Aleksandra Szymkowiak – Gołąb woła na bis
- Mirek Drabczyk
- 29 maj
- 4 minut(y) czytania
W sypialni powinna panować cisza.
Oto rytuał: Ania przed snem włącza w telefonie tryb samolotowy, odwiesza szlafrok i
kremuje dłonie. Zapach jaśminu pomaga jej się zrelaksować. Wchodzi do sypialni, zapala
lampkę i wybiera książkę, najczęściej jakiś reportaż. Wślizguje się pod kołdrę. Od kilku
miesięcy nie musi jej z nikim dzielić.
Wieczorny spokój mąci ból zęba. Przychodzi nagle; jest tępy i intensywny, przeszywa
nerwy i uderza aż do skroni. Kobietę mdli na samą myśl o kolejnej wizycie u lekarza. Pół
roku temu w przychodniach spędzała całe tygodnie.
Leży cierpliwie i przełyka ślinę, która smakuje żelazem. Wie, że prędko nie zaśnie.
Próbuje czytać, ale przychodzi Marcin. Od roku są małżeństwem.
Mężczyzna siada niezdarnie na łóżku i wyciąga piżamę spod własnej kołdry.
– Jak twój dzień? – pyta.
– W porządku.
– Co robiłaś?
– Nic konkretnego. – Ania nie odrywa wzroku od książki.
– To pogadane.
– Masz jakiś problem?
– Chcę wiedzieć, jak twój dzień.
– Kiepski jak zawsze. – Rozmasowuje palcem dziąsło.
– Przesadzasz.
– Zapytałeś, to odpowiadam.
– Okej. A nie jesteś ciekawa, jak mój dzień?
– Jak twój dzień?
– Kiepski jak zawsze.
– Nie nabijaj się. – Kobieta wkłada do uszu zatyczki. Ból zęba wżera się w całe ciało. Ania
mruży oczy. To pewne, jakiś ptak postanowił wydziobać jej mózg. Próbuje odkręcić słoik z
lekami. Długo się z nim mocuje, dłonie ma śliskie od kremu. Mogłaby poprosić męża, ale
woli pomóc sobie rąbkiem poszwy. Plastikowe wieczko w końcu odskakuje. Połyka tabletkę
ketonalu. Cierpki smak pigułki miesza się z krwią.
– To dobranoc.
– Dobranoc.
Odwracają się do siebie plecami i zanurzają we własnych myślach, które co wieczór
krążą wokół seksu. Nie kochali się od tygodni. Przestali już liczyć, od ilu dokładnie. Kiedyś
zbyt wiele odmierzali. Zapisywali daty poronień i slogany motywacyjne z kliniki. Odznaczali
w kalendarzu każdy stosunek, początek i koniec owulacji, godzinę i minutę wytrysku.
Ciszę w sypialni przerywa miarowe stukanie. Ania wyciąga z uszu zatyczki:
– Słyszałeś?
– Co?
– To trzaskanie za ścianą.
– Pewnie jakiś ptak wpadł do szybu. – Marcin przykłada głowę do ściany. – Brzmi jak gołąb.
– W radiu podawali, że jakaś rodzina z Hiszpanii żyła z rojem os za ścianą. Musieli wezwać
straż, żeby ich nie zagryzły przez sen. – Patrzy na mężczyznę, ale ten nie odpowiada. Ciszę w
sypialni zakłóca gruchot zza ściany. – Co, nie słuchałeś?
– Słuchałem.
– To o czym mówiłam?
– O pszczołach i parze z Hiszpanii.
– I masz jakieś przemyślenia, czy to tyle?
– O co ci znowu chodzi? – Odwraca się w stronę żony.
– Ty to od razu się irytujesz.
– Bo tobie zawsze coś nie pasuje.
– To czego ty byś chciał?
– Może porozmawiać. Przytulić się przed snem.
– Już rozmawialiśmy o tym na sesji. Non stop mi to wypominasz.
– Wypominam?
– Tak – zamyśla się. – Czy nie możesz wypierdolić stąd tego jebanego gołębia?
