyłem [po trzykroć], zawsze wychodziło mi osiemnaście. Tyle ile sonetów. Krymskich. Ewidentnie, ten liczący ja, nie był w stanie zaakceptować faktu, że ten ja piszący ma przetłumaczyć na prozę coś, co nosi taką nazwę, której nawet przeczytać się nie da. Po trzecim liczeniu, ten liczący, mógłby już przyjąć za pewnik zasłyszaną sugestię, że osiemnasty, oznacza ostatni. Nie.
I ten liczący, nieźle już wkurzony, po raz czwarty raz sprawdził od końca, czy trafi na ten sam tytuł. Próby doszukiwania się numeru kolejnych sonetów w losowo pojawiających się cyfrach nad tytułami spełzły na niczym. Tu na przykład liczba 73 umieszczona ciasno przy słowie Ajudah w ogóle nie przypomina osiemnastu. Liczby te są jak przypisy w pracy doktorskiej, ale przecież napisał je sam Adam Mickiewicz, więc nie robiłby przypisów w swoich sonetach, Dziadach czy innych Litwach Ojczyznach moich.
Ajudah⁷³
W tym momencie na scenę wkroczył ten ja piszący.
– Zapoznam się z tekstem - pomyślałem, ignorując porażki liczącego. Pierwszy wers, spoko: “Lubię poglądać wsparty na Judahu skale” zakończone przecinkiem, więc spodziewam się kontynuacji. Niewątpliwa inteligencja podpowiedziała mi, że Judah to jakaś skalista góra, więc podmiot liryczny na coś patrzy, pewnie w przestrzeń… Już byłem pewien. Przetłumaczę.
Drugi wers przemówił do mnie ”Jak splecione bałwany, przecinek”. Zatrzymałem się jak autor nakazał przecinkiem, dokładnie tak, jak teraz w wordpresie kursor, który aż przestał migać na ekranie, czekając na kontynuację myśli. Ale myśl - podpowiada mi niewątpliwa inteligencja – sama z siebie nie nadejdzie. Trzeba ja napisać. Zbliżyłem oczy do ekranu.
Ach! “Jak spienione bałwany przecinek”.
Postanowiłem czytać dalej, bo pewnie to nieznany zabieg literacki z tamtego okresu i wszystko wyjaśni się w drugiej połowie, choć nie wiadomo, skoro perypetie pojawiły się już w drugim wersie: ”Jak spienione bałwany, to w czarne szereg bez przecinka”. Znam już ten zabieg. Adamie Mickiewiczu, nie wykończysz mnie drugim wersem, bo jak pani w klasie kazała, wąż boa oburącz do ust go przycisnął, więc kontynuowałem poszukując rozjaśnienia myśli w wersie trzecim: “Ścisnąwszy się przecinek”. W zasadzie tu już nie miało znaczenia, czy tam jest przecinek, czy go nie ma. Doczytałem do końca wersu czwartego i nawet nie zatrzymałem się nigdzie po drodze. Nie zadziwiły mnie wielkie litery w środku zdania między przecinkami, nic mnie już nie zadziwiło i tak galopowałem po wersach. Zatrzymałem się na kropce w piątym wersie i stwierdziłem, że Adam Mickiewicz nieźle wszystkich wyrolował. Musiał być kompletnie narąbany, pisząc te słowa. Znam ten stan. Napiszesz coś wieczorem na bani, a rano czytając, nie znajdujesz w dziele ni grama treści. Adaś jednak uznał, że to będzie żart ponadczasowy. Ale nie dziwię się, mój wujek, po dużej dozie alkoholu, mówił do mnie w podobnym artystycznym dialekcie. Ośmielony sukcesami wujka, napisałem Ajudah prozą.
Księżyc i skały na końcu mojej drogi stanęły u bram urwistego oceanu. Koniec Ziemi, a jednak mój dom. Przemierzyłem cały świat, by w końcu odnaleźć się na mokrej skale suchego lądu, wśród znajomych i przyjaciół. Nie potrzeba mi więcej. Kamienie, lustrzane odbicie speszonego słońca, mchy ujmujące głowę w opiekuńczych dłoniach, kojące sklepienie i źdźbła kołdrą otulające ciało do spokojnego snu. Gdzież byłoby mi lepiej…
Fale słoną mgłą omiatają moją duszę jak struna powietrze w dudniącym instrumencie. Na szczęście przez życie idziemy trzymając kogoś za rękę. Mimo, że podróż się zakończyła, droga przed nami jeszcze długa. Czymże bym był, gdyby nie gwałty i ciosy, szaleństwo i szmer szeptów błagalnych o pomoc we wspólnej samotności. Czy słowo wyplute palcami przekaże myśl moją tym wszystkim w potrzebie radości... Czy nakarmi i wzmocni… Żyję, a skoro powstałem, to może i będę trwał wiecznie, w skupieniu i ludzkiej wolności.
