Łukasz Szopa – pięć wierszy
- Mirek Drabczyk
- 29 cze 2024
- 2 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 1 lip 2024
Miłość
Sierpniowa siedemnasta czterdzieści sześć.
Dołączasz po chwili. Siedzimy na balkonie.
Nadzy, milczący, leccy,
zwróceni ponad ulicę.
Chłodne są tylko szklanki.
Jak nie raz: jedna pół pełna, jedna pół pusta.
Patrzymy przed siebie, długo i wytrwale.
Na zakurzone okna i rozdrapane ściany
kamienicy próbującej zdominować widok.
A jednak. Wygrywa ciepło ramion i stóp.
W kuchni, przy kawie
Dwie filiżanki
na kwadratowym taborecie przykrytym serwetą.
Kawa po turecku.
Czekają na zbliżenie i dotyk rąk.
Patrzymy na siebie. Pięć lat temu byliśmy młodsi.
Babcia pyta o rodziców.
Wiem, że za chwilę opowie o umieraniu Igorowych.
O matce, która przez sześć miesięcy.
„W tym łóżku, w którym ty spałeś.”
O ojcu, który rok wcześniej nagle we śnie.
„Igor godzinę przedtem telefonował do niego z miasta,
ojciec mówił mu, że za dużo dał za te ryby.”
Wiersz napisany na kartce w wierszem Meszy Begica
„Wetknięty pomiędzy”
Szklanka wody
słońce
lniany obrus
drewniany stolik
wiatr
drewniane krzesło.
Tłumaczę Meszy wiersze
przymykam to lewe oko
to obydwa
wyobrażam
wspominam
podnoszę szklankę
łykam.
Drapię zarost
przede mną
kwadratowy basenik z liliami
z każdego rogu tryska
(choć gdy przymknę oczy – cieknie)
woda.
Ruchem palca między brwi
poprawiam okulary
od trzech dni już nie noszone.
Kończę zapisywać.
Poranek
Drzewa
pomarańcze
poranek
kamienna ławka
nieruchoma para huśtawek.
Kobieta zbiera do szufelki
śmieci.
Pokój nr 4
Po najdłuższej linii twojego ciała
spływa nieodwracalnie słona kropla miłości.
(Twoje palce kurczowo zaczepione o parapet.)
Przed nami opustoszała najdłuższa ulica miasta
w to zimowe, pandemiczne czwartkowe południe.
(Dłońmi mocno trzymam twoje kości biodrowe.)
Moja perspektywa to krzyż pionu i poziomej.
Twoja to dwie jasne równoległe osie.
(Ich losem: mimo bliskości nigdy się nie zejść.)