– Jak, dzwonić po straż pożarną? Dzień dobry, wprawdzie jest środek nocy, ale mamy gołębia
w szybie wentylacyjnym. Pomogą panowie? Opanuj się. Problem to będzie jutro, jak nam
zgnije.
– Jezu, czy ty musisz być tak obrzydliwy?
– Paniusia się znalazła. Może jeszcze załóż ten jedwabny szlafroczek.
– Mówiłbyś tak, gdybym nie straciła ciąży?
On rozchyla usta, jakby chciał odpowiedzieć, ona przygląda mu się wsparta na
łokciach. Milczą. Obracają się na plecy i splatają dłonie na piersiach. Żona opiera głowę o
bark męża, uchem muska jego obojczyk. Zaczyna nucić kołysankę, którą matka śpiewała jej
w dzieciństwie. Idzie niebo ciemną nocą, ma w fartuszku pełno gwiazd. Gwiazdki błyszczą i
migocą, aż wyjrzały ptaszki z gniazd. Jak wyjrzały, zobaczyły, to nie chciały dłużej spać.
Kaprysiły, grymasiły, żeby im po jednej dać. Gwiazdki nie są do zabawy, tożby nocka była zła.
Jak usłyszy kot kulawy, śpijcie, ptaszki, aaa… Melodii wtóruje pohukiwanie gołębia; woła na
bis. Kobieta podnosi jedną rękę ku górze i powoli przesuwa dłonią, jakby wygładzała
powietrze. Tak jak w dzieciństwie sięga się do sufitu po gwiazdy. Mała też by tak robiła.
– Dawno jej nie śpiewałaś.
– Komu?
– No jej.
– Przestań.
– Słyszę ją czasem, tak, jakby była obok. – Dotyka brzucha żony. – Pewnie bałaby się tego
hałasu.
– Jeszcze powiedz, że jest z tym ptakiem.
– Może ona czeka, aż ją wypuścimy? – Marcin prostuje się na łóżku. Ptak łomocze
skrzydłami o ściany szybu. – Chodź, pomóż mi ją wyciągnąć.
– Chyba żartujesz.
– Gdzie mamy śrubokręt?
– Ona wcale nie chce, żebyśmy ją wyciągnęli.
– Nie wygaduj bzdur, tylko się odsuń. – Próbuje podważyć kratkę. Na zmianę szarpie i wali w
nią pięściami, ale metal jest za mocno przytwierdzony. Gołąb podlatuje pod sam otwór.
Ania kładzie się z powrotem. Przejeżdża palcem po dziąsłach; są chropowate. Marcin
wraca do żony i przykrywa się kołdrą.
– Możemy spróbować jeszcze raz. – Przytula kobietę.
– Przecież nie wyważysz tej kratki.
– Chodzi mi o to, żebyśmy zaczęli od nowa.
– Aha. Teraz?
– Proszę, nie zaczynaj.
– To ty zacząłeś.
– Bo czasem, kurwa, chciałbym o niej porozmawiać.
– Po co?
– Pocałuj mnie na zgodę – odpowiada jej po chwili.
Kobieta zaciska wargi. Krzywi się, kiedy język męża dotyka jej ust. Sama nie wie, dlaczego.
Może przez wyrzuty sumienia. Nie chciała zaczynać tego tematu. Całuje mężczyznę jeszcze
raz, ale znowu się krzywi. To pewnie ból zęba. Od kilku minut dokucza jej coraz bardziej.
– Powinniśmy byli poczekać ze ślubem.
Ciężar tych słów ściska ją w piersi.
– Co masz na myśli?
– Tak tylko mówię.
– Chciałaś, żebym ci się oświadczył. – Marcin głośno przełyka ślinę. Gołąb przestaje się
szamotać. Nastaje cisza.
– Tęsknisz za nią czasem? – pyta po chwili.
– Dobranoc. – Ania z powrotem wkłada zatyczki do uszu. Odwraca się na drugi bok i ciasno
otula kołdrą. Zagryza zęby. Ketonal nie pomógł, a ból coraz śmielej rozsadza czaszkę.
Kobieta chucha na dłoń i przyciska ją do nosa. Śmierdzi krwią. Przejeżdża językiem po
podniebieniu. Z dziąsła wyrasta jej pióro i pęcznieje w buzi.
